Mimo tego, że spodziewałem się jakiegoś gwałtownego i, zapewne, nieprzemyślanego ruchu z jej strony, drgnąłem lekko. Przez chwilę przyglądałem się, jak zszokowani mężczyźni podnoszą się z ziemi i chwytają za broń, a u jednego z nich chyba błysnęła odznaka strażnika. Jeżeli faktycznie wśród nich jest strażnik, nie musiałem się martwić o to, że będą próbowali ją zabić – zadaniem strażnika jest doprowadzenie winnego przed sąd. W dodatku jeżeli złapią ją teraz, ranem wyruszą do stolicy, i mógłbym zabrać się z nimi. W razie jakichś problemów mógłbym powiedzieć, że jestem zwiadowcą.
- Chodź, Norton – powiedziałem cicho do psa, ostrożnie się wycofując. – Nic tu po nas.
Wierzyłem, że Add nie zrobi im krzywdy większej, niż będzie to wymagane. Obiecała poprawę, więc wierzę, że nie zrobi im większej krzywdy, niż będzie musiała. Postanowiłem się nie wtrącać, nie chcąc pogarszać sprawy; coś mi mówiło, że będzie bezpieczniej i dla mnie, i dla Add, jeżeli teraz się usunę i pomogę jej później, przy ucieczce. Podczas drogi powrotnej deszcz znacznie zleżał, co uważałem za dobry znak – przy dobrych wiatrach do rana przestanie, albo przynajmniej nie będzie on taki uciążliwy.
Bez robienia zbędnego hałasu wróciłem do pokoju, który wynajmowałem wraz z Add. Miałem wrażenie, że droga powrotna zajęła mi o wiele krócej, niż same poszukiwania. Po przebraniu się w suche rzeczy położyłem się do łóżka, ale nie potrafiłem usnąć. Zastanawiałem się, czy aby na pewno dobrze postąpiłem, po cichu się wycofując. Może jednak powinienem wtedy wkroczyć do walki, zareagować… zrobić cokolwiek.
Po dłuższym czasie do moich uszu dotarł wyjątkowo głośny dźwięk otwieranych drzwi do gospody oraz gromkie śmiechy. Ktoś zażądał piwa dla wszystkich obecnych na dole oraz obwieścił, że morderca został złapany, czemu towarzyszył głośny aplauz. Ludzie naprawdę potrafią być wyjątkowo głośni zwłaszcza, że tam na parterze tak wiele osób nie było, doliczając nawet przybyłą ekipę.
Westchnąłem cicho i zamknąłem próbując się chociaż trochę rozluźnić i zaznać snu. Z tego, co zrozumiałem, Add została jedynie złapana, nie zabita. Z resztą, szczerze wątpiłem, by jacyś amatorzy dali radę wyszkolonemu zabójcy.
Nie udało mi się usnąć, dlatego w moim odczuciu poranek nie nadszedł tak szybko, jakbym chciał. Zacząłem się zbierać wraz z pierwszymi promieniami słońca, nie chcąc spędzać ani chwili dłużej w tym pokoju. Oddając klucz gospodarzowi nie zauważyłem wielu osób na parterze, w tym strażnika i Add. Ciekawe, czy już wyjechali, czy jeszcze odpoczywają.
Odpowiedź nadeszła, kiedy tylko opuściłem gospodę. Przed budynkiem przy dwóch koniach stała trójka ludzi; skuta łańcuchem Add oraz dwoje mężczyzn, żywo ze sobą dyskutującymi. Dwoje strażników, sądząc po odznakach. Doprawdy cudownie. Podróżując z jednym strażnikiem, łatwiej byłoby mi pomóc Add. Dwóch będzie trudniej oszukać, ale może uda mi się chociażby niepostrzeżenie przekazać wytrych dziewczynie. Westchnąłem cicho i poleciłem psu, by trzymał się blisko mnie. Miałem nadzieję, że ci strażnicy są mniej gburowaci niż ci wszyscy, których spotykałem do tej pory.
- Przepraszam – zwróciłem się do strażników, nie patrząc nawet na skutą dziewczynę. – Panowie jadą do stolicy, prawda?
- Dzieciaku, jesteś ślepy? Mamy ważniejsze sprawy niż zajmowanie się jakimś bachorem? – warknął jeden z nich, odwracając się do swojego wierzchowca.
Moja nadzieja była złudna. Słysząc wypowiedź mężczyzny, zagotowało się we mnie i z trudem powstrzymałem się od wybuchu złości. Pies, wyczuwając moje negatywne emocje, warknął cicho, czym zaskarbił sobie uwagę drugiego strażnika.
- Spokojnie, chociaż go wysłuchaj – ten drugi brzmiał zdecydowanie milej, chociaż nie podobał mi się sposób, w jaki przeszywał mnie wzrokiem. Chyba oszukanie tej dwójki będzie o wiele trudniejsze, niż zakładałem wcześniej.
Głośne westchnięcie irytacji ze strony gburowatego strażnika wziąłem za pozwolenie na kontynuowanie swojej wypowiedzi.
- Rozumiem, że macie groźnego jeńca – zerknąłem tylko na chwilę w stronę Add. Dziewczyna nie podniosła wzroku, za co w duchu jej podziękowałem. Czułem się wystarczająco źle, widząc ją w kajdanach, a gdyby na mnie spojrzała, to uczucie by się podwoiło. – Na głównym szlaku często kręcą bandyci, bezpieczniej byłoby poruszać się większą grupą.
To nie przekonało pierwszego strażnika, podobnie jak wymienienie jeszcze kilku innych argumentów. Na moje szczęście, jego towarzysz po tym jak usłyszałem, że jestem zwiadowcą, był za bym, bym do nich dołączył i chcąc nie chcąc, „gbur” musiał odpuścić.
Już po kilkunastu minutach byłem w drodze z nowymi „kompanami” do stolicy. Strażnicy, których imion jeszcze nie poznałem, jechali z przodu, ja spokojnie wlokłem się z tyłu i słuchałem całkiem głośnych zażaleń na moją osobę, a Add była w środku. Nie miała wierzchowca, więc poruszaliśmy się dość powoli. Musiałem teraz tylko wymyśleć, jak ją uwolnić nie wzbudzając tym samym podejrzeń.
<Add?>
727
727
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz