Przez cała drogę coś mnie dręczyło, nie dawało spokoju, jednak nie ważne jak bardzo chciałem poznać ów rzecz, nie mogłem. Czułem, że coś nie gra, że to nie koniec, że coś się zaraz wydarzy, ale nie potrafiłem tego dokładniej określić. Zostało mi tylko pójście do strażników i oddanie nieprzytomnego licząc na to, że wszystko pójdzie gładko jak po maśle.
- Też mam ochotę wrócić do siebie – przyznałem spokojnie już czując tą lekkość na nadgarstku po zdjęciu kajdanek. Prawdziwy złodziej był nieprzytomny, co mogło nam przeszkodzić? W pewnym momencie zdałem sobie sprawę co mnie tak dręczyło. Na chwilę przystanąłem, a Yasu spojrzał na mnie zdziwiony.
- A tobie co? - spojrzałem na niego.
- Przecież złodziei było dwóch, więc gdzie ten drugi? - oboje na chwilę zamilkliśmy, patrząc na nieprzytomnego.
- Nie ważne, pospieszmy się – powiedział trochę zdenerwowany chłopak, ciągnąc mnie na komendę. Zaraz ruszyłem za nim, prawie przeszliśmy do biegu i gdy byliśmy już bardzo blisko, nagle poczułem ostry ból.
Ktoś uderzył mnie w głowę czymś metalowym na tyle mocno, że upadłem na ziemię i na chwilę zamknąłem oczy. To było silne uderzenie, od którego na chwilę straciłem kontakt z rzeczywistością, a kiedy mogłem na własnych siłach podnieść głowę, zobaczyłem, że Yasu także leży na ziemi i trzyma się za brzuch. Wyglądał, jakby zaraz miał zwymiotować, ale zacisnął szczęki. Dotknąłem palcem miejsce, w które dostałem.
- Kur*a – nie dość, że bolało jak diabli, to jeszcze gdy spojrzałem na dłoń, zobaczyłem krew. Znowu przekląłem, po czym spojrzałem na chłopaka. - Dostałeś w brzuch? - zapytałem, przechodząc do siadu i się rozglądając.
- A jak myślisz? - zapytał przez zęby, patrząc na mnie spod byka. Po naszym złodzieju i prawdopodobnie jego koledze nie było śladu, prócz metalowego pręta leżącego kilka kroków od nas. Westchnąłem zrezygnowany i wstałem, starając się nie zwracać uwagę na ten pulsujący ból w głowie, ale jak? Podszedłem do chłopaka i podałem mu rękę. Po chwili chwycił ją z niechęcią, starając się głęboko oddychać. W tym momencie z jego ust poleciało wiele obraźliwych słów, na nich, potem na świat, a na końcu na mnie.
- Zamknij się – przyłożyłem dłoń na jego ust. - Głowa mnie napierdala – dodałem markotnie i go puściłem. Popatrzył na mnie, jakbym to ja był winny całej tej sytuacji. Wtedy usłyszałem burczenie brzucha, zerknąłem na niego.
- Jak ich teraz znajdziemy? - zapytał, nie zwracając uwagi na to, że jego brzuch domagał się jedzenia. Poczułem ciepło na szyi, przyłożyłem do niej rękę, okazało się, że krew zaczęła mi spływać po niej.
- Na razie pójdziemy do mnie – stwierdziłem, a ten popatrzył na mnie jak na idiotę. - Ty jesteś głodny, a ja to muszę zatamować – wytłumaczyłem i nie czekając na jego odpowiedź, ruszyłem w kierunku mojego domu. Zaczynałem się czuć słabo, do tego wydawało mi się, że nie słyszę na jedno ucho. Nie miałem też sił na kłócenie się z Yasu, dlatego ignorowałem jakiekolwiek jego problemy i marudzenie, idąc po prostu przed siebie. Przy okazji zacząłem się zastanawiać, jak możemy uniknąć stryczka. - Potem pójdziemy do mojego znajomego, może coś poradzi – powiedziałem, mając na myśli Kostucha, który kręcił się wśród takich typów.
- Jak on nam pomoże? - zapytał chłopak.
- Jeszcze nie wiem, zobaczymy – w odpowiedzi usłyszałem prychnięcie. - Jak masz lepszy pomysł, to podziel się nim – tym razem jednak się nie odezwał i resztę drogi pokonaliśmy w ciszy. Wtedy miałem połowę szyi i bark ubabrane we krwi.
<Yasu?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz