Należałem w tej chwili tylko do niego. Czułem, jak całe moje ciało drży od świadomości, że jestem mu całkowicie oddany, całkowicie posłuszny. Każdy dotyk sprawiał, że robiło mi się gorąco, a gdzieś w środku narastało pragnienie, którego nie potrafiłem już opanować. Chciałem, żeby właśnie teraz robił ze mną wszystko, na co tylko miał ochotę. Żeby wreszcie dostał to, za czym tęsknił przez dziesięć lat to, czego wtedy nie mógł mieć.
Było w tym coś dziwnie uwalniającego. Świadomość, że nie muszę nic kontrolować. Że mogę poddać się temu całkowicie. Chciałem, żeby mną pomiatał, jakkolwiek by to nie brzmiało. Każde jego spojrzenie, każdy ruch dłoni sprawiały, że czułem się jeszcze bardziej potrzebny. Jeszcze bardziej jego.
Byłem posłuszny i oddany. Pozwalałem się brać na każdy możliwy sposób, czując, jak moje serce bije szybciej z mieszaniny wstydu i rozkoszy. Ani razu nie powiedziałem „nie”. W tamtej chwili nie istniało nic poza nim i mną.
To zbliżenie trwało naprawdę długo. Z trudem powstrzymywałem się przed odpłynięciem, zaciskając dłonie na krawędzi stołu. Wiedziałem, że w tej chwili naprawdę mnie potrzebuje, potrzebuje nie tylko mojego ciała, ale i emocji, które mu dawałem, kiedy się kochaliśmy. Wiedziałem, że nie lubi, gdy zbyt szybko traciłem kontakt z rzeczywistością. Wiedziałem też, że nie mogę go zawieść. Sam przecież chciałem kochać się z nim na każdy możliwy sposób, całkowicie, bez żadnych ograniczeń i właśnie teraz musiałem to udowodnić i nie odpłynąć zbyt szybko.
- Sorey… - Wyszeptałem, drżąc, gdy moje paznokcie przejechały po blacie, o który byłem oparty.
- Nie pozwoliłem ci mówić - Odpowiedział natychmiast i uderzył mnie w pośladki. Odruchowo zagryzłem wargi, czując, jak wstyd miesza się z pragnieniem, które wypalało mnie od środka.
- Przepraszam, panie… - Szepnąłem, a moje ciało samo się wygięło, gdy poczułem, jak jego nasienie rozchodzi się we mnie powoli, ciepłe i ciężkie.
- Moja słodka owieczka… - Mruknął, puszczając mnie. Widziałem jego zadowolone spojrzenie, gdy opadłem na blat, całkowicie wykończony naszym zbliżeniem.
Wykończony z trudem podniosłem się z blatu, starając się utrzymać na drżących nogach.
- No już, nie możesz tracić zbyt wiele czasu. Musisz posprzątać po sobie. Nie możesz zostawić bałaganu - Zwrócił się do mnie, patrząc na nieład, który razem zrobiliśmy.
- Tak, panie - Wyszeptałem, choć każdy, nawet najmniejszy ruch sprawiał mi ból.
Sorey obserwował mnie przez chwilę w milczeniu, a potem bez słowa podszedł i objął mnie ramionami, kiedy tylko przyniosłem potrzebne rzeczy do sprzątania.
- No już, tylko żartowałem - Powiedział spokojnie i poprowadził mnie prosto do łazienki. Posadził na krześle stojącym obok balii. - Zaczekaj chwilę. Zaraz przygotuję nam gorącą kąpiel - Polecił.
Nie miałem już siły, więc po prostu siedziałem grzecznie i czekałem, aż zdejmie ze mnie strój pokojówki. Potem zajął się wodą i po chwili ostrożnie wsunął mnie do balii, sam siadając tuż za mną, żeby mnie podtrzymać.
- Kocham cię, owieczko - Wyszeptał, całując mnie lekko w ramię.
- I ja ciebie kocham - Przyznałem cicho, opierając się wygodnie o jego klatkę piersiową, zmęczony a jednocześnie bardzo usatysfakcjonowany naszym zbliżeniem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz