Słowa Soreya rozbawiły mnie, przypominając o czasach, w których to ratowałem go na każdym kroku, gdy on jedynie sprawiał mi tak wiele problemów jako dziecko.
- Już wtedy musiałem cię pilnować - Zauważyłem rozbawiony, patrząc na twarz męża, który pokazał mi język, pusząc przy tym policzki.
- Bardzo śmieszne skup się lepiej na mapie - Bąknął, rozbawiając mnie jeszcze bardziej o ile to w ogóle możliwe.
Kręcąc w rozbawieniu głową, zastanowiłem się chwilę nad pytaniem męża, przeglądając uważnie mapę, a raczej mapy znalezione u Yuki'ego analizując drogę, którą musieliśmy pokonać, by dostać się do ruin i co najważniejsze niższe lub wyrze prawdopodobieństwo ataku na naszą dwójkę, lub ewentualnie trójkę, gdyby to Yuki jednak chciał z nami iść, chociaż szczerze przyznam, chciałbym spędzić trochę czasu sam na sam z mężem, bez chłopca, którego bardzo kocham, ale czasem mimo wszystko jako młode małżeństwo potrzebowalibyśmy trochę prywatności i chwil sam na sam, których ostatnio niestety mamy zdecydowanie za mało.
- Może ruiny dnia i nocy? - Zaproponowałem chyba najciekawszą, a jednocześnie najbezpieczniejszą wyprawę, w którą mogliśmy wyruszyć mam nadzieje sami.
- Dnia i nocy? - Powtórzył zaskoczony, śledząc mój palec, który wskazywał wybrane przeze mnie miejsce. - Brzmi intersująco - Dodał, bawiąc się końcówkami moich rozpuszczonych włosów.
- Ewentualnie ciekawymi ruinami mogą się zdawać ruiny białego wilka - Dodałem po chwili, kierując palec w zupełnie inne miejsce znajdujące się na mapie, które równie mocno mnie interesowało. Szczerze mówiąc, nudzi mi się to ciągłe siedzenie w zamku, tym bardziej że jestem żywiołową istotą lubiącą przygody, których ostatnio nie mam, bo nawet jak by nie patrzeć w azylu, ich nie było, nie wiem, jak uważa mój mąż, ale ja tam więcej zamknięty byłem, niż wolno sobie chodziłem, pokutując za grzechy, których do dziś nie rozumiem. Mój dziadek po prostu chciał mnie ukarać za to, że kocham, bo on sam nigdy nikogo pokochać nie potrafił.
- Zastanowimy się nad tym później, mamy jeszcze sporo czasu nim Yuki z resztą towarzystwa wróci - Mój mąż miał racje, nie musimy podejmować decyzji od razu, mamy jeszcze trochę czasu więc zdążymy zdecydować, które z Ruin będą dla nas lepsze.
- Masz racje - Nie mając powodu, by nie przyznać mu racji, po prostu to zrobiłem, składając mapy, by odłożyć ja na bok, wtulając się w ciało męża, dostając to, czego było mi trzeba. Atencji, może nie od razu w sposób, jaki chciałem, ale i ta atencja była dla mnie bardzo dobra, w końcu najważniejsze, że mam go przy sobie nic innego nie ma znaczenia. - Tak sobie myślę, że nieźle zaskoczę Ednę i Zaveida swoją obecnością - Zmieniłem temat, zaczynając rozmowę, o dwójce naszych nazwijmy ich „przyjaciół" którzy nie wiedzą chyba jeszcze o moim powrocie na ziemię.
- Dlaczego byś miał? Chyba nie rozumiem - Sorey spojrzał na mnie lekko zaskoczony, nie rozumiejąc moich słów kierowanych do niego.
- No wiesz, oni mnie jeszcze nie widzieli od w którym odszedłem z tego świata na ten dłuższy czas - Powiedziałem to w sposób bardzo delikatny, by za bardzo nie poruszać mojej śmierci, wiem, jak ciężko było wtedy mojemu mężowi i wiem te, że do dziś wciąż na wspomnienie o tym wydarzeniu czuje się źle, a gdy on czuje się źle, ja czuje się źle, a tego nie chcę ani dla niego, ani dla mnie.
- Ac przepraszam - Znów przeprosił za coś, za co przepraszać nie musiał, przecież miał prawo zapomnieć, to było tak dawno, że i ja w to nie dowierzam, dopiero co umarłem, by nagle powrócić do żywych.
- Nie przepraszaj, naprawdę nie masz ku temu powodu, ja sam czasem zapominam o tym, co się stało - Wymruczałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. - Kocham cię - Dodałem, gdy tylko oderwałem się od jego ust.
- Ja ciebie też kocham - Powtórzył to dziś kolejny raz, z czego byłem bardzo, ale to bardzo zadowolony lubiłem, gdy tak do mnie mówił, niby takie zwykłe słowa a sprawiały mi ogrom przyjemności, gdyby tylko tak się dało, mógłbym ciągle słyszeć to z jego ust, ciesząc się za każdym razem, gdybym to usłyszał i zapewne by się dało, gdybym go o to poprosił, wolę jednak tego nie robić, by za bardzo w piórka nie obrosnąć, z powodu takiego nadmiaru słodyczy, która mogłaby mi jeszcze przypadkiem zaszkodzić.
- A co gdybym uznał, że kocham cię bardziej? - Mając ochotę na drobne drażnienie się z mężem, który dość szybko połknął haczyk, nie mając zamiaru dać mi wygrać. I tak o to właśnie zaczęliśmy się przekomarzać, robiąc sobie nawzajem na złość, zachowując się trochę jak dzieci którym zaczęło się nudzić.
- Nie! - Krzyknąłem, gdy Sorey usiadł na mnie okrakiem, unieruchamiając tym samym moje ciało, zaczynają mnie łaskotać, co wywołało głośny śmiech wydobywający się z moich ust. - Puść, nie, proszę - Starałem się odsunąć jego dłonie od mojego ciała, co wcale nie było takie proste, mój mąż był silny i tego nie można mu odmówić a ja biedny nieszczęśnik mam pecha i nic na to nie poradzę.
Sorey w końcu zakończył męczenie moich biednych żeber, kładąc dłonie po obu stronach mojej głowy.
- Więc kto tu kocha kogo bardziej? - Ze zwycięskim uśmiechem na ustach zbliżył się do mojej twarzy, patrząc prosto w moje oczy, napawając się zwycięstwem.
- Powiedzmy, że oboje kochamy tak samo mocno - Wyznałem, łącząc nasze usta w długim i namiętnym pocałunku, nie mogąc mu przyznać racji, że kocha mnie mocniej, w końcu oboje kochamy się bardzo mocno i nie da się stwierdzić, który bardziej, co naturalnie ni oznacza, że nie możemy trochę się podrażnić.
<Pasterzyku? C:>
- Już wtedy musiałem cię pilnować - Zauważyłem rozbawiony, patrząc na twarz męża, który pokazał mi język, pusząc przy tym policzki.
- Bardzo śmieszne skup się lepiej na mapie - Bąknął, rozbawiając mnie jeszcze bardziej o ile to w ogóle możliwe.
Kręcąc w rozbawieniu głową, zastanowiłem się chwilę nad pytaniem męża, przeglądając uważnie mapę, a raczej mapy znalezione u Yuki'ego analizując drogę, którą musieliśmy pokonać, by dostać się do ruin i co najważniejsze niższe lub wyrze prawdopodobieństwo ataku na naszą dwójkę, lub ewentualnie trójkę, gdyby to Yuki jednak chciał z nami iść, chociaż szczerze przyznam, chciałbym spędzić trochę czasu sam na sam z mężem, bez chłopca, którego bardzo kocham, ale czasem mimo wszystko jako młode małżeństwo potrzebowalibyśmy trochę prywatności i chwil sam na sam, których ostatnio niestety mamy zdecydowanie za mało.
- Może ruiny dnia i nocy? - Zaproponowałem chyba najciekawszą, a jednocześnie najbezpieczniejszą wyprawę, w którą mogliśmy wyruszyć mam nadzieje sami.
- Dnia i nocy? - Powtórzył zaskoczony, śledząc mój palec, który wskazywał wybrane przeze mnie miejsce. - Brzmi intersująco - Dodał, bawiąc się końcówkami moich rozpuszczonych włosów.
- Ewentualnie ciekawymi ruinami mogą się zdawać ruiny białego wilka - Dodałem po chwili, kierując palec w zupełnie inne miejsce znajdujące się na mapie, które równie mocno mnie interesowało. Szczerze mówiąc, nudzi mi się to ciągłe siedzenie w zamku, tym bardziej że jestem żywiołową istotą lubiącą przygody, których ostatnio nie mam, bo nawet jak by nie patrzeć w azylu, ich nie było, nie wiem, jak uważa mój mąż, ale ja tam więcej zamknięty byłem, niż wolno sobie chodziłem, pokutując za grzechy, których do dziś nie rozumiem. Mój dziadek po prostu chciał mnie ukarać za to, że kocham, bo on sam nigdy nikogo pokochać nie potrafił.
- Zastanowimy się nad tym później, mamy jeszcze sporo czasu nim Yuki z resztą towarzystwa wróci - Mój mąż miał racje, nie musimy podejmować decyzji od razu, mamy jeszcze trochę czasu więc zdążymy zdecydować, które z Ruin będą dla nas lepsze.
- Masz racje - Nie mając powodu, by nie przyznać mu racji, po prostu to zrobiłem, składając mapy, by odłożyć ja na bok, wtulając się w ciało męża, dostając to, czego było mi trzeba. Atencji, może nie od razu w sposób, jaki chciałem, ale i ta atencja była dla mnie bardzo dobra, w końcu najważniejsze, że mam go przy sobie nic innego nie ma znaczenia. - Tak sobie myślę, że nieźle zaskoczę Ednę i Zaveida swoją obecnością - Zmieniłem temat, zaczynając rozmowę, o dwójce naszych nazwijmy ich „przyjaciół" którzy nie wiedzą chyba jeszcze o moim powrocie na ziemię.
- Dlaczego byś miał? Chyba nie rozumiem - Sorey spojrzał na mnie lekko zaskoczony, nie rozumiejąc moich słów kierowanych do niego.
- No wiesz, oni mnie jeszcze nie widzieli od w którym odszedłem z tego świata na ten dłuższy czas - Powiedziałem to w sposób bardzo delikatny, by za bardzo nie poruszać mojej śmierci, wiem, jak ciężko było wtedy mojemu mężowi i wiem te, że do dziś wciąż na wspomnienie o tym wydarzeniu czuje się źle, a gdy on czuje się źle, ja czuje się źle, a tego nie chcę ani dla niego, ani dla mnie.
- Ac przepraszam - Znów przeprosił za coś, za co przepraszać nie musiał, przecież miał prawo zapomnieć, to było tak dawno, że i ja w to nie dowierzam, dopiero co umarłem, by nagle powrócić do żywych.
- Nie przepraszaj, naprawdę nie masz ku temu powodu, ja sam czasem zapominam o tym, co się stało - Wymruczałem, łącząc nasze usta w delikatnym pocałunku. - Kocham cię - Dodałem, gdy tylko oderwałem się od jego ust.
- Ja ciebie też kocham - Powtórzył to dziś kolejny raz, z czego byłem bardzo, ale to bardzo zadowolony lubiłem, gdy tak do mnie mówił, niby takie zwykłe słowa a sprawiały mi ogrom przyjemności, gdyby tylko tak się dało, mógłbym ciągle słyszeć to z jego ust, ciesząc się za każdym razem, gdybym to usłyszał i zapewne by się dało, gdybym go o to poprosił, wolę jednak tego nie robić, by za bardzo w piórka nie obrosnąć, z powodu takiego nadmiaru słodyczy, która mogłaby mi jeszcze przypadkiem zaszkodzić.
- A co gdybym uznał, że kocham cię bardziej? - Mając ochotę na drobne drażnienie się z mężem, który dość szybko połknął haczyk, nie mając zamiaru dać mi wygrać. I tak o to właśnie zaczęliśmy się przekomarzać, robiąc sobie nawzajem na złość, zachowując się trochę jak dzieci którym zaczęło się nudzić.
- Nie! - Krzyknąłem, gdy Sorey usiadł na mnie okrakiem, unieruchamiając tym samym moje ciało, zaczynają mnie łaskotać, co wywołało głośny śmiech wydobywający się z moich ust. - Puść, nie, proszę - Starałem się odsunąć jego dłonie od mojego ciała, co wcale nie było takie proste, mój mąż był silny i tego nie można mu odmówić a ja biedny nieszczęśnik mam pecha i nic na to nie poradzę.
Sorey w końcu zakończył męczenie moich biednych żeber, kładąc dłonie po obu stronach mojej głowy.
- Więc kto tu kocha kogo bardziej? - Ze zwycięskim uśmiechem na ustach zbliżył się do mojej twarzy, patrząc prosto w moje oczy, napawając się zwycięstwem.
- Powiedzmy, że oboje kochamy tak samo mocno - Wyznałem, łącząc nasze usta w długim i namiętnym pocałunku, nie mogąc mu przyznać racji, że kocha mnie mocniej, w końcu oboje kochamy się bardzo mocno i nie da się stwierdzić, który bardziej, co naturalnie ni oznacza, że nie możemy trochę się podrażnić.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz