czwartek, 31 marca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 Nieobecnym spojrzeniem uraczyłem męża, kiwając delikatnie głową, nie mając zamiaru popełniać samobójstwa, to grzech a bardziej już i tak grzeszny nie chce być. Zabiłem dziadka, człowieka, który kiedyś mnie wychował, przygarnął, gdy nie miałem nikogo, a ja go ta po prostu zabiłem.. Nienawidzę siebie i życia za to, co zrobiłem, to ja powinienem zginąć nie on..
- Na pewno? - Gdy ponowił pytanie, znów kiwnąłem głową, nie wypowiadając ani jednego słowa język ugrzęzł mi w gardle a myśli krążyły wokół sytuacji związanej z dziadkiem. - Dobrze, w takim razie zostawiam cię samego - Ucałował delikatnie moje czoło, wychodząc z łazienki, dając mi chwilę sam na sam, bym mógł zastanowić się nad tym, co się właściwie stało. Załamany wchodząc do wody, która zmieniła kolor, zacząłem cicho łkać, nie mogąc się pozbierać.
Zanurzając głowę pod wodą, na kilka długich chwil straciłem kontakt z otoczeniem, przysłuchując się dźwiękom wody otaczającej moje ciało.
~ Nie chciałem go zabijać, sprowokował mnie - Słysząc głos demona rozchodzący się po mojej głowie zacisnąłem jeszcze mocniej oczy, starając się ignorować potwora znajdujące się w mojej głowie, gdybym go nie miał dziadek nadal by żył, to wszystko moja wina i nic mnie nie usprawiedliwia. Ani mnie, ani tego, co zrobiłem.
Ignorując demona, trwałem pod wodą jeszcze kilka chwil, nim czyjaś dłoń nie dotknęła mnie, wywołując u mnie strach, przez który od razu wynurzyłem się z wody.
- Spokojnie Miki to tylko ja - Mój mąż, widząc moje przerażenie w oczach, położył dłoń na mojej głowie, mocno mnie do siebie przytulając. - Przepraszam, nie chciałem cię wystraszyć. Misaki już się obudziła i chyba trzeba ją nakarmić - Pokiwałem głową na te słowa, powoli w milczeniu wychodząc z wody, by założyć na swoje ciało ubranie, kierując się do naszej małej córeczki, która czekała na nas wyciągając rączki w moją stronę. Z wymuszonym uśmiechem wziąłem małą na ręce, przybierając kobiecą postać, by nakarmić dziecko, myślami przez cały czas będąc gdzie indziej, nie mogąc skupić się na dziecku, które po nakarmieniu od razu oddałem tacie, samemu kładąc się do łóżka, by przemyśleć kilka męczących mnie spraw.
   Mój mąż po ustaniu naszej córeczki położył się za mną, przytulając od tyłu, starając się chyba dodać mi otuchy. Głaszcząc delikatnie po związanych włosach.
- Miki wszystko będzie dobrze - Wyszeptał, nie wiedząc już co zrobić lub powiedzieć bym zaczął z nim rozmawiać, gdy ja nie chciałem nawet otwierać ust, milcząc i myśląc nad tym, co uczyniłem i jak okrutny byłem dla staruszka.
***
To już kilka dni, w których to siedzę w kocu nakryty kołdrą zagłębiony w najczarniejszych myślach, nic nie mówiąc, nie mając ochoty na jedzenie czy picie, robiąc to tylko z musu, by mieć pokarm, nie mogłem w końcu zaniedbać dziecka. Bądź co bądź mała była dla mnie najważniejsza i chociaż przy niej starałem się udawać, że wszystko jest dobrze, gdy tak naprawdę czułem się okropnie, czułem się jak morderca.. Nie, ja byłem mordercą, zabiłem z zimną krwią i to samo w przyszłości będzie czekało na mnie, karma wraca i jeszcze pożałuje tego, co zrobiłem.. Boże wybacz mi, bo zgrzeszyłem, plamiąc się krwią najbliższej mi osoby. .Przez cały ten czas, gdy zamknięty byłem w sobie, mój mąż przy mnie był i chociaż nie okazywałem tego, bardzo cieszyłem się z jego obecności, teraz bardzo go potrzebowałem, by pomógł mi w tym, co się stało, samą obecnością wspierając mnie w tych ciężkich chwilach.. Które przy nim są chociaż trochę łatwiejsze..

<Mężu? C:>

środa, 30 marca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Słysząc myśl mojego męża, której chyba niekoniecznie chciał mi przesłać, zamarłem. Jak to go zabił...? Przecież to nie ma sensu... nie mógł go zabić. Przecież to Miki, najłagodniejszy aniołek, jakiego znam, prędzej to dziadek by jemu coś zrobił. Może coś mu się mu się źle wydało... musi. Dziadek nie może być martwy. Przecież on miał przeżyć wszystko i wszystkich. 
Mimo, że odczuwałem niepokój, musiałem zachować spokój przy dzieciach. Może i Yuki nie przepadał za dziadkiem z powodu tego, że podczas pobytu w azylu odseparował nas od siebie, ale lepiej, aby nie wiedział, że jego mama popełniła morderstwo. Znaczy, może popełniła morderstwo, dziadek może być po prostu ciężko ranny... Wziąłem dzieci z powrotem do domu z nadzieją, że jeżeli walczyli, to nie walczyli w domu. Nie chciałbym, aby dzieci musiały oglądać przemoc, to nie jest dla ich oczu. 
- Yuki, zajmij się na chwilę siostrą, dobrze? Muszę znaleźć mamę – poprosiłem chłopca, kładąc śpiącą Misaki do kołyski. 
- A co, jeżeli się obudzi i zacznie płakać, a ja nie będę wiedział, co zrobić? – odpowiedział, odrobinkę zestresowany. 
- Trochę ją dzisiaj wymęczyliśmy, więc nie powinna. Dasz sobie radę, wierzę w ciebie. Wrócimy najszybciej, jak tylko możemy – dodałem, czochrając jego włosy. 
Dzięki paktowi doskonale wyczuwałem mojego męża i wiedziałem, w którą stronę iść, więc też tam się skierowałem. Dziadek z Mikleo skierowali się w stronę lasu, z dala od ludzkich mieszkań, a im dalej w las, tym więcej śladów walki widziałem. Serce zaczynało mi bić coraz to szybciej, wiedziałem, że nie powinienem go zostawiać, powinienem być przy nim i nigdy go nie zostawiać, już więcej na pewno nie popełnię tego błędu, tylko proszę, niech wszystko będzie w porządku... na widok krwi poczułem jeszcze większy strach. To, co tu się tutaj stało, było tylko i wyłącznie moją winą. Po pierwsze, nie powinienem go puszczać samego, po drugie nie powinienem na niego naciskać w sprawie demona... albo powinienem zgodzić się z tym, że dziadek nie był najlepszym wyborem do pomocy. 
W końcu znalazłem ich obu, w kałuży krwi. Mikleo klęczał na ziemi, przed nieruchomym ciałem dziadka, a jego ramiona lekko się trzęsły. Zdenerwowany podszedłem do męża, kładąc dłoń na jego ramieniu, ale on nie zareagował. Sprawdziłem, czy jest puls u dziadka, ale niczego nie wyczułem. Cholera, on naprawdę nie żyje... z jaką siłą musiał uderzyć Mikleo, że on nie żyje? Dziadek był najsilniejszym i najpotężniejszym z serafinów, nie dało się go tak prosto zabić.
- Miki... – wyszeptałem, patrząc na jego twarz, w której przewijało się tak wiele emocji... delikatnie otarłem policzki z krwi wymieszanych z łzami. Chyba nadal do niego nie docierało, co się stało. Do mnie też, ale w tym momencie powinienem skupić się na Mikleo i go uspokoić. – Już, spokojnie, jestem tutaj. 
Dopiero po moim dotyku Mikleo wtulił się w moje ciało, zaczynając znowu płakać i przy okazji brudząc przy tym moją czerwoną koszulę. Nie przejąłem się tym, tylko również delikatnie go przytuliłem, gładząc go po plecach. Najpierw trzeba było go uspokoić, a później pogrzebać ciało. Nieważne, jaki by nie był, dziadek zasługuje na pogrzeb. Swoją drogą, czy ono nie powinno zniknąć samo...? Kiedy Mikleo umarł mi na rękach, jego ciało niemalże od razu się rozpłynęło, nie pozwalając mi nawet go pogrzebać. Jak na zawołanie, ciało dziadka zaczęło stawać się przezroczyste, a kiedy zawiał mocniejszy wiatr, po prostu się rozpłynął... Miki zmienił się w parę. Może to zależy od tego, jakim rodzajem serafina się jest? To by wiele wyjaśniało. 
- Musimy wrócić i się umyć. Yuki nie może nas zobaczyć pokrytych krwią – szepnąłem, nie przestając głaskać go po plecach. 
- Puścił dziadka wolno, ale on go nie posłuchał. Nie zapanowałem nad nim – wymamrotał drżącym głosem, wbijając palce w moje ciało. 
- Spokojnie, to nie jest twoja wina – powiedziałem cicho, po czym pocałowałem go w czoło nie przejmując się, że jest brudne od krwi. – Musimy iść. Yuki został sam - dodałem, chcąc bardzo wracać do domu. Tutaj już nic nie zrobimy, a on zdecydowanie musiał się położyć i uspokoić. 
Pomogłem wstać mojemu mężowi, który jeszcze się lekko chwiał. Położyłem dłoń na jego talii, na co syknął cicho, a ja szybko zrozumiałem, że był ranny. Zażegnałem ten problem bardzo szybko, po czym zaczęliśmy kierować się w stronę domu. Trzeba będzie jeszcze coś powiedzieć Yuki’emu, kiedy przekroczymy próg domu, na pewno do nas przybiegnie. I jeszcze Azyl... czy Azyl poradzi sobie bez dziadka? Mógł być okropny, wredny i nas nienawidzić, ale dzięki nim Serafiny miały swój dom i bezpieczny kąt. Obyśmy tą śmiercią im tego nie zabrali, nie zasługują na to. 
- Misaki się nie... mamo? Wszystko w porządku? – spytał Yuki, patrząc na Mikleo z przerażeniem. 
- Tak, nie przejmuj się, mama musi się umyć i odpocząć – powiedziałem uspokajająco, uśmiechając się lekko do dziecka. – Popilnuj jeszcze przez moment siostry, dobrze?
Yuki, widząc, że coś jest nie tak, bez gadania wykonał moje polecenie. Pomogłem Mikleo dotrzeć do łazienki, ponieważ miałem wrażenie, że nie zrobiłby tego sam. Zacząłem nawet przygotowywać mu gorącą kąpiel i w tym samym momencie Miki powiedział:
- Chciałbym zostać sam. 
- Jesteś pewien? – dopytałem, patrząc na niego niepewnie. Brzmiał teraz tak wyjątkowo spokojnie... bałem się, że za to, co zrobił, będzie chciał sobie zrobić jakąś krzywdę. 
- Tak. Potrzebuję po prostu chwili dla siebie – wyjaśnił, chyba starają się na uśmiech, ale średnio mu to tak wyszło. 
- Niech ci będzie. Pamiętaj, że cię kocham. I że to, o się stało, nie jest twoją winą – powiedziałem, podchodząc do niego i całując go w policzek. – Czekam na ciebie u Misaki, niedługo trzeba będzie ją nakarmić – dodałem, nadal pełen myśli. Jeżeli teraz go opuszczę, a on coś sobie zrobi... nie wybaczę sobie tego. Wcześniej też miałem takie myśli i postanowiłem go zostawić samego, i co się stało? Nic dobrego. Może jednak teraz powinienem z nim zostać... – Obiecaj mi jeszcze jedno... że nie zrobisz teraz niczego głupiego

<Aniele? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Nie chciałem zostać sam z dziadkiem, bałem się, bałem jak cholera, w końcu nie wiadomo, było jak dziadek zareaguje i czy przypadkiem nie zechce mnie.. Sam nie wiem, co może zechcieć mi zrobić, jednakże nie chce tego ani niczego, na co mógłby wpaść..
- Dlaczego zostaliśmy sami? - Gdy staruszek się odezwał, moje serce zabiło dwa razy szybciej, może jednak nie powinienem zostawać z nim sam? Nie, właśnie to dobrze, nie chciałbym, aby dzieci przypadkiem coś zobaczyły lub usłyszały, muszę być sam, by w razie co nikomu nic się nie stało.
- Chciałem z tobą porozmawiać, mam w sobie demona, nad którym nie panuję - Przyznałem się, mówiąc to na jednym wdechu.
- Wiem o tym chłopcze, wiem doskonale, dlatego tu jestem. Nie tylko chcę zabrać Misaki, która jest zagrożeniem, ale i ciebie.. - Przerwał, patrząc na moją twarz.
- Nie chce, byś mnie zabierał, chcę abyś mi z nim pomógł - Burknąłem poirytowany, czy wszystko musi się kończyć zamykaniem? Nie jestem małym chłopcem, już się nie dam zamknąć.
- Chodź ze mną chłopcze - Spokojnym głosem zaczął mówić do mnie, kierując się w stronę wyjścia z domu. A tam po co? Nie chce spacerować.. Eh niech mu już będzie.
Troszeczkę niezadowolony wstałem z krzesła, idąc za dziadkiem na dwór, w stronę lasu oddalając się i oddalając od niego coraz to bardziej. Kurcze coś jest ewidentnie nie tak..
- Nie mogę ci pomóc, demon w tobie będzie z tobą aż do ostatnich dni twojego życia - Powiedział poważnie, wracając głowę w moją stronę. - A z powodu tego, że nie chcesz wrócić do azylu, gdzie byłbyś bezpieczny. Właśnie dla tego musisz dziś umrzeć, by potwór w tobie nikogo nie skrzywdził - Dodając do swojej wypowiedzi te słowa, użył we mnie z całej siły, nie dając mi szans na żadną reakcję. Nim zdążyłem mrugnąć okiem, już leżałem na ziemi, ledwo oddychając, mój biedny mostek chyba pod wpływem uderzenia coś m uszkodził.
Potrzebując kilku chwil, by dojść do siebie, z bólem podniosłem się z ziemi, starając się w miarę spokojnie oddychać, by nie naruszać jeszcze bardziej mostka.
- Nie ma innego wyjścia? - Wydukałem, z trudem wypowiadając to zdanie.
- Niestety, wybacz mi chłopcze. Zabaw o to by nie bolało - Po tych słowach zaatakował, po raz kolejny tym razem jednak nie trafiając. Mormo który miał najwidoczniej dość patrzenia przejął kontrolę nad moim ciałem, wyłączając moje zdrowe myślenie. Teraz już było za późno by nad nim zapanować..

Ten starzec naprawdę zaczął mnie denerwować, chciał nas zabić a jeszcze chwila i sam zginie i ja już o to zadbam.
- Odejdź demonie - Zawołał, starając się zadać kolejny cios. Rozbawiony jego zachowaniem odskoczyłem, tak by uniknąć ataku, nikt nie będzie mnie atakował tym bardziej, teraz gdy jestem w nie swoim ciele.
- Uważaj, bo cię posłucham - Rozbawiony zaatakowałem dziadka, uderzając nim jak zabawką o ziemię. - Odejdź stąd i już nigdy nie wracaj, a w zamian daruję ci życie - Byłem łaskawym dla starca, tylko ze względu na to, kim był dla Mikleo, gdyby nie to już dawno bym go zabił.
Mężczyzną nic nie mówiąc, wstał powoli z ziemi, odwracając się do mnie plecami, by odejść, dumny z siebie na kilka chwil straciłem go z oczu, by po chwili poczuć ostrze przebijające moją skórę.
- Cholera - Warknąłem pod nosem, unosząc swoje spojrzenie w stronę dziadka. - Pożałujesz tego - Jak w amoku zaatakowałem go, nie przejmując się nawet krwawiącą raną, w tej chwili liczyła się tylko zemsta, za to, co śmiał mi zrobić.
Nim całkowicie się uspokoiłem, stałem nad martwym ciałem staruszka, patrząc na niego z przerażeniem.
Nie chciałem go zabić, chciałem tylko dać mu nauczkę.
Przerażony poczułem, jak znów anioł przejmuje kontrolę nad sobą, zamykając mnie w swoim wnętrzu.
Po udanej próbie przyjęcia kontroli nad swoim ciałem zauważyłem dziadka leżącego przed moimi nogami. Zaskoczony kucnąłem przy nim, próbując go ratować.
- No dalej uda się - Próbowałem, brudząc się w krwi swojej i dziadka. Ten jednak nie wracał do żywych, zabiłem go...
Przerażony przetarłem twarz z łez, brudząc krwią twarz. W tej samej chwili słysząc głos męża e głowie, zagryzłem mocno wargi, biorąc kilka wdechów.
~ Zabiłem go - Wydukałem w myślach, trzymając w dłoniach ciało dziadka, nie mają pojęcia co zrobić. Jestem zwykłym mordercą, jak mogłem go zabić...

<Pastrzyku? C:>

poniedziałek, 28 marca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem do końca zadowolony z tego, że Mikleo miał sam rozmawiać z dziadkiem. Zdecydowanie bardziej wolałem przy nim być, ponieważ nie wiedziałem, jak zachowa się dziadek. A to zawsze ja go broniłem przed dziadkiem, przyjmowałem na siebie każdą winę i uparcie trwałem przy swoim zdaniu. A co, jeżeli dzisiaj będzie tak, że będę musiał dzisiaj wyjątkowo bronić dziadka przed Mikim...? Nie no, przesadzam, Miki nie jest mną, potrafi nad sobą zapanować. A to wczoraj rano... dziadek zaskoczył nas wszystkich taką decyzją. Ja byłem z tego powodu wściekły, więc Miki też mógł być zły, to była przecież normalna reakcja rodzina na wieść, że ktoś chce zabrać mu dzieci. 
- Jesteś pewien? Nie przydałbym ci się w roli wsparcia? – dopytywałem, zmartwiony o niego. Plus, nie byłem do końca przekonany, czy Mikleo nie jest na mnie jeszcze obrażony. Jego wczorajsze milczenie na wieczór troszeczkę mnie zaniepokoiło, miałem wrażenie, że trochę przesadziłem. Ale z drugiej strony, musieliśmy coś z tym zrobić. Dziadek nadawał się do tego prawie perfekcyjnie. Prawie, bo nie jest do nas nastawiony przyjaźnie, jednak nie możemy ryzykować zdrowiem dzieci. 
- Przydałbyś mi się w roli opiekunki dla dzieci – odparł, podchodząc do mnie i całując mnie w policzek. 
- Dasz radę sam? – mimo wszystko bałem się o niego. Jak zawsze zresztą, był miłością mojego życia, moim małym promyczkiem i aniołkiem, oczywiście, że się o niego bałem. 
- Jestem dużym chłopcem, dam sobie radę – powiedział, uśmiechając się do mnie uspokajająco. 
- Jeśli tylko tak uważasz... jeżeli coś będzie szło nie tak, daj mi znać, a wrócę najszybciej, jak będę mógł. 
- Zamiast gadać może zacznij się zbierać, a ja przez ten czas przygotuję ci śniadanie. Im szybciej będę miał tę rozmowę za sobą, tym lepiej – oparł, popychając mnie w kierunku łazienki. Jak uroczo z jego strony... 
Tak jak mnie poprosił, tak zrobiłem. Szybko ogarnąłem się w łazience i od razu po tym zszedłem na dół, biorąc ze sobą na ręce już rozbudzoną małą. I tak w końcu musiałbym po nią wrócić, więc trochę oszczędzę czasu. Okazało się, że Mikleo jeszcze nie skończył przygotowywać śniadania, dlatego cierpliwie poczekałem, rozmawiając przy tym z Yukim, któremu zaproponowałem spacer po śniadaniu. Lepiej było zainicjować wcześniej taki pomysł, by później Yuki się nie dąsał. Na szczęście nas syn przystał na ten pomysł, co więcej dodał, że moglibyśmy wziąć Codi’ego. Cudownie, cała rodzinka byłaby w komplecie... oby Miki’emu dobrze poszła rozmowa z dziadkiem. 
Kiedy prawie skończyłem jeść śniadanie, dziadek do nas przyszedł. Radośnie i kulturalnie powiedzieliśmy mu dzień dobry, na co odpowiedział nam nieco mniej radośnie. Czy on nadal jest na nas zły...? Ale za co? Za to, że próbujemy być szczęśliwi? Anioły są naprawdę dziwne. Jeden obraża się o to, że martwię się o niego i nasze dzieci, drugi nie chce, byśmy byli szczęśliwi... oby Yuki był bardziej normalny. I mam nadzieję, że Misaki także wyrośnie na normalnego anioła. Albo człowieka. Czy hybryda anioła i człowieka ma jakąś nazwę? Chyba tak... albo i nie... sam już nie wiem. 
Zerknąłem na Mikleo, a ten kiwnął głową. To musiał być nasz umówiony sygnał. Od razu lekko się zestresowałem, na pewno powinienem pójść...? Powinienem wcześniej bardziej postawić na swoim, teraz nie mam wyboru, jak tylko wstać od stołu i zabrać dzieci na spacer... oby nic złego się nie wydarzyło. 
 - Yuki, wołaj Codi’ego, zbieramy się – odparłem, dopijając kawę. – Do zobaczenia, skarbie – odezwałem się do Mikleo, wstając i całując go w policzek. 
Na szczęście pogoda na spacer była perfekcyjna. Słoneczko ładnie świeciło, wiał lekki, aczkolwiek przyjemny wiaterek, no nic, tylko żyć. Powinniśmy wyjść kiedyś na spacer, tyle że wszyscy. Jestem pewien, że z Mikim ten spacer byłby o wiele przyjemniejszy. Może namówię go na następny... o ile dziadek go ode mnie nie ukradnie, kiedy dowie się, że drzemie w nim demon. 
Ruszyliśmy w stronę jeziora, z dala od ludzi i miejskiego zgiełku. Może i małą ludzie by mogli już dostrzec, ale Yuki’ego już niekoniecznie, a ja nie chcę wyjść na idiotę. Już za takiego mają mnie moi sąsiedzi. Czasem widywałem moją sąsiadkę i nie jestem pewien, co tej kobiecie siedzi w głowie; czasem przyglądała zza okna, jak bawiłem się z małą w ogrodzie i mówiłem do Yuki’ego... chociaż, pewnie nie słyszała, co mówiłem dokładnie, więc równie mogła myśleć, że gadam do małej. 
Misaki była zachwycona nowym otoczeniem, a Yuki był zachwycony wodą, do której już wchodził. Nie zabraniałem mu tego, było na tyle ciepło, by mógł robić takie rzeczy. Plus, doskonale wiedziałem, jak bardzo woda była potrzebna serafinom wody, omal przez to nie zabiłem własnego męża. Już więcej nie popełnię tego samego błędu. Misaki także chciała dołączyć do brata, ale na to pozwolić nie mogłem. Była jeszcze zdecydowanie za mała na takie rzeczy, miała raptem miesiąc. Co prawda jej ciałko wskazywało, jakby była starsza, ale nie możemy zapomnieć o jej rzeczywistym wieku. 
Powoli dochodziło południe, a ja nadal nie byłem pewny, czy mogłem wracać. Spędziliśmy dobre trzy godziny poza domem, chyba to wystarczająco dużo czasu... a co, jeżeli dziadek obezwładnił Mikleo i zamknął go gdzieś daleko ode mnie, bo sprawiał za duże zagrożenie...? Na samą myśl poczułem nieprzyjemny ból w sercu. Wiedziałem, że nie powinienem zostawiać go samego...
~ Mikleo? Wszystko w porządku? Czemu się nie odzywasz? ~ przesłałem mu tę myśl, mocno zdenerwowany. Proszę, niech mu nic nie będzie, bo inaczej sobie tego nie wybaczę...

<Co tam u ciebie, Owieczko? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Ciche westchnięcie wydostało się z moich ust, gdy usłyszałem słowa męża. Wiedziałem, że tak będzie temat demona, zawsze będzie gdzieś przeplatał się przez nasze życie a wszystko to dlatego, że nie jestem w stanie nad nim zapanować, gdy odczuwam złość, a nawet lęk. Chyba już na zawsze jestem skazany na demona i jego próby przejęcia kontroli nad moim ciałem i umysłem.
- A z kim chciałbyś ten temat poruszyć? Bo chyba nie z dziadkiem on od razu chciałby mnie zamknąć i nigdy nie wypuścić - Zdenerwowany spojrzałem na męża, nie chcąc, aby mówił o niczym dziadkowi, nie dam się zamknąć już nigdy nikomu.
- Spokojnie skarbie, nie musisz się denerwować. Uważam, że powinniśmy porozmawiać z dziadkiem, on nam pomoże i może będzie wiedział jak pozbyć się demona z twojego ciała - Sorey nie chcąc mnie zdenerwować, zaczął uspokajająco głaskać po głowie bym chociaż troszeczkę się zrelaksował.
Nic nie mówiąc, pokręciłem nosem, nie czując, aby to był dobry pomysł, dziadek nie będzie chciał nam pomóc a jedynie zaszkodzić tym bardziej, gdy dowie się, co mam w sobie, już na pewno będzie chciał nam zabrać małą i żaden argument go nie przekona.
Nadal nic nie mówiąc, odwróciłem się do niego plecami, nie mając ochoty już o tym rozmawiać, po prostu położę się spać a jutro, gdy nastanie nowy dzień, dziadek wróci do siebie i da nam spokój. Oby tak było, bo nie zniosę go za długo.
- Miki jesteś zły? - Nie odpowiedziałem na to pytanie, zamykając oczy, troszeczkę przyznam, ignorując męża, by dziś dał mi spokój, jestem zmęczony i nie zbyt chętny do dalszej dyskusji. Odpocznę, a jutro postaram się nie denerwować.
 W nocy, gdy obudziła nas córka, wstałem powoli z łóżka, podchodząc do małej, która zgłodniała a mimo jej nakarmienia nie chciała pójść spać. Wyspała się najwidoczniej, a teraz ma ochotę troszeczkę rodzicom poprzeszkadzać. Wziąłem więc malutką do łóżka, by spała razem z nami mając nadzieję, że to na nią podziała. Niestety myliłem się, mała zaczęła krzyczeć i piszczeć zwracając na siebie naszą uwagę, nie mając zamiaru dać nam spać. No nic w końcu nikt nie mówił, że rodzicielstwo będzie proste.
Nasz skarb dał nam odetchnąć, dopiero po godzinie zasypiając pomiędzy nami, teraz mieliśmy okazję, aby odpocząć i odespać straconą godzinę co od razu uczyniliśmy, nie mając najmniejszej ochoty na rozmowę czy inne rzeczy, teraz mała spała, a my mieliśmy czas by zrobić to samo.
Misaki całą tę noc była nie swoja, co chwilę budziła się i dokazywała, to było dziwne i w ogóle do niej niepodobne może to jakiś okres buntu sam nie wiem, może tak być.
Zmęczony znów przybrałem swój dawny wygląd, przypominający chłopaka przygotowując się na spotkanie z dziadkiem.
- Na pewno masz dziś siłę na przemiany? - Na to pytanie kiwnąłem głową, byłem zmęczony to fakt jednakże dam sobie radę, jestem dużym chłopcem i naprawdę mój mąż o nic martwic się nie musi.
- Tak, dam radę, tak samo, jak dam radę porozmawiać dziś z dziadkiem o demonie we mnie, mam jednak do ciebie prośbę, po śniadaniu, gdy nadejdzie odpowiednia chwila dam ci sygnał, na który zabierzesz dzieciaki na spacer. Chcę sam porozmawiać o tym z dziadkiem. Nie chcę by Yuki, coś usłyszał i dla niego i dla nas tak będzie lepiej - Bardzo zależało mi na tym, aby mój mąż zabrał naszego syna i córkę z domu w czasie gdy będę rozmawiał z dziadkiem, lepiej by nikt tego nie słyszał, tym bardziej że nie wiem, jak dziadek zareaguje. Wolę mimo wszystko być przygotowanym na wszystko...

<Pasterzyku? c:>

niedziela, 27 marca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Nie byłem do końca przekonany do tego, by ciągle zmieniał płeć. Znaczy, rozumiem, że teraz się dobrze czuje, ale co będzie po kilkunastu takich przemianach w ciągu jednego dnia...? Nie chcę, by przypadkowo przesadził. Już wystarczająco już jest zdenerwowany przez obecność dziadka. Swoją drogą, co on robił tyle czasu w jednym miejscu? Ja wiem, że może tu zostać, dopóki nie odpocznie, ale bez przesady. Im dłużej tu jest, tym bardziej denerwuje się Mikleo, a on potrzebuje spokoju, zwłaszcza po porodzie. 
Przeciągnąłem się leniwie, zbierając się w sobie, by wstać. Tak nie za bardzo mi się chciało robić cokolwiek, a w przyszłości przecież będę musiał wrócić do pracy. Cóż, chciałem rodzinę, więc teraz powinienem o nią zadbać. I zrobię wszystko, by byli bezpieczni, nikt nie stanie nam na przeszkodzie, nawet dziadek. 
Może i dostałem zaproszenie do wspólnej kąpieli, ale postanowiłem poczekać na męża tutaj i przypilnować naszej córeczki. Ja ufałem dziadkowi na tyle, że wierzyłem, że nie ukradnie nam Misaki, ale Mikleo już tej wiary i zaufania nie posiadał. Zostanę z małą i poczekam, aż Miki wróci, nie musi się z niczym spieszyć. Zasługuje na to, by być jak najbardziej wypoczętym, pewnie wtedy lepiej będzie panował nad demonem. Skąd on się w ogóle wziął? Przecież nie mógł się pojawić znikąd. Musiał być już wcześniej, nawet zanim Mikleo stracił przytomność, kiedy demon po raz pierwszy się objawił. Pominąłem coś? Może Aleksander go jakoś zainfekował...? Chociaż nie, to nie miałoby sensu, on wolałby, aby krew była czysta. Więc co to mogło spowodować...?
Usłyszałem ciche gaworzenie ze strony kołyski. Misaki znowu się obudziła i wymagała uwagi. Na szczęście tylko uwagi, a nie karmienia, bo nie chciałem przeszkadzać Mikleo. Od razu wziąłem ją na ręce, chwilę się z nią pobawiłem, a później usiadłem na łóżku i zacząłem jej czytać, jak co wieczór. Wydawało mi się, że Misaki bardzo to lubi, ponieważ budziła i dawała o sobie znać w tym co dzień o tym samym czasie, a kiedy w końcu zasiadałem i zacząłem czytać, natychmiast zamilkła. Albo wydawało mi się, że to lubiła, w końcu była jeszcze dzieckiem i pewnie nawet nie rozumiała tego, co czytałem. Też dlatego wybierałem takie pozycje, które interesują mnie, a nie typowo dziecięce książki. Na to jeszcze przyjdzie czas. 
- Myślałem, że do mnie dołączysz – usłyszałem lekko niezadowolony głos Mikleo. Pewnie liczył na to, że trochę skorzystamy z chwili prywatności, zwłaszcza teraz, kiedy już jest chłopakiem. Cóż, kiedy dziadek stąd pójdzie, będziemy czuć się bardziej swobodnie i pewnie. W końcu będziemy mieć pewność, że nikt nam nie ukradnie dzieci. 
- Ktoś musiał przypilnować małej, byś mógł się trochę zrelaksować – odpowiedziałem, odkładając książkę na bok. Mała od razu wyraziła swój sprzeciw, wyciągając jedną rączkę w stronę książki, a drugą kładąc mi na policzku, cicho przy tym gaworząc. 
- Chyba lubi twoje czytanie – odezwał się rozbawiony Miki, biorąc ode mnie małą. 
- Oczywiście, w końcu mam do tego wspaniały głos – powiedziałem dumnie, całując moje słoneczko w czółko. Szczerze mówiąc, lubiłem to czytanie. Tylko czasem mała potrafi wytrzymać bardzo długo, przez co zasychało mi w gardle, zwłaszcza, że nie przygotowałem sobie niczego do picia. Na szczęście mam Mikleo, który albo przynosi mi herbaty, albo zamienia się ze mną. W tym drugim przypadku małą usypia zdecydowanie szybciej, co chyba nie najlepiej o mnie świadczy. – Teraz mama ci poczyta, ja muszę się umyć – odpowiedziałem, uśmiechając się szeroko do naburmuszonego dzieciątka. I że ono zniszczy może zniszczyć ludzkość...? No nie wydaje mi się. 
- Skoro tak, to czemu szybciej ja ją usypiam?
- Bo masz monotonny głos i szybko ją nudzisz – wyszczerzyłem się głupkowato, unikając jego ciosu, który chciał mi zadać wolną ręką. – Kocham cię – powiedziałem, całując mojego męża w czubek nosa. 
W łazience nie spędziłem za dużo czasu. Umyłem się, ogoliłem twarz, by podczas pocałunków nie drażnić delikatnej skóry mojego ukochanego i rozpuściłem włosy, które chyba wymagały przycięcia. Z włosami Mikleo potrafiłem poradzić sobie doskonale, natomiast te moje jakieś dziwne były. Mikleo chciał, bym zostawił je dłuższe z tylu, więc je zostawiłem. Chyba to nie był najlepszy pomysł. 
Kiedy wróciłem do pokoju, Misaki już leżała w łóżeczku, a Mikleo czekał na mnie w łóżku, czytając książkę, którą wcześniej czytaliśmy małej. Bardzo z tego zadowolony ułożyłem się na materacu obok niego i przytuliłem się do niego, może odrobinkę mu przeszkadzając. Dzisiaj cały dzień poświęciliśmy dzieciom, no i odrobinkę dziadkowi, więc najwyższa pora na poświęcenie czasu sobie nawzajem. Nic intymnego, w końcu śpi z nami dziecko, a za ścianą już i tak wkurzony do granic możliwości dziadek, ale w przytulaniu chyba nie ma nic złego. 
- Jak się czujesz? – spytałem, wtulając się w jego ciało, odrobinkę zmęczony. Wstałem dzisiaj zdecydowanie za wcześnie przez przybycie dziadka, ale jeszcze troszkę wytrzymam. Najpierw muszę upewnić się, jak czuje się mój mąż. 
- Bardzo dobrze, nie musisz się o mnie martwić – odpowiedział, głaszcząc mnie po głowie. 
- Rano to wyglądało inaczej. Chyba powinniśmy się nim zająć i komuś o nim powiedzieć, nim znowu stracisz panowanie – powiedziałem ostrożnie, uważnie się mu przyglądając. Nie możemy czekać, aż demon znowu wyrwie się spod kontroli i zacznie terroryzować otoczenie. 

<Aniołku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

 Kiwnąłem głową, nie mając nic przeciwko, w końcu Yukim też wypadło się zająć, a przez małą nie mieliśmy za dużo czasu dla niego, nie wspominając już o czasie poświęconym tylko nam samym jako małżeństwu. Rodzicielstwo to piękna sprawa zmienia jednak wszystko w życiu, a rodzice nie zawsze są na to gotowi.
- Masz racje, Yuki na pewno ucieszy się, gdy do niego przyjdziemy - Przyznałem racje mężowi. Wychodząc jako pierwszy z pokoju, mając zamiar mieć na oku dziadka, by ten nie postanowił jednak zabrać nam dziecka, do czego jest zdolny, a na to mu nigdy nie pozwolimy.
Nasz syn czekał na nas, tak jakby miał przeczucie, że przyjdziemy do niego już teraz by z nim porozmawiać i może nawet wyjaśnić zaistniałą sytuację.
- Dlaczego dziadek tu jest? - Yuki od razu zapytał, gdy tylko drzwi do jego pokoju zamknęły się, a my stanęliśmy w środku. - Znów chce nas rozdzielić? - Dodał, po chwili niepotrzebnie się tylko martwiąc, w końcu nikomu go nie oddamy, jest naszym synem i dopóki sam nie zechce odejść, my nie mamy zamiaru go nikomu oddawać.
- Dziadek, chciał nas tylko zobaczyć. Nie martw się skarbie, nie rozdzieli nas - Zapewniłem synka, głaszcząc go po głowie, chcąc tym samym, aby był pewien tego, co do niego mówię, pewien tego, że go kochamy i nigdy nie opuścimy.
- Na pewno? - Chłopiec mimo wszystko odczuwał niepewność, której nie ukrywał, bojąc się dziadka, nic w tym dziwnego ten już raz go skrzywdził, czemu nie miałby zrobić tego jeszcze raz.
- Yuki, na pewno jesteśmy przy tobie i nie oddamy ani ciebie, ani twojej siostry - Tym razem odezwał się Sorey, zapewniając chłopca w swoich słowach. Chcąc, by ten się uspokoił. - A teraz się tym nie przejmuj, przyszliśmy się bawić nie myśleć o dziadku - Dodał, biorąc chłopca na ręce, który głośno się zaśmiał, kiwając swoją główką, od razu przestając przejmować się dziadkiem, teraz był czas tylko dla nas i musieliśmy go dobrze wykorzystać...
Większość dnia zajmowaliśmy się Yukim na zmianę z Misaki która również pragnęła naszej uwagi, spokój mając dopiero wieczorem, gdy Yuki wraz z małą zasnęli, dając nam troszeczkę odetchnąć.
- Dziadek nie wyszedł ani razu z pokoju od naszej rozmowy - Mój mąż, zauważając ten fakt, usiadł obok mnie, biorąc do ręki szczotkę, by rozczesać moje długie znów piękne włosy.
- Nie specjalnie się nim przejmuję - Odpowiedziałem, wzruszając przy tym ramionami.
- Nie bądź taki oschły dziadek nie jest naszym wrogiem - Uspokoił mnie.
- Nie jest, ale robi wszystko by nim zostać - Burknąłem.
- Masz trochę racji - Przyznał, związując moje włosy, które ładnie ułożyły się dzięki jego talentowi i ich podatności. - Chcesz przez całą obecność dziadka być chłopakiem? Dasz radę z przemianami? - Sorey wrócił do tematu mojej przemiany, w sumie lepiej było mi, teraz gdy byłem chłopakiem, niż gdy byłem kobietą, w końcu nim się urodziłem.
- Mną się nie przejmuj, mam dużo siły na przemiany, jestem w stanie jeszcze kilka dni tak funkcjonować - Powiedziałem mu prawdę, nie mając zamiaru ani powodu go oszukiwać. Czułem się dobrze i tylko to powinno go interesować. - Idę wziąć kąpiel, jeśli zechcesz, zapraszam do mnie - Po mojej wypowiedzi ucałowałem jego usta, wychodząc z pokoju, by w łazience zanurzyć się w gorącej wodzie, która zrelaksowała moje ciało i umysł.

<Pasterzyku? C:>

sobota, 26 marca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Zerknąłem kątem oka na Mikleo upewniając się, czy może nie widać żadnych demonicznych oznak. Martwiłem się o niego, nie chciałbym, aby demon przejął nad nim kontrolę. Tu nawet nie chodzi o mnie i o to, jak będzie mnie traktował, raz już to przeżyłem, więc pewnie i teraz jakoś dałbym sobie radę. Jak jednak zareagowałby na takie coś dziadek? A co, gdyby Miki przypadkowo zrobił krzywdę Yuki’emu albo małej? Rany, sądziłem, że Miki już sobie z tym poradził i nigdy więcej nie będziemy musieli do tego wracać... 
- Izolacja nie wchodzi w grę. Nie oddamy ci naszej córki, niezależnie od twoich argumentów – powiedziałem cicho, starając się zachować spokój, jednocześnie łapiąc za dłoń mojego męża. Musiałem jednocześnie uspokajać Mikleo, jak i dziadka, co było trudne, ponieważ podobnie jak Miki najchętniej bym go wyprosił, ale musieliśmy się pogodzić. Albo chociaż utrzymywać względnie neutralne relacje. Dziadek jest najważniejszym z Serafinów, na pewno jeszcze nie raz zawita w życiu Miki’ego, Yuki’ego i Misaki, a mnie już nie będzie, by ich obronić. Dlatego już w tym momencie muszę zadbać, by nie było między nami złej krwi. 
- Nawet nie wiecie, jak bardzo narażacie świat swoją samolubnością – dziadek nadal uparcie trzymał swego, co już zaczęło mnie lekko irytować. Spokojnie, Sorey, robisz to dla całej swojej rodziny. 
- Czemu od razu narażamy świat? Misaki może go zmienić, ale niekoniecznie w ten zły sposób – odpowiedziałem, opierając się o kanapę. 
- Jeżeli będzie odizolowana, nie zrobi niczego złego, to jest najlepsze rozwiązanie. Co wam w ogóle strzeliło do głowy, by robić sobie dziecko? 
- Yuki chciał mieć rodzeństwo – odparłem, niewiele myśląc. Zaraz poczułem jego wściekły wzrok, przez co chciało mi się śmiać, ale wtedy wydałbym na siebie wyrok śmierci. No cóż, odpowiedź była szczera , Yuki jest bardzo przekonujący. 
- Yuki powinien pójść razem ze mną i Misaki. Może nie jest dla niego za późno – niemalże czułem, jak w Mikleo się już gotuje. 
- Dziadku, nie obraź się, ale albo pomożesz nam wychować Misaki, albo będziemy musieli cię wyprosić. Nie oddamy ci naszych dzieci, byś trzymał je w zamknięciu, z dala od ludzi i nawet światła słonecznego. Co w ogóle sobie myślałeś, przychodząc do naszego domu z taką prośbą? Że tak po prostu ci je oddamy? Chcielibyśmy się z tobą pogodzić, ale robisz wszystko, aby nas zdenerwować – powiedziałem, wstając z kanapy. To było tylko kilka minut rozmowy, a ja już byłem wykończony. 
- Dopiero co do was przyjechałem, a wy już mnie wyrzucacie? Zmęczonego starca? – może i wyglądał staro, ale jestem pewien, że miał więcej energii ode mnie, po prostu chce w nas wzbudzić wyrzuty sumienia. 
- Możesz zostać na dzień lub dwa, mamy wolny pokój, a jak już wypoczniesz, możesz wracać do Azylu. Chyba, że zmienisz zdanie i zgodzisz się na nasze warunki. 
Pokazałem dziadkowi, gdzie może wypocząć, przyniosłem mu świeżą pościel, wskazałem łazienkę, a kiedy spytałem, czy nie chciałby czegoś do jedzenia lub picia, ale zostałem zbesztany, że on jest serafinem i nie musi jeść, po czym zatrzasnął mi drzwi przed nosem. Jak uroczo z jego strony. Zmęczony, zdenerwowany i może odrobinkę głodny poszedłem do naszej sypialni, gdzie miałem nadzieję zastać Mikleo. Nie myliłem się, mój mąż stał nad łóżeczkiem i obserwował śpiącą Misaki. Naprawdę się w niej zakochał, aż uroczo się na to patrzyło. 
- Czemu pozwoliłeś mu zostać? – wyszeptał, najwidoczniej nie do końca zadowolony z mojej decyzji. 
- Ponieważ nic się nie stanie, jak zostanie ten dzień lub dwa. A może jak zauważy, jak dobrze się nią zajmujemy, zmieni zdanie i nam pomoże? – zasugerowałem, podchodząc do niego i przytulając się do jego pleców. 
- Albo stracimy czujność i ją zabierze – bąknął, a ja wyczułem, że znowu wzrasta w nim złość. 
- Nie zabierze, dopilnujemy tego. Chodź, pozwólmy jej spać. Teraz musimy poświęcić trochę uwagi Yuki’emu, by nie był za bardzo zazdrosny. I musimy zastanowić się, co zrobić w sprawie tego demona – powiedziałem zmartwiony, po czym pocałowałem go w policzek. 
Wydawało mi się, że powinniśmy powiedzieć komuś o tym demonie, bo sami sobie z tym średnio radzimy. Kogoś, kto zna się na życiu, jak na przykład dziadka. Jest jeszcze Lailah, ale dziadek ma zdecydowanie większą wiedzę. Gorzej już z jego reakcją, nie zdziwiłbym się, jakby nagle przez to chciał zamknąć całą moją rodzinę; Mikleo i Misaki, bo stwarzają zagrożenie, i Yuki’ego, bo jest źle wychowywany... czemu dziadek nie może nas po prostu zaakceptować? Wychowywał nas, znał nas od dziecka, a czasem miałem wrażenie, że nas nienawidzi. Albo przynajmniej mnie, bo jestem człowiekiem. Kiedyś taki nie był... albo przynajmniej nie pamiętam, aby był taki wobec mnie. Był surowy, tak, ale mnie nie nienawidził, i nigdy nas nie rozdzielał. A przecież jako dziecko mówiłem mu, że zamierzam poślubić Mikiego w przyszłości, powinien być więc przygotowany na to, że w końcu będziemy razem. 

<Aniołku? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Unosząc powoli głowę do góry, spojrzałem w oczy męża, starając się kontrolować demona, który szalał w moim wnętrzu, pragnąc stoczyć walkę z dziadkiem, by ten już nigdy nie stanął nam na drodze do szczęścia.
- Nie mogę nad nim zapanować - Wyszeptałem, zakrywając dłonią oko, które całkowicie zmieniło swoją barwę.
- Nad kim? - Spytał, zaskoczony chwytając moją dłoń, aby odkryć moje oko.
- Nad demonem - Wyznałem, starając się uspokoić, gdyż tylko spokój był w stanie mnie uspokoić, pozbawiając demona karmy, którą był mój strach i gniew.
- Spokojnie skarbie oddychaj, dziadek nie odbierze nam małej, nie pozwolimy mu na to - Gdy to mówił, głaskał mnie uspokajająco po głowie, co przyznam, bardzo mi pomogło, cały strach i gniew odszedł, a ja wtulając się w ciało ukochanego, zamknąłem na chwilę oczy, aby odetchnąć. Teraz już było wszystko dobrze, nie musiałem się niczym martwić.
- Lepiej?
- Tak, dziękuję - Z łagodnym uśmiechem na ustach odsunąłem się od niego, czując zanikającą w sobie złą energię. Mormo znów zniknął, chociaż na kilka chwil mogłem od niego odpocząć.
- Nie dziękuj, chodź do dziadka, postaram się z nim porozmawiać, tak by pomógł nam wychować dobrze Misaki, nie starając się nam jej odebrać - Gdy to mówił, chwycił moją dłoń, ciągnąc mnie do góry, abym wstał z podłogi, wychodząc wraz z nim z pokoju, zjawiając się w salonie, gdzie znajdował się dziadek i nasz syn.
- Przepraszam, trochę przesadziłem - Wyznałem, nie chcąc doprowadzić do konfliktu z dziadkiem już i tak krzywo na mnie patrzy, a to w niczym mi nie pomaga.
- Rozumiem, mogłem sam do niej nie wchodzić - Przy Yukim był dużo milszy i łagodniejszy, niesamowite, jakie ma dla niego znacznie wyglądanie dobrze w obcych oczach. szkoda, że dla nas nie potrafi taki być.
Cicho wzdychając, usiadłem na fotelu, słuchając dziadka, który tak grzecznie rozmawiał z Yukim. Ten mężczyzn to dopiero świetnie udaje.
- Yuki, idź proszę do siebie, chcemy porozmawiać z dziadkiem - Tym razem odezwał się Sorey, łagodnie wypraszając dziecko, które niechętnie, bo niechętnie wykonało jego prośbę, wracając do swojego pokoju.
Dziadek od razu zmienił swoje nastawienie, gdy chłopiec zniknął na schodach, wracając do rozmowy mającej na celu uświadomić nas w zagrożeniu, jakie stworzyliśmy.
Mój mąż mimo słów dziadka nie poddawał się, wciąż starając się przekonać go do zmiany zdania, argumentując wszystkie wypowiedzi moim zdaniem bardzo mądrze i sensownie. A mimo to dziadek i tak miał swoje zdanie na ten temat.
- Oddajcie ją, zajmę się nią jak własną córką, pod moją opieką wyrośnie na porządnego anioła - Wyznał, mimo wszystko chcąc naszą córeczkę dla siebie.
- Nie jest tylko aniołem, to w połowie człowiek i musi mieć kontakt z ludźmi - Odparłem, trzymając nerwy na wodzy, w końcu nie chciałem zrobić krzywdy dziadkowi.
- Nie dacie sobie rady z taką siłą, jesteście za słabi, spójrzcie na siebie zwykły człowiek i anioł stający się bardziej człowiekiem niż aniołem, do tego dwóch mężczyzn, jaki chcecie jej dać przykład? Takie dziecko powinno mieć normalną rodzinę - Wyznał.
- Przecież ma - Tym razem odezwał się Sorey. - Niczego jej ani im nie zabraknie, obiecuję - Dodał, pewny swego jak niczego innego na tym świecie.
Staruszek zmierzył go wzrokiem, cicho wzdychając.
- Nie masz pojęcia, co mówisz, to dziecko będzie potężniejsze od aniołów nie można tego zignorować...
- Dlatego najlepiej zamknąć ją tak jak robiłeś ze mną i odseparować od innych - Ciche warknięcie wydostało się z moich ust, gdy przypominałem sobie wszystkie tę chwilę, gdy musiałem siedzieć całkiem sam odseparowany od innych.
- Byłeś zagrożeniem, musiałem odseparować cię od innych - Stwierdził, jak gdyby to była najnormalniejsza rzecz na świecie. Czym jedynie bardziej mnie zirytował.
- Nie mam zamiaru z tobą już rozmawiać, a dziecka ci nie oddamy, lepiej się stąd wynoś, nim pożałujesz tego, że w ogóle tu przybyłeś - Tym razem to bardziej demon mówił do dziadka niż ja, chciał go wystraszyć lub zniechęcić do kolejnej próby odebrania nam dziecka. Niech wraca już do domu, nie chcę go tu i oboje doskonale to czujemy...

<Pasterzyku? C:>

piątek, 25 marca 2022

Od Soreya CD Mikleo

Przyznam, bałem się o Mikleo, jego reakcja trochę mnie zaniepokoiła. Rozumiem, że mógł być zły na dziadka, ja także byłem, ale... sam nie wiem, ten błysk w jego oczach. Teoretycznie powinienem uszanować jego prywatność i poczekać na niego przed łazienką, ale coś podpowiadało mi, że powinienem tam wejść. Nie czekając dłużej, nacisnąłem klamkę i ostrożnie wszedłem do pomieszczenia; Mikleo stał pochylony nad umywalką, a długie włosy zakrywały jego twarz. Podszedłem do niego niepewnie i położyłem dłoń na jego ramieniu, a Mikleo wtedy wyprostował się i odwrócił się w moją stronę. 
- Mówiłem ci, że potrzebuję chwilki – powiedział, uśmiechając się smutno. 
- Martwiłem się o ciebie – przyznałem, całując go w policzek. – Nie zabierze jej nam. 
- Obyś miał rację – wymamrotał, przytulając się do mnie. – Gdzie jest Misaki? 
- Jak zaglądałem do niej, to jeszcze spała – przyznałem, gładząc go po włosach. 
- Pójdę po nią. Chcę się upewnić, że wszystko jest z nią w porządku – powiedział, odsuwając się ode mnie. 
- A ja pogadam z dziadkiem. Może moje argumenty będą bardziej do niego przemawiać -  odpowiedziałem, przyglądając mu się uważnie. Dopiero w tym momencie zdałem sobie sprawę, że zmienił płeć. Rany, jak ja dawno go nie widziałem... stęskniłem się za nim. Bardzo. Znaczy, jako kobieta też wygląda pięknie, ale jednak to w chłopaku się zakochałem. Ale jeszcze trochę i mój Miki już na zawsze będzie chłopakiem. Chyba, że będzie chciał jeszcze jedno dziecko, ja bym nie pogardził. 
Zszedłem powoli na dół, układając w głowie argumenty, które mógłbym powiedzieć. Jeżeli dziadek tak bardzo uważa, że Misaki może w przyszłości siać zniszczenie, niech pomoże nam ją wychować. Nie możemy przecież zamykać dziecka, bo tak, czy dziadek nie nauczył się niczego? Pamiętał, jak skończyło się zamykanie Mikleo? A co z serafinami wody? Nie pozwolę, by moja córka spędziła całe swoje życie w zamknięciu, jak i nie pozwolę, by zeszła na złą drogę. Ja popełniłem ten błąd i zrobię wszystko, by to samo nie spotkało i jej. 
Jednak dziadka na dole nie było. Przyznam, moją pierwszą myślą było to, że wziął Misaki i zniknął. Ale czy dziadek posunąłby się do czegoś takiego...? W sumie, przecież rozdzielił mnie i Mikleo, zamknął Bogu ducha winne Serafiny wody, więc dziecko też porwać by mógł. Lekko zaniepokojony i wściekły na siebie samego za to, że zostawiłem małą bez opieki, pobiegłem do pokoju małej. Dziadek faktycznie tam był, podobnie jak Miki, który trzymał na rękach Misaki, która po chwili zaczęła płakać. Wzrok mojego męża znowu mnie zaniepokoił. Rozumiem, że był zły na dziadka i nie chciał oddawać Misaki, podobnie jak ja, ale taka wściekłość nie była zdrowa. Nie dla anioła. 
- Chciał nam ją ukraść – powiedział Mikleo, starając się uspokoić coraz to bardziej płaczącą dziewczynkę. 
- Chciałem ją tylko zobaczyć – obronił się dziadek, nie spuszczając wzroku z mojego męża. 
- Akurat! Chciałeś ją zabrać i zniknąć – dalej uparcie twierdził Mikleo. 
Krzyki i płacz niemowlęcia obudziły Yuki’ego oraz jego psa, którzy zaspani weszli do pokoju. Ponieważ, że powoli zaczęło się robić głośno i tłoczno, wyprosiłem dziadka z sypialni i poprosiłem, by poczekał na dole, a Yuki’emu kazałem zaopiekować się dziadkiem. Zaraz zamierzałem się nimi zająć, ale najpierw musiałem uspokoić Mikleo, jak i małą. 
- Nie odbierze jej nam. Nie pozwolimy na to – słysząc cichy głos Miki’ego zmarszczyłem brwi. Ten ton również mi się nie spodobał. Czy to tylko moje wrażenie, czy z Miki dzisiaj jest coś naprawdę nie tak?
- Miki? W porządku? – kiedy Mikleo spojrzał na mnie, zamarłem. Jedno z jego oczu powoli zmieniało kolor, co raczej nie jest dobrym znakiem. – Oddaj mi małą, proszę. Przecież możesz mi zaufać – dodałem, zauważając jego wahanie. Szczerze, odrobinkę obawiałem się jego reakcji, nie mam pojęcia, co mógłby zrobić. Na szczęście po kilku sekundach trzymałem maleństwo na rękach. 
Misaki będąc u mnie uspokoiła się znacznie szybciej. Otarłem łezki z jej policzków i spojrzałem na męża, który usiadł na podłodze opierają się o ścianę i chowając twarz w dłoniach. Co w niego dzisiaj w niego wstąpiło...? Kiedy dziewczynka przestała płakać, położyłem ją z powrotem w łóżeczku i kucnąłem przed moim aniołkiem. 
- Skarbie, co się z tobą dzieje? – spytałem po raz kolejny, kładąc dłonie na jego kolanach. Wybuch wściekłości, dziwne zachowanie i jeszcze to oko. A to dopiero początek dnia... aż się boję, co będzie dalej. 

<Mikleo? c:>

Od Mikleo CD Soreya

Pomysł z kąpielą był dobry. Powiedziałbym, że nawet bardzo dobry dlatego właśnie tak chętnie się na niego zgodziłem, czemuż bym nie miał z niego skorzystać, tym bardziej że mój mąż nie miał nic przeciwko, aby pójść ze mną. Trzeba korzystać, bo rzadko ma na to ochotę, wciąż przejmując się swoją ręką, która ładnie się zagoiła.
W takim wypadku bez słowa zaciągnąłem męża do łazienki, gdzie wspólnie wzięliśmy długą relaksacyjną kąpiel, dużo rozmawiając o wszystkim i niczym nie koniecznie chcąc poruszać tematy dziadka i tego, co się wydarzy, gdy dziadek się zjawi czasem lepiej po prostu nie wiedzieć, czekając wytrwale na nadejście może i najgorszego a może i wcale nie. To się dopiero okaże.
Zrelaksowany i znacznie bardziej uspokojony postanowiłem położyć się, aby chociaż na chwilę zmrużyć oczy przed nadejściem pory karmienia, na którą na pewno zbudzi mnie nasz mały skarb...
Myśląc o małej, wtuliłem się w ciało męża, zamykając swoje oczy, aby odpłynąć w krainę snów.
Następnego dnia o dość wczesnej porze, gdy mała przebudziła się na karmienie, rozległ się dźwięk pukania do drzwi. Zaskoczony tym odgłosem, odłożyłem do kołyski już nakarmione dziecko, schodząc na dół, gdzie za okna dostrzegłem dziadka. Od razu serce zabiło mi szybciej, nie spodziewałem się go tu zobaczyć, to znaczy wiedziałem, że przybędzie, ale żeby już dziś? Zestresowany nie myśląc za dużo, wróciłem do swojej poprzedniej formy, dopiero po tym otwierając mu drzwi.
- Dzień dobry dziadku, nie spodziewałem się ciebie tak wcześnie - Wyznałem, wpuszczając staruszka do środka.
Mężczyzna bez słowa uważnie mi się przyjrzał, w końcu otwierając swoje usta, by zwrócić się w moją stronę.
- Zawsze uczyłem cię, abyś spodziewał się niespodziewanego i był gotowy na wszystko - Miał racje, dość często mi to powtarzał, gdy mieszkałem jeszcze w azylu, ja mogłem o tym zapomnieć? Rany coś czuje, że to będzie ciężki dzień.
- Masz racje dziadku.. - Przyznałem mu racje, wpuszczając do środka. - Zapraszam, może chcesz się czegoś napić? - To pytanie nie spodobało się dziadkowi i jestem pewien, że gdyby wzrok zabijał, ja byłbym już martwy.
- Nie pijam i nie jadam ludzkiego pokarmu - Odparł oschle, podchodząc do kanapy, na której wygodnie się rozsiadł, oglądając uważnie cały pokój - Ładnie tu macie - Dodał, gestem ręki zapraszając mnie obok na kanapę, by zacząć ze mną poważną rozmowę dotyczącą naszej córki. No tak wie, że to nasze dziecko a ja dobrze wiem, jak dziadek nie akceptuje mieszanek, na pewno będzie miał problem z zaakceptowaniem tej małej kruszynki.
Tak jak się mogłem spodziewać, dziadek nie był zachwycony, wręcz przeciwnie zganił mnie za naszą chęć posiadania własnego dziecka, informując o konsekwencjach, jakie nas z tego tytułu mogą czekać, jeśli dziecko w przyszłości pójdzie złą ścieżką, no, tak tego można się było spodziewać. Cały dziadek widzi tylko te złe strony życia, Misaki taka nie będzie, wychowamy ją na dobrego człowieka.
Moje słowa mimo wszystko nie uspokoiły, dziadka ten za wszelką cenę chciał mnie przekonać do oddania dziecka do Azylu gdzie będzie bezpieczne i oczywiście uczone, by nie ufać ludziom, a na to zgodzić się nie mogę, to nasza córeczka i zostanie z nami.
- Dzień dobry dziadku - Naszą dyskusję przerwał schodzący na dół Sorey i on tak jak ja był zaskoczony widokiem dziadka o, tak wczesnej porze. - Co to za hałasy coś się stało? - Dopytał, podchodząc do nas.
- Dzień dobry, rozmawiamy o waszej córce i tym, co uczyniliście, tworząc ją. Taka hybryda może zaszkodzić całemu światu, powinna być odseparowana od innych, by nikomu nie zagroziła - Gdy to powiedział, poczułem narastającą złość.
~ Zabijmy go - Słysząc głos demona w głowie, zadrżałem wstając z kanapy.
- Przepraszam na chwilę - Nie myśląc za dużo skierowałem swoje kroki do łazienki, gdzie w odbiciu lustra zobaczyłem zmieniające kolor prawe oko. - Zostaw mnie - Warknąłem pod nosem.
~ Nie chce twojej krzywdy, ja tylko nie chcę oddać mu dziecka - Odparł, kontrolując moje usta, które same szeroko się uśmiechnęły.
- Mikleo wszystko w porządku? - Słysząc głos męża, zadrżałem lekko.
- Tak, tak zaraz przyjdę wszystko w porządku - Skłamałem, nie chcąc, aby zobaczył mnie w tym stanie, muszę się uspokoić, by demon nie przejął nade mną kontroli, nie chce zabić dziadka, nie jestem potworem..

<Mężu? Będzie się działo C:>

środa, 23 marca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Przyznam, zmartwiła mnie ta wiadomość. Nasze ostatnie spotkanie nie zakończyło się najlepiej, zatem ta wizyta wydaje się zwiastować kłopoty. Jeżeli naprawdę będzie mu chodziło o dziecko, nie pozwolę mu zabrać Misaki. Doskonale zdawałem sobie sprawę, że nie mam absolutnie żadnych szans przeciwko tak potężnemu serafinowi, jakim jest dziadek, ale nie mogłem przecież oddać małej tak po prostu. 
- Może... chce się pogodzić? – zaproponowałem, chcąc odrobinkę uspokoić męża. Może i już urodził, ale nadal nie powinien się stresować. Dopóki mała pije mleko, Mikleo musi jeszcze troszeczkę pomęczyć się w ciele kobiety, więc musi uważać, by nie stracić pokarmu... ale i tak mi się wydaje, że to długo nie potrwa. Misaki rosła znacznie szybciej niż taki normalny ludzki noworodek, a czy to było dobrze, czy to źle, nie miałem pojęcia. 
- Cieszę się, że zaczynasz myśleć nieco bardziej pozytywnie, ale czy to przypadkiem nie jest lekka przesada? – odpowiedział pytaniem, opierając głowę o moje ramię. 
- No wiesz, kiedyś by wypadało. Nie może przecież nas ignorować w nieskończoność – zauważyłem, całując go w czubek głowy. 
- W sumie, to może. Przed nim jest cała wieczność – cicho westchnął, na moment przymykając swoje oczy. 
- Nie martw się. Nie pozwolę mu znowu nas rozdzielić. Ani zabrać małej. Dla was zrobię wszystko – odpowiedziałem, starając się brzmieć jak najbardziej łagodnie. 
- O to też się martwię – na jego słowa zmarszczyłem brwi. Rozumiem, że martwi się o dziadka, ale czemu o mnie? Nie ma absolutnie o co się martwić, ja jak zwykle dam sobie radę. 
- Zamiast się martwić, spróbuj odpocząć. Widzę, że jesteś zmęczony – powiedziałem, z powrotem skupiając się na naszej małej córeczce. 
Nie dziwiłem się, że Mikleo był zmęczony. Starałem się jak najbardziej go odciążyć, bo zdawałem sobie sprawę z tego, że nadal nie odzyskał wszystkich sił po porodzie, ale nie mogłem go wyręczać we wszystkim. Mogłem usypiać małą do snu, przewijać, myć, bawić, ale nakarmić jej nie nakarmię. A przynajmniej nie dopóki jest taka maleńka. 
Pogłaskałem Misaki po ciemnych włoskach. Miałem wrażenie, że bardziej przypominała mnie niż Mikleo, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Sądziłem, że więcej cech odziedziczy po najsłodszym aniele na całym świecie... chociaż, może jeszcze nie wszystko stracone? Włosy jeszcze mogą się rozjaśnić, w końcu czasem tak się dzieje, rzadko, ale wydarzyć się może. I kolor oczu też nie jest pewny, ma jeszcze niebieskie jak każdy niemowlak. Chociaż, gdyby tak miała brązowe włosy i fioletowe oczy, to przypominałaby takiego człowieczego Mikleo. A człowieczy Miki też wyglądał pięknie. A przynajmniej tak uważali prawie wszyscy, którzy go spotykali, co nie do końca mi się wtedy podobało. 
- Mam lepsze rzeczy do roboty niż tylko spać – bąknął, niezadowolony. 
- Jak odzyskasz siły, to będziesz robił, co tylko chcesz – obiecałem, całując go w policzek. 

***

Im bliżej wizyty dziadka, tym Mikleo był bardziej zdenerwowany, chociaż starał się to maskować. Naprawdę miałem nadzieję, że nie odbije się bardzo na jego zdrowiu. Jak poprzednio dziadek interweniował, Miki prawie się złamał. Wtedy nie udało mi się temu zapobiec, ale wtedy musieliśmy grać na jego warunkach. Teraz będzie inaczej. 
- Chyba na czas wizyty dziadka powinienem powrócić do poprzedniego ciała – odezwał się cicho Miki, kiedy położyłem małą do kołyski. Mam nadzieję, że łóżeczko niedługo będzie gotowe do odbioru, bo kołyska już wydawała się być troszeczkę za mała. 
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? Dziadek może zostać na dłużej, a mała musi coś jeść. Nie wiem, czy dasz radę tak co chwila się zmieniać – powiedziałem, trochę zaniepokojony jego pomysłem. Nie chciałbym, aby coś złego mu się stało. 
- Jeżeli zobaczy mnie jako kobietę, domyśli się, że Misaki jest naszym dzieckiem... 
- On już to wie. Inaczej nie składałby nam wizyty – odparłem, podchodząc do niego i przytulając się do jego pleców. – Obiecałem ci, że nas nie rozdzieli. I dotrzymam tej obietnicy, choćby nie wiem, co – wyszeptałem mu do ucha i delikatnie ucałowałem jego płatek. – Przygotuję ci może gorącą kąpiel, co? Troszkę się odstresujesz. 
- A pójdziesz ze mną?
- Jeżeli takie jest twoje życzenie, to z chęcią je spełnię – przyznałem z delikatnym uśmiechem. Teraz przede wszystkim musiałem zająć się tym by samopoczucie mojego męża się poprawiło, bo z tym ostatnio nie jest najlepsza. 

<Mikleo? c:>

wtorek, 22 marca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Mimo potężnego zmęczenia z powodu długiego porodu nie potrafiłem na zbyt długo zapaść w sen. Przy moim boku zdecydowanie brakowało mi ciepłego ciała męża o drobniutkiej córeczki, o którą martwiłem się, nie będąc do końca pewnym czy aby na pewno jest bezpieczna. A co jeśli z niewiadomych nam przyczyn nagle przestanie oddychać? Muszę mieć ją na oku, by upewnić się, że nic jej nie jest.
Obolały i wręcz wycieńczony wstałem z łóżka, idąc do pokoju, w którym spała Misiaki od razu odczuwając ulgę, gdy tylko ją zobaczyłem, na szczęście była cała i zdrowa i oby tak było, jak najdłużej.
Wpatrując się w tę maleńką buzie, straciłem poczucie czasu, myśląc tylko o tym, czy aby na pewno wszystko jest z dzieckiem dobrze, z transu wybudził mnie dopiero płacz dziecka, które od razu wziąłem na ręce, w pierwszej chwili nie za bardzo wiedząc co mam odrobić, w końcu jednak nakarmiłem dziecko, utulając do snu, by znów z zapartym tchem przyglądać się śpiącemu dziecku.
- Miki? Czemu ty nie leżysz? Co tu robisz? - Sorey, który najwidoczniej wybudził się już ze snu, postanowił zajrzeć do dziecka, by pewnie tak jak ja upewnić się, że wszystko z nią w porządku.
- Nie chcę leżeć wole być przy niej - Wyjaśniłem, chcąc zostać przy dziecko mimo tego, że powinienem faktycznie odpocząć.
- Nie ma mowy, masz się położyć i to natychmiast - Od razu pociągnął mnie za rękę w stronę pokoju, gdzie położył się wraz ze mną na łóżku, by zostać aż do momentu mojego zaśnięcia, by znów gdzieś mi zniknąć.

I tak powoli minął nam pierwszy miesiąc życia naszej córki, który był pełen niespodzianek, zmęczenia psychicznego, jak i fizycznego, ale przede wszystkim pełen radości. Ten mały człowiek zmienił nasze życie nie do poznania.
Z uśmiechem na ustach patrzyłem na maleństwo, trzymane w ramionach taty bawiąc się jego palcem. Misaki po miesiącu w żadnym wypadku nie przypominała już tego „małego brzydkiego dziecka". Jej delikatna blada twarz i króciutkie brązowe włosy przypominały małą kopię swojego taty, z czego byłem bardzo zadowolony, lubiłem kolor włosów, oczu i cery męża bardziej od swojej i chyba właśnie dlatego tak bardzo cieszyłem się z jej pięknego wyglądu.
Przez cały ten czas Yuki był niezadowolony, czego kompletnie nie rozumiałem, chciał mieć młodsze rodzeństwo, a gdy już je w końcu dostał, chciał brata nie siostrę, o czym przez cały czas głośno nam przypominał, sam nie wiem, czego oczekując, następnego dziecka nie będzie i niech się z tym pogodzi, dwoje w zupełności nam wystarczy.
Cicho wzdychając, na kolejne fochy naszego syna pokręciłem głową, rozsiadając się na kanapie obok męża i naszej małej córeczki.
- Nie przejmuj się nim, przejdzie mu - Pocieszył mnie mąż, widząc moją zmartwioną minę.
- Wiem, wiem, o to się akurat nie martwię. Yuki już nie raz pokazywał nam swoje fochy, coś innego raczej mnie zastanawia - Wyznałem, patrząc na naszą maleńką córeczkę.
- Co takiego? - Zerknął na mnie, odrywając wzrok od dziewczynki, kierując go na mnie.
- Dziadek niedawno wysłał do mnie. Do nas list informujący nas o swojej wizycie. Nie wspominałem ci o tym, bo myślałem, że to tylko głupi żart. Dziadek tutaj? Niemożliwe, ostatnio jednak czuje, że nasze spotkanie się ziści i nie jestem pewien, co dziadek zrobi, gdy zobaczy dziecko. Jeśli okaże się, że Misaki jest hybrydą, będzie chciał nam ją odebrać, a wtedy trochę martwię się, jak może się to skończyć - Wyznałem, może i niepotrzebnie się martwiąc i nakręcając, jednakże dziadek nigdy nie zjawia się bez powodu, ma w tym jakiś cel a tego właśnie celu boję się najbardziej...
 
<Mężu? C:>

poniedziałek, 21 marca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Przyznam szczerze, odrobinkę panikowałem. I to odrobinkę bardzo. Czy to nie było odrobinkę za wcześnie? Chyba nie teraz powinienem o tym myśleć, a skupić się na tym, by jak najszybciej dotrzeć do zamku. Alisha zdobyła się na piękny gest, kiedy podarowała nam dom na obrzeżach miasta, z dala od wszelkiego zgiełku, ale w tym momencie nie to była raczej wada niż zaleta. Obym zdążył na czas i Miki’emu oraz małej nic się nie stało. 
Wróciłem z Panią Jeziora najszybciej, jak tylko mogłem, co był nie lada wyczynem. Następnie podlegałem poleceniom Lailah, która wiedziała, co się dzieje i co należy robić. Najpierw trzeba było przenieść Mikleo na zdecydowanie większą i wygodniejszą powierzchnię, którą wcześniej trzeba było zabezpieczyć ręcznikami. Potem musiałem znaleźć jeszcze jakiś ręcznik oraz przynieść troszkę ciepłej wody. Nie wiedziałem, po co i nie wnikałem, po co, robiłem wszystko machinalnie. Słyszałem rozkaz i go wykonywałem, trochę jak żołnierz. 
Co prawda, kiedy już zrobiłem to wszystko, o co poprosiła mnie Lailah, mogłem być wolny, ale zdecydowałem się zostać, jako wsparcie mojego ukochanego. Dawałem mu ściskać swoją dłoń – którą swoją drogą ściskał bardzo mocno, nie spodziewałem się, że tak drobny aniołek miał taką krzepę – pomagałem mu kontrolować jego oddech, uspokajałem go jednocześnie samemu robiąc wszystko, by nie patrzeć w dół. Mam nadzieję, że Lailah sama przetnie pępowinę, bo ja już na tym etapie wiedziałem, że nie dam sobie rady. 
Poród był długi, i to bardzo. Zaczęło się późnym popołudniem, a płacz dziecka rozległ się dopiero wczesnym rankiem następnego dnia. Kilkanaście dobrych godzin bólu, naprawdę nie zazdrościłem kobietom, poród nie jest niczym przyjemnym. Nie mówiąc o tym, że także podczas noszenia ciąży muszą się męczyć... mój Miki jest naprawdę silny. I nasza córeczka również taka będzie. 
- Czyż nie jest piękna? – spytał rozczulony Mikleo, kiedy Lailah podała mu maleństwo. Noworodki nie są nawet ładne, a co dopiero piękne; są jeszcze czerwone i pomarszczone. Dopiero z czasem pięknieją i jestem przekonany, że Misaki wyrośnie na najpiękniejszą dziewczynkę, ale jak na razie jak tak jak każdy inny noworodek, czyli brzydka. 
- Jeżeli tylko tak twierdzisz – wyszeptałem i ucałowałem go w policzek. Ja się na chwilę wstrzymam z oceną. 
- Już wiecie, jak ją nazwiecie? – spytała Lailah z uśmiechem na ustach, wycierając ubrudzone ręce o ręczniczek. 
- Będzie się nazwała Misaki – odpowiedziałem, pozwalając się Mikleo nacieszy naszą kruszynką. Widziałem, jak oczy mu się powolutku zamykały. Jeszcze troszkę i będzie mógł odpocząć. 
- Piękne imię. Wpuścić tu Yuki’ego? – na wspomnienie chłopca lekko się zdezorientowałem. Był ranek, i to bardzo wczesny, więc na pewno jeszcze spał... chociaż, Miki trochę krzyczał, więc spanie w takich warunkach mogło być trudne. Na jej pytanie po prostu kiwnąłem głową, nie widząc w tym niczego złego, niech się przywita ze swoją małą siostrzyczką. 
Przez kilka chwil mieliśmy względny spokój i na moment mogliśmy nacieszyć się pełną rodziną. Yuki stwierdził w pewnym momencie, że jego siostrzyczka jest brzydka i wolałby braciszka, co wywołało u nas dorosłych krótki śmiech. Z pierwszą wypowiedzią mogę się zgodzić, ale z drugą już nie. Chciałem mieć dziewczynkę i teraz w końcu to się spełniło. Miałem najwspanialszego męża na świecie i najcudowniejsze dzieci, więcej do szczęścia nie potrzebowałem. 
- Odpocznij, zasłużyłeś – powiedziałem cicho do męża, biorąc na ręce nasze maleństwo. 
- Gdzie ją zabierasz? – spytał słabo, nie za bardzo chcąc ją oddawać. 
- Lailah pomoże mi ją wykąpać, a potem położymy ją spać. Spokojnie, przecież ci jej nie ukradniemy – odezwałem się rozbawiony, całując go w czoło. 
- Sorey... wszystkiego najlepszego. Masz dzisiaj urodziny – dodał, zauważając moje zdezorientowanie. Naprawdę miałem dzisiaj urodziny? Trochę mi się zapomniało, co ostatnio notorycznie mi się zdarzało. Swoje urodziny zazwyczaj spychałem na drugi, a nawet trzeci plan. 
- To w tym momencie nie jest takie ważne. Kocham cię – odparłem, całując go w policzek. Oczywiście nie musiałem mu tego mówić, bo doskonale o tym wiedział, a mimo wszystko lubiłem mu to powtarzać. I on chyba też lubi to słyszeć. 
Mała nie sprawiała mi i Lailah żadnych problemów zarówno przy kąpieli, jak i podczas układania jej do snu. Nie licząc przyjścia na świat, Misaki nie zapłakała ani razu. Oby później była równie spokojna, jak w tym momencie. To znacznie ułatwiłoby nam wszystkim życie. 
Misaki leżała w kołysce, Miki i Yuki już spali, a Lailah również życzyła mi wszystkiego najlepszego i opuściła dom, zatem i mnie pozostało nic innego, jak położyć się spać. Nie chcąc przeszkadzać mojemu mężowi, który był wykończony, położyłem się spać w osobnym pokoju. I tak zaraz musiałem wstać, by iść na targ i zrobić zakupy, ale na dwie godzinki zdążę oczy zamknąć. 

<Aniołku? c:>

niedziela, 20 marca 2022

Od Mikleo CD Soreya

 W milczeniu przyjrzałem się drewnianej kołysce, zastanawiając się, po co nam aż tak drogi przedmiot w domu i bez niego byśmy sobie świetnie dali radę.
- Bardzo ładna jest ta kołyska.. - Zacząłem, nie kończąc zdania, które chciałem wypowiedzieć, powstrzymując się w ostatnim momencie.
- Ale? - Sorey wyczuł, że nie skończyłem jeszcze zdania, odwracając głowę w moją stronę, by móc mi się lepiej przyjrzeć.
- Kosztowała pewnie sporo, a i bez tego dalibyśmy sobie radę - Wyznałem, nie potrzebując tych wszystkich drogich rzeczy i bez tego damy radę.
Mężczyzna słysząc wypowiedz płynącą z moich ust, podszedł bliżej, chwytając moje dłonie, by ucałować ich wierzch, uśmiechając się ciepło, tak jak miał to w zwyczaju.
- Nie przejmuj się kosztami, ja zadbam o wszystko. Ty dbaj o siebie, aby nasza kruszynka była zdrowa - Po tych słowach cichutko westchnąłem, kiwają przy tym głową. Niech już mu będzie to jego pieniądze, mi one do szczęścia nie są potrzebne mam, tylko nadzieje, że nie zacznie dokupywać kolejnych niepotrzebnych rzeczy dla dziecka. Po pierwsze, jeśli chociaż w połowie będzie aniołem, jej dojrzewanie znacznie będzie się różnić od ludzkiego, anioły dojrzewają szybciej nie tylko psychicznie, ale i fizycznie z powodu czego nasz mały niemowlak w ciągu roku może wyglądać już nawet jak dwuletnie dziecko, z powodu czego wydawanie pieniędzy na takie rzeczy są jak dla mnie bezsensowne, z drugiej strony może być stuprocentowym człowiekiem, a wtedy możemy potrzebować tego wszystkiego, o czym pomyślał mój mąż.
Och rany, rany bycie rodzicem to naprawdę nie lada wyzwanie..
Nie poruszając już tematu pieniędzy mojego męża, zmieliłem całkowicie temat. Nie chcąc już dyskutować to i tak nic mi nie da, a denerwować się nie chciałem, bo i po co to raczej nie będzie służyć ani mi, ani dziecku.

***

I znów powoli mijał czas, dzień za dniem a ja szczerze nie potrafiłem się doczekać, rozwiązania chcąc zobaczyć już nasze maleństwo, które coraz to żwawiej poruszało się w brzuchu, co przyznam, nie do końca było aż takie przyjemne, jakby się mogło wydawać, ból odczuwany podczas kopnięcia wcale nie był słodki a tym bardziej przyjemny, niech to już się zacznie.
Zamyślony siedziałem na kanapie, wpatrując się w okno, gdy mój mąż leżał przy mnie, dłonią głaszcząc brzuch, który jak twierdził, mimo bliskiego terminu wciąż nie był za duży. Cóż najwidoczniej dziecko będzie drobne, mi to w żadnym wypadku nie będzie przeszkadzało i tak już nacierpię się wystarczająco wiele, gdy przyjdzie czas porodu, dla mnie lepiej duże dziecko to duży problem.
Zamyślony znów poczułem kopnięcie dziecka, co wywołało grymas niezadowolenia na mojej twarzy, który nie umknął uwadze mojego męża.
- Coś się stało? - Zaniepokojony od razu podniósł się, przyglądając uważnie mojej twarzy, zawsze tak robił, gdy próbować dojść do tego, co się ze mną dzieje a ja cóż sam nie koniecznie chciałem mu odpowiadać.
- Nic się nie stało spokojnie, to tylko dziecko znów zaczyna się wiercić. Chyba się wyspała - Wyznałem, uśmiechając się łagodnie, jak to miałem w zwyczaju kładąc dłoń na policzku męża, w tym samym momencie odczuwając inny ból, kładąc dłoń na brzuchu, zacisnąłem na chwile oczy, czując odchodzące ze mnie wody.
- Sorey, chyba się zaczęło - Wydusiłem, w milczeniu znosząc odczuwany przeze mnie ból.
- Już? Co mam robić? - Wpadając w panikę, zaczynając nerwowo mi się przygladać.
- Potrzebuję Lailah, ona będzie wiedzieć co robić, idź po nią... Szybko - To ostatnie słowo wydusiłem z trudem, nie panując ani nad swoim głosem, ani bólem, który stawał się coraz to silniejszy...

<Mężu? C:>

sobota, 19 marca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Słysząc, że ta malutka fasolka, która rozwija się w brzuchu mojego najukochańszego aniołka, będzie dziewczynką, myślałem, że nie posiadam się ze szczęścia. Co prawda, niby nie było to nic pewnego, ale skoro Mikleo tak uważa, to coś w tym musi być. Pomijam oczywiście ten głupi argument z tym odbieraniem piękna, Miki zawsze wygląda cudownie, jest po prostu zmęczony, ale osoba zmęczona też może wyglądać pięknie i on jest tego doskonałym przykładem. 
- A więc Misaki? – wymruczałem, kładąc dłonie na jego biodrach. Troszkę jeszcze martwiłem się tym, że jego brzuch nie chce za bardzo rosnąć, a raczej powinien. Jak na piąty miesiąc był on zdecydowanie za mały, a przynajmniej takie miałem wrażenie. 
- Chyba, że zdążyłeś także coś wymyśleć, jestem otwarty na propozycje – odpowiedział, zarzucając mi ręce na kark. 
- Misaki brzmi perfekcyjnie – odparłem wymijająco, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. Nie miałem żadnych pomysłów i nawet nie starałem się o nich myśleć, na nic fajnego na pewno nie udałoby mi się wpaść, jego pierwsze pomysły w zupełności mi wystarczały. 
- Mam nadzieję, że odziedziczy po mnie trochę spokoju – odezwał się rozbawiony, kiedy się od siebie oderwaliśmy. 
- A ja mam nadzieję, że odziedziczy wszystko po najurokliwszej istocie na ziemi – wyjawiłem szczerze, poprawiając jego włosy. Im więcej nasza mała córeczka odziedziczy cech po Mikim, tym lepiej dla niej. Mikleo jest wspaniały, uroczy, słodziutki, mądry... tak, zdecydowanie lepiej, aby mała wdała się w mamę. We mnie raczej nie ma pozytywnych cech, które mógłbym przekazać dalej.
- Nie mam pojęcia, o kogo ci chodzi, bo na pewno nie o mnie. Ja urokliwy nie jestem – bąknął niezadowolony, czym nieświadomie mnie rozbawił. 
- Dla mnie zawsze będzie najpiękniejszy – wymruczałem, by po chwili chwycić jego dłoń i ucałować jej wierzch. – Przygotować ci coś? Zrobić coś do jedzenia, albo do picia? A może gorącą kąpiel? – spytałem, chcąc się upewnić, czy ma wszystko, czego potrzebuje do szczęścia. 
- Chcę po prostu spędzić z tobą czas – odpowiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie. 
W sumie, rozumiałem tę prośbę. Ostatnio nie miałem dla niego za wiele czasu. Mój organizm stwierdził, że trzy-cztery godziny snu to jednak dla niego za mało i po kilku dniach zacząłem budzić się po południu – bez małej pomocy mojego męża – i tym samym miałem i dla niego, i dla syna bardzo mało czasu. A nie o to mi chodziło, kiedy zdecydowałem się na pracę na nocki, mimo wszystko chciałem mieć dla rodziny więcej czasu niż jeden dzień w tygodniu. Nawet dobrze przez te kilka dni całkiem dobrze wychodziło, ale jednak mój organizm okazał się za słaby. Jak zawsze, zresztą. Staram się być silniejszy, a mimo to nic mi nie wchodzi. Oby nasze dziecko odziedziczyło także siłę po Mikim. 
- Jak moja księżniczka sobie życzy – powiedziałem, uśmiechając się do niego głupkowato. W odpowiedzi zostałem pacnięty w łeb, na co wyszczerzyłem się jeszcze szerzej. 

***

Dni powoli mijały, a do porodu było coraz to bliżej. Mimo, że był to już ósmy miesiąc, brzuch nadal był jakiś taki mały... ale Mikleo mówił mi, że czuje się dobrze i z dzieckiem także wszystko jest w porządku, więc tego nie kwestionowałem, ale tylko tego jednego. Bo gdybym miał go słuchać we wszystkim, to Miki dawno by się zamęczył. Gdyby mógł, robiłby wszystko sam, ale w tak zaawansowanym stanie nie jest to za bardzo możliwe. Dlatego też już od dwóch tygodni siedziałem w domu, do pracy wychodząc naprawdę sporadycznie – w końcu Mikleo potrzebował znacznie więcej pomocy niż zazwyczaj, a pieniędzy jak na razie nam spokojnie starczy. Też troszkę wykorzystałem swoją znajomość z królową, bo gdyby nie to, że byłem jej przyjacielem, nie mógłbym tak sobie chodzić o pracy kiedy chcę. Normlanie bym tego nie wykorzystywał, ale to była wyjątkowa sytuacja. 
Udało mi się także ogarnąć kilka rzeczy dla dziecka; ubranka, kocyki, poduszeczki, a dzisiaj w końcu odebrałem już jakiś czas temu zamówioną kołyskę i właśnie ją postawiłem w naszym pokoju. Z łóżeczkiem jeszcze troszkę poczekam, w końcu na początku mała i tak będzie spała z nami. Jak na mnie, i tak zrobiłem zakupy dla dziecka wyjątkowo późno. Chciałem to zrobić od razu, kiedy tylko Mikleo poinformował mnie o płci dziecka, ale jakoś się powstrzymałem. 
- I jak ci się podoba? – spytałem bardzo zadowolony z siebie, kiedy Mikleo wszedł do pokoju. Kołyska była nie dość że porządnie, to jeszcze ładnie zrobiona, faktycznie trochę mnie to kosztowało, ale mam nadzieję, że małej będzie wygodnie. 

<Mikleo? c:>

piątek, 18 marca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Patrząc na męża, kiwnąłem twierdząco głową, uśmiechając się przy tym łagodnie. Czułem się dobrze nawet bardzo dobrze, owsianka podniosła mnie na nogi najwidoczniej to jedyna rzecz, która teraz przypasowała dziecku i dopóki się nie znudzi, będę mógł normalnie funkcjonować, a szczerze przyznam, to całkiem miłe uczucie znów normalnie funkcjonować szkoda tylko w tym wszystkim mojego wyglądu podczas ciąży włosy osłabły, a skóra stała się jeszcze bledsza niż zazwyczaj, a i tak blada już bardzo była cóż uroki ciąży, które trzeba zaakceptować, oby tylko po wszystkim znów wszystko było jak dawniej, bo z tym może być mi trudno się pogodzić.
- Kochanie, czuje się naprawdę dobrze, naprawdę nie musisz się o mnie martwić - Wypowiadając te słowa, podszedłem do niego bliżej by ucałować jego usta. - Wszystko jest dobrze, zrobiłem ci jedzenie do pracy i kolacje zjedz, zanim wyjdziesz, na pewno jesteś głodny - Dodałem, ciągnąc go w stronę stołu, aby wygodnie sobie przy nim usiadł, zrelaksował się, zjadł i przygotował do pracy.
Sorey nic nie powiedział w milczeniu, przyglądając mi się, tak jakby chciał coś ze mnie wyczytać, tak jakby kiedykolwiek było to możliwe. Szybko chyba doszło to do niego, dlatego właśnie zaczął jeść, nie patrząc na mnie już więcej.
Ja sam w tym czasie usiadłem sobie spokojnie obok, biorąc w dłonie książkę, nareszcie miałem siłę i na to, by posiedzieć i poczytać robiąc coś dla siebie bez bólu i ciągłych wymiotów.
- Co ciekawego czytasz? - Na to pytanie od razu oderwałem wzrok od lektury, zerkając na zaciekawionego męża.
- Niezbadany - Odpowiedziałem, podając tytuł książki, chcąc wrócić do czytania, po samym wstępie już wiedziałem, że książka naprawdę mnie wciągnie.
- O czym to jest? - Kolejne pytanie oderwało mnie od lektury.
- Z tego, co zdążyłem przeczytać to historia o młodym chłopaku, który wraz z bratem uwielbiał poszukiwać skarbu, więcej nie wiem, dopiero zacząłem czytać - Powiedziałem to, co wiedziałem, dając tym samym znać mężowi, by dał mi spokojnie poczytać, gdy spożywa posiłek, dawno już nic nie czytałem, naprawdę chce wreszcie to zmienić.
 Między nami zapadła cisza ja skupiłem się na czytaniu, on na jedzeniu, dzięki czemu mogłem oddać się całkowicie książce, która mnie wciągnęła. Zaciekawiony czytałem i czytałem, nie zdając sobie nawet sprawy, ile już czasu minęło, Sorey uświadomił mnie która godzina, gdy wychodził do pracy, całując na do widzenia w czoło. Zaskoczony przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje, by później odłożyć książkę na bok, zaczynając odczuwać zmęczenie. Czas odpocząć jutro też jest dzień.

Miesiące mijały nam bardzo szybko, nim się obejrzałem, już był kolejny miesiąc i kolejny w tej chwili to już piąty miesiąc i jak na to, który to miesiąc brzuch jest bardzo mały, nic w końcu dziwnego dziewczynki zazwyczaj są mniejsze. Oczywiście nie mogłem być w stu procentach pewien czy to dziewczynka po prostu tak czułem, poza tym córka odbiera matce piękno, nie żebym był piękny, po prostu na tę chwilę nie wyglądam jak zawsze, z czego takie moje wnioski, którymi zdążyłem się już podzielić z mężem. Jak zareagował? Przesadną radością oj tak, zdecydowanie przesadną mam nadzieję, że nasza córeczka będzie bardziej spokojna, bo nie wiem, czy wytrzymam przy trzecim krzykaczu. Bo i już przy tych dwóch jest ciężko.

<Mężu? C:>

środa, 2 marca 2022

Od Soreya CD Mikleo

 Nie za bardzo rozumiałem, dlaczego Mikleo uważał, że ja czuję się gorzej. Przecież to nie ja przez ostatnie kilka dni albo wymiotowałem, albo spałem. Czułem się cudownie, albo raczej prawie cudownie. Po prostu byłem trochę niewyspany. W nocy pracowałem, za dnia zajmowałem się zmarnowanym mężem oraz pragnącym uwagi dzieckiem, i do tego wszystkiego dochodziły obowiązki domowe; w końcu to był bardzo duży dom i wypadało o niego zadbać. Nie miałem też za złe Mikleo, że nic nie robił. To przecież nie była jego wina, no i też przecież musiał dużo wypoczywać, w końcu nosił w sobie nasze dziecko. Od samego początku byłem świadom tego, że większość obowiązków spadnie na mnie i byłem gotów przyjąć te obowiązki na swoje barki. 
- Nie trzeba. Zamiast tego możesz jeszcze chwilę ze mną poleżeć – wymamrotałem, leniwie się przeciągając, by już po chwili ostrożnie się do niego przytulić. Ulżyło mi, kiedy w końcu mu się polepszyło. Naprawdę zacząłem się o niego martwić i już byłem gotów postąpić wbrew jego woli i poprosić o pomoc Lailah. Chociaż jeden problem z głowy...
Poczułem na włosach dłoń chłopaka, która już po chwili zaczęła mnie delikatnie gładzić. Na ten gest zamruczałem cicho z aprobatą. Przyznam, że odrobinkę się stęskniłem za jego dotykiem, zwłaszcza za tym subtelnym i delikatnym. I za takimi chwilami spokoju i ciszy tuż przed kolejnym pełnym pracy dniem. Otworzyłem na moment oczy, by zerknąć przez okno. Przespałem dzisiaj jakieś trzy godziny... to nie jest taki zły wynik. Może nie przespałem całego dnia jak Mikleo – byłem nawet odrobinkę zmartwiony tym, jak długo spał – ale nie jest ze mną aż tak źle. Jeżeli Miki będzie grzeczny i wymioty nie powrócą, to może jeszcze prześpię się na godzinkę, lub dwie. 
- Wykończysz się – usłyszałem cichy i bardzo zmartwiony głos mojego męża. Zaskoczony jego nagłą odpowiedzią podniosłem głowę, by na niego spojrzeć. 
- Skąd u ciebie taka myśl? – spytałem zaskoczony, patrząc na niego niezrozumiale. 
- Widzę, jak wyglądasz. I jak się zachowujesz. Za bardzo się mną przejmujesz i zapominasz w tym wszystkim o sobie. Odpoczywasz zdecydowanie za mało, a ludzkie ciało nie jest tak wytrzymałe... Nie poradzę sobie bez ciebie – tłumaczył, nie przestając gładzić moich włosów. 
- Przecież wszystko ze mną w porządku – zauważyłem, nie za bardzo rozumiejąc, dlaczego nagle zaczął myśleć w ten sposób. Znaczy, może nie nagle, pewnie myślał w ten sposób wcześniej, tylko dopiero teraz się ze mną tym podzielił, za co byłem mu naprawdę wdzięczny. Po prostu nie rozumiałem, dlaczego tak myślał. 
Mikleo nie odpowiedział, tylko westchnął cicho, wyraźnie niepocieszony, co nie było moim zamiarem. Chciałem go uspokoić, by się już o mnie nie martwił, bo jest to kompletnie niepotrzebne. To nie ja noszę w sobie nasze dziecko, by nagle zacząć się mną przejmować. 
Mój mąż ciągle nie odpowiadał, a ja z czasem zacząłem odczuwać coraz to większe zmęczenie. Nie miałem za bardzo pojęcia, skąd u mnie taka reakcja. Byłem zmęczony, owszem, ale chęć zaśnięcia chwyciła mnie nagle. Miałem wrażenie, że każde zamknięcie powiek grozi zapadnięciem w sen. A dłoń Mikleo nadal spoczywała na mojej głowie. Czy on specjalnie chce mnie uśpić...? 
- Prześpij się jeszcze na moment – usłyszałem, nim zapałem w sen. 
Kiedy następnym razem otworzyłem oczy, minęło kilka godzin. Do wyjścia do pracy zostały mi jakieś dwie godziny. Znowu spałem zdecydowanie za długo, a Mikleo na to wszystko pozwolił. Jeszcze lekko zaspany podniosłem się z łóżka i skierowałem się na dół, po drodze poprawiając swoje włosy. Miałem nadzieję, że z Mikleo wszystko w porządku i nic złego się mu nie stało podczas mojej nieobecności. Nadal nie mamy pewności, czy jego żołądek się już uspokoił. Poza tym, i on może być zmęczony, zjadł jedynie owsiankę, którą przygotowałem mu wczoraj, i przespał dwadzieścia cztery godziny, nie jestem pewien, czy to normalne zachowanie. 
- Dzień dobry – usłyszałem wesoły głos Mikleo, kiedy tylko wszedłem do kuchni. 
- Dlaczego zmusiłeś mnie do spania? – spytałem od razu, nie będąc z tego faktu niezadowolony. Co innego, jeżeli pozwala mi na dłuższe spanie, ponieważ ja sam się wcześniej położyłem, a co innego, jeżeli używa na mnie swoich mocy. 
- Nie zmusiłem. Pomogłem ci po prostu oczyścić myśli, a gdybyś nie był zmęczony, to byś nie zasnął – obronił się używając podobnego tonu, kiedy pytałem go, dlaczego nie obudził mnie po godzinie. 
- Mimo to proszę cię, byś więcej tak nie robił. Nie powinienem tak długo spać, jest dużo rzeczy do zrobienia – odparłem, mijając go, by wlać do szklanki wody. 
- Chciałem ci tylko trochę pomóc. Widać po tobie, że potrzebowałeś odpoczynku, a ja się świetnie czułem, więc mogłem cię trochę odciążyć – wyjaśnił, podchodząc do mnie zmartwiony. Tylko nie za bardzo wiedziałem, dlaczego. Może jestem na niego troszkę zły za to, co zrobił, ale nie będę się przecież na niego gniewał. 
- Naprawdę czujesz się dobrze? – dopytałem, patrząc na niego uważnie. Ta informacja była dla mnie najważniejsza, ale i tak, niezależnie od jego odpowiedzi, każę mu usiąść i odpocząć. Nie wiem, ile dzisiaj zrobił, ale jestem pewien, że zrobił zdecydowanie za dużo i teraz pora na mnie. W dwie godzin nie za wiele zdziałam, ale na pewno coś zdążę zrobić. 

<Aniołku? c:>

wtorek, 1 marca 2022

Od Mikleo CD Soreya

Kilka niedługich sekund zajęło mi zastanowienie się odpowiedzią, którą pragnąłem udzielić mężowi.
- Nie, spokojnie zrobię sobie sam herbatę, ty połóż się i odpocznij, na pewno jesteś zmęczony po pracy - Odparłem, odsuwając się od męża, aby spokojnie skierować się na schody, ignorując ból głowy, który towarzyszył mi od momentu przebudzenia.
Sorey widząc moje poczynania, bez słowa chwycił moją dłoń, zaciągając mnie do pokoju, przymuszając mnie do położenia się do łóżka odpoczywania, gdy on wychodząc z pokoju, poinformował mnie o zamiarze przygotowania mi herbaty i chyba czegoś lekkiego do przekąszenia, z czego akurat zadowolony nie byłem, nie chciałem jeść, a raczej bałem się jeść, wymioty to nic przyjemnego a po jedzeniu niestety ostatnio ciągle je mam i to nie należy do najprzyjemniejszych doznań w życiu.
Zniechęcony, głodny i zmęczony zamknąłem oczy, by odpocząć przed przyjściem męża a kto wie, może akurat zasnę. To jednak okazało się niemożliwe, gdyż mój mąż wrócił, szybciej niż myślałem, przynosząc mi ciepłą herbatę i owsiankę. W sumie owsianka niweluje wymioty, tak przynajmniej słyszałem więc czemu by nie spróbować, najwyżej znów wyląduje w łazience.
- Dziękuję - Uśmiechnąłem się delikatnie starając się okazać jak najwięcej emocji, mimo że nie było to proste z powodu mojego zmęczenia i osłabienia.
- Nie dziękuj, tylko zjedz i wypij herbatę, może ci to pomoże - Nic nie odpowiadając, kiwnąłem głową, bez kręcenia nosem zaczynając powoli jeść i pić częstując również męża, który troszeczkę ze mną zjadł, z powodu czego byłe naprawdę zadowolony w końcu sam racje bym tego nie zjadł.
- Smakowało? Odczuwasz mdłość? - Sorey przesadnie się o mnie martwił, gdy ja po zjedzeniu i wypiciu po prostu położyłem się, powoli zasypiając.
- Wszystko dobrze, nie martw się o mnie, tylko połóż się obok i chodź spać, na pewno musisz być zmęczony - Gdy to mówiłem, prawie że zasypiałem, nie mając pojęcia czy mój mąż posłuchał mnie, czy raczej nie, w tamtej chwili to i tak nie miało dla mnie już znaczenia.

Następnego dnia obudziłem się żywszy i jakoś tak chętniejszy do działania nie odczuwając mdłości ani żadnych innych bóli to chyba zasługa tej owsianki. Niesamowite jak tak zwyczajny posiłek potrafił zdziałać cuda.
 Mój mąż który otworzył oczy chwilę po moim przebudzeniu, uważnie przyjrzał mi się, kładąc ciepłą dłoń na policzku, delikatnie go głaszcząc.
- Jak się czujesz? - Codziennie pytał o to samo, zapominając o sobie, co bardzo mnie martwiło, zdaje sobie sprawę z tego, że się o mnie i o dziecko martwi sądzę jednak, iż powinien bardziej zwrócić na siebie uwagę, bo nie chcę, aby się wykończył ciągłym zamartwianiem się.
- Czuje się lepiej i to chyba dużo lepiej od ciebie - Mówiąc te słowa, przyglądałem mu się uważnie, martwiąc się o niego, te siniaki pod oczami nie wróżyły niczego dobrego, był przemęczony i to z mojej winy, ja czułem się, źle a on czuł się jeszcze gorzej, tym bardziej że wszystkie obowiązki spadły na niego, gdy ja nie byłem w stanie za bardzo funkcjonować, nawet jeśli bardzo tego chciałem, za co byłem na siebie zły. Gdybym był silniejszy, na pewno on nie musiałby się tak przeze mnie męczyć.- Może dziś odpoczniesz, a ja czując się lepiej, przygotuje ci coś do jedzenia, co ty na to? - Zaproponowałem, chcąc mu pomóc, by nie musiał wszystkiego brać na siebie, gdy ja również tu jestem i chociaż troszeczkę mogę pomóc.

<Pasterzyku? C:>