czwartek, 6 lutego 2020

Od Keyi CD Kadohi'ego

Zacisnęłam mocno szczękę, nie mogąc wykonać żadnego ruchu. Atakujący był o wiele silniejszy, a do tego ogromny. Mój wzrok zatrzymał się na towarzyszu, który również został unieruchomiony.
Jego twarz przybrała przeraźliwie poważnego wyrazu, a ciało nie zdradzało żadnej emocji. Wyglądał na niewzruszonego taką sytuacją. Zastanawiało mnie, po co atakować osobę, która jest tak wysoka jak Itsuwari. Tym bardziej, że nie ukrywał katany. Musieli być głupcami.
Czułam jak obleśna woń brudnego człowieka otacza również mnie, a moje ciało drażniły jego dłonie. Każde szarpnięcie powodowało jedynie, że jeszcze mocniej zaciskał mnie w swoim objęciu.
Nagle Kadohi się poruszył, ale nawet nie zdążyłam tego zarejestrować wzrokiem. Odcięte przez niego palce potoczyły się po ziemi, a krew oblała oprawcę, który wydał z siebie krzyk bólu.
Białowłosy wyglądał teraz jak seryjny morderca. Szczególnie ciekawym zjawiskiem było oblizanie przez niego płazu ostrza. Mimowolnie wygięłam usta w uśmiechu, czując dziwną ekscytację.
Nigdy nie widziałam takiego sposobu walki, a aura, jaka otaczała teraz mojego towarzysza była niezwykła. Jego czerwone oczy zabłysły, kiedy tylko posmakował krwi.
- Zapłacisz za to! – odezwał się ten, który stracił knykcie. Kadohi odpowiedział lekceważącym śmiechem, co jeszcze bardziej podburzyło opryszczka.
Wtedy poczułam, że zostaje ciągnięta do tyłu, a uścisk mocniej zacieśnił się na moich dłoniach i włosach. Bezwiednie przeklęłam, nie mogąc zbytnio się poruszyć. Widziałam jedynie jak białowłosy został zaatakowany, a następnie straciłam go z oczu. Byłam na tyle mała, że mój oprawca przerzucił mnie przez plecy.
- Kadohi! – krzyknęłam, ale nic wielkiego się nie stało. Chyba nawet bardziej martwiłam się o niego, niż o siebie. Był tutaj nowy i nigdy nie wiadomo, kto może się jeszcze czaić w mroku uliczki.
Kiedy tylko zauważyłam okazję, wbiłam zęby w szyję wyrostka. Ten zawył z bólu, próbując oderwać mnie od mięsa. Muszę przyznać, że było to maksymalnie obrzydliwe, ale jedyne, co przyszło mi do głowy. Złodziej mocno rzucił mną o ziemię, powodując u mnie ból w klatce piersiowej. Płaszcz, który pożyczyłam został w ten sposób nieprzyjemnie pobrudzony, a krew z moich ust jeszcze mocniej go zniszczyła. Byłam na ten fakt niezmiernie wkurzona.
Nie udało mi się nawet podnieść, bo ponownie złapano mnie za włosy i pociągnięto do góry, co zrzuciło ze mnie jednocześnie puchaty płaszcz. Jego wolna ręka powędrowała na moją talię, powoli zjeżdżając w dół. Szarpanie nie dawało rady, a jedynie wzmagało ból. Ogarnęła mnie panika, a oddech niebezpiecznie przyspieszył. Czułam jak obrzydliwa dłoń wędruję w zakazane miejsce oddalone jedynie może kilka centymetrów.
Wtedy ponownie wylądowałam na ziemi, a ręka powędrowała ze mną, powoli spadając po moim ciele. Spojrzałam na odciętą kończynę, łapiąc z trudem powietrze. Widziałam wcześniej takie obrazki, nawet sama je tworzyłam, jednak nadal coś takiego brzydziło. Nie byłam potworek, który cieszy się na takie widoki. Może nawet stałam się nieco wrażliwsza.
Kiedy uniosłam wzrok, ujrzałam jedynie plecy Kadohiego. Jego włosy zmieniły gdzieniegdzie barwę, a plecy unosiły się w nieregularnym czasie. Wyglądało na to, że po takim czynie oprawcy sobie odpuścili, bo nie zobaczyłam ani ciał, ani żywych wokół siebie.
- Nic Ci nie zrobił? – zapytał towarzysz, odwracając się do mnie z miną troski. Wydawał się teraz jeszcze większy i groźniejszy. Jego umiejętności były niezwykłe, a płynność i szybkość w ruchach niemal nieludzkie. Nie wierzyłam, że jest kupcem, to było niemożliwe.
Wyplułam ślinę z pozostałościami krwi, kiwając przecząco i odgarniając zmierzwione włosy. Sięgnęłam po leżący obok płaszcz, ściskając go w dłoniach.
- Przepraszam, zniszczył się. – westchnęłam, a mężczyzna przykucnął.
Dopiero wtedy dostrzegłam strużkę krwi, która płynęła po jego karku. Nie była groźna, ale wciąż się sączyła. Takie nacięcie powinno szybko zakrzepnąć, ale to nie nastąpiło. Nie widziałam za to, żeby coś więcej mu dolegało. Nieźle sobie poradził.
- Twoja szyja… - nie dałam mu czasu na odpowiedź, sięgając ręką w krwawiące miejsce. Szybko ją jednak cofnęłam, gdyż nie chciałam powodować dyskomfortu Kadohiemu.
Powoli wstałam, marszcząc w złości brwi. Złapałam białowłosego za rękę, ciągnąc następnie za sobą. Miałam zamiar zaprowadzić go do miejsca mojej pracy i następnie zaproponować darmowy nocleg u znajomej w motelu. Jako obcokrajowiec musi liczyć się, że mogą potraktować go jeszcze gorzej niż przed chwilą. Ruszyłam żwawym krokiem do sklepiku zielarskiego, licząc, że chłopak nie ma nic przeciwko, nie czułam jednak żeby się przeciwstawiał. Tam znajdę potrzebne zioła i przyjrzę się lepiej, a może nawet znajdę przyczynę nieustającego krwawienia. Chyba, że choruje na zaburzenie krzepliwości, a przecież nie mogę wykluczyć takiej przyczyny.
Musieliśmy również pozostać niezauważonymi, gdyby mieli pociągnąć nas do odpowiedzialności. Nadal na drodze leżały palce, prawie cała ręka i jeszcze ciepła krew.
- Znam miejsce, w którym będziesz mógł przenocować bez obaw. Pomogę też z raną. – powiedziałam, zerkając na chwilę do tyłu. Wyglądał na nieco zmieszanego, więc posłałam mu lekki uśmiech.

Kadohi?
755

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz