Jego propozycja mnie zaskoczyła, była urocza, zabawna, ale niechaj mu będzie. Mamy teraz mnóstwo czasu na różne aktywności, i te spokojne, i te bardziej angażujące, a skoro miał teraz ochotę na czekoladę, no to musiałem mu zrobić czekoladę. Znaczy, nie musiałem, ale chciałem sprawić, by czuł się dobrze, by czuł się kochany przy mnie i przeze mnie.
- Zatem czekolada raz. Coś do tego jeszcze? Jakiś posiłek? - zaproponowałem, gładząc jego policzek.
- Nie, chyba nie. Dobra czekolada mi w zupełności wystarczy – odpowiedział, na co pokiwałem głową.
- Twoje życzenie zatem jest dla mnie rozkazem – powiedziałem zgodnie z prawdą, po ucałowałem go dłoń i opuściłem łóżku.
Po tej drzemce czułem się całkiem... w porządku. Brakowało mi tego spokoju, odpoczęciu w poczuciu bezpieczeństwa. Pobyt w piekle mnie strasznie zmęczył, cały czas musiałem być czujny, uważać na wszystko, w tym wszystkim jeszcze się martwiłem o męża... teraz, w końcu mogłem odpocząć, nacieszyć się moim mężem i po prostu trochę odpocząć, przynajmniej przez chwilę nie przejmować się niczym, i po prostu skupić się na swoim mężu, i sobie. I tak po prostu być przez chwilę być samolubny.
Przy przygotowywaniu czekolady oczywiście bardzo się starałem. Chciałem, by była dla niego najlepsza, gęsta, słodka i gorąca. W sumie, taka spokojna noc też nie była złym pomysłem. Skoro ja się wyspałem, on się wyspał, to możemy ustalić szczegóły naszej wyprawy. Gdzie, co, jak, kiedy, spakować się... tak, my już coś tam na pewno sobie wymyślimy.
- Proszę, gorąca czekolada, z bitą śmietaną i cynamonem – odpowiedziałem, podając mu kubek pełen słodkości.
- Brzmi smakowicie – odpowiedział zachwycony, przyjmując mój podarek. - Przepyszna – dodał po pierwszym łyku.
- Cieszy mnie to. Swoją drogą... chciałeś wyruszać do ruin, prawda? - zapytałem, obserwując z uśmiechem, jak cieszy się z takiej prostoty. I to jeszcze prostoty, którą ja mu przygotowałem.
- Chciałem. I chcę dalej – przyznał, patrząc na mnie z tym swoim błyskiem w oku. Swoją drogą, zbyt słabo go widziałem. Machnąłem dłonią, zapalając pobliskie świeczki. Tak, o wiele lepiej. Jego twarz wyglądała ślicznie w blasku księżyca, owszem, ale teraz lepiej ją widziałem. A im lepiej ją widzę, tym bardziej jestem szczęśliwy.
- Więc tak sobie myślę... moglibyśmy się już spakować i na dniach jakoś wyruszać, co? - zaproponowałem, obserwując jego zmieniającą się mimikę twarzy.
- Nie wolisz wpierw odpocząć? - zapytał, ale i tak był jakiś taki podekscytowany. Uwielbiałem na niego patrzeć w tym stanie.
- No wiesz, zanim się spakujemy, ustalimy jakiś plan, spakujemy jedzenie dla psiaków, to zdążę odpocząć. Nie mówiąc o tym, że przecież muszę nakarmić Banshee, więc tak z dnia na dzień nie możemy wyruszyć. Ale przecież mogę się pospieszyć, byśmy szybciej ruszyli – uśmiechnąłem się niewinnie, poprawiając jego włosy, które to po drzemce były roztrzepane we wszystkie strony.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz