piątek, 28 lutego 2020

Od Kadohi'ego Cd. Keys

Droga, a dokładniej rzecz ujmując ścieżka prowadząca do domu Key, biegła w głównej mierze przez w tej chwili puste pola. Wiatr zacinał silnie, sprawiając, że co chwilę stawaliśmy plecami do podmuchu, by móc chwycić urywany oddech. Ubrania łopotały nadymając się i z głośnym trzaskiem wypuszczając zebrane powietrze. Włosy dziewczyny tańczyły dookoła w dziwnym tańcu, a ona sama oplatała się ciaśniej ramionami pragnąc zachować ciepło. Ja, szedłem niewzruszenie z uwagą przyglądając się prawie niewidocznym kiełkom zboża. W tym roku ozimie* wzrastało wyjątkowo wcześnie, co mogło mieć tragiczne skutki. Jeżeli się nie rozpogodzi i zboże zmarznie, okoliczni mieszkańcy zostaną pozbawieni podstawowego pożywienia.
Kolejny podmuch, wdarł się pod nadal ubrudzony krwią płaszcz, który zarzuciłem na ramiona dziewczyny, pilnując zarazem aby nie poplamić czerwonymi smugami jej ubrań. Mimo że płasz był niesamowicie wygodny jak i ciepły, tych parę rozdarć jak oraz plam krwi nieco obniżyło jego możliwości.
Dziewczyna zadrżała po raz kolejny w następnej chwili odwracając się tyłem do podmuchu, usiłując uspokoić rozpędzony oddech.
Ciemna chmury nadciągnęły nad wieś. Zbliżała się burza.
Całe szczęście na oko zostało jeszcze około 10 minut drogi do mieszkania rudowłosej. Jednak gdy postawiłem kolejny krok w kierunku do jakiego zdążyliśmy, niebo przecięła blada smuga, która z potężnym grzmotem zwaliła się z nieboskłonu. Czułem niepokój jaki wypływał od mojej towarzyszki. Burza to straszliwy i żywioł, a przebywanie w jej centrum było wyjątkowo ryzykowne. Dało się wczuć rosnący chłód, a wiatr przybrał na sile. Przez dosłownie parę sekund dało się słyszeć jedynie szelest opadających płatków śniegu, które wplątywały się w cynobrowe kosmyki Keyi. Parę śnieżynek osiadło również na jej rzęsach, co doskonale wyłapał mój wampirzy wzrok.
Ponownie ciszę przerwał kolejny grzmot, którego źródło znajdował się teraz o wiele bliżej. Trzeba się było spieszyć. Przebywanie na otwartej przestrzeni podczas szalejącej burzy nie było bezpieczne. Jako najwyższe punkty byliśmy najbardziej narażeni na wszelkie wyładowania atmosferyczne.
Chwyciłem swoją towarzyszkę za dłoń i pociągnąłem w kierunku jej domu. Został na mało czasu. Czułem jak wiatr znów wzmaga się, prawie zwalając dziewczynę z nóg. Mnie jako wampirowi nie wiele to robił, jednak wcześniejszy upływ krwi nieco mnie osłabił. Ponad to obawiałem się, że wysiłek fizyczny, może spowodować ponowne otwarcie rany. Dlatego też prowadziłem za sobą dziewczynę starając się jak najprędzej dotrzeć do wskazanego celu.
W momencie w który udało nam się wreszcie dostać do mieszkania dziewczyny, drzwi zatrzasnęły się z hukiem przez powstały przeciąg, odetchnęliśmy z ulgą. Na zewnątrz szalała ostatnia w tym roku zimowa burza śnieżna.
Krótkim ruchem strzepnąłe z włosów płatki śniegu, skrzące się w płomieniach świecy, niczym maleńkie kryształy. Na moich ustach zabłąkał się delikatny uśmech, gdy pod palcami wyczułem wilgoć. Uwielbiałem deszcz, jak i śnieg. Zawsze mnie uspokajały pozwalając zebrać rozbiegane myśli

- Wszystko w porządku… profesorze? - z zamyślenia wyrwało mnie pytanie Keyi
- Błagam! Tylko nie profesor! NIe wyglądam chyba aż tak staro. Zresztą nie jestem twoim nauczycielem. Nazywam się Kadohi - to rzekłszy ukłoniłem się głęboko, unosząc dłoń dziewczyny do ust i składając na niej motyli pocałunek

< Przepraszam za przedłużającą się nieobecność >
484

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz