Mój narzeczony już od rana był negatywnie do wszystkiego nastawiony, nie rozumiałem dlaczego. Czy to z powodu pójścia do nowej szkoły? Czy może jednak coś go ugryzło i ma po prostu gorszy dzień, sam nie wiem mam, tylko nadzieję, że szybko mu to przejdzie, nie ma co psuć sobie dnia z powodu rozpoczęcia roku szkolnego. Będzie fajnie, jestem tego pewien.
- Karocia obiecuję, że mimo zmęczenia znajdę dla ciebie czas i chętnie cię wysłucham - Obiecałem, mówią naprawdę serio, jeśli będzie trzeba, wypije nawet mocną kawę, aby być w stu procentach zdolnym, do wysłuchania mojego partnera idealny nie jestem i to fakt nie oznacza to jednak, że go zawiodę, bo chyba już zna mnie na tyle, by wiedzieć, że tego akurat nie zrobię.
- Dobrze, dobrze - Jakby nie do końca przekonany zjadł swój posiłek, zbierając się do wyjścia co i ja uczyniłem, aby odprowadzić go do szkoły, ten jeden raz by czuł się lepiej, przynajmniej mam nadzieję, że tak będzie.
Mój lisek zabrał wszystkie swoje rzeczy, żegnając się ze zwierzakami, obiecując im, że niedługo wróci, bo w sumie wróci, rozpoczęcie roku szkolnego za długo nie trwa, spotkanie z dyrektorem, później z klasą i nauczycielem, zwiedzenie szkoły, jakaś tam drobna dyskusja na temat tego, jak mają na imię, co lubią i dlaczego wybrali tę szkołę a później fajrant, pierwszy dzień to zdecydowanie kaszka z mleczkiem dopiero drugiego dnia zaczynają się schody.
- No chodź już, bo się spóźnimy - Zwołałem, wracając na ziemię, przypominając sobie o naszych obowiązkach. Karocia nie może się spóźnić a ja? Ja już poinformowałem szefostwo o moim małym spóźnieniu, nie muszę się śpieszyć, co nie oznacza, że on nie musi, nie chcemy przecież biec do szkoły, to już byłaby lekka przesada.
- Już idę - Mój narzeczony z głośnym westchnięciem ruszył za mną, wyglądając trochę tak, jakby na skazanie szedł, to dziwne przejmować się czymś, czego się jeszcze nie zna, nie wie, jak tam będzie, a już się tak martwi, cały on zawsze znajdzie problem tam, gdzie go po prostu nie ma.
- Rozchmurz się - Szturchnąłem go lekko w ramię, uśmiechając się do niego szeroko, naprawdę chcąc poprawić mu nastrój, nie idzie na ścięcie, to tylko szkoła zdecydowanie gorzej jest w pracy, ale i to też kiedyś go czeka, chociaż może nie, ja pracuje, on zdecydowani nie musi.
- Martwię się, że mnie nie polubią lub odrzucą - Wyznał, zdradzając mi swoje lęki, które jak najbardziej byłby dla mnie jasne, każdy się na początku tego boi myślę jednak, że z czasem mu to przejdzie i przestanie się martwić taką głupotą.
- Nie każdy musi cię polubić i nie z każdym musisz rozmawiać, najważniejsze, by znaleźć takie osoby, z którymi będziesz się rozumiał, tyle wystarczy ci, by czuć się dobrze w szkole - Wyjaśniłem, czując się trochę tak, jakbym tłumaczył wszystko przestraszonemu dziecku, może dlatego, że Karotka nigdy nie chodził do szkoły, gdyby tak było, inaczej by do tego wszystkiego podchodził.
- Nie każdy musi, masz rację, gorzej będzie, jednak jeśli nikt mnie nie polubi, bo jestem inny - Do samego końca trzymał się swojego zdania, nie odpuszczając, nie rozumiałem, dlaczego jest tak negatywnie nastawiony do całej tej sprawy, jest miłym i sympatycznym człowiekiem, który na pewno znajdzie kogoś z kim się zaprzyjaźni, potrzebuje tylko więcej wiary, a wtedy na pewno wszystko potoczy się po jego myśli.
- Nie nastawiaj się tak, najpierw sprawdź, jak będzie, a później oceniaj - Zaproponowałem mu, zatrzymując się przed szkołą. - Powodzenia, trzyma za ciebie kciuki, byś podołał - Po tych słowach musiałem się z nim pożegnać i niestety iść do pracy, mam tylko nadzieję, że wszystko będzie dobrze i w żadnym wypadku nie wydarzy się coś, czego oboje byśmy nie chcieli.
Dzień w pracy nie był wcale tak męczący, jak mógłbym na początku podejrzewać, wręcz przeciwnie było miło i przyjemnie, chociaż jak zawsze bardzo długo, czasem chciałbym mieć zdecydowanie miejsca ilość godzin, by mieć czas dla bliskich, a tak z wielkim trudem później skupiam się na całej reszcie, na której skupić się powinienem po całym dniu w pracy. Na szczęście dziś nie byłem zmęczony, to znaczy byłem, jednak nie tak jak na przykład wczoraj dlatego dużo lepiej wracało mi się do domu, tym bardziej że chciałem już zobaczyć mojego narzeczonego, ciekaw tego, jak sobie poradził pierwszego dnia w szkole. Podoba mu się, nie podoba? To pytania, które cisnęły mi się na usta, gdy tylko wróciłem wieczorem do domu.
- Dzień dobry, to znaczy dobry wieczór - Zawołałem, witając się z moim narzeczonym, który stał przed drzwiami, najwidoczniej już na mnie czekając.
- Dobry wieczór - Odpowiedział, uśmiechając się do mnie delikatnie.
- Jak tam w szkole? - Od razu chciałem wszystko wiedzieć, nawet się jeszcze nie rozbierając, a już chcąc wszystko wiedzieć.
- Spokojnie, najpierw się rozbierz i coś zjedz, a później po rozmawiamy - Odparł, całując mnie w policzek, idąc po chwili do kuchni no, jeśli muszę, to tak zrobię. Rozebrałem kurtkę i buty poprawiłem swoje włosy, zaszedłem do łazienki, by umyć ręce, aby w końcu znaleźć się przy stole, gdzie czekał na mnie pyszny obiad.
- A ty nie jesz? - Dopytałem, mrużąc swoje oczy.
- Jadłem wcześniej z twoją ciocią - Przyznał, siadając naprzeciwko mnie, znów tak ślicznie się uśmiechając.
- W porządku, to jak w szkole? Opowiadaj, chcę wszystko wiedzieć - Zainteresowany jego dniem w szkole nie miałem zamiaru odkładać tego tematu, niech od razu mówi, jak było, bo ciekawość mnie zaraz od środka pożre.
<Karocia? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz