niedziela, 6 października 2019

Od Mordimera CD Samuela

To była mała dziewczynka o włosach jasnych jak słońce. Duże niebieskie oczy spoglądały na wszystko z ekscytacją, a jej płynne, taneczne ruchy dodawały urokowi całej Dolnie Wodospadów. Gdy biegła, pod jej stopami rosły kolejne kwiaty, wydawać się mogło, że chodzi po wodzie, jest lekka niczym wiatr, a natura nie ma przed nią żadnych tajemnic. Biała sukienka uszyta z rak matki powiewała, gdy stała na krawędzi urwiska i oglądała krajobraz, a w nocy lśniła w blasku księżyca, kiedy wychodzili na spacery. Śmiała się tak słodko, że miękło każde serce, uśmiechem obdarowywała każdego napotkanego, promieniowała radością. Nazywała się Ophelia, przez starszego brata nazywana często Ophi. W porównaniu do niego, jej włosy i sierść były jasne, a obydwa oczka niebieskie – tak ją zapamiętałem.
Moja młodsza siostrzyczka, która mając 2 i pół roku, nie zdążyła nawet dobrze zapamiętać twarzy rodziców, szybko się rozwijała. Chodziła po jednym roku, a po dwóch składała rozwinięte zdania, a mimo to nie pamiętała tych, którzy ją wychowali. Wszystkie oznaki jej nauk wyparowały wraz ze śmiercią rodziców. Kiedy zabrała nas babka, zmieniła się.
Ale nie o tym śnił. Pozostawał w pięknej krainie, Dolinie Wodospadów, na zawsze szczęśliwy. Grobów nie było, zamiast nich rosło duże, silne drzewo, przy którym siedzieli jego rodzice i oglądali swoje małe pociechy, bawiące się przy jednym z jezior. Był to wspaniały czas, mała uczyła się pływać i specjalni ochlapywała brata wodą, aby zmoczyć mu ogon, które od cieczy staje się mokry i ciągnie się po ziemi. Mimo to Mordimer nie był na nią zły, dalej jej pomagał, pilnował by się nie utopiła, a potem razem poszli nazbierać kwiatów dla matki. Sen trwał tak długo, jak trwają ulotne sny i radosne wspomnienia. Nie zmienił się tym razem w koszmar, ale kiedy obraz kolorowego świata zniknął mu przed oczami, zaczął majaczyć.
Nie miał złych snów, chciał wrócił do swoich rodzinnych stron. Wiedział, że nie ma już matki i ojca, ale została mu siostra. Młodsza Ophelia, która teraz powinna mieć jakoś 23 lata. Jej imię rozbrzmiewało w jego ustach, raz skrócone, raz pełne, nawet z nazwiskiem. Pytał się, gdzie jest, czy go pamięta, czy sama nie zapomniała, ska pochodzi… niestety odpowiedzi nie mógł otrzymać.

*

Kiedy otworzyłem oczy, słońce już dawno oświetlało mój pokój. Czułem się trochę lepiej, miałem na tyle siły, by samemu wstać, a gorączka nieco spadła. Mimo to czerwone oczy, kaszel i ciągły pot nie znikał. Kiedy usiadłem na łóżku, rozejrzałem się. W pokoju nikogo nie było, najpierw pomyślałem, że chłopak wrócił do domu, ale kiedy zobaczyłem jego torbę na stole, zrozumiałem, że musiał być w innym pomieszczeniu. Podniosłem się powoli i idąc prosto, poszedłem do łazienki. Była pusta, a gdy załatwiłem swoje potrzeby i z niej wyszedłem, zobaczyłem Samuela wychodzącego z kuchni. Wycierał ręce o szmatkę, a kiedy spojrzał na mnie, zmarszczył czoło.
- Wracaj do łóżka – rozkazał. Nie chciałem się z nim kłócić, dlatego posłusznie wykonałem jego rozkaz. Usiadłem na materacu i okryłem się kołdrę, kiedy do pomieszczenia wszedł zielarz z talerzem jedzenia. - Przygotowałem ci śniadanie – oznajmił i postawił naczynie na stole. Zerknąłem na przyrządzone kanapki.
- A ty? - mój głos był ochrypły i nie głośny. Czułem, jak miałem sucho w gardle.
- Już zjadłem, długo spałeś – oznajmił i na chwilę wrócił do drugiej sali i przyniósł mi herbatę. - Przyrządziłem ci napar z ziół – usiadł na krześle. Uśmiechnąłem się blado i zacząłem jeść. Żułem powoli o mozolnie, w tym czasie Samuel zaczął przebierać leki, które zabrał z domu.
- Spałeś tu? - zapytałem ciekawy. Pokiwał głową. - Gdzie? - wskazał na miejsce.
- Ułożyłem się wygodnie i zasnąłem – zmarszczyłem brwi.
- Nie powinieneś – zerknął na mnie. - Mogłeś chociaż poprosić o koc, a lepiej by było, gdybyś wrócił do siebie się wyspał – chłopak pokręcił głową.
- Ktoś musi cię pilnować. Po za tym nie było mi zimno – przekręciłem oczami.
- Ale jesteś uparty – Samuel w odpowiedzi uśmiechnął się głupkowato. Znowu nastała cisza, przerywana moim żuciem czy siorbaniem.
- Mordimer – zaczął. - Kto to Ophelia? - na to imię prawie się zakrztusiłem. Napiłem się gorącej cieczy i tępo patrzyłem na jakiś punkt w ścianie.
- Skąd…? - nie potrafiłem uformować żadnego pytania.
- Wołałeś ją przez sen – zerknęłem na niego, a potem lekko się uśmiechnąłem.
- To moja siostra – wyznałem. Samuel przez chwilę milczał, nad czymś się zastanawiając.
- Mówiłeś, że jesteś jedynakiem.
- Bo teraz jestem – nastała chwila ciszy.
- Przepraszam, współczuje – zaśmiałem się krótko i znowu na niego spojrzałem.
- Ona nie umarła – złapał ze mną kontakt wzrokowy. - Przynajmniej tak myślę… - odwróciłem głowę. - To dobry moment na dokończenie historii – stwierdziłem, okrywając się kocem. Zielarz zostawiając swoje zajęcie, uważnie mi się przyglądał.
- Widzisz, po śmierci rodziców, zajęła się mną i siostrą, która miała raptem 3 lata, babka. Była to… bardzo surowa kobieta i ciężko mi się było przestawić na inny tryb życia. Rodzice zawsze nas uczyli… mnie uczyli, że nie każdy człowiek jest zły, można z nimi rozmawiać i żyć, tylko trzeba być bardzo rozważnym. Ważna dla nich była też nauka i wykształcenie, dużo tłumaczyli, rozmawiali ze mną, a babka była całkiem inna. Najpierw zabrała nas w inne miejsce, całkowicie zapuściliśmy się w las, nie mając żadnego kontaktu z cywilizacją. Siostra dopiero zaczynała rozumować nauki, jakie się jej dawało, dlatego kobieta to wykorzystała. Jej łatwiej było wmówić idee, niż mi, który wierzył w słowa rodziców. Krótko mówiąc, babka była całkowicie negatywnie nastawiona do ludzi, a nawet innych ras. Uczyła nas życia w lesie, samowystarczalności i walki. Mieliśmy wiele zakazów i nakazów. Na przykład mieliśmy zabronione wychodzić poza teren lasu, a rozmowa z obcymi była surowo karana. Ophelia bardzo się słuchała, z czasem nawet zaczęła mówić jak babka, ale mnie ciągnęło do świata. Chciałem się uczyć i poznawać innych. Nie będę ci opowiadał co wyrabiałem, gdzie łaziłem i co mnie przez to spotykało, ale Ophelia nie miała skrupułów, by mnie wydać. Babka szybko dała mi pewne ultimatum; albo życie wśród ostatnich bliskich osób, albo wymarzone życie na własną rękę. Chyba wiesz, co wybrałem – spojrzałem na niego z lekkim uśmiechem. - Mając 11 lat odszedłem. Zamieszkałam u jakiejś rodziny, w której w zamian za „dom” - ostatnie słowo pokazałem w cudzysłowie – była praca na roli. Zgodziłem się, bo dzięki temu mogłem też chodzić do szkoły. A babka dotrzymała słowa; nie mam pojęcia co się dzieje z nią, a tym bardziej z siostrą, która krótko mówiąc, się ode mnie odwróciła – skończyłem i wypiłem herbatę.

<Samuel?>

1201 słów

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz