Nie byłem do końca przekonany, czy mój pomysł z książką się powiedzie. Znaczy, na początku naprawdę się wciągnąłem i czytałem to wszystko z przyjemnością, całkowicie odcinając się od świata. Dopiero po dużej chwili się ocknąłem, ale ponieważ mój narzeczony świetnie radził sobie sam, postanowiłem mu nie przeszkadzać i dalej sobie czytać. W końcu przestał narzekać i zabrał się za sprzątanie. Nie, żeby mi jego marudzenie przeszkadzało, ale brakowało mi w jego marudzeniu logiki. Coś by porobił, a kiedy znalazłem mu zajęcie, to on tego robić nie chciał. A i tak się nudził.
Kiedy do moich uszu dotarł głęboki, spokojny oddech Taiki’ego, odłożyłem książkę na bok i cichutko opuściłem pokój. Właściwie, kiedy jego szafa została wysprzątana, zrobiło się tam bardzo dużo miejsca. Albo przynajmniej na tyle dużo, że zmieściłyby się tam moje rzeczy. Na dłuższą metę trzymanie rzeczy w torbie stało się naprawdę uciążliwe, ale zanim przeniosę swoje ubrania do jego szafy, zapytam się go o pozwolenie. Nie chciałbym zrobić niczego wbrew jego woli.
Zadowolony z chwili spokoju zacząłem przygotowywać obiad. Byłem zaskoczony, jak cicho był Sachiko, dlatego kiedy już wszystko nastawiłem na ogień, postanowiłem zajrzeć na moment do pani Kato. W końcu nic się nie stanie, jeżeli na chwilę opuszczę kuchnię, ziemniaki w pięć minut nie wykipią. Zapukałem cichutko do drzwi prowadzących do sypialni kobiety, a kiedy usłyszałem „proszę”, wszedłem do środka.
- Dzień dobry – przywitałem się, uśmiechając się delikatnie do kobiety. – Wszystko w porządku? Nie słyszałem dzisiaj, jak mały płacze – dopytałem, podchodząc ostrożnie do kołyski, w której leżał chłopczyk.
- Też jestem zaskoczona – przyznała, wstając z bujanego fotela, w którym czytała książkę. – Zapłakał tylko raz, rano, kiedy się obudził, ale to wszystko. Mam nadzieję, że będzie częściej taki spokojny.
Zauważyłem, że od narodzin Sachiko nieco się zmienił. Jego włosy znacznie pociemniały, a oczy nie były już tak nieskazitelnie niebieskie, jak na początku, a zaczęły przybierać barwę taką, jaką miałem ja, Natsu oraz tata. Miałem nadzieję, że podobieństwo do taty czy mnie nie będzie na tyle duże, by Shingo zaczął coś podejrzewać i chociaż nie byłem fanem trzymania tajemnic, w tym przypadku lepiej mu o niczym takim nie mówić. Albo przynajmniej jeszcze nie teraz.
Sachiko na mój widok roześmiał się uroczo i wyciągnął w moją stronę swoje malutkie rączki, co było strasznie słodziutkie. Uśmiechnąłem się szeroko i delikatnie pogilgotałem go po brzuszku, na co roześmiał się głośno. Był przeuroczy, dlaczego Taiki i Shingo tego nie dostrzegali? Fakt, czasem troszkę był denerwujący swoim płaczem, ale gorzej by było, gdyby w ogóle nie płakał.
- Ale je normalnie? – dopytałem, uważnie patrząc na panią Kato.
- Tak, dosłownie przed chwilą go nakarmiłam, więc niedługo powinien pójść spać. Słuchaj, zostaniesz z nim na moment? Pójdę zrobić sobie coś do picia – poprosiła, na co się zgodziłem. Pilnowanie takiego uroczego dzieciaczka było dla mnie czystą przyjemnością.
Następna godzina minęła mi bardzo miło i spokojnie. Przez kilka minut pilnowałem malucha, a później dokończyłem obiad. W międzyczasie mój narzeczony już zdążył się obudzić i był troszeczkę oburzony tym, że nie zastał mnie w pokoju, ale myślę, że jakoś mu to wynagrodzę. Po miło spędzonym obiedzie, podczas którego mieliśmy tylko i wyłącznie Shingo, który najprawdopodobniej był w pracy, pani Kato wróciła do pilnowania Sachiko, a ja z Taikim pozmywaliśmy naczynia, by później wrócić do cudownie czystego pokoju. O wiele milej się tu przebywało, jeszcze jak będzie ładna pogoda, upiorę pościel, by było jeszcze czyściej.
- Możesz ściągnąć koszulkę? – poprosiłem go, kiedy tylko znaleźliśmy się w przytulnym pokoju.
- Wow, chyba jeszcze nigdy nie byłeś tak bezpośredni – mój narzeczony wyszczerzył się głupkowato, a ja wywróciłem oczami. Gdybym miał poduszkę pod ręką, już bym nią w niego rzucił. – Ale muszę przyznać, to mi się bardzo podoba.
- Chcę zobaczyć, jak wyglądają twoje rany, nie napalaj się na nic innego – odburknąłem niezadowolony, kiedy już stał przede mną bez koszulki.
- A jak ładnie poproszę? – kontynuował, ale ja byłem nieugięty.
Kazałem mu usiąść na łóżku, a następnie powoli i ostrożnie zacząłem odwijać bandaże. Na widok siniaków i zadrapań zamarłem, przerażony i zmartwiony jego stanem. To wyglądało okropnie, ale kiedy dokładniej się temu przyjrzałem okazało się, że to tylko tak wyglądało. Zadrapania zostały już wcześniej oczyszczone, nie były także na tyle głębokie, by trzeba było je zszywać. Kiedy już przyjrzałem się dobrze jego plecom, zacząłem przyglądać się jego klatce piersiowej, gdzie była taka sama sytuacja. Jeszcze minie kilka dni, nim te zadrapania się zagoją i dopóki się tak nie stanie, będę musiał powstrzymywać się od przytulania czy innych tego typu czynności, przez które mógłbym podrażnić te rany. Swoją drogą, nadal mi nie opowiedział, co się wczoraj stało. Muszę koniecznie go o to spytać, ale to zaraz.
- I jak werdykt? – spytał po chwili Taiki, kładąc swoje dłonie na moich biodrach i przyciągając mnie do siebie, sadzając na swoich kolanach.
- Na resztę dnia możesz sobie odpuścić bandaże, rany szybciej ci się zagoją, tylko na nie uważaj. A jeżeli chcesz, możesz iść jutro do pracy, nie pogniewam się ani nie odejdę, ale zdecydowanie wolałbym, abyś posiedział jeszcze dzień albo dwa w domu, by bardziej ci się do wygoiło – odpowiedziałem, dla własnej wygody zarzucając mu ręce na szyję.
- Ta wiadomość też mnie cieszy, ale nie o to pytałem – odparł, a ja doskonale wiedziałem, co miał na myśli. I też miałem wielką ochotę na odrobinkę pieszczot, zwłaszcza teraz, kiedy byłem tak blisko niego i doskonale czułem jego gorący oddech na swojej szyi.
- Troszkę się boję. W pewnym momencie mogę nie zapanować nad sobą i wbić ci paznokcie w jedną z tych ran na twoich plecach, a to na pewno sprawiłoby ci ból. Nie chcę zrobić ci krzywdy – wyjaśniłem, spuszczając zakłopotany wzrok. Przecież gdybym wbił mu paznokcie w ranę nie dość, że sprawiłbym mu ból, to jeszcze spowodowałbym krwawienie, jestem pewien, że to nie tego ode mnie chciał, a to na pewno bym mu zapewnił.
- Więc skoro tak bardzo boisz się, że twoje dłonie zrobią coś nie tak, to może trzeba je unieruchomić? – mówiąc to chwycił jedną z moich dłoni, a następnie ucałował moje palce.
- Nie rozumiem. W jaki sposób miałbym je unieruchomić? – spytałem, przechylając delikatnie głowę w lewo i marszcząc brwi. Co on miał na myśli? Jak on chce je unieruchomić? Będzie je trzymał czy co? Ale gdyby je trzymał, to przecież byłoby niewygodnie jemu... może to ja jestem na tyle tępy i czegoś nie rozumiem? Bardzo możliwe, Taiki czasem wpada na bardzo dziwne pomysły i ledwo za nimi nadążam, ale teraz chyba jestem bardzo w tyle. Unieruchomić... czym można kogoś unieruchomić...? Liną, to jest pierwsze, co przychodzi mi na myśl. Tylko w pobliżu nie ma żadnej liny, przecież sprzątaliśmy i się na żadną nie natknęliśmy... chyba powinienem przestać tyle myśleć i poczekać na oświecenie ze strony mojego partnera, bo jak na razie to ja nic nie wiem.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz