Czemu on tak bardzo musiał wypytywać mnie o to, co się działo w szkole? Nie byłem pewien, czy chcę o tym rozmawiać, zwłaszcza, że nic szczególnego się nie wydarzyło – i na szczęście. Wystarczającą atrakcją byli dla mnie ci wszyscy ludzie, dźwięki i zapachy. Wiedziałem, że będzie dużo ludzi, Taiki mnie przed tym ostrzegał, ale nie spodziewałem się, że aż tyle. Korytarze tego budynku były zdecydowanie za wąskie na tyle osób. Może każda szkoła tak miała? Ja tam nie za bardzo wiem, nie znam się i chyba jeszcze przez bardzo długi czas nie będę się znać.
- Podczas posiłku nie powinno się za dużo mówić, byś przypadkiem się nie zadławił jedzeniem – to bardzo marna wymówka i doskonale wiedziałem, że i on to wiedział, ale po prostu... nie, jednak nie wiedziałem, co chciałem tym osiągnąć.
- Ja nie będę mówił, tylko ty. A ty nie jesz, więc ci nic nie grozi – powiedział to z taką radością, że sam byłem lekko zdziwiony. Był bardziej podekscytowany niż ja, a to chyba powinno być odwrotnie. – No więc jak było? Nie wywiniesz mi się od odpowiedzi – ostrzegł, zabierając się za jedzenie.
- Bardzo tłoczno. I głośno. I strasznie dużo zapachów, trudno było mi cokolwiek rozpoznać – odpowiedziałem krótko, zaczynając bawić się swoimi palcami. To były rzeczy, które najlepiej zapadły mi w pamięć, bardziej niż wszystko inne. I to chyba były rzeczy, które będą mi najbardziej przeszkadzać w ciągu tej mojej edukacji.
- I to wszystko...? – spytał niepewnie Taiki, kiedy po kilku sekundach niczego nie powiedziałem. – A co ze znajomymi? Poznałeś kogoś? – kontynuował, kiedy na jego poprzednie pytanie jedynie pokiwałem głową.
- Teoretycznie całą swoją klasę, czyli jakieś dwadzieścia osób. A w praktyce to chyba nikogo nie zapamiętałem... chociaż, nie. Zapamiętałem jedno imię– wyjaśniłem, cicho wzdychając.
- Nie wyglądasz na za bardzo zadowolonego po tym pierwszym dniu – zauważył, a ja nie byłem pewien, czy ma rację.
- Po jednym razie raczej trudno określić, czy coś ci się podoba, czy nie. Zwłaszcza, że jutrzejszy dzień będzie wyglądał zupełnie inaczej – odpowiedziałem, samemu nie będąc pewien, czy to wszystko mi się podoba czy też nie. Na pewno nie podoba mi się ten hałas i tłok. I może ten wysoki chłopak, co ze mną siedzi i który również gra w siatkówkę. On jest troszkę... straszny. Tak, straszny to zdecydowanie najlepsze słowo, jakim mógłbym go na tę chwilę określić. – I może też jestem trochę zmęczony – dodałem, przecierając dłonią twarz. Jednak nieprzespana noc odrobinkę dawała mi się we znaki, powoli wypadam z normy, kiedyś coś takiego nie miałoby na mnie tak wielkiego wpływu i zachowałbym trzeźwość umysłu.
- Nie dziwię ci się – odpowiedział, nagle wstając od stołu. Czy on... rany, przeoczyłem moment, w którym skończył obiad. Miałem przecież po nim pozmywać, bo na pewno był zmęczony po pracy. Jakby to podsumować, miałem za sobą mniej męczący dzień niż on sam. Nawet nie zdążyłem jakkolwiek zareagować, ale Taiki już zaczął po sobie sprzątać. – Jeszcze przez kilka dni będziesz czuł się zmęczony, ale wkrótce się przyzwyczaisz i nawet to polubisz.
- To się jeszcze okaże – wymamrotałem, po czym ziewnąłem, czując powoli ogarniające mnie zmęczenie. Zdecydowanie kiedyś miałem lepszą kondycję.
Kiedy Taiki po sobie posprzątał, stanął przede mną i wyciągnął ręce w moją stronę. Myślałem, że chce się do mnie przytulić, dlatego bez namysłu do niego podszedłem, ponieważ sam z wielką chęcią wtuliłbym się w jego ciało. Jednak kiedy znalazłem się wystarczająco blisko niego, Taiki wziął mnie na ręce w stylu „panny młodej”, na co wydałem z siebie cichy okrzyk i odruchowo chwyciłem się jego szyi, by przypadkiem nie upaść na ziemię Znaczy, wiedziałem, że mój narzeczony w życiu by mnie upuścił, ale to był mój taki pierwszy odruch.
- Cicho, bo jeszcze biedne dziecko obudzisz – odezwał się rozbawiony, po czym złączył nasze usta w delikatnym pocałunku.
- Bo uwierzę, że się nim przejmujesz – odpowiedziałem odrobinkę oburzony jego gestem, ale pomimo tego moje usta uniosły się w delikatnym uśmiechu.
- Po prostu doceniam ciszę i spokój – odpowiedział, zabierając mnie na górę, do swojego pokoju. Kiedy już się tam znaleźliśmy, położył mnie na łóżko i pocałował w czoło. – Widzę, że już zdążyłeś się spakować – zauważył, podchodząc do biurka, na którym zostawiłem swój pierwszy w życiu plan lekcji. Jeszcze pewnie jutro rano przestudiuję go jakieś dziesięć razy, by na pewno zapamiętać, gdzie co i jak.
Dzisiaj rano, na przykład, dostałem lekkiego ataku paniki, ponieważ z powodu stresu i zaskoczenia, jakie poczułem kiedy wszedłem do budynku, zapomniałem, jak mam dojść do swojej sali. Na szczęście to było chwilowe zaćmienie umysłu i po kilkunastu sekundach mi się przypomniało. Wolałem jednak nie wspominać o tym wydarzeniu Taiki’emu, by się ze mnie nie śmiał. To byłoby trochę upokarzające, zgubić się w takim małym budynku zwłaszcza, że wcześniej było mi tłumaczone i pokazywane, co i gdzie się znajduje.
- Miałem trochę czasu, więc postanowiłem się spakować, by jutro rano nie musieć się stresować i spieszyć – wyjaśniłem, siadając na łóżku i okrywając się kocem, ponieważ było mi trochę zimno. Zdążyłem nawet się wykąpać i przebrać w luźniejsze ubrania, które równie dobrze mogły mi służyć jako piżama. – Słuchaj... czy matematyka naprawdę jest taka straszna? – spytałem, lekko zaniepokojony. Jutro właśnie miałem taką lekcję i trochę się stresowałem, zwłaszcza, że usłyszałem, jak jakiś chłopak dwie ławki za mną powiedział do osoby, z którą siedział, że „będziemy mieć z tą wredną babą”, a to ani trochę mnie nie uspokaja.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz