Demon, który stał naprzeciwko mnie, jak wspominałem już wcześniej, był ode mnie dużo większy, jednak to ani trochę mnie nie martwiło, czułem złość, a złość powodowała moją nienawiść, nienawiść do moich rodziców i tego pieprzonego demona, którego bez zastanowienia zaatakowałem, używając całej mojej siły, która pomogła mi w pokonaniu tego dupka, nie specjalnie się przy nim namęczyłem, wręcz przeciwnie mam wrażenie, że jak na tak wielkiego demona był cholernie słaby lub ja z powodu tego, kim jestem, zdaje się dużo silniejszy, przynajmniej za jedno mógłbym podziękować rodzicom, czego nie zrobię, bo są jebanymi gnojami nieumiejącymi nic poza męczeniem i gnojeniem, nie żebym był lepszy od nich, mając przy sobie człowieka, jednak ja gram w zupełnie inną grę niż oni, Ja potrzebuję człowieka, dla towarzystwa oni dla zabawy mój człowiek zawsze odchodzi żywy ich, jeśli w ogóle dożyje świtu, ma cholernie dużo szczęścia, które i tak skończy się tak szybko, jak się zaczęło.
- Coraz to słabszych macie tych wojowników - Mruknąłem, niezadowolony ocierając dłonie z krwi, wpatrując się w moich wściekłych rodziców. No cóż, sami tego chcieli, ja nie chciałem tu przychodzić ani tym bardziej mieć żadnej styczności z nimi, sami zmusili mnie do przyjścia tutaj a przecież kilka lat temu dali mi jasno do zrozumienia, że nie chcą mnie tu nigdy więcej widzieć. Czasem wydaje mi się, że oni sami nie wiedzą, czego chcą, wciągając mnie w to ich bagno.
- Na przyszłość zastanówcie się, czego ta naprawdę chcecie - Mruknąłem, odwracając się do nich plecami, mając ich tam, gdzie słońce nie dociera, wchodząc w katakumby.
- Jeszcze tego pożałujesz - Usłyszałem głos mojej matki, na który dźwięk zatrzymałem się, odwracając w jej stronę, szczerząc przy tym swoje kły.
- Ja już tego pożałowałem od dnia, w którym się narodziłem - Mruknąłem, po prostu odchodząc, pozostawiając tę dwójkę samą, mając w szerokim poważaniu, to co myślą jedyne co usłyszałem, nim zniknąłem za rogiem, to wezwanie jednego z demonów zapewne po drodze spotkam kolejnego demona, no cóż, przyszedłem. Rozprawić się z rodzicami a oni jak zawsze bronią się przede mną, kryjąc się za innymi dużo silniejszymi demonami. To jest cholernie słabe starzy a głupi.
- O proszę, Kousuke dawno cię nie widziałem - Słysząc znajomy mi głos, odwróciłem głowę w stronę demona, cicho wzdychając.
- Naprawdę Sebastianie i nawet ty jak idiota robisz, to co chcą? - Zapytałem, na co demon zagryzł dolną wargę, zaciskając pięści bez słowa, naprawdę ani jednego słowa zaatakował mnie, okazując mi swój gniew. Dopiero, teraz gdy się zbliżył, poczułem zapach mojego człowieka, a więc skrzywdził moją pchełkę, cholera nikt poza mną nie ma prawda dotykać Keit. I właśnie dlatego musiałem pokazać mu jaka kara jest za dotykanie mojej własności. - Mnie zaboli to bardziej niż ciebie - Szepnąłem do dawnego przyjaciela, łamiąc mu kark. To już koniec teraz pozostało mi tylko odnaleźć chłopaka, co wcale nie jest takie trudne.
***
A co działo się potem? To proste musiałem iść za zapachem mojego człowieka, którego znalazłem prawie że na samym końcu tych śmierdzących podziemi. Ja mogłem zauważyć chłopak, był wystraszony, zmęczony, a jednocześnie bardzo ranny a mimo to był w stanie stać na nogach i co ważniejsze wypowiedział kilka słów, kilka zaskakujących mnie słów, a jednak nie było, mu zemną, aż tak źle chyba dopiero teraz to zauważył. Westchnąłem, patrząc na stojącego chłopaka, no przynajmniej przez chwilę stojącego, zanim zaczął mi objeżdżać na ziemię. Musiałem go złapać, zanim zapoznał się z zimną, posadzką a myślę, że to nie byłoby przyjemne.
- Ach ci ludzie - Westchnąłem, biorąc go na ręce, tym razem przenosząc się stąd jak najdalej, pamiętając o bezpieczeństwie chłopaka, którego musiałem zabrać do szpitala, na szczęście miałem tam znajomości, nie tylko ja jestem tu ukrywającym się.
- Wyjdzie z tego? - Zapytałem, gdy położyli go na łóżku szpitalnym.
- Raczej tak, jest silny - Odparł, lekarz, zabierając chłopaka na sale, musząc się zająć, jego ranami i złamaniami oby wszystko było dobrze, inaczej rozwalę cały ten pieprzony szpital, a jestem do tego zdolny, nawet bardziej niż można sobie wyobrażać.
<Biedaczku? C:>
643
- Coraz to słabszych macie tych wojowników - Mruknąłem, niezadowolony ocierając dłonie z krwi, wpatrując się w moich wściekłych rodziców. No cóż, sami tego chcieli, ja nie chciałem tu przychodzić ani tym bardziej mieć żadnej styczności z nimi, sami zmusili mnie do przyjścia tutaj a przecież kilka lat temu dali mi jasno do zrozumienia, że nie chcą mnie tu nigdy więcej widzieć. Czasem wydaje mi się, że oni sami nie wiedzą, czego chcą, wciągając mnie w to ich bagno.
- Na przyszłość zastanówcie się, czego ta naprawdę chcecie - Mruknąłem, odwracając się do nich plecami, mając ich tam, gdzie słońce nie dociera, wchodząc w katakumby.
- Jeszcze tego pożałujesz - Usłyszałem głos mojej matki, na który dźwięk zatrzymałem się, odwracając w jej stronę, szczerząc przy tym swoje kły.
- Ja już tego pożałowałem od dnia, w którym się narodziłem - Mruknąłem, po prostu odchodząc, pozostawiając tę dwójkę samą, mając w szerokim poważaniu, to co myślą jedyne co usłyszałem, nim zniknąłem za rogiem, to wezwanie jednego z demonów zapewne po drodze spotkam kolejnego demona, no cóż, przyszedłem. Rozprawić się z rodzicami a oni jak zawsze bronią się przede mną, kryjąc się za innymi dużo silniejszymi demonami. To jest cholernie słabe starzy a głupi.
- O proszę, Kousuke dawno cię nie widziałem - Słysząc znajomy mi głos, odwróciłem głowę w stronę demona, cicho wzdychając.
- Naprawdę Sebastianie i nawet ty jak idiota robisz, to co chcą? - Zapytałem, na co demon zagryzł dolną wargę, zaciskając pięści bez słowa, naprawdę ani jednego słowa zaatakował mnie, okazując mi swój gniew. Dopiero, teraz gdy się zbliżył, poczułem zapach mojego człowieka, a więc skrzywdził moją pchełkę, cholera nikt poza mną nie ma prawda dotykać Keit. I właśnie dlatego musiałem pokazać mu jaka kara jest za dotykanie mojej własności. - Mnie zaboli to bardziej niż ciebie - Szepnąłem do dawnego przyjaciela, łamiąc mu kark. To już koniec teraz pozostało mi tylko odnaleźć chłopaka, co wcale nie jest takie trudne.
***
A co działo się potem? To proste musiałem iść za zapachem mojego człowieka, którego znalazłem prawie że na samym końcu tych śmierdzących podziemi. Ja mogłem zauważyć chłopak, był wystraszony, zmęczony, a jednocześnie bardzo ranny a mimo to był w stanie stać na nogach i co ważniejsze wypowiedział kilka słów, kilka zaskakujących mnie słów, a jednak nie było, mu zemną, aż tak źle chyba dopiero teraz to zauważył. Westchnąłem, patrząc na stojącego chłopaka, no przynajmniej przez chwilę stojącego, zanim zaczął mi objeżdżać na ziemię. Musiałem go złapać, zanim zapoznał się z zimną, posadzką a myślę, że to nie byłoby przyjemne.
- Ach ci ludzie - Westchnąłem, biorąc go na ręce, tym razem przenosząc się stąd jak najdalej, pamiętając o bezpieczeństwie chłopaka, którego musiałem zabrać do szpitala, na szczęście miałem tam znajomości, nie tylko ja jestem tu ukrywającym się.
- Wyjdzie z tego? - Zapytałem, gdy położyli go na łóżku szpitalnym.
- Raczej tak, jest silny - Odparł, lekarz, zabierając chłopaka na sale, musząc się zająć, jego ranami i złamaniami oby wszystko było dobrze, inaczej rozwalę cały ten pieprzony szpital, a jestem do tego zdolny, nawet bardziej niż można sobie wyobrażać.
<Biedaczku? C:>
643
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz