Musiałem przesadzić i to naprawdę ostro, ale długo nie miałem tak dobrego i smakowitego partnera, by po razie móc przestać, moje ciało same z siebie, pragnęło go posiąść, nawet jeśli stałem się gwałcicielem. Cóż różnie mnie nazywają, także nie ma co się obrażać.
Obmyłem go z pozostałości stosunku, ubrałem i zaniosłem do łóżka, wiem, że będzie obolały, ale jednak się spisał. Zwilżyłem wargi i sam wróciłem się umyć, po tym wytarłem i ubrałem. Podszedłem do okna, by usiąść na parapecie z poduszkami (chyba że inaczej się to zwie). Nie miałem ochoty na spanie, jakoś ostatnio nie mam ani trochę, czekam jedynie na porę, aż się rozpogodzi i ociepli inaczej, zejdę tu i już nie wstanę.
Wziąłem sobie koc i się nim przykryłem, tym samym zadrżałem z zimna, mimo ciemności w pokoju, blask księżyca, dawał wystarczająco dużo światła. Dzięki niemu mogłem sobie poczytać jedna z ksiąg, których nie czyta się na głos, bo jeśli się to zrobić, może coś się z nich wydobyć. Są to te zakazane księgi, których lepiej nie ruszać, jednak ja je czytam, pogłębiam się w te mądrości, bo to lubię, a zwykłe księgi mnie po prostu już zwyczajnie nudzą i tyle.
Godzina 3:35, zerknąłem na osobnika, który spał w moim łożu, uśmiechnąłem się, ale szybko ten uśmiech znikł. Tej samej godziny, zaczął padać deszcz, krople zaczęły uderzać w okno, jakby były małymi kulkami, chcąc się przebić. Jednak nie skupiłem się na nich.
Przerwałem czytanie, gdy zauważyłem jakieś światło. To była chyba pochodnia, demonica także się pojawiła, ale nie tylko ona. Wieśniacy, kilka demonicznych psów, oraz kilka osób. Demony przybrały ludzką formę. Przez parę minut patrzyłem co się tam dzieje, chyba się dobrze bawili, ale jakoś, gdy wieśniacy zaczęli wracać, a brama została zamknięta, wróciłem do swojej księgi, chciałem ją dokończyć, ale też może ponownie coś się zacznie dziać, wtedy będę mieć jakieś zajęcie, przez resztę nocy i ranek.
Ranek jednak nie nastąpił szybko, gdyż nagle blask księżyca, się zmienił. Ułożyłem zakładkę, w książkę i j ą zamknąłem. Podniosłem głowę, by zobaczyć, co takiego stało się z księżycem, zmienił swoją barwę. Jego kolor był krwisty, tak jak krew. Przez co urosły mi małe kły, wstałem i zbliżyłem się do Yaela, odkryłem jego skórę i powoli wbiłem kły w tamtejsze miejsce. Powoli smakowałem jego krew, jednak po chwili zostałem odsunięty i zabrany do innego pokoju, podano mi kielich z kruczoczarną krwią, ten smak jakoś tak zatrzymuje mój głód. Nie wróciłem do pokoju, przez najbliższe godziny, dopiero nad ranem. Jednak wówczas, na zewnątrz, pojawiła się mgła i było tako szaro buro, bez kolorów, nieco ciemno i wciąż padał deszcz. Yael się obudził, w kąciku ust miał krew. Pewnie ona się tym zajęła, jak zresztą zwykle to robi, jednak tym razem okazałą ciupkę zaufania i wsparcia, co jest naprawdę miłe i nieco dziwne z jej strony.
Chłopak jednak dalej spał, a ja robiłem się powoli głodny. Położyłem na fotelu ubrania dla niego oraz kartkę z napisem:
"Poszedłem na śniadanie, jakbyś potrzebował czegoś, zadzwoń dzwoneczkiem, jest na szafce nocnej, a gosposia przyjdzie."
Wyszedłem z pokoju ubrany i w kapciach, po czym ruszyłem do jadalni, by zjeść. Zastanawiałem się, kiedy wstanie mój mały kociak, nie chciałem go sam budzić, wolałem swobodnie zjeść. Pewnie mała Lilith pójdzie do niego, są podobni rasą, chociaż ona ma zaledwie 4 lata.
Yael?
545 słów
545 słów
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz