Rzuciłem mordercze spojrzenie mojemu narzeczonemu, nie będąc za bardzo zadowolony. Zaraz się ośmieszę przy wszystkich i tyle z tego będzie, przecież ja nawet nie znam podstawowych zasad. Widziałem raptem minutę z ich gry i jedyne, co wyniosłem z tego krótkiego czasu to to, że należy przebić piłkę na boisko przeciwnika. To raczej za mała wiedza, aby grać z osobami, które są na zaawansowanym poziome. Przecież nie mówiłem, że chcę grać, tylko przez ułamek sekundy miałem w głowie taką myśl, a Taiki jakimś cudem to wychwycił i wykorzystał. Jak, skoro nie ma magicznych umiejętności umożliwiających mu to, nie mam pojęcia. W ogóle, czemu nie mogę, tak jak on popatrzeć sobie na grę? Przecież dzięki obserwacji też się można czegoś nauczyć, a lepiej chyba postąpić ze mną tak niż puszczać mnie od razu na boisko.
Nim poszedłem do grupki chyba moich rówieśników, zdjąłem ze swojego palca pierścionek zaręczynowy oraz złoty naszyjnik i podałem je Taiki’emu. Najchętniej w ogóle bym ich nie zdejmował, ale bałem się, że je zgubię, albo przypadkowo zerwie się łańcuszek... nie, wolę nie ryzykować, są to za piękne i zbyt bliskie mojemu sercu prezenty, by coś złego im się stało. Nie darowałbym sobie, gdybym je zgubił.
- Przypilnujesz? Boję się, że coś może się im stać – poprosiłem, wciągając rękę z kosztownościami.
- Pewnie. Troszkę się bałem, że chcesz zerwać zaręczyny – drugie zdanie wypowiedział znacznie ciszej, by reszta osób nie mogła tego usłyszeć, po czym uśmiechnął się głupkowato.
- Jak już się całkowicie skompromituję przed wszystkimi, to zastanowię nad tą opcją – bąknąłem niezadowolony. Oczywiście tylko żartowałem, w końcu tego nigdy bym nie zrobił, za bardzo go kocham, co najwyżej później się na niego przez chwilkę poobrażam i będziemy kwita.
- Daj spokój, będzie fajnie, powodzenia – odpowiedział już w znacznie lepszym humorze i poczochrał moje włosy. Gdybym nie był tak zestresowany, pewnie bym na niego nafuczał, że psuje mi fryzurę. W sumie to nie było co psuć, ponieważ rano tylko przeczesałem włosy, ale mój artystyczny nieład nie wyglądał już tak samo.
Nim zaczęliśmy grę, czarnowłosy kapitan, który chyba nazywał się Daichi – byłem troszkę zestresowany, kiedy się przedstawiał i słuchałem tak jakby jednym uchem, zresztą moja pamięć do imion także jest straszna – wytłumaczył mi zasady gry. Tych akurat słuchałem bardzo uważnie mimo, że brzmiały strasznie skomplikowane i przez nie zacząłem jeszcze bardziej wątpić w siebie i w swoje umiejętności. Może przez moment miałem ochotę w to zagrać, ale teraz nie wydaje mi się, aby to był dobry pomysł, wyglądało to na o wiele bardziej skomplikowany sport i chyba jednak się w nim nie odnajdę. Podzieliłem się po raz ostatni swoimi obawami z definitywnie starszym ode mnie chłopakiem, mając nadzieję, że jednak jakoś delikatnie uda mi się z tego wymigać, ale Daichi był nieugięty. Powiedział, że zasady tylko wydają się takie trudne i po pierwszej grze staną się bardziej jasne. Chyba powinienem się nauczyć być asertywnym, taka cecha ułatwiłaby mi życie.
Reszta drużyny przyjęła mnie bardzo miło, co było dla mnie lekkim zaskoczeniem. Tak jakby, troszeczkę zniszczyłem im mecz i zabawę, a mimo tego nie poczułem się odrzucony. Co prawda było widać, że z nich wszystkich tylko ja byłem początkującym. Pierwsze zagrania albo mi nie wychodziły, albo... cóż, były po prostu żałosne. Może też dlatego tak rzadko dawali mi działać? W sumie, nie miałem im tego za złe, najpierw musiałem się przyzwyczaić do zasad i zacząć powoli ogarniać, co tak właściwie dzieje się na boisku. Z daleka, jako widz, wyglądało to zupełnie inaczej niż kiedy byłem graczem.
Pierwszy mecz minął mi strasznie szybko. Zdecydowanie za szybko, nawet się nie zorientowałem za bardzo, kiedy. Po pierwszym skończonym meczu szarowłosy chłopak, do którego wszyscy zwracali się Suga, spytał się mnie, czy chcę zagrać jeszcze raz, a ja, o dziwo, nabrałem ochoty na jeszcze jeden mecz. Nim jednak odpowiedziałem, spojrzałem pytająco na Taiki’ego, bo przecież po zwiedzaniu szkoły mieliśmy spędzić czas razem, a nie by się na gapił, jak próbuję grać, to pewnie dla niego nie jest nic ciekawego. A jednak, mój narzeczony uśmiechnął się delikatnie i kiwnął głową, dając mi tym samym niewerbalną zgodę. Po tym spojrzałem na jasnowłosego chłopaka i niepewnie pokiwałem głową, troszkę bojąc się, że drużyna nie będzie zadowolona, ponieważ już ma dość mnie i mojej nie najlepszej gry.
- O ile to nie sprawiłoby problemu – dodałem zaraz, nie chcąc ich do czegokolwiek zmuszać.
Chłopaki od razu zaprzeczyli i powiedzieli, że nie ma żadnego problemu. Zdecydowanie ci ludzie byli dla mnie za mili, chociaż... chyba nie wszyscy byli ludźmi. Trudno było mi stwierdzić, kto jakiej był rasy, zapachy były bardzo zmieszane, ale zdecydowanie nie byli tutaj sami ludzie, ci pachnieli zupełnie inaczej. To było całkiem pokrzepiające, miło wiedzieć, że nie jestem jedynym wygnańcem.
Po drugim meczu nadszedł czas na mecz trzeci, i później jeszcze czwarty, ale piąty był już tym ostatnim, ponieważ było już późne popołudnie i należało już powoli zbierać się do domu na obiad. A przynajmniej ja miałem taką ochotę; później, kiedy już załapałem co i jak, zacząłem się znacznie więcej ruszać i próbować nowych rzeczy, a to sprawiło, że zaczynałem być głodny. Znaczy, nie jakoś bardzo głodny, ale tylko tak troszeczkę, nie musiałem czegoś zjeść teraz zaraz.
Po skończonej grze ukłoniłem się przed drużyną i podziękowałem im za możliwość zagrania wraz z nimi. Zauważyłem, że moja podstawa ich lekko zakłopotała – czego nie za bardzo rozumiałem, przecież zrobiłem wszystko poprawnie, czyli tak, jak mnie uczono. Dostałem także zaproszenie na następny mecz, jeżeli będę miał ochotę, ponieważ w czasie wolnym od szkoły grają codziennie właśnie w tych godzinach, a wyjątkiem są dni, kiedy jest brzydka pogoda. Za to także podziękowałem i odpowiedziałem, że rozważę tę opcję i pożegnaliśmy się.
- Mówiłem ci, że będzie fajnie – odezwał się Taiki, kiedy zaczęliśmy wracać do domu, podając mi naszyjnik oraz wsuwając pierścionek na moją dłoń.
- Dla mnie może i tak, ale nie dla nich, byłem okropny – bąknąłem cicho, poprawiając swoje włosy, które wyglądały pewnie strasznie.
- Nie byłeś taki zły, później, jak już się rozruszałeś, całkiem nieźle ci szło – pocieszył mnie Taiki, a ja miałem przeczucie, że mówi tak tylko, bym nie czuł się źle. – Więc rozumiem, że jutro tutaj wracasz i jeszcze raz z nimi grasz.
- Nie wiem, czy powinienem, chyba nie ogarnąłem jeszcze wszystkiego – odparłem, patrząc na niego niepewnie. To, że chciałem zagrać jeszcze raz to jedno, a to, czy powinienem, to drugie.
- Oczywiście, że nie. W kilka gier tego nie ogarniesz, by to zrobić, musisz ćwiczyć nieustannie. W domu gdzieś powinienem mieć piłkę, więc jeśli będziesz chciał, w wolnym czasie mogę z tobą trochę poćwiczyć odbijanie czy serwy. Zresztą, i tak musimy jutro tutaj wrócić, by cię zapisać – podekscytowany Taiki mówił tak szybko i podawał tyle informacji, że już troszkę zdążyłem się pogubić. Jakie ćwiczenia, on w swoim stanie jeszcze nie powinien ćwiczyć, i czemu zapisać mnie do szkoły, przecież jeszcze nic nie powiedziałem.
- Ale jeszcze ci nie powiedziałem, czy chcę – zauważyłem trafnie, patrząc na niego z niezrozumieniem.
- Bo nie musisz, doskonale to po tobie widzę. A jak już cię zapiszemy, to jeszcze będziemy musieli ci zakupić kilka nowych rzeczy, ubrania, książki i takie tam – mój narzeczony wydawał się być tym wszystkim bardziej podekscytowany ode mnie, co było troszkę dziwnie.
- To brzmi troszkę kosztownie, nie chciałbym, byś znowu wydawał na mnie niebotyczną sumę, kiedy macie problemy – zauważyłem, zaczynając nerwowo bawić się swoimi palcami. Nie sądziłem, że pójście do szkoły wiąże się z takimi kosztami, to może jednak faktycznie lepiej by było, jakbym został w domu. Problemy finansowe rodziny mojego narzeczonego były zdecydowanie ważniejsze od moich głupich zachcianek.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz