Wróciliśmy do sali treningowej, w której panowała również cisza. Odsunęłam się od wojownika próbując sama stanąć na nogi. Biorę parę głębszych wdechów podpierając się pod boki. Lekko się kiwałam do przodu i do tyłu. Może jeszcze szumiało mi w głowie od wysiłku ale ważniejsze, że katana nadal grzecznie leżała tam, gdzie ją rzuciłam. Patrzę intensywnie na broń jakby miała mi zamiar zniknąć, dostać nóg i pobiec śmiejąc się ze mnie. Kręcę głową dotykając swoich policzków.
-Jak się czujesz? -głos Armeta trochę wybił mnie z rytmu. Wyprostowałam się sztywniejąc. Miałam wrażenie jakby nakrył mnie na czymś nielegalnym, mimo że stał tutaj cały czas.
-Jest w porządku. Naprawdę -kieruję swoją twarz ku mężczyźnie, który uśmiechał się przebiegle. Po plecach przeszedł mnie dreszcz niepokoju. Mierzę go od stóp do głów zastanawiając się o co mu chodzi. -Co? -pytam w końcu nie mogąc znieść przytłaczającego wzroku.
"Faceci są dziwni", myślę krótko pół do siebie, pół do Izmaela, który nie mógł mi odpowiedzieć.
-Nic. Świetnie się spisałaś i na dzisiaj to w sumie koniec. Zanim zaczniemy trening z bronią musisz się jeszcze wiele rzeczy nauczyć -puszcza w moją stronę oczko.
Niespecjalnie mnie to zaskoczyło. Wiem, że to co umiem, a to co umieją wojownicy to całkiem wyższy próg, którego nie mogłam nigdy przeskoczyć. Właśnie przez fakt bycia kobietą. Na kobietę krzywo się patrzy, jeśli umie władać bronią. Inaczej sprawa się ma w kwestii zostania zabójcą. Płeć nie gra roli, ba, kobietom łatwiej zmanipulować swoim celem przez ogólne stereotypy.
Stoję jednak i mrugam parę razy żądając wyjaśnień.
-Jakie "-my"? -wydusiłam wreszcie.
-Kobieta z charakterkiem dlaczego nie może być na poziomie wojownika? Sądziłem, że będziesz chciała częściej trenować, w rezultacie mógłbym cię puścić na bój zamiast mnie -śmieje się, a ja prycham krzyżując ręce na piersi.
-Ano chcę trenować ale nie pójdę za ciebie w bój. Chyba by mnie nabili na pal. No i Johen by cię zagryzł -sama zaczynam się delikatnie śmiać na tę uwagę.
-To jak? Codziennie w nocy czy co 2 dni? -podszedł do mnie i kładąc rękę na ramieniu.
-Codziennie. Mam nadzieję, że nie zaśpię - klepię go delikatnie w tors, czym dezorientuje swojego kompana a jednocześnie nauczyciela. Posłał mi pytając spojrzenie na co ja uśmiechnęłam się chytrze.
-Jak to jest, że mój urok na ciebie nie zadziałał? -przekrzywia głowę. Idąc tyłem przykucnęłam by wziąć do ręki katanę.
-Magia tylko csiii, nikt nie może wiedzieć. Nie zależy mi na kimś, kto sypia z różnymi kobietami. Dobrej nocy! - pomachałam ostrzem przed nosem Armeta.
Wyszłam z sali i czym prędzej pognałam do swojej komnaty. Potrzebowałam snu, bałam się tego co spotka mnie jutro. Odetchnęłam z ulgą kiedy dotarłam do pokoju nie napotykając nikogo postronnego. Znając cały harmonogram straży mogłam spokojnie ją ominąć. Zamknęłam cicho za sobą drzwi uwalniając przy tym Izmaela. Ignorując jego użalenia położyłam się na twardy materac przytulając się do ściany. Poczułam obecność demona po mojej drugiej stronie. Zimno dotykało moich ramion, szyi i talii. Mimo że miałam zamknięte oczy, wiedziałam co robił.
-Zimno, odsuń się -mamroczę nim zasnęłam.
Obudziłam się gwałtownie zrywając do pozycji siedzącej. Coś mnie obudziło i nie był to Izmael. Domyślając się kto to mógł być z posępną miną wstałam z materaca. Bolał mnie każdy mięsień a rana na nodze przybierała okropnego 'wyrazu'. Zmieniała się w brzydką bliznę. "Oszpeciła moje ciało. Już nie będę taka idealna.", myślę wzdychając ciężko. Wyglądam przez małe okienko. Ranek. Pospiesznie się przebrałam w czysty strój i pognałam czując w kieszeni ciężar kart tarota. Strażnicy widząc mnie bez słowa otworzyli drzwi do komnaty Johena. Wchodząc do jego sypialni dopadł mnie szczeniak. Radośnie poszczekiwał merdając ogonkiem. Uśmiechnęłam się do zwierzęcia by po chwili rozejrzeć się za Johenem. Stał przy oknie w rozpiętej koszuli nocnej i luźnych białych spodniach. Słońce już wzeszło, powinien dawno się kąpać. Dygam na powitanie.
-Dzień dobry, mój Książę -mówię grzecznie po czym wparowuję do łazienki.
Szukam innych służących odpowiedzialnych za poranną rutynę Księcia ale nikogo nie było. Wpadam na powrót do sypialni i krzyżuje swoje lekko zirytowane spojrzenie z Johenem.
-Panie, nie wiem co się stało z pozostałą służbą. Zobaczę co było powodem nie stawienia się na służbę Waszej Koronie. Czy mają otrzymać karę za niedopilnowanie wyznaczonych im obowiązków?- pytam się lekko kłaniając.
Apsik siedział u stóp Johena. Przekrzywił łebkiem na bok próbując zrozumieć cokolwiek co powiedziałam.
Johen? Przepraszam, że tak długo
Liczba słów: 704
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz