piątek, 25 października 2019

Od Keyi CD Samuela

Nadal nie rozumiałam w jakiej właściwe sytuacji jesteśmy. Czułam się totalnie zagubiona, a brak istotniejszych informacji jedynie pogłębiał to uczucie. Jedynym moim pocieszeniem stał się Samuel, który okazał się niezwykle wrażliwy. Rzekłabym nawet, że aż za bardzo. Jednak zdecydowanie była to w jego wypadku zaleta, dodając do jego wizerunku uroczości.
Kiedy podśpiewywał wraz z małą dziewczyną poczułam ukłucie dobrze znanej mi zazdrości. Swoboda z jaką to robił i szczery uśmiech, a także zdobycie zaufania dziecka z taką łatwością powodowała zamieszane w moim wnętrzu. Zarówno mnie to denerwowało jak i napawało ciepłem.
Nagle kobieta zaproponowała nocleg, co wprawiło mnie w podejrzliwe zdziwienie. Raczej nie liczyłam na pomoc z ich stron, tym bardziej, że jeszcze przed chwilą groziłam ich córce. Najwidoczniej urok Samuela i jego pogodność, skłoniła małżeństwo do podjęcia takiej decyzji.
- Naprawdę? Będziemy niezmiernie wdzięczni za gościnę. – w odpowiedzi uprzedził mnie towarzysz, posyłając odrobinę surowsze spojrzenie. – Nie posiadam broni, ale możecie mnie przeszukać.
Rosły mężczyzna pokiwał głową, zbliżając się do Samuela. Delikatnie sprawdził czy chłopak nie kłamie, po czym obdarzył go uśmiechem zaufania.
Wtedy nadeszła pora na mnie, do czego nie byłam przekona. Pozbawiając nas broni stajemy się martwi, jeśli tylko tego zachcą. W głowie już snułam najgorsze scenariusze i byłam pewna, że nie będę dobrze spała. Mimo nachalnych myśli postanowiłam zaufać wyborowi Samuela i podążyć za jego intuicją. Był to pierwszy od dłuższego czasu moment, w który pozwoliłam pokierować moim życiem komuś obcemu.
Ostrożnie wyciągnęłam z pochwy przy pasie komplet sztyletów i przekazałam w ręce Starszego. Biła od niego niechęć do moje osoby i niepewność. Wzrok jasno przekazywał gotowość do walki, przekazując zarówno, że mam się pilnować.
Uniosłam ramiona do góry, potwierdzając poddanie się w ich ręce. Samuel stał przede mną posyłając pokrzepiające i zmęczone zarazem  spojrzenie. Również czułam się nieswojo i chciałam wracać do naszej rzeczywistości, gdzie mogłabym spokojnie zająć się sobą. Napierał na mnie stres i niepewność, a niekiedy nawet strach przed nieznanym. Mimo szumu uczuciowego starałam zachować spokojne ciało i rozsądny umysł.
- Skończyłem. – warknął ciemnowłosy, skończywszy sprawdzanie moich kieszeni. – Toksyny powinny już zniknąć, więc możemy udać się do naszego domu.
Ruszyliśmy w przód. Idąc za szerokimi plecami Nieznajomego czułam jeszcze większe zaniepokojenie. Samuel wydawał się zamyślony i nawet nie zwrócił uwagi na moje nerwowe zerkanie w jego stronę. Moje myśli szukały punktu zaczepienia, ale totalnie nie mogły go znaleźć. Czułam się jakbym stanęła w wielkiej kropce, nie mogąc wymyślić żadnego rozwiązania.
Powoli wyszliśmy na powierzchnię znajdując się na świeżym powietrzu. Dym znikł, pozostawiając za sobą jedynie bardzo słaby odór. Wzrok zdołał uchwycić pozostałą mgłę, która ulatniała się bardzo szybko. Promienie przebijały się przez gęste powietrze, aż w końcu całkowicie ogarnęły okolicę.
Stare i poniszczone domy tworzyły tajemniczy obraz, a powoli wyłaniający się ludzie wyglądali na totalnie przybitych. Nie dało się przejść obojętnie obok cierpienia wypisanego na ich bladych twarzach. Brakowało tutaj zwykłej radości i wrzawy, którą zapamiętałam.
Idąc za naszymi przewodnikami, spotkało nas co chwilę obruszone spojrzenie i nieufne szepty. Wyglądali jakbyśmy mieli ich raczej zaraz zjeść. Teraz to ja czułam się jakbym była Wygnańcem, choć właściwie nie robiło to na mnie większego wrażenia. Usilnie próbowałam stwarzać dla tego wszystkiego wyjaśnienie i zapewniać własną duszę o racji obojętności.
- To tutaj. – rzekła kobieta, kiedy przystanęliśmy przed dużą posesją i ładnie zdobionym domem.
Ogród był ładny, ale w nim również brakowało beztroski. Rośliny wyglądały na zadbane, ale tylko tyle. Nie dostrzegałam w nich chęci do dalszego rozwoju. Nawet jeśli to jedynie moje dziwne patrzenie na świat, uważałam, że przyroda nigdy nie kłamie. Tutaj naprawdę COŚ się działo.
Samuel pochłonięty był oglądaniem przestrzeni wokoło, mrużąc przy tym oczy. Wyglądał na czujnego, ale jednocześnie równie zafascynowanego otaczającym go w tej chwili światem.
Nie umknęło to uwadze jednej z dziewczynek, która złapała chłopaka za dłoń i posłała szczery uśmiech. Nie słyszałam co mówi, ale wiedziałam po uśmiechu jaki zagościł na twarzy towarzysza, że musi być to coś miłego.
- Zapraszamy. – kobieta uchyliła drzwi, sama wślizgując się do środka. – Mówcie do mnie Jul, a do mojego męża Rothen. – przerwała, szybko obrzucając nas spojrzeniem. - Hannah i Katie zaprowadzą Was do pokoju. Niestety musicie pomieścić się w jednym, ale są tam da łóżka.
- Cieszymy się, że w ogóle zostaliśmy przyjęci. – odpowiedział Samuel natychmiast uspokajając kobietę.
Przytaknęłam mu skinieniem głowy, ale raczej nie zwracali na mnie uwagi. Czułam jak wielką żywią do mnie urazę. Rozmawianie pozostawiłam towarzyszowi, któremu świetnie to wychodziło.
Mniejsza z dziewczynek ochoczo złapała Samuela za dłoń, ciągnąc za sobą. Druga pozostawała nieco z tyłu, ale uważnie słuchała. Co jakiś czas niepewnie zerkała w moją stronę, ale szybko z tego zrezygnowała.
Po chwili staliśmy przed drewnianymi drzwiami, wślizgując się do pomieszczenia. Pokój był mały i skromnie urządzony. Mieściły się dwa łóżka i dwie małe szafki obok, na których stały do połowy wypalone świece. Wszystko wykonane z poszarzałego już drewna. Pościel dobrana była do szarych ścian, a całość wydawała się emanować obojętnością. Na środku znajdowało się małe okno, wpuszczając do środka pchające się promienie słońca.
Dopiero kiedy wyszły i poinformowały o tym, żebyśmy nigdzie nie wychodzili mogłam odsapnąć. Usiadłam na skraju łóżka, spoglądając przez szybę i głośno wzdychając.
- Nie wiedziałam, że tak dobrze dogadujesz się z dziećmi. – zachichotałam, spoglądając w jego kierunku.

<Samuel?>

846 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz