niedziela, 15 grudnia 2019

Od Reo CD. Yael'a

Byłem sam, ale to się zmieniło, gdyż poczułem jak demony, komuś ufają, dlatego spojrzałem, kto wydał z siebie jęk bólu i gdy tylko zobaczyłem partnera, chciałem go odepchnąć, ale wówczas złapałem się za miejsce, gdzie posiadam serce. Jednakże w tamtym miejscu krwią narysowałem symbol. Rozerwałem jego ubranie, by wziąć go, wciągnąć do wanny, sam zgiąłem się z bólu i dlatego szybko u niego na lewej piersi narysowałem ten sam symbol, co ja miałem. Tuż po chwili, z jego ciała wydostał się czarny dym, który wrócił do mnie. Poczułem go z dwojoną siła. Oparłem głowę na ramieniu chłopaka i jęknąłem z bólu.
- Nie bierz mojego bólu na siebie. On działa na ludzi, nie na wygnańców. Nie możesz, inaczej umrzesz, ja dam radę. Nawet jeśli czujesz mój ból, to mi go zostaw. - powiedziałem i zamknąłem oczy, by ponownie zanurzyć się cały we krwi. Gdy się wynurzyłem Yael chciał coś dodać, coś powiedzieć, jednakże wtedy położyłem dłoń na jego policzku. Przygryzłem wargę chłopaka, a tuż po chwili wsunąłem język do jego ust i go pocałowałem, by zajął się czymś innym, a nie tym. Nie chciałem, by przejmował mój ból, tak nie można.. Ja przecież dam sobie z tym radę, a on nie jest od tego. Dlatego też usiadłem na nim okrakiem, wciąż byliśmy w wannie/łaźni, pełnej krwi, czułem jego dłonie na plecach, przysunął mnie bliżej siebie. Wplotłem dłonie w jego włosy, delikatnie zahaczając palcami o uszka partnera. Pocałunki stawały się namiętniejsze, natarczywsze i gwałtowniejsze, jednakże w końcu się od siebie odsunęliśmy, gdy brakowało powietrza. Odsunąłem się od niego, by sobie poleżeć na plecach, krew, jej barwa powoli stawała się ciemniejsza. Oznaka tego była jedna, a mianowicie trucizna, powoli słabła, ale jednak wciąż trwała we mnie, dopóki nie dostanę antidotum.
- Nie musisz zabierać mojego bólu. Przywykłem do niego, a mianowicie do tego, co robiła moja rodzina. Zapewne jak wiesz, moją rodziną, albo tym, co się nazywa rodzina, są wygnańcy. Urodziłem się tam, pozbawiony mocy, a dokładniej jako człowiek. Tortury oraz liczne eksperymenty, które robili na mnie, nic nie wskórały, jedynie udało mi się uciec. Byłem wówczas małym chłopcem, a demonica, która zamieszkuje, ten zamek mnie wychowała, odkryła we mnie potencjał oraz zajęła się mną. Jest moja rodzina, ci wszyscy tu nią są oraz ty. - powiedziałem to, by na niego po chwili spojrzeć. Zahaczyłem palcami o jego uszy i uśmiechnąłem się, wstałem i zacząłem wychodzić powoli. Krew powoli zmieniła się w wodę, przez zaklęcie bliźniaków. Dlatego, gdy się wycierałem, mogłem popatrzeć na kociaka, jak się dokładnie myje. Mogłem dokładniej się mu przyjrzeć. Blada cera, szczupły, blade włosy, wyrzeźbione ciało, białe uszy, długi puszysty ogon. Gdy odwrócił się do mnie przodem. Zeskanowałem jego ciało z przodu, po czym odwróciłem głowę, by wziąć bluzkę z długim rękawem.
- Yael, czym jest więź albo to połączenie? Usłyszałem to, jakby z twoich myśli, przez to, jak demony nie chciały cię wpuścić. Jakby to usłyszały i jeszcze jesteś księciem? - spytałem, podając mu ręcznik, spojrzałem na niego i czekałem na odpowiedz.
Oparłem się plecami o drzwi, by ten mi teraz wszystko wyjaśnił, wskazałem też dłonią na ubrania, które zostały jakiś czas temu dostarczone, podobne do jego, ale nieco inne.

Yael?

Liczba słów: 518

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz