Mój mąż nie musiał się spieszyć, na spokojnie mogę poczekać, aż zje i wypije swoją kawę w końcu śniadanie to najważniejszy posiłek dnia, sam mnie przecież tego uczył.
- Spokojnie poczekam - Zapewniłem, głaszcząc łeb psa, który usilnie pragnął mojej atencji.
- A tak właściwie, mamo, tato, kiedy będziecie wracać? - Yuki siedzący obok mnie z czystej zapewne ciekawości chciał dowiedzieć się, kiedy wrócimy z naszej wyprawy, co nie było naturalnie, niczym dziwnym nasz syn był ciekaw, kiedy znów nas zobaczy słodki mały chłopiec.
- Cóż, myślę, że zmieścimy się w dwóch trzech tygodniach - Oszacowałem mniej więcej nasz powrót, mając nadzieję, że nie wydłuży się ona jeszcze bardziej, w końcu mieliśmy czekającego na nas syna, nie mogliśmy pozwolić, aby zbyt długo był pod inną opieką niż nasza, mamy swoje obowiązki, o których doskonale pamiętamy.
- W takim razie będę liczyć dni do waszego powrotu - Wyznał, przytulając się do mnie, czym bardzo mnie poruszył, nasz mały kochany synek daje nam mnóstwo szczęścia. Dobrze, że wtedy uparłem się, by go zabrać mimo niechęci alternatywnego ego mojego przyjaciela a teraz nawet męża. Czasem warto, jest stawiać na swoje. Mimo że cały świat jest przeciwko. - Tylko proszę, wróćcie bezpieczne do domu - Dodał, gdy tylko odsunął się ode mnie, niepotrzebnie się o nas martwiąc.
- Yuki, wszystko będzie dobrze ani się nie obejrzysz, a my już będziemy spowrotem - Tym razem odezwał się Sorey, odrywając się od jedzenia, by wyciągnąć ręce w stronę chłopca, dając mu znać, aby podszedł do niego. Chłopiec nie myśląc długo, wykonał niemą prośbę swojego taty, mocno się do niego przytulając.
- Niedługo wrócimy i zrobimy, już ty wiesz co - Na wypowiedz taty, chłopiec zareagował z przesadną radością, co miał na myśli, mówiąc już, ty wiesz co? Czy ja, o czym nie wiem, a wiedzieć powinienem? Raczej nie, gdyby to było ważne, mój mąż na pewno by mi o tym powiedział.
Yuki ze znacznie lepszym humorem zszedł z kolan Soreya, dając mu spokojnie skończyć posiłek, wracając do mnie, na łóżko, by opowiedzieć kilka ciekawych historii, zmieniając tym samym całkowicie temat, co zdecydowanie było najlepszym rozwiązaniem i dla niego i dla nas, nie ma co nastawiać się negatywnie na nasz powrót, w końcu go nie zostawimy, wrócimy za kilka dni, które szybko mu upłynął.
Sorey zjadł swój posiłek po niecałych dwudziestu minutach, informując nas tym samym, o możliwości wyjaśnia z zamku, nareszcie już naprawdę chciałem wyruszyć w tę podróż, nadrabiając czas z mężem, nie żebym tu go nie miał, bo miałem, tam jednak zrobimy coś, czego nie robiliśmy, już od bardzo dawna, a mianowicie wspólne zwiedzanie ruin, kiedyś robiliśmy to często, a teraz sam już nie pamiętam, kiedy ostatni raz byliśmy gdzieś razem...
Na placu królewskim czekała już na nas Alisha z czarnym rumakiem i uśmiechem na ustach.
- Bądźcie ostrożni, nigdy nie wiadomo co może was tam spotkać - Królowa tak samo, jak nasz syn przesadzała, nie jesteśmy dziećmi damy sobie radę.
Zapewniając Alishe i Yuki'ego po raz ostatni, że wszystko będzie dobrze i już niedługo wrócimy cali i zdrowo, wsiedliśmy na wierzchowca. Wyruszając, w miejmy nadzieję pełną wrażenie drogę.
- Jesteś strasznie podekscytowany - Mój mąż siedzący za mną położył głowę na moim ramieniu, przyglądając mi się z uwagą.
- Ty natomiast strasznie zmęczony - Zauważyłem, zaczynając odczuwać drobne poczucie winy, gdybym nie budził go tak wcześnie lub nie męczył tak długo w nocy, na pewno teraz byłby wyspany.
- Cóż, pewna owieczka nie dał mi zmrużyć oka nocą - Wyznał, mocniej wtulając się w moje ciało, z trudnej patrząc przed siebie.
- W takim razie teraz się prześpij - Zaproponowałem, nie było w końcu powodu, aby się męczył, nic się wokół nie dzieje, a więc mógł sobie odpocząć.
- Nie, muszę cię pilnować - Słysząc te słowa, parsknąłem cicho śmiechem, kręcąc głową.
- Oczywiście, bo jeszcze sobie coś zrobię - Powtórzyłem z rozbawieniem, kładąc dłoń na dłoniach męża znajdujących się na moim brzuchu.
- Myślę, że jesteś do tego zdolny - Po tych słowach prychnąłem cicho, patrząc przed siebie.
- Chyba naprawdę się nie wyspałeś - Zauważyłem, głaszcząc go po dłoniach.
Sorey westchnął cicho, przymykając niby to na chwilę swoje oczy, w końcu chyba nawet na chwilę zasypiając, najwidoczniej był bardziej zmęczony, niż na początku podejrzewałem, dobrze niech odpoczywa, następnym razem obiecuję, nie będę go już tak męczyć, przynajmniej postaram się dotrzymać danego sobie słowa, miejmy nadzieję na jakiś czas..
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz