wtorek, 10 grudnia 2019

Od Yonkiego CD Hibane

Dostrzegł w oczach Hibane błysk, świadczący o jej zawziętości. Mimo to nie chciał przyjąć pomocy. Przecież nie potrzebował jej. Czuł się zupełnie dobrze, potrafił sam się sobą zająć. Nie był jakimś tam marnym śmiertelnikiem tylko samym bogiem chaosu! Zwyczajne popchanie przez zwykłego strażnika nie mogło mu zaszkodzić. Po prostu nie mogło.
- Naprawdę, wszystko ze mną w porządku - zapewniał ją. - Jestem wytrzymalszy niż myślisz. - Uśmiechnął się.
- Kiedy ty jesteś taki drobny i wyglądasz tak delikatnie - ciągnęła dalej Hibane.
- Ach, mówią od lat, żeby nie oceniać książki po okładce ani tym bardziej osobę po jej wyglądzie! Naprawdę, stać mnie na więcej niż myślisz! To moja nie pierwsza i nie ostatnia potyczka.
Chwilę zastanawiał się, jak by tu jej pokazać, że rzeczywiście stać go na więcej niż mogło jej się wydawać, ale ostatecznie się rozmyślił. Jak dużo wcześniej sobie postanowił, nie ujawni tak po prostu swoich mocy i nie powie: ,,Hej, to ja, bóg chaosu". Musiał zrobić wejście smoka, pokazać swoją potęgę w całej jej okazałości. W sumie mógł to zrobić wcześniej, kiedy bił się z tamtym strażnikiem, ale było za dużo ludzi... Dobra, po prostu nie tak to sobie wyobrażał.
Hibane mierzyła go uważnie wzrokiem. Nie poddawała się, ponieważ po chwili milczenia powiedziała:
- Tylko tak dla pewności...
- Odmawiam! - zaprzeczył wyraźnie Yonki, krzyżując ręce na piersi.
Dziewczyna skrzywiła się, nieco sfrustrowana. Patrzyła w ciszy na boga, w końcu jednak i ona skrzyżowała ręce, mówiąc:
- Ale przecież chciałeś zobaczyć moją prawdziwą naturę, a używanie mocy się w nią wlicza.
Miała punkt. Yonki rzeczywiście chciał zobaczyć wszystko, co dziewczyna potrafiła. Mógłby się w sumie zgodzić... Nie, nie zrobi tego. Ona była w tym momencie zawzięta, on uparty, nie da się. Tylko jak to zrobić, by w końcu dała mu spokój? Jeśli dalej będą ze sobą argumentować, Yonki może w końcu się poddać. Musiał tak powiedzieć, by Hibane pierwsza odpuściła.
- Nie możesz marnować energii - rzekł. - Poza tym, wokół są ludzie, jeszcze ktoś zauważy i twoje ogromne starania, żeby się nie wydać, pójdą się walić.
- To chodźmy do mojego wozu. - Hibane naprawdę nie chciała ustąpić.
- Ugh... - jęknął. - Proszę, daj spokój albo bóg chaosu będzie interweniować.
Niełatwo było zrozumieć jego słowa, ale musiały jakoś podziałać, ponieważ dziewczyna zamilkła. Musiała odpuścić, bowiem nieco zdegustowana dopiła swoją kawę do końca. Yonki zmierzył ją wzrokiem, westchnął cicho. Miał nadzieję, że nie spieprzył relacji. Nie, że mu szczególnie zależało na znajomości, ale nie chciał, by przez resztę podróży panowała między nimi beznadziejna atmosfera. Musiał nieco naprostować sytuację. Wziął do ust resztę kromki chleba, czym prędzej ją przeżuł i połknął.
- Jeśli chcesz mnie uleczyć, ponieważ czujesz się winna całej tej bójki, to sobie daruj - rzekł. - To ja do tego wszystkiego doprowadziłem. Gdybym nie chciał podpaść strażnikowi, po prostu bym ustąpił mu miejsca, najpewniej zostawiając cię na pastwę losu.
W zasadzie to była wina tamtego mężczyzny. Sam się prosił o walkę. Mógł najzwyczajniej w świecie nie zaczepiać Yonkiego, a wtedy nikt by nie ucierpiał w żaden sposób, byłby spokój, wszyscy cali, szczęśliwi i w ogóle. Z bogiem chaosu po prostu się nie zadzierało. Zwłaszcza, że w sprawie mocy Yonki nie miał żadnych pohamowań. Im wymyślniejsza metoda ranienia, tym lepiej.
Dopił swoją kawę, po czym spojrzał na Hibane. Dziewczyna wyglądała na niepewną, do tego wyraźnie zamyśloną. Za bardzo nie zwracała uwagi na to, co się wokół niej działo. Jednak po pewnym czasie zamrugała kilkukrotnie, dając tym znak, że nie jest posągiem. Wyprostowała się na taborecie, popatrzyła na siedzącego obok boga.
- Niech ci będzie - rzekła niechętnie. - Ewentualnie później cię uleczę.
- Okej - odparł Yonki.
To już mu było na rękę. Jak będą w wozie, to dziewczyna pewnie zapomni, że miała go ,,uleczyć". ,,Uleczyć", bo nie było czego leczyć.
Przez dłuższą chwilę siedzieli w milczeniu. Yonki, skończywszy jeść, wyprostował się, cicho wzdychając. Zdając sobie sprawę z panującej między nimi ciszy, uznał, że wypadałoby zmienić temat konwersacji na jakiś lepszy. Tylko o czym by tu rozmawiać? Na początku pomyślał o bójce, ale szybko odrzucił ten pomysł. Na chwilę obecną nic nie mógł o niej powiedzieć. Poza tym, znowu mogliby skończyć w sporze, czy rzeczywiście jest ranny i czy trzeba go leczyć. Siedział nieruchomo, gorączkowo się zastanawiając, gdy nagle do głowy przyszła druga myśl, znacznie lepsza od poprzedniej.
- Skoro planujesz się dowiedzieć czegoś więcej o bogu chaosu, to może ci trochę o nim opowiem? - zapytał.
Słysząc to, Hibane spojrzała na niego, jej oczy błysnęły.
- Naprawdę? - spytała. - Z wielką chęcią posłucham! - Uśmiechnęła się szeroko, przyklaskując. - Jaki jest bóg chaosu?
Wraz z taboretem przysunęła się nieco bliżej, by lepiej słyszeć. Nachyliła się odrobinę do przodu, wbiła w boga oczy przesiąknięte ciekawością. Yonki zmierzył ją wzrokiem, na jego twarz wskoczył typowy dla niego uśmieszek.
- Potężny - odparł. - I to bardzo. Niektórzy uważają go za jednego z najpotężniejszych bogów. A nawet są tacy, dla których jest numerem jeden. Istnieje kult wyznawców boga chaosu. Modlą się tylko do niego, tylko jemu składają ofiary i twierdzą, że to on jest najważniejszy, a reszta to małe robaki.
- Należysz do niego? - zapytała żywo Hibane.
Yonki posłał jej wielce zdziwione (jak na niego) spojrzenie.
- Co? - Uniósł brwi. - Nieee, nigdy! Oni są dziwni, nawet ja tak uważam. Raz postanowiłem, że się przed nimi pojawię, ale tak zareagowali, że uciekłem. Nie ma zabawy, jeśli wyznawcy sami się proszą o chaos. Jeszcze ich wyobrażenie wizerunku jest takie beznadziejne. Nie lubię ich - dorzucił, na jego twarzy widniało coś w stylu naburmuszenia.
Hibane dokładnie wysłuchała go. Gdy skończył, pokiwała głową, jakby w rozumieniu.
- Chyba nie chcę mieć z nimi do czynienia - uznała. - A jak wygląda bóg chaosu?
- Wersji jego wizerunku jest tyle, że aż trudno to zliczyć - odparł Yonki. - Jedne przedstawiają go jako swego rodzaju potwora. Tych to za bardzo nie rozumiem. Inne jako istotę majestatyczną: wysokiego, umięśnionego, często ze skrzydłami. Będąc przy nich, prawe jest białe, a lewe czarne. Pióra tak odbijają światło, że wygląda to, jakby tkwiło na nich wiele malutkich, kolorowych światełek.
Oczy dziewczyny ponownie błysnęły. Musiała to sobie wyobrazić, ponieważ wyglądała, jak gdyby właśnie miała je tuż przez sobą.
- Muszą być naprawdę ładne.
- Są. - Yonki uśmiechnął się dumnie. - Niejeden skrzydlaty by takich pozazdrościł. To jedyny element, który zgadza się w stu procentach z rzeczywistością.
- Tak? - zdziwiła się. - A czemu niby? Nie ma malunku ani rzeźby, gdzie wyglądałby tak, jak naprawdę wygląda?
- Nawet opisu. Wiele źródeł sprawdziłem, ale nigdzie nie natknąłem się na jego prawdziwy wygląd.
- To jak wygląda naprawdę? - Po chwili ciszy dodała: - W ogóle skąd wiesz, jak wygląda, skoro wszystkie opisy, rzeźby i tym podobne są fałszywe?
Usłyszawszy to, Yonki otworzył szerzej oczy. Popatrzył na dziewczynę, jego spojrzenie zdradzało niepewność i coś, co mogło wskazać na to, że nie wiedział, co robić. Tak się wyluzował, że opuścił nieco gardę i przez to otrzymał pytanie, na które w tym momencie nie był przygotowany. Odruchowo odbiegł wzrokiem gdzieś na bok, zwilżył językiem usta. Co teraz? Jak miał zareagować? Oczywiście, że musiał z tego jakoś wybrnąć. Powrócił wzrokiem na Hibane, otworzył usta, nim jednak cokolwiek powiedział, dziewczyna wyprzedziła go pytaniem:
- Widziałeś go?
Tak, pomogła mu! Świetnie!
- Powiedzmy - odpowiedział, kąciki jego ust nieco się uniosły.
- Wow! - Hibane była tym wyraźnie podekscytowana. - Czy ja również będę mogła go zobaczyć?
- Cały czas na niego... - zamilkł nagle. - To znaczy, jasne, będziesz mogła.
- Kiedy?
Całkiem szybko go zasypywała kolejnymi pytaniami. Yonki nie pomyślał, że konwersacja między nimi może przybrać takie szybkie obroty. Poprawił swoją pozycję na krześle, mówiąc:
- Wcześniej czy później.


Hibane?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz