Zachowanie Heinego mnie dosyć niepokoiło. Podejrzewałem go o bycie jakimś wygnańcem. Zwykły człowiek by tak nie patrzył na rozmówcę, ani nie uśmiechał się w taki sposób. Co ciekawe, podczas rozmowy o koniach, prawie spadł z krzesła ze śmiechu. Thomas doskonale wiedział, że nie jestem zwykłym człowiekiem, ale się trochę martwiłem jak inni zareagują. Nie chciałem niepotrzebnych gości przy piciu, a szczególnie takich, co by nam dupę truli.
- A to prawda. Znałem wielu takich, którzy szukali kłopotów, którym mogli bez problemu zapobiec – powiedziałem, biorąc kolejnego łyka piwa. Poczułem, jak parę kropli spłynęło po mojej szyi. Gdy wziąłem kolejnego łyka, zauważyłem, jak dziewczyna siedząca dwa stoliki od nas patrzyła się na mnie z zachwytem. Wiedziałem, że to będzie oznaczało kłopoty, ponieważ nie była sama. Odłożyłem kufel.
- Patrzy się na ciebie – szepnął Thomas, patrząc się uważnie na blondynkę.
- Tyle też kurwa zauważyłem – odpowiedziałem, gdy mój wzrok się spotkał z wzrokiem mężczyzny, który obejmował tą niewiastę. – No i po miłym wieczorku – powiedziałem sarkastycznie, patrząc na Heinego.
- A czemu „znałem”, tak wracając do wcześniejszego tematu? – zapytał się zaciekawiony białowłosy, oblizując przy tym wargi. Gościu miał wyczucie czasu… W momencie, kiedy mogłem dostać solidny wpierdol, to zadał mi dosyć trudne pytanie.
- Bardzo ogólnie mówiąc, to większość z nich albo służy jako nawóz dla ziemi, albo wąchają kwiatki od spodu – odpowiedziałem, nie spuszczając wzrok z napakowanego faceta. Gwałtownie wstał, niemalże przewalając swoje krzesło. Jego koledzy postąpili podobnie.
- Ty! Białowłosy! – krzyknął tak głośno, że mógłby rozwalić cały budynek. – Odwal się od mojej kobiety! – zaczął iść pewnym krokiem w moją stronę. Jego ręka powędrowała na rękojeść miecza. Najwyraźniej był albo jakimś rycerzem albo jakimś obrońcą.
- No to właśnie tacy, jak oni szybko lądują w piachu. – spojrzałem na swojego nowego kolegę do picia, który patrzył się na mnie z zainteresowaniem. – To może powinieneś się bardziej sobą zająć, aby twoja kobieta tylko na ciebie się patrzyła? – skierowałem dosyć wredne pytanie do wściekłego mężczyzny, który najwyraźniej nieco wyszedł z formy. Byłem w stanie dostrzec delikatne fałdy tłuszczu, które były zauważalne przez jego luźną koszulkę. Moje słowa najwyraźniej zraniły jego dumę, przez co, wydał z siebie okrzyk bojowy. Chociaż dla mnie to bardziej brzmiało jak okrzyk pijanego faceta, który miał w sobie za wiele testosteronu.
- Ty chuju! Rozpatroszę cię! – wyciągnął swój oburęczny miecz, rzucając się na mnie, ignorując wszelkie pozycje szermiercze… Jego koledzy dołączyli się do niego.
- Tak, tak, ile razy ja to słyszałem – spojrzałem na niego kpiąco, po czym stanąłem bokiem. Rozpędzona kupa mięśni i tłuszczu wpadła na nasz stolik, rozlewając przy tym moje piwo… Dokładnie, moje piwo. Cóż za marnotractwo… - Ej! Moje piwo! – krzyknąłem, jednak na mojej twarzy malował się delikatny uśmiech. Thomas patrzył się na mnie błagalnym wzrokiem. Nieznajomy wstał i zamachnął się mieczem, celując w moją głowę. Był ode mnie niższy tak z półtora głowy, więc trochę musiał się wysilić, aby ją dosięgnąć. Jednak jego cios był tak chaotyczny i niecelny, że nawet nie musiałem się jakoś odchylać. Uderzył tym mieczem o drewniany filar.
- Panowie! Proszę wyjść na zewnątrz, jeśli chcecie się bić! – krzyknęła barmanka.
- Słyszałeś byczku? – mój głos był irytująco spokojny, ale powoli kończyła mi się cierpliwość. Nie dość, że rano miałam tego chłopca, który chciał być rycerzem, a nie potrafił dobrze walczyć, to teraz musiałem się męczyć z jakimś niewyżytym mężczyzną.
- Jak nie masz niczego innego do roboty, to polecam pooglądać – usłyszałem, jak Thomas skierował te słowa do Heinego. Podśmiechiwał się cicho pod nosem. Odwróciłem się do mojego przyjaciela.
- Następnym razem, to ciebie to spotka – zaśmiałem się głośno.
- A chętnie popatrzę – odparł Heine, siadając wygodnie, obserwując mnie swoimi szkarłatowymi oczami.
- Ciebie to też spotka – powiedziałem, dalej się śmiejąc.
- Chwila! Ja cię kojarzę! – krzyknął jakiś jego kolega.
- Mnie? – udawałem zaskoczonego jego słowami.
- Jesteś bratem Reverie – dodał. Gdy tylko usłyszałem imię mojej siostry, krew się we mnie zagotowała. – Tej dobrej dupy. – tymi obleśnymi słowami przegiął. Straciłem całą resztę swojej cierpliwości…
- Słucham?! Jak ty nazwałeś moją siostrę?! – ryknąłem na bezmyślnego delikwenta.
- Zaczyna się – oznajmił mój przyjaciel, popijając do tego piwo. Byłem wściekły na tego idiotę, który odważył się tak mówić o mojej siostrze. Podszedłem do niego, ignorując innych jego kolegów. Chwyciłem go za szmaty i przepraszając barmankę, wyciągnąłem go na zewnątrz. Rzuciłem nim mocno o ziemię. Słyszałem za sobą krzyki, zagrzewające nas do walki. Dwóch przeciwników, chciało zaatakować mnie od tyłu. Chwyciłem szybko miecz leżącego już napastnika. Odwróciłem się, blokując oba miecze. Wiedziałem, że za długo nie wytrzymam z napierającymi dwoma silnymi mężczyznami. Cofnąłem się jedną nogą i odchylając się mocno na lewą stronę, zabierając przy tym swój miecz. Z racji tego, że tamtych dwóch zbyt mocno się oparło o mój oręż, stracili przez chwilę równowagę. Zabrałem nogę, wciąż stojąc na ugiętych kolanach, aby stanąć w odpowiedniej pozycji, zamachnąłem się mieczem, tak, aby wycelować końcówką rękojeścią w kark jednego z przeciwników. Gdy ten już leżał pół przytomny na ziemi, jego kolega zdążył się po części zebrać. Jednak nie na tyle, aby był zdolny do walki. Kopnąłem go z całej siły w żebro. Krzyknął z bólu upadając na ziemię. Wtedy usłyszałem krzyki dwóch kolegów, w tym tego odważnego byczka blondynki. Zaatakowali mnie z lewej i z prawej strony. W ostatniej chwili odsunąłem się, przez co miecz jednego z nich, niemalże mnie drasnął. Chwyciłem go za nadgarstek, wykręcając go mocno. Aż usłyszałem głośne chrupnięcie w stawie. Puścił miecz i zaczął krzyczeć z bólu. Teraz jedynie został ten mężczyzna, który jako pierwszy mnie zaczepił. Chwyciłem miecz jego kolegi. Byłem teraz uzbrojony w dwa dosyć ciężkie miecze. Były może idealne dla nich, ale były dla mnie źle wyważone. Jednak lepsze takie, niż żadne. Napastnik rzucił się na mnie wysoko unosząc miecz, odsłaniając przy tym cały swój tors.
~ Idiota ~ pomyślałem, blokując jego atak górą. Rozległ się głośny dźwięk brzęk metalu i nieprzyjemny dla ucha dźwięk ocierania się mieczy. Zabrał swój oręż, cofając się dwa kroki, ale od razu zaatakował moje nogi. Dosyć słaby cios. Drugim mieczem zablokowałem jego atak poniżej pasa, trzymając ostrzem w dół. Szybkim i silnym ruchem odepchnąłem jego miecz, ale szybko odzyskał równowagę. Tym razem zrobił gwałtowne pchnięcie w moją stronę, które udało mi się uniknąć. Chwyciłem jego proste ramię, tak aby było na mojej klatce piersiowej, a drugą rękę przełożyłem pod jego ramieniem, przykładając miecz do jego gardła. Zablokowałem przy okazji jego ramię i mogłem w każdej chwili mu rękę złamać. To wszystko działo się w mgnieniu oka.
- Starczy ci? – zapytałem się poważnym tonem.
- T-tak… - odpowiedział zaskoczony tym, jaki obieg przybrała ta sytuacja. Myślał, że trafił na piękniusia, który nigdy nie miał miecza w ręce, ani nie walczył. Mylił się, bardzo się mylił. – Ale nie zapomnę ci tego… - dodał, puszczając miecz, jako znak, że się poddaje. Puściłem go, po czym rzuciłem nie swoje miecze na ziemię. A potem splunąłem na delikwenta, który odważył się tak wulgarnie mówić o mojej siostrze. Thomas z Heinem stali w drzwiach i patrzyli się na mnie. Na twarzy nowego znajomego malował się dziwny uśmiech. Był trochę taki… Podniecony tym co zobaczył? Albo zafascynowany?
- Zmywamy się stąd zanim strażnicy przyjdą – powiedziałem, klepiąc przyjaciela w ramię. – Jak chcesz możesz iść z nami, idziemy do innej karczmy dalej pić. – tę ofertę skierowałem do nowo poznanego znajomego. Był dziwny, ale też wyczuwałem, że był niebezpieczny i niekoniecznie bym wygrał z nim w walce. Jednak był ciekawy i wciąż chętnie bym spędził z nim trochę czasu. Niecodziennie się spotyka ludzi, z którymi miło się pije.
Heine? XD Skusisz się?
Ilość słów: 1164
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz