Uśmiechnąłem się delikatnie do męża, gdy usłyszałem jego słowa, jednocześnie nie do końca rozumiejąc, po co poszukuje, a raczej poszukiwał pracy, teraz gdy ma jeszcze pieniądze czy aż ta bardzo są mu potrzebne? To znaczy. Podejrzewam, że to ze względu na dziecko chce zacząć pracować i to wspaniałe posuniecie z jego strony, sądzę jednak, że to jeszcze za wcześnie. To pierwszy miesiąc co oznacza, że dziecko pojawi się na świecie za osiem miesięcy ma jeszcze dużo czasu, aby pójść do pracy, nie musi tego robić teraz..
- To cudownie nie rozumiem jednak po co, przecież masz jeszcze pieniądze - Zauważyłem, chcąc, chociaż troszeczkę zrozumieć myślenie mojego czasem głupiutkiego męża.
- Po co? Jak to po co? Niedługo pojawi się na świecie nasze dziecko, muszę iść do pracy, aby zarobić na rodzinę, ubranka i inne rzeczy potrzebne dla dziecka - Gdy to mówił, zrozumiałem już wszystko, jednocześnie przestając całkowicie rozumieć jego samego. Ubranka? Po co? Dziecko jeszcze przez kilka długich miesięcy, nie będzie ich potrzebowało tak samo, jak pokoiku i innych rzeczy, które już na pewno planuje mój mąż, ten to się naprawdę lubi ze wszystkim pośpieszyć, a i po co? Sam nie wiem.
Westchnąłem cicho, kręcąc przy tym głową, mój mąż jest po prostu niemożliwy.
- Sorey kochanie, nasze dziecko pojawi się na świecie za kilka długich miesięcy, już ci to chyba mówiłem, nie musimy już teraz tego wszystkiego przygotowywać - Wyznałem, starając mu się delikatnie uzmysłowić, że chyba troszeczkę przesadza i za bardzo się śpieszy z przygotowaniem do porodu.
- Nie muszę to prawda, ale mogę i chcę. Poza tym im szybciej tym lepiej chce mieć wszystko przygotowane na przyjście naszego małego maleństwa - Gdy to mówił, położył dłoń na moim brzuchu, szeroko się do mnie uśmiechając.
- Maleństwa? Czy to znaczy, że będę miał rodzeństwo? - Yuki, który przysłuchiwał się naszej rozmowie, wstał nagle z krzesła, podchodząc do nas, kładąc dłoń na dłoni swojego taty, uśmiechając się tak samo szeroko, jak jego tato.
Sorey od razu wyjaśnił naszemu małemu chłopcu, że już niedługo na świecie pojawi się jego braciszek lub siostrzyczka, z czego sam zainteresowany bardzo się ucieszył, no i teraz będę miał na głowie dwoje dzieci cieszących się z poczęcia dziecka. Rany, jacy oni są niesamowici i jak tu ich nie kochać lub się na nich gniewać.
- Musimy jednak teraz przypilnować mamę, aby nie przemęczała się i dużo odpoczywałaby nie zaszkodzić sobie ani dziecku - Słysząc słowa płynące z ust męża, zmrużyłem oczy, mając ochotę walnąć go za to w łeb, jak on może mówić takie coś dziecku, które się z nim zgadza i wsiąka wszystko jak gąbka, no udusić to naprawdę mało.
- Sorey - Burknąłem, niezadowolony kręcąc przy tym nosem. - Nie nastawiaj dziecka - Dodałem po chwili, nie za mocno szturchając go w ramię. Chcąc, aby zwrócił na mnie uwagę i przestał się tak zachowywać.
- Mamo, tato ma rację, musisz na siebie uważać. Nie chcemy, aby coś wam się stało - No i to właśnie był gwóźdź do mojej trudny, no teraz to już na pewno nie będę miał od nich spokoju, kontrola z każdej strony cudownie o tym właśnie marzyłem, gdy planowaliśmy wspólne potomstwo.
Nie chcąc już z nimi rozmawiać, machnąłem na to ręką, wychodząc z kuchni, miałem już dość tej dwójki i raczej nie bardzo chciało mi się z nimi dyskutować na ten temat, oni mają swoje zdanie, ja mam swoje, a i tak wyjdzie na moje..
***
Mój mąż od kilku dni chodził już do pracy, co pozwalało mi w nocy odpocząć, od ciągłego powtarzania mi bym odpoczywał i uważał na siebie, odpocząć również mogłem nad ranem, gdy wracał z pracy, ale tylko wtedy gdy grzecznie leżałem przy nim, bo gdy tylko chciałem wstać, Sorey budził się gotowy, by znów wyręczyć mnie w.. Cóż tak naprawdę każdej możliwej rzeczy, a to było już naprawdę istną przesadą. Mógłby sobie odpuścić no naprawdę.
Zmęczony już tym wszystkim z trudem znosiłem jego nadopiekuńczość, a chciałem być miły, to znaczy wciąż jestem i dzielnie to znoszę ile jednak można, gdy widzi się zmęczonego męża, który mimo wszystko za wszelką cenę chce ci pomóc w.. We wszystkim i niczym to przyznam, ciśnienie troszeczkę skacze i jak tu być spokojnym.
- Sorey, a może, zamiast znów traktować mnie jak obłożnie chorego, zajmiesz się sobą co? - Zadałem to pytanie naprawdę delikatnie, bez pretensji w głosie nie chcąc go atakować, jednocześnie dając delikatnie do zrozumienia, że nie jestem dzieckiem i sam sobie świetnie ze wszystkim poradzę, a on nie musi się nade mną bez potrzeby trząść, to naprawdę niepotrzebne..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz