Mogłem zrozumieć fakt, iż wcale mu się tu nie podoba i bardzo chcę wrócić do domu, jednakże to było wręcz niemożliwe, jeśli nie będę pewien, że wszystko z nim w porządku nie zgodzę się na jego powrót. Co prawda sam może zadecydować za siebie jednak póki mieszka u mnie niestety chcąc lub nie chcąc, to musi robić, co mu każe i co chce. A ja chcę, aby tu zostać i koniec tematu nawet niech nie próbuje dyskutować, to nie ma nawet najmniejszego sensu.
- Wiem, mam świadomość, że to miejsce nie jest najodpowiedniejsze dla ciebie, jednakowoż mam też świadomość, że twoje ciało jeszcze nie jest gotowe, na wyjście stąd dlatego właśnie musisz tu pozostać jeszcze na jakiś czas - Oznajmiłem, patrząc spokojnie na chłopaka, nie chcąc wywoływać niepotrzebnych sporów, to może pozostawimy na inny dzień.
Zauważyłem to niezadowolenie na jego twarzy, co z jednej strony w żadnym wypadku mnie nie zaskakiwało, ale z drugiej strony imponuje mi, jak ten człowiek jest dziwaczną istotą. Dopiero co prawie zginął, z ledwością naprawdę ledwością udało się go uratować, a teraz chce wrócić do domu, chyba nie rozumiem ludzi nie żeby ktoś mi kazał ich zrozumieć. A pomyśleć bym mógł, że to właśnie te dziwne istoty żądzą światem rozprzestrzeniając się po nim, jak mrówki zmieniając świat.
- Nie da się nic z tym zrobić? - Zapytał, a w jego głosie dało się usłyszeć nutkę błagania, które może jakimś cudem zmusi mnie do zmiany zdania.
- Robię, ratując ci życie - Odparłem krótko, dając mu do zrozumienia, że stąd nie wyjdzie, nawet jeśli myśli, że to możliwe, cóż to nie szpital dla ludzi tu każdy wie, kim jest dlatego lepiej, aby nie próbował na własną rękę się stąd wydostać.
Chłopak westchnął cicho, przewracając oczami, o tak jest niepocieszony i w ogóle życie jest złe i w ogóle, ale nic mu na to nie poradzę, to co się wydarzyło, z winy moich rodziców a przede wszystkim z mojej winy skoro już jest moim człowiekiem i tak jakbym uprowadził go, powinienem pilnować, aby nikt go nie dotknął.
Keith przez kilka chwil przyglądał mi się uważnie, aby w końcu wpaść na swój genialny pomysł, którym prawie rzucił mnie na kolana, jednak prawie to różnica.
- A co jeśli powiem, że jestem pełnoletni i mogę wyjść bez twojej zgody? - Kąciki moich ust delikatnie się uniosły w geście rozbawienia, on naprawdę czasem potrafił mnie nawet rozbawić czasem to nie to samo co zawsze, ale lepsze to niż nic prawda?
- Ach no tak dorosłeś przecież, wszystkie zmysły zjadłeś. Czy ty w ogóle zrozumiałeś, chociażby jedno słowo, które wypowiedziałem? Tu nie ma ludzi. Pokonał, cię głupi demon a tu twoich wrogów może być dużo więcej - Ja mam świadomość, że ta odpowiedz, po pierwsze wcale mu się nie podobała, a po drugie go przerażała, ale tu nikt oprócz mojego kolegi i mnie tu nie wejdzie, cóż on jeszcze o tym nie wiem, ale za chwilę pewnie mu powiem, o ile da mi dojść do słowa.
Na kilka chwil zapadła cisza była ona dziwna, od kiedy ten człowiek nic nie mówi, nie narzeka, on myślach, myślach nad kolejnymi słowami, które zaraz wypowie, czuję to w kościach, jak nic zaraz zacznie swój monolog, że dlaczego do tu chcę samego zostawić i takie tam monotonia.
- Co? Chcesz mi powiedzieć, że zostanę tu sam na sam z potworami, kiedy ty opuścić ten budynek? Chcesz mnie ratować czy wysłać mnie do grobu? - Zapytał, patrząc na mnie z lekkim przerażeniem na twarzy.
- Myślisz, że jestem taki głupi? - Zapytałem, jednak odpowiedzi niedane, było mi usłyszeć, gdyż chłopak nic nie powiedział, patrząc tylko na mnie w milczeniu.
- Eh, nikt poza mną i twoim lekarzem nie może tu wejść - Dodałem, trochę go uspokajając, a może chciałem uspokoić sam siebie? Kto to wie.
Mimo wszystko jego spojrzenie mówiło mi jedno "chcę do domu” No cóż, musi dać sobie radę i koniec, to tylko kilka dni szybko mu upłynął na pewno.
- Przecież wiesz, że nie dam nikomu cię skrzywdzić - Dodałem, uśmiechając się do niego delikatnie, aby trochę poprawić jego nastrój.
<Biedaczku? C:>
- Wiem, mam świadomość, że to miejsce nie jest najodpowiedniejsze dla ciebie, jednakowoż mam też świadomość, że twoje ciało jeszcze nie jest gotowe, na wyjście stąd dlatego właśnie musisz tu pozostać jeszcze na jakiś czas - Oznajmiłem, patrząc spokojnie na chłopaka, nie chcąc wywoływać niepotrzebnych sporów, to może pozostawimy na inny dzień.
Zauważyłem to niezadowolenie na jego twarzy, co z jednej strony w żadnym wypadku mnie nie zaskakiwało, ale z drugiej strony imponuje mi, jak ten człowiek jest dziwaczną istotą. Dopiero co prawie zginął, z ledwością naprawdę ledwością udało się go uratować, a teraz chce wrócić do domu, chyba nie rozumiem ludzi nie żeby ktoś mi kazał ich zrozumieć. A pomyśleć bym mógł, że to właśnie te dziwne istoty żądzą światem rozprzestrzeniając się po nim, jak mrówki zmieniając świat.
- Nie da się nic z tym zrobić? - Zapytał, a w jego głosie dało się usłyszeć nutkę błagania, które może jakimś cudem zmusi mnie do zmiany zdania.
- Robię, ratując ci życie - Odparłem krótko, dając mu do zrozumienia, że stąd nie wyjdzie, nawet jeśli myśli, że to możliwe, cóż to nie szpital dla ludzi tu każdy wie, kim jest dlatego lepiej, aby nie próbował na własną rękę się stąd wydostać.
Chłopak westchnął cicho, przewracając oczami, o tak jest niepocieszony i w ogóle życie jest złe i w ogóle, ale nic mu na to nie poradzę, to co się wydarzyło, z winy moich rodziców a przede wszystkim z mojej winy skoro już jest moim człowiekiem i tak jakbym uprowadził go, powinienem pilnować, aby nikt go nie dotknął.
Keith przez kilka chwil przyglądał mi się uważnie, aby w końcu wpaść na swój genialny pomysł, którym prawie rzucił mnie na kolana, jednak prawie to różnica.
- A co jeśli powiem, że jestem pełnoletni i mogę wyjść bez twojej zgody? - Kąciki moich ust delikatnie się uniosły w geście rozbawienia, on naprawdę czasem potrafił mnie nawet rozbawić czasem to nie to samo co zawsze, ale lepsze to niż nic prawda?
- Ach no tak dorosłeś przecież, wszystkie zmysły zjadłeś. Czy ty w ogóle zrozumiałeś, chociażby jedno słowo, które wypowiedziałem? Tu nie ma ludzi. Pokonał, cię głupi demon a tu twoich wrogów może być dużo więcej - Ja mam świadomość, że ta odpowiedz, po pierwsze wcale mu się nie podobała, a po drugie go przerażała, ale tu nikt oprócz mojego kolegi i mnie tu nie wejdzie, cóż on jeszcze o tym nie wiem, ale za chwilę pewnie mu powiem, o ile da mi dojść do słowa.
Na kilka chwil zapadła cisza była ona dziwna, od kiedy ten człowiek nic nie mówi, nie narzeka, on myślach, myślach nad kolejnymi słowami, które zaraz wypowie, czuję to w kościach, jak nic zaraz zacznie swój monolog, że dlaczego do tu chcę samego zostawić i takie tam monotonia.
- Co? Chcesz mi powiedzieć, że zostanę tu sam na sam z potworami, kiedy ty opuścić ten budynek? Chcesz mnie ratować czy wysłać mnie do grobu? - Zapytał, patrząc na mnie z lekkim przerażeniem na twarzy.
- Myślisz, że jestem taki głupi? - Zapytałem, jednak odpowiedzi niedane, było mi usłyszeć, gdyż chłopak nic nie powiedział, patrząc tylko na mnie w milczeniu.
- Eh, nikt poza mną i twoim lekarzem nie może tu wejść - Dodałem, trochę go uspokajając, a może chciałem uspokoić sam siebie? Kto to wie.
Mimo wszystko jego spojrzenie mówiło mi jedno "chcę do domu” No cóż, musi dać sobie radę i koniec, to tylko kilka dni szybko mu upłynął na pewno.
- Przecież wiesz, że nie dam nikomu cię skrzywdzić - Dodałem, uśmiechając się do niego delikatnie, aby trochę poprawić jego nastrój.
<Biedaczku? C:>
659
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz