Niepokoiło mnie troszkę jego marny humor. Nie powinien być przypadkiem nieco bardziej żywszy? W końcu nie poszliśmy spać tak późno, i pora nie była wcale taka wczesna... Kiedy Taiki usiadł przy stole, bez chwili wahania podszedłem do niego, usiadłem na jego kolanach i pocałowałem go w linię żuchwy. To było naprawdę kochane z jego strony, ale nie powinien się dla mnie tak poświęcać. Jakoś dałbym sobie radę, w końcu idę do miejsca doskonale mi znanego, nic złego nie powinno się stać.
- Jeżeli źle się czujesz, powinieneś zostać. Nie chcę, by ten dzień był dla ciebie jeszcze gorszy – powiedziałem, uśmiechając się do niego łagodnie i gładząc go po policzku.
- Będzie gorszy, jeżeli puszczę cię tam samego – odparł, na co westchnąłem cicho. Chyba to było już przesądzone i Taiki idzie ze mną, oby tylko mama nie powiedziała niczego głupiego, by Taiki przypadkowo nie wybuchł. W końcu nie idziemy tam, by się kłócić, a by kulturalnie porozmawiać.
- Niech ci będzie – odpowiedziałem, całując go w czubek nosa. – Więc co mój najukochańszy narzeczony chce zjeść na śniadanie?
- Cokolwiek tylko zrobi moja Karocia – wyszczerzył się do mnie głupkowato, na co tylko prychnąłem cicho. Skąd się u mnie wzięła ta łatka „Karotki”, nadal nie potrafię zrozumieć. To, że miałem rude włosy nie oznaczało, że przypominałem marchewkę.
Zszedłem z jego kolan i zabrałem się za przygotowywanie śniadania. Skoro Taiki ma zły dzień to lepiej, aby sobie leżał i odpoczywał, a ja się wszystkim zajmę. Śniadanie i tak nie jest niczym wymagającym. Szczerze, to przyrządziłem te naleśniki z wielką chęcią, miło było zobaczyć uśmiech na twarzy mojego ukochanego. Tyle dla mnie zrobił, więc i ja powinienem zrobić coś dla niego. Zapach smażonych naleśników przyciągnął także innych domowników, dlatego musiałem ich przygotować nieco więcej niż początkowo zakładałem, ale mi to absolutnie nie przeszkadzało. Zajęło mi to jedynie więcej czasu, niż początkowo zakładałem, ale czy mi się bardzo spieszyło, by iść do mojego rodzinnego domu? Ani trochę. Szczerze, to się troszkę stresowałem, ale to chyba nie tylko ja.
- Zostaw, ja to pozmywam – odezwałem się, kiedy Taiki wstał od stołu i zaczął zbierać brudne naczynia.
- Skoro przygotowywałeś śniadanie, to ja posprzątam – odpowiedział, twardo trzymając się swojego zdania.
- Ja posprzątam, a wy po prostu zajmijcie się sobą. Powinniście korzystać z wolnego czasu, póki Taiki jeszcze nie wrócił do pracy – powiedziała nagle pani Kato, zakańczając nasz mały konflikt. Znaczy, ja bym jeszcze troszeczkę się pokłócił i spróbował ją przekonać do tego, że jednak to na moje barki powinien spaść ten obowiązek, ale mój narzeczony najpewniej wyczuwając, że chcę się odezwać, przemówił pierwszy:
- Ciocia ma racje, a my i tak powinniśmy się zbierać. Przypominam, że później jeszcze gdzieś zajrzeć.
Fakt, wizyta u króla. Trochę o tym zapomniałem... na pewno musiał tam iść? Miałem wobec tego złe przeczucie, ale Taiki chyba nie za wiele sobie z tego robił. Pokiwałem głową, zgadzając się z jego słowami – naprawdę powinniśmy się zbierać. Wypadałoby się ubrać w jakieś lepsze ubrania, uczesać się i ogólnie się ogarnąć. W końcu, mama mimo wszystko zwracała uwagę na wygląd, więc może kiedy będziemy wyglądać jakoś tak lepiej, to będzie bardziej przychylnie do nas nastawiona...? Sam już nie wiem, ale na pewno nie zaszkodzi spróbować.
Ogarnianie się zajęło mi nieco więcej czasu, niż początkowo zakładałem, a to wszystko przez moje włosy. Byłem już w pełni ubrany, i to perfekcyjnie; Taiki pomógł mi dobrać rzeczy tak, by wszystko do siebie pasowało, a ja dopilnowałem, by nie były nawet w najmniejszym stopniu pomięte. Wszystko byłoby dobrze, gdyby nie te włosy, które nie chciały ze mną współpracować i przez to doprowadzały mnie do szewskiej pasji.
- Zostaw już te włosy, i tak wyglądasz przeuroczo – odezwał się rozbawiony Taiki, obserwując jak się męczę.
- Nie chcę wyglądać przeuroczo, tylko poważnie i dorośle – burknąłem, niezadowolony pusząc policzki.
- To do tego będziesz musiał jeszcze troszkę dorosnąć – dodał, podchodząc do mnie i całując mnie w czubek głowy. – Wyglądasz cudownie, naprawdę, nie musisz się niczym przejmować. Poza tym, idziemy tylko do twojej mamy, więc to ja powinienem się bardziej przejmować od ciebie.
- Ty się nie masz czym przejmować, ponieważ zawsze wyglądasz dobrze – wyjaśniłem, cicho wzdychając.
- Ty także, tylko powinieneś nieco bardziej uwierzyć w siebie – odpowiedział, poprawiając moje kosmyki. Jak on to robił, że wystarcza mu tylko chwila i już wszystko jest dobrze. Też chcę mieć taki dar. – Idziemy?
- Chyba nie mamy wyjścia – powiedziałem, uśmiechając się smutno do jego odbicia w lustrze.
Droga, która zazwyczaj nie trwała długo, tym razem dłużyła mi się niemiłosiernie. Taiki starał się jakoś wkręcić mnie w rozmowę, bym nie myślał za dużo o tym, co mnie czeka, ale nie za bardzo mu się to udawało. Znaczy, udawało mu się, był świetny, tylko to ja nie dawałem za bardzo sobie pomóc.
- Mama chyba ma jakichś gości – odezwałem się cicho, kiedy znaleźliśmy się wystarczająco blisko. Wyraźnie wyczuwałem czyjś obcy zapach. Co więcej nie wydawało mi się, aby Natsu i ciocia byli w środku.
- Będzie dobrze, jestem przy tobie – pocieszył mnie, splatając nasze palce w geście pocieszenia.
- Wiem, i dziękuję ci za to – powiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie i podchodząc do drzwi, by zaraz w nie zapukać. Nie byłem pewien, czy mogłem już sobie tak po prostu wejść do domu po tym, jak się z niego wyprowadziłem.
Przez dłuższą chwilę nic się nie działo i pomyślałem, że może nikt nie usłyszał pukania. Chciałem nawet już po prostu wejść do domu, by już nie stać na dworze jak kołek, ale dokładnie w tym samym momencie drzwi otworzyły. Skoro cioci nie było, spodziewałem się ujrzeć w nich mamę, ale zamiast niej stała kompletnie nieznana mi dziewczyna. Na oko była niewiele starsza ode mnie, odrobinkę niższa i tak samo zaskoczona moją obecnością, jak ja jej. Kim ona jest i co tu robi? Nie może być gościem, ponieważ jest ubrana zbyt skromnie. Bardziej powiedziałbym, że jest ona służącą, ale... w sumie, mama mogłaby kogoś zatrudnić do pomocy. Kiedy byłem jedynie z ciocią, ledwo udawało nam się utrzymać całą rezydencję w czystości. Pewnie miała bardzo dużo pracy, kiedy mnie nie było, i do tego jeszcze dochodziła opieka nad Natsu... jak tak teraz sobie o tym pomyślę, to było bardzo samolubne z mojej strony, że zostawiłem to wszystko na jej barkach.
- Tak? – spytała niepewnie, patrząc to na mnie, to na mojego ukochanego.
- Dzień dobry. Przyszliśmy do pani Hinata – powiedziałem równie niepewnym tonem, czując się nie do końca dobrze.
- Czy panowie byli umówieni? – spytała, na co pokręciłem głową. Naprawdę będę musiał się umawiać, aby spotkać się z własną mamą...? Ale chyba lepiej, abym nie tłumaczył, kim jestem, bo oficjalnie pani Hinata ma jedynie córkę. – Poinformuję ją o państwa przybyciu. Proszę poczekać tutaj – dodała, po czym zamknęła nam drzwi przed nosem.
Spojrzałem na Taiki’ego zaskoczony i z tego, co widziałem, on także był w szoku. Najwidoczniej wiele się zmieniło, odkąd stąd się wyprowadziłem. Czy na lepsze, czy na gorsze, jeszcze nie jestem w stanie stwierdzić.
Dziewczyna wróciła po niecałych pięciu minutach i powiedziała, że mogę wejść tylko ja. To mi się nie spodobało, i coś czułem, że nie tylko mnie. Uśmiechnąłem się do dziewczyny, powiedziałem, że to jest bardzo pilna sprawa i że nie zajmie nam to dużo czasu, po czym chwyciłem Taiki’ego za nadgarstek i bezceremonialnie wszedłem do domu. To nie było najgrzeczniejsze, owszem, ale przecież nie zostawiłbym mojego ukochanego na zewnątrz, ani nie będę się prosił, by wejść do domu, w którym się wychowywałem. Od razu zauważyłem, jak bardzo zmienił się w środku. Było jakoś tak bardziej... radośniej, i żywiej.
Pociągnąłem Taiki’ego w stronę gabinetu mamy, ignorując wszystko inne wokół, w końcu mamy tylko jedną rzecz do załatwienia. Przed wejściem grzecznie zapukałem, a kiedy usłyszałem ciche „proszę”, weszliśmy do środka. Od razu zauważyłem ten błysk niezadowolenia w oku mamy, kiedy zauważyła mojego narzeczonego. Dlaczego ona go tak nie lubi? Przecież on jej nic nie zrobił, nie ma zatem żadnego powodu, by go traktować z niechęcią.
- Długo nas nie odwiedzałeś – odezwała się na powitanie, odkładając na bok jakieś papiery. Przyznam, i ona wyglądała nieco lepiej. Najwidoczniej śmierć taty dobrze jej służyła. Albo to może moja nieobecność tak dobrze na nią działała...?
- To nie zależało ode mnie. Miałem pewne problemy, zdrowotne i takie tam – powiedziałem wymijająco, nie chcąc jej mówić o moim porwaniu. Było, minęło, a jeśli wierząc słowom mojego narzeczonego, sprawcy tego zdarzenia nie żyją, więc nie ma po co roztrząsać. – Gdzie jest Natsu?
- Kiyoko wzięła ją do miasta. Strasznie brakuje jej towarzystwa – słysząc jej słowa, poczułem się jeszcze gorzej. Będę musiał znacznie częściej ją odwiedzać od tej pory. – Tylko po to tutaj przyszliście?
- Niekoniecznie, ja... chciałem, chcieliśmy ci coś powiedzieć. Coś ważnego – powiedziałem niepewnie, nerwowo zagryzając wargę. – Bo ja i Taiki jesteśmy razem.
- Razem mieszkacie? Tego już się dawno domyśliłam.
- Nie, znaczy, tak, ale nie o to mi chodziło. Chodziło mi o to, że on kocha mnie, a ja kocham jego. I to już trwa od dłuższego czasu – powiedziałem na jednym wdechu, może tak odrobinkę zestresowany.
Przez dłuższy czas mama patrzyła na mnie lekko zdezorientowana, marszcząc brwi. Przez dłuższy czas nic nie mówiła, jakby przetwarzała w głowie tę informację. Czy to naprawdę było tak szokujące...?
- Jeżeli tak, to jednak dobrze, że nie jesteś moim synem – spodziewałem się wszystkiego, ale nie takiej reakcji. Teoretycznie, to nie powinno mnie to zaboleć, bo w końcu za blisko nie byliśmy, ale jednak i tak poczułem się źle. – Znaczy, nie o to mi chodziło...
- Nie, ja wszystko rozumiem. I skoro tak przedstawiasz tę sytuację, to chyba lepiej, abyśmy już sobie poszli – odpowiedziałem cicho, starając się nie pokazywać, jak bardzo mnie to zabolało. Tyle dobrego, że na naszym ślubie będzie o trzech gości mniej...
<Taiki? c:>