Uśmiechnąłem się na słowa mojego narzeczonego, które sprawiły, że moje serce zabiło szybciej. Doskonale to wiedziałem, jednak uwielbiałem to słyszeć raz za razem i nigdy, ale to nigdy mi się to nie znudzi. Pozwoliłem mu przytulić się do mojego ciała i wtulić nos w zagłębienie mojej szyi, samemu ostrożnie go przytulając i głaszcząc go po włosach. Może i czuł się lepiej, ale jego ciało nadal nie było w pełni wyleczone i jeden zły ruch mógłby go zaboleć. Przez ostatni tydzień już trochę nauczyłem się, co i jak, ale nadal mogły zdarzać mi się błędy.
- Nie miałem pojęcia, jak dobrze, że mi to mówisz – powiedziałem rozbawiony, całując go w ucho. Oczywiście się tylko z nim drażniłem, przecież w żaden sposób go nie krzywdzę.
- Czyli muszę ci to powtarzać znacznie częściej, byś zaczął mieć pojęcie – odpowiedział, odsuwając się ode mnie i uśmiechając się do mnie szeroko. Od kiedy jego warga się zagoiła, zaczął coraz to częściej się uśmiechał, co mi się bardzo podobało. Żałowałem, że kiedy wrócił pobity ten tydzień temu, nie uspokoiłem się i nie mogłem zszyć mu rozcięcia na łuku brwiowym, ponieważ będzie teraz goił się on znacznie dłużej.
- Nie będę narzekał – wymruczałem, po czym złączyłem nasze usta w nieco zachłannym pocałunku. I za tym się bardzo stęskniłem, dlatego od tej pory zamierzałem robić to jak najczęściej, by nadrobić te wszystkie zaległe razy. – Ale teraz musisz ładnie zjeść swoje śniadanie, zanim ci wystygnie, bo wtedy już nie będzie dobre – dodałem, odsuwając się od niego, kiedy poczułem jego dłonie na swoich pośladkach. Fakt, nasz ostatni stosunek też był jakiś czas temu i brakowało go zarówno Taiki’emu, jak i mnie, ale nie wydaje mi się, aby to był najlepszy pomysł. Jego ciało nie było w pełni zdrowe i niektóre ruchy mogłyby wywołać u niego ból, a tego bardzo chciałbym uniknąć
- Jestem pewien, że są ważniejsze rzeczy od śniadania – mruknął, na powrót przyciągając mnie do siebie i dodatkowo zaczynając całować moją szyję. Takie pieszczoty absolutnie mi nie pomagały, czemu Taiki nie mógłby mi chociaż raz ułatwić sprawę?
- Zimna kawa nie jest dobra i później będziesz narzekał – odpowiedziałem, chwytając jego podbródek i unosząc go do góry. – Zjedz, a później zobaczymy, co możemy zrobić – dodałem, uśmiechając się do niego przepraszająco.
Taiki westchnął cicho, ale finalnie postąpił tak, jak go poprosiłem. Kiedy mnie już puścił, podałem mu z powrotem tacę ze śniadaniem, a sam zająłem miejsce na brzegu łóżka, by mu nie przeszkadzać i dotrzymać mu towarzystwa. Ostatnio nie za dużo czasu nie za dużo mu poświęcałem czasu, ponieważ czuł się bardzo źle i większość swojego czasu przesypiał. Podobnie było z Shingo, którego widywałem tylko wtedy, kiedy zanosiłem mu posiłki i coś mi się wydawało, że jemu powrót do zdrowia zajmie troszkę dłużej niż Taiki’emu.
Po miło spędzonych kilkunastu minutach mój narzeczony zjadł wszystko, z czego bardzo się ucieszyłem. Ma apetyt, czyli oznaczało to, że powoli wracał do zdrowia, a kiedy już wróci do zdrowia, to wróci też do pracy... to ostatnie już nie za bardzo mi się podobało. Nie chciałem, aby wracał do pracy, która polegała na ryzykowaniu swoim życiem, co powtarzałem mu wielokrotnie, ale moje prośby nie robiły na nim wielkiego wrażenia. Co musi się stać, by w końcu z niej zrezygnował? Jeżeli pieniądze były dla nich tak wielkim problemem, to przecież i ja mógłbym pracować, by jakoś ich wspomóc.
- Ładnie wszystko już zjadłem, więc chyba zasłużyłem na jakąś nagrodę – głos Taiki’ego wyrwał mnie z nieco ponurych myśli na temat jego powrotu do pracy i zmusił do tego, bym zwrócił uwagę na niego. Właśnie odkładał tacę z pustymi naczyniami na szafkę nocną, będąc bardzo zadowolonym.
- Nagrodę powiadasz... tylko nie mam pojęcia, o czym mówisz – odezwałem się niewinnie, troszkę się z nim drażniąc.
- A mi się wydaje, że doskonale wiesz – odparł, poprawiając się na łóżku i wyciągając rękę w moją stronę, by zaraz mnie chwycić za nadgarstek i przyciągnąć do siebie.
- Jeżeli to jest dokładnie to, o czym oboje myślimy, to obawiam się, że twoje ciało jeszcze nie jest w najlepszym stanie – odpowiedziałem niepewnie uważając na to, by przypadkiem się o niego nie oprzeć.
- Jak to nie? Przecież ze mną już wszystko jest dobrze, prawie nic mnie nie boli i pewnie niedługo nawet wrócę do pracy, więc nie powinieneś się o mnie martwić. Chyba, że nie masz ochoty i szukasz jakiejś wymówki, ale w takim wypadku nie powinieneś kręcić, tylko powiedzieć mi prawdę – to ostatnie zdanie powiedział z pretensją, przez co poczułem się źle. Czemu moje intencje są tak bardzo przeinaczane? Chcę tylko jego dobra, to wszystko.
- To nieprawda, mam ochotę, ale ja naprawdę martwię się, że coś zacznie cię boleć i później będziesz niepotrzebnie cierpiał, a już wystarczająco dużo widziałem twojego cierpienia w ciągu tego tygodnia – wyjaśniłem, spuszczając zakłopotany wzrok i zaczynając bawić się swoimi palcami, czując się troszkę głupio.
- Hej, naprawdę wszystko w porządku, obiecuję – powiedział, chwytając jedną z moich dłoni i zbliżając ją do swoich słów, by złożyć na jej wierzchu delikatny pocałunek. – Nie musisz się o mnie bać, naprawdę.
Kiedy tylko to powiedział, wolną ręką dotknąłem miejsce na jego klatce piersiowej, gdzie jeszcze wcześniej miał ogromnego, fioletowego siniaka. Może i nie syknął z bólu, ale na jego twarzy pojawił się grymas, który zaraz zatuszował delikatnym uśmiechem. Może mógłbym zrobić coś, by zadowolić mojego narzeczonego i jednocześnie nie sprawić mu żadnego bólu...?
- Mam pewien pomysł – odezwałem się niepewnie, nerwowo zagryzając wargę. Byłem odrobinkę zdenerwowany, ale i jednocześnie podekscytowany. – Ty będziesz grzecznie leżał, a ja będę działał – wyjaśniłem pokrótce, uśmiechając się niewinnie.
Taiki zmarszczył brwi, jakby przez chwilkę zastanawiał się nad moimi słowami. Nie dziwiłem mu się, przez cały czas to on górował i starał się mnie jak najlepiej zadowolić, a teraz to miało się zmienić. Znaczy, jeżeli będzie chciał, bo jak nie będzie chciał, no to nie, jakoś to przeżyje. Ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu Taiki pokiwał głową, p czym puścił moją dłoń, dając mi tym samym pełną swobodę.
- Koszulkę też mam zdjąć czy dasz sobie radę z tym sam? – spytał z zawadiackim uśmiechem, kładąc się na poduszki. W odwecie pokazałem mu język, na co lekko się zaśmiał.
- Jak mówiłem, masz grzecznie leżeć, a ja się zajmę wszystkim innym – odpowiedziałem, siadając okrakiem na jego biodrach i poprawiając swoje włosy. Zdjąłem jednocześnie iluzję ze swoich lisich uszów i ogonów, znając jego dziwne upodobania.
- Zaczyna mi się bardzo to podobać – wymruczał, czym troszkę mnie speszył. Nie chciałbym przypadkiem zawieść jego oczekiwań, a to jest bardzo prawdopodobne, biorąc pod uwagę to, że pierwszy raz jestem w takiej sytuacji... dobrze, Shōyō, nie myśl już o tym, tylko skup się na swoim zadaniu, a wszystko będzie dobrze.
Najpierw zająłem się jego ustami, a później stopniowo zacząłem schodzić w dół, zostawiając na jego szyi dwie malinki, za które miałem nadzieję, że się nie obrazi. Z uwagi na jego jeszcze poobijane i pokaleczone ciało, starałem się delikatnie pieścić jego tors, by przypadkiem nie sprawić mu niepożądanego bólu. Zresztą, najbardziej chciałem się skupić na jego przyjacielu, który już powoli dawał o sobie znać. Wziąłem to za całkiem dobry znak, znaczyło to, że Taiki’emu się podoba. W końcu zszedłem z jego nóg i mogłem dać trochę uwagi jego członkowi, co mnie właśnie najbardziej stresowało. Nigdy tego nie robiłem i bardzo bałem się, że zrobię coś nie tak, ale teraz już tak raczej było za późno, by się wycofać. Po delikatnym pieszczeniu dłonią przeszedłem do pieszczenia ustami; w pierwszym momencie miałem odruch wymiotny, ale szybko go opanowałem, na szczęście... Poczułem się także trochę nieswojo, kiedy Taiki położył jedną ze swoich dłoni na mojej głowie i zacisnął palce na moich włosach. Po kilku minutach do tego przywyknąłem i nawet jako tako zaczęło mi się to podobać, ale właśnie w tym samym momencie jęknął cicho i jego chwyt stał się silniejszy, a moje usta wypełniła lepka, słona ciecz. Najlepsza w smaku to ona nie była, ale przez dłoń Taiki’ego nie mogłem zrobić niczego innego, jak tylko to połknąć.
Do moich uszu doszedł ciężki oddech mojego narzeczonego, który dawał mi znać, że wykonałem chyba dobrą robotę, chociaż... nie, co najwyżej przyzwoitą, ale nie dobrą, do tego jeszcze bardzo dużo mi brakuje. Poprawiłem jego spodnie i wyprostowałem się, przecierając dłonią usta, by przypadkiem nie pozostawić na nich żadnego śladu. Zdecydowanie będę musiał zaraz iść umyć zęby nie tylko ze względów higienicznych, ale i dla własnego samopoczucia.
- Jak było? – spytałem po chwili, nerwowo oblizując swoje uszy i kładąc po sobie uszy oraz ogony. Nie spodziewałem się miłych pochwał, w końcu nie poszło mi najlepiej, czekałem bardziej na jakieś sugestie, co mógłbym poprawić... albo na słowa, że mam już nigdy tego nie robić, bo poszło mi beznadziejnie, na taki scenariusz też byłem troszeczkę przygotowany.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz