środa, 5 lutego 2020

Od Lothar'a CD. Sarethe

Zachowanie koni mnie trochę zaniepokoiła. Zazwyczaj są spokojne przy wizytach klientów. Jednak tym razem większość z nich zaczęła prychać i uderzać kopytami o drzwi boksów, lub o ścianę. Jedynie parę z nich zachowało się nieco spokojniej, Goliat, Lilith, Abraxis i parę innych. Zerknąłem na kobietę. Zdecydowanie nie nadawała się jeźdźca wielu rycerskich koni, była zbyt drobna. Mogła mieć siłę w rękach, jednak do niej bardziej pasował koń o nieco delikatniejszej aparycji, taki na przełomie konia w stylu barokowym, a lekkim. Lekki wierzchowiec, najlepiej się nadawał dla zwiadowców, szpiegów i zabójców, czyli osób, którzy muszą bardzo szybko się przemieszczać między miejscami. A rycerze dostawali większe, lepiej zbudowane o pewnym chodzie rumaki, które były stabilniejsze podczas walki. Potrafiły się naprawdę dobrze rozpędzić na krótkie dystanse z wielką siłą uderzeniową, ale na dłuższe szybkie podróże się kompletnie nie nadawały. Zaproponowałem więc jej trzy konie, Goliata, Lilith i Abraxis. Przyjrzałem się Sarethe jeszcze raz. Jej uroda najbardziej pasowała do ogiera o maści cremello. Po prostu, wiedziałem, że będą raczej do siebie pasować.
- Ma 7 lat i jest wdzięcznym ogierem. Nie rozumiem, dlaczego nie znalazł jeszcze właściciela. – powolnym krokiem zbliżyłem się do jego boksu. Ogier od razu wystawił głowę zaciekawiony nowym gościem. Podrapałem go po czole, uwielbiał tego typu pieszczochy.
- To dobrze - uśmiechnęła się stając naprzeciwko mnie. – Bo już jest mój. Czuję, że jest on mi pisany – ostatnie zdanie powiedziała z radosnym błyskiem w oku. Lubiłem jej zapał. Co więcej, nie zadawała wiele głupich pytań, typu czy dany koń będzie się dobrze w zbroi prezentował czy byłby w stanie unieść rycerza i niewiastę. Zdarzało się nawet, że niektórzy pytali się o próg bólu konia… Wiadomo, wtedy odmawiałem sprzedaży i w bardzo ładny sposób, kazałem tym ludziom wypieprzać z mojej stadniny. Zaś kobieta od razu już chciała przejść do formalności. Wyglądała trochę, jak zniecierpliwione dziecko na widok nowej zabawki. To było… Słodkie. Oczywiście, musiałem zachować powagę na twarzy, bo jednak prowadziłem w tamtym momencie biznes, a nie spotkanie kumpli.
- Zanim przejdziemy do sprzedaży, to chcę zobaczyć, jak się będziesz zachowywała przy nim i jak pójdzie tobie jazda – oznajmiłem spokojnym głosem, opierając się o drzwi do boksu. Brunetka była bardzo zaskoczona moimi słowami.
- Dlaczego? – zapytała się, patrząc na mnie lekko zdezorientowana. Fakt, mogłem tymi słowami trochę nie docenić jej potencjał, albo mogłem zabrzmieć, jakbym polonizował z jej umiejętnościami.
- Spokojnie, takie są u nas formalności. Muszę mieć pewność, że koń trafi w dobre ręce i pod dobrego jeźdźca. Nie działamy tak, jak wiele innych stadnin, które chcą po prostu jak najwięcej zarobić, a później się słyszy, że jakiś koń za niewiadomo jaką cenę padł z wycieńczenia – w skrócie wyjaśniłem nasz cel sprawdzania przyszłych właścicieli.
- Nie ma sprawy – odpowiedziała Sarethe. Zaskoczyła mnie trochę. Myślałem przez chwilę, że zranię jej rycerskie ego i rzuci się na mnie z mieczem. A jednak przyjęła to do wiadomości spokojnie.
- No to zapraszam za mną – powiedziałem, z delikatnym uśmiechem na twarzy. Zaprowadziłem kobietę do stajni, gdzie już czekał na nią cały sprzęta dla Abraxisa. Opisałem ogólnie co jest czym oraz jak powinna podchodzić do ogiera. Niby to było oczywiste, ale każdy koń miał swoją osobowość. Mogła się uczyć na innym wierzchowcu, który różnie reagował na pewne komendy. Z siodlarni wróciliśmy do boksu. Podałem jej szczotkę i zgrzebło. Kobieta zapamiętała moje uwagi. Zamiast od razu się zabrać za czyszczenie, to przywitała się z ogierem i pogłaskała go po chrapach. Podczas czyszczenia nieco dłużej skupiła się na jego brzuchu. Uwielbiał być tam drapany i czyszczony. Po prostu był to dla niego taki masaż. Koń machał zadowolony łbem.
- Otrzymasz od nas odznakę za najlepszego masażystę koni – zaśmiałem się cicho pod nosem, klepiąc albinosa po szyi. Sarethe też się delikatnie uśmiechnęła. Po wyczyszczeniu konia, przyszedł czas na osiodłanie wierzchowca. Dałem jej kawałek suchara, co było ulubionym przysmakiem. Podała mu, a on ochoczo i trochę łapczywie zjadł.
- Chłopie, jak ty się zachowujesz przy damie? Kto cię manier nauczył? – spojrzałem na konia, który jedynie zarżał, wskazując trochę na mnie. – Ja? Ja cię tego nauczyłem? No weź… - skrzyżowałem ramiona na klatce piersiowej, gdy ogier się niemalże ze mnie śmiał. Z wielką chęcią bym pociągnął tę konwersację, jednak była przy nas klientka… Nie wypadało mi robić takich głupich żartów. Odchrząknąłem i dalej przyglądałem się ogierowi, który się dosyć mocno odprężył przy Sarethe. Był to miły widok. Przy wielu innych rycerzach był spięty i cały czas stał z wysoko uniesionym łbem. Gdy już osiodłała wierzchowca, wyprowadziła go ze stajni. Przy tej czynności widziałem wielu rycerzy popełniający jeden zasadniczy błąd… Wsiadali na konia. Przez chwilę zauważyłem, że dziewczyna miała już wskakiwać na grzbiet ogiera. Pokręciłem głową, dając jej znak, by tego nie robiła, na pewno nie w stajni. Wyszyliśmy z budynku, idąc w stronę padoku. Wpuściłem kobietę. Na początku miała zrobić dwa okrążenia stępem, aby rozgrzać Abraxisa, który posiedział już trochę w stajni. Później kolejne dwa okrążenia kłusem, ale w przeciwną stronę, a na końcu cztery okrążenia galopem. Gdy kobieta zaczęła już spokojnie kłusować, obok nas pojawił się Thomas z moją Damą.
- Czyżby Abraxis znalazł właściciela? – zapytał się uradowany Thomas, patrząc w ich stronę. – Znaczy właścicielkę – poprawił się. Dama cicho zarżała do Abraxisa. Dorastali w sumie razem i się lubili, ale był ogierem, więc musieliśmy dosyć szybko go rozdzielić od Damy, aby nie przywłaszczył ją.
- No ba, i to w dodatku piękną, ale co ważniejsze, ogarniętą – odpowiedziałem, zerkając na Sarethe po drugiej stronie padoku. – I jak tam z Damą? Źrebna czy nie? – byłem ciekaw czy w końcu moja klacz miałaby swoje młode.
- Dobra wiadomość, jest. W końcu i Bucefał i Dama będą mieli potomka – odparł z uśmiechem na twarzy. Oboje się cieszyliśmy z nadchodzącej niespodzianki. – Będę się zwijał, do zobaczenia później – pożegnał się młody White, odchodząc z Damą do naszej prywatnej stajni. Jeszcze przez parę minut w ciszy patrzyłem na Sarethe. Miała bardzo dobrą pozycję, dosiad. Co prawda, do niektórych rzeczy bym się doczepił, na przykład za długich wodzy, albo tam innych szczegółów, które można bardzo łatwo poprawić. Po skończonej próbie, kazałem jej do siebie podejść.
- Bardzo ładnie, pasujecie do siebie, chociaż bym trochę skrócił wodze na twoim miejscu. Po prostu Abraxisa lepiej się wtedy prowadzi i łatwiej mu jest zrozumieć, co będziesz od niego chciała. Poza tym, dosiad bardzo dobry, pozycja też bardzo dobra. Koń jest twój – powiedziałem, klepiąc ogiera po jego muskularnej szyi. – Cena to 200 K. Dużo jak na konia, jednak i tak sprzedaję ci konia rycerskiego za niższą cenę niż rynkową. Widzę w tobie potencjał na rycerza, oby tak dalej – dodałem, uśmiechając się przyjaźnie do brunetki. Miałem nadzieję, że się nie myliłem co do jej osoby. Szczególnie po tym, jak na początku większość koni się jej bała. Mogłem się domyślać, że jest wygnańcem. Jednak nie wiedziałem jakim.
Sarethe?

Ilość słów: 1072

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz