Nie za bardzo rozumiałem, dlaczego Mikleo był taki niezadowolony. Przecież dzięki mnie nie musiał niczego robić, może się zrelaksować, odpocząć, wyciszyć... co jest takiego złego w tym, że chcę w go we wszystkim wyręczać. Dzięki mnie miałby dosłownie raj na ziemi... no dobrze, nie taki raj, ale będę bardzo się starał, by właśnie tak było. Nie byłem w stanie za bardzo mu pomóc w tej ciąży, ale mogę go wspierać w tych chwilach. Nie wiem, jak ja mu to wynagrodzę. Mógł się przecież nie zgadzać na kolejne dziecko, zwłaszcza, że to na niego spadł cały ciężar i nieprzyjemności związane z noszeniem dziecka w sobie.
- Ale ja cię traktuję tak, jak zawsze, tylko teraz troszkę bardziej zwracam uwagę na twoje zdrowie i samopoczucie – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego nieśmiało, by choć odrobinkę go udobruchać. Nie chciałem, by Miki się na mnie gniewał, chociaż nie wiem, za co miałby się na mnie gniewać, nic złego przecież nie robię.
- Nie pozwalasz mi nic robić – bąknął, podczas kiedy ja zbierałem talerze i kubki, które chciałem umyć.
- Jak to nie, możesz zrobić bardzo dużo rzeczy – odparłem w swojej obronie.
- Tak? Co mogę w takim razie robić?
- Na przykład możesz odpoczywać, wziąć relaksującą kąpiel, poczytać książkę, iść na spacer, położyć się... widzisz, to już bardzo dużo rzeczy – odpowiedziałem, kończąc sprzątać po naszym małym śniadaniu. Za jakiś czas spytam się go, co będzie chciał na obiad, ale to na spokojnie. Muszę pamiętać, że nie mogę go do niczego zmuszać.
- Ale sprzątaniem czy gotowaniem już nie mogę? – spytał retorycznie, pusząc uroczo swoje poliki.
- Możesz, tylko po co, skoro ja się tym zajmę – pocałowałem go w czubek głowy, uśmiechając się do niego ciepło. Bardzo chciałem nim zająć i robić wszystko, by nic nie musiał robić. Tak naprawdę zaopiekować się i nim, i dziećmi. Właśnie, a propos dzieci i opieki, powinienem znaleźć jakąś pracę, najlepiej na nocną zmianę. W nocy bym zarabiał pieniądze, za dnia opiekował swoją rodziną, a spał... cóż, coś się wymyśli. – To co, zanieść cię do łóżka?
- Nie przypominam sobie, abyś zabraniał mi i tego – ojć, chyba był na mnie odrobinkę zły.
- Niczego ci nie zabraniam i nigdy nie zabronię, chcę po prostu ci sprawić jak najwięcej przyjemności.
- Przyjemność sprawi mi dojście do łóżka na własnych nogach, dziękuję – bąknął, wracając na górę. Co ja takiego zrobiłem nie tak? Staram się, nieba uchylam, a on jest na mnie zły. Może to już te słynne hormony...? O tym też muszę pamiętać, kiedy Mikleo będzie się dziwnie zachowywał.
***
Odkąd dowiedziałem się, że mój kochany Mikleo jest w ciąży, minęło kilka dni. Nie chcąc, by mój mąż za bardzo się na mnie denerwował, pozwalałem mu na drobne prace domowe, co sprawiało mu przyjemność. Przez ten czas udało mi się załatwić jeszcze jedną ważną sprawę, a mianowicie pracę. Pewnie trochę pomógł mi fakt, że byłem pasterzem – beznadziejnym, ale jednak – oraz przyjacielem Alishy, ale nie zamierzałem wybrzydzać. Praca była mi potrzebna, należało już powolutku przygotowywać pokój dla dziecka.
Z powodu tej wyjątkowej okazji postanowiłem kupić całej naszej trójce małą przekąskę – truskawki w czekoladowej polewie. Szczególnie miałem nadzieję, że zasmakuje Mikleo, który od czasu do czasu przejawia ochotę na jakieś dziwne rzeczy.
- Wróciłem! – odezwałem się, kiedy zamknąłem za sobą drzwi.
Niemalże od razu otrzymałem odpowiedź ze strony moich aniołów. Dzisiaj Mikleo dawał naszemu synowi lekcji na temat różnych, dziwnych anielskich spraw, których nie za bardzo rozumiałem, a raczej powinienem. Czasem oczywiście słuchałem, co tam mój mąż mówił, ale nie za bardzo się na tym skupiałem, ponieważ byłem w trakcie robienia czegoś innego.
- Kupiłem wam małą przekąskę – powiedziałem, siadając przy stole i kładąc pudełko na blacie przed nimi.
- Truskawki? Skąd o tej porze roku wziąłeś truskawki? – spytał zaskoczony Mikleo, kiedy zaintrygowany Yuki otworzył pudełko.
- Mam swoje sposoby – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego zdawkowo. – Śmiało, częstujcie się – zachęciłem ciekaw, czy im zasmakuje. Cóż, dwa razy powtarzać nie musiałem, w przeciągu kilkunastu sekund wszystkie owoce zniknęły. Nawet nie zdążyłem samemu spróbować, ale to nic, najważniejsze, by im smakowało. – I mam też dobrą wiadomość. Dostałem pracę jako strażnik miejski, i na nocną wartę, więc całe dnie będę dla was dostępny – dodałem, bardzo uszczęśliwiony z tego, że w końcu się do czegoś przydam. Dopiero zaczynam za dwa dni, bo muszą mi przygotować wyposażenie, ale to, że będę pracował, jest już pewne. Nie mogę się doczekać, aż w końcu zaczniemy kupować rzeczy dla dziecka...
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz