Zmarszczyłem brwi na słowa mojego męża, starając się go zrozumieć, ale nie za bardzo mi to pomogło. Bawię go ja jako osoba, czy jedno z moich zachowań...? Jeżeli to pierwsze, to chyba powinienem poczuć się troszeczkę dotknięty, a jeżeli to drugie to... które moje zachowanie miałoby go rozbawić? Nie zrobiłem przecież nic takiego, co by go rozbawiło. Zachowałem się normalnie, nie powiedziałem niczego zabawnego... czyli wychodzi na to, że śmieje się z mojej osoby.
- Sorey...? I jak z tym masażem? – głos mojego męża słyszałem troszkę jak zza ściany. Zdecydowanie za bardzo odpłynąłem, powinienem być zdecydowanie bardziej skupiony na tym, co się dzieje wokół mnie, ponieważ później nie wiem, co się dzieje i o co mnie mój mąż pyta. Na przykład teraz, jaki masaż? Kiedy wspominał o jakimś masażu? I w ogóle, po co ten masaż?
- Zastanawiałem się, dlaczego się ze mnie śmiejesz – bąknąłem niezadowolony, pusząc policzki. – Nie jestem śmieszny – dodałem z pretensją, krzyżując ręce na klatce piersiowej.
- Oczywiście, że nie. Jesteś zabawny, a to różnica – wyjaśnił, nad czym przez chwilę się zastanawiałem.
- Ja tam żadnej różnicy nie widzę – wymamrotałem, nadal nie będąc za bardzo zadowolony.
- Bo za dużo myślisz – odpowiedział, stając na palcach i całując mnie w czubek nosa. – Zadałem ci wcześniej pytanie, ale dla pewności je powtórzę. Jak z tym masażem?
- Jakim masażem? – po raz kolejny zmarszczyłem brwi, nie rozumiejąc o co mu znowu chodzi. Tyle marszczę te brwi, a później oburzam się, kiedy Zaveid mówi mi, że mam zmarszczki, a to na pewno robią się one właśnie od takich gestów.
- Bardzo przyjemnym. Chodź, połóż się i ściągnij koszulę, bym mógł dokładnie wymasować twoje plecy – poprosił ładnie, popychając mnie na łóżko.
Delikatnie skrzywiłem się na wzmiankę o zdjęciu koszuli. Musiałem to zrobić? Od naszej ostatniej wspólnej kąpieli minęło trochę czasu i Mikeo już więcej nie wspominał o mojej bliźnie. Zazwyczaj przebierałem się bez jego obecności, bo zwyczajnie tak czułem się najlepiej i mimo, że minęło już trochę czasu, nadal nie czułem się na tyle dobrze, by spokojnie paradować przy nim bez koszulki. Mikleo mówił mi, że akceptuje tą szramę i postrzega jej w ten sam sposób, co ja, ale i tak jakoś ciężko było mi w to uwierzyć. Mój mózg zwyczajnie tego nie akceptował i nie dopuszczał do świadomości, to tak jakbym miał sam zakodowane, że Mikleo po dokładnym zobaczeniu tej blizny mnie zostawi, a przecież nie dawał mi żadnego powodu, abym tak myślał.
- Muszę? – spytałem cicho, patrząc na niego niepewnie.
- Nie, oczywiście, że nie. Możesz być w koszuli, ale wtedy wrażenia nie będą tak dobre – powiedział, siadając obok mnie i przyglądając mi się ze zmartwieniem. – Sorey, rozmawialiśmy już o tym. Nie przeszkadza mi twoja blizna i nigdy przeszkadzać mi nie będzie. I nigdy, ale to przenigdy bym cię nie zostawił z powodu tego, jak wyglądasz.
Nie odpowiedziałem mu, a spuściłem wzrok i zacząłem bawić się swoimi palcami. Dopiero po kilku minutach mój mąż położył swoją dłoń na tej mojej, wymuszając ode mnie, by na niego spojrzeć, co właśnie uczyniłem. Mikleo uśmiechał się delikatnie, co sprawiło, że i ja się uśmiechnąłem. Nie miałem więc zatem innego wyboru, jak tylko zgodzić się na prośbę Mikleo i zdjąć tę koszulę, bo inaczej będzie mu przykro, ale ja do tego pomysłu nadal nie byłem przekonany. Po co tak w ogóle chciał mi robić ten masaż? To ja powinienem wymasować jego, ponieważ to on musiał się ze mną męczyć; ja z nim nie miałem takiego problemu, każda chwila spędzona z nim była cudowna.
W końcu pokiwałem głową i zacząłem powoli rozpinać guziki swojej koszuli. Jestem za mało stanowczy i za bardzo uległy, powinienem się trochę nad tym popracować.
- Połóż się na brzuchu i nie myśl o tym, że nie masz koszuli – poinstruował mnie Mikleo, zabierając ode mnie koszulę.
- Łatwo ci powiedzieć, kiedy jest tak zimno – bąknąłem, posłusznie kładąc się na materacu w miarę jak najwygodniej.
- Nie jest zimno, jest całkiem przyjemnie – odparł, siadając na moich nogach. Takiemu to dopiero musiało być dobrze, ja to albo owinąłbym się kołdrą albo wziął gorącą kąpiel, nie za bardzo przepadałem za takimi deszczowymi pogodami.
Kiedy poczułem jego dłonie na moich plecach, zadrżałem i spiąłem wszystkie swoje mięśnie, cudem powstrzymując się od tego, by się nie zerwać z łóżka. Dłonie Mikleo były wręcz lodowate i przez nie na chwilę zapomniałem o dziurze w mojej ramieniu. A może mi się tylko wydawało, że miał takie zimne dłonie...?
- W porządku? – niemalże od razu usłyszałem zmartwiony głos Mikleo, który na pewno myślał, że to coś związanego z moją ręką.
- Masz strasznie zimne dłonie – wyjaśniłem, starając powstrzymać swoje ciało od niepotrzebnego drżenia.
- Wydaje ci się tylko, ponieważ masz strasznie rozgrzaną skórę. Zaraz się przyzwyczaisz i będzie ci przyjemnie – zapewnił mnie, a mi nie pozostało nic innego, jak tylko mu zaufać.
Jak się po krótkim czasie okazało, Mikleo miał rację. W końcu przywyknąłem do dotyku zimnej skóry mojego męża – albo może się nagrzała się dzięki mojemu ciału – i masaż sprawiał mi wielką przyjemność, chociaż jak dla mnie nadal był niepotrzebny. Moje mięśnie znacznie się rozluźniły, a ja sam zapomniałem o tej obrzydliwej bliźnie, przynajmniej do momentu, w którym to musiałem wstać i na założyć na siebie koszulę, ponieważ musiałem spojrzeć na ramię.
- I jak było? – spytał, przyglądając mi się uważnie.
- Cudownie, tylko na następny raz albo nie będę zdejmować koszuli, albo wcześniej nagrzej trochę swoje dłonie – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie i chwytając jego dłoń, by ucałować jej wierzch. Była przyjemnie ciepła, czyli jednak opcja numer dwa, musiała nagrzać się dzięki mojemu ciału.
- Zanotowane – powiedział z wesołym uśmiechem, po czym szybko ucałował moje usta. – Idę się wykąpać – dodał, wstając z łóżka.
- Tylko nie każ mi na siebie długo czekać – poprosiłem ładnie, a kiedy mój mąż zniknął za drzwiami łazienki, przebrałem się w rzeczy do spania i otuliłem się kołdrą.
Nie zamierzałem iść jeszcze spać, a po prostu się trochę dogrzać i oczywiście poczekać na moją ukochaną Owieczkę. Byłem zmęczony, owszem, w końcu Yuki bardzo nas dzisiaj wymęczył – a mieliśmy zajrzeć do niego tylko na chwilę. Nie miałem nawet za bardzo siły na zjedzenie kolacji, a po tym masażu tak się rozleniwiłem, że nawet nie chciało mi się wchodzić do balii. Masaże mimo wszystko powinny odpaść, bo za dobrze się po nich czuję, a tak być przecież nie może.
- Nie idziesz do łazienki? – spytał zaskoczony Mikleo, kiedy wrócił do pokoju.
- Nie, umyję się jutro rano, na to samo wyjdzie, a brudny nie jestem – wymamrotałem, wyciągając w jego stronę ramię, chcąc się do niego przytulić. – No chodź już – dodałem, troszkę go pospieszając.
- A co z kolacją? Znowu niewiele dzisiaj jadłeś – kontynuował, ale przynajmniej zgasił świeczki i już szedł w moją stronę.
- Wszystko zrobię jutro, ale chodź już do mnie, zmęczony jestem.
Mój mąż westchnął cicho i położył się obok mnie, a kiedy tylko to się stało, przykryłem go kołdrą i przytuliłem się do niego mocno, wtulając nos w jego mięciutkie włosy. Miki zawsze cudownie pachniał, ale tym razem pachniał jakoś tak cudowniej, to pewnie zasługa tej kąpieli. Aż poczułem się głupio, a może powinienem się jednak umyć? To nie jest tak, że się nie myłem cały dzień, brałem kąpiel rano, ale teraz też chyba też powinienem, by nie przeszkadzać Mikleo, dla niego przytulanie się do mnie w takim stanie pewnie było katorgą.
- Miki? A może jednak powinienem iść się umyć? – spytałem po chwili, delikatnie się od niego odsuwając, by usłyszeć jego odpowiedź. Nie mógł mnie okłamać, bo jak sam mi wielokrotnie powtarzał, anioły kłamać nie mogły, czyli jeżeli śmierdzę, to na pewno mi to powie, tylko w bardziej delikatnych słowach, by mnie nie urazić.
<Miki? c:>