Nie wierzę w to, co się wpakowałem. Myślałem wczoraj, że to tylko takie głupie gadanie po alkoholu, i że dzisiaj będzie odpoczywać po wczorajszym dniu. Może i zawsze chciałem pójść do szkoły, ale teraz, kiedy już naprawdę było do możliwe, troszkę panikowałem. Zdecydowanie lepiej byłoby, abym został w domu i się nie wychylał, mówić umiem, pisać umiem, liczyć też, czyli znam podstawy i nie muszę wiedzieć więcej. Jeszcze się skompromituję, bo na przykład nie będę miał takiej wiedzy, jak reszta uczniów, albo wyjdę na głupka, albo przypadkiem się ujawnię... jest zbyt wiele rzeczy, które mogłyby pójść nie tak, lepiej byłoby, gdybym siedział w domu i tutaj pomagał, w końcu nie bez powodu miałem przez jakiś czas nauczanie domowe.
- Ale jest tyle rzeczy, które mogą pójść nie tak – wymamrotałem, uciekając wzrokiem gdzieś w bok.
- Nie myśl w ten sposób, ponieważ to ci tylko szkodzi. Nie ma żadnych przesłanek ku temu, by tak się stało, wiec jedyne, co ci pozostało, to uwierzyć w siebie oraz zaufać moim słowom – powiedział, uśmiechając się do mnie jeszcze szerzej. Skąd on był taki pewien mojego sukcesu?
Mimo targających mną negatywnych emocji niepewnie chwyciłem dłoń, którą do mnie wyciągnął, po czym uśmiechnąłem się do niego lekko. Fakt, nadal się bałem i nie za bardzo miałem ochoty tam iść, ale słowo się rzekło i nie mam innego wyjścia. Co najwyżej powiem później, że to jednak nie jest miejsce dla mnie i lepiej będzie, jak zostanę w domu. Bo tak naprawdę będzie najlepiej i przede wszystkim bezpieczniej dla wszystkich. Co by się stało, gdybym wybuchł, tak samo jak przy tacie...? Gdyby to nastąpiło, byłoby znacznie więcej ofiar, niż jedna.
- Dziękuję – odpowiedział, po czym podniósł moją dłoń i ucałował jej wierzch. – A teraz chodź, mamy do pokonania mały kawałek drogi – dodał szybko i poderwał się z krzesła, ciągnąc mnie w stronę wyjścia.
Przez całą drogę Taiki opowiadał o szkole i o swoich szkolnych latach. Przez pierwsze kilka minut nawet słuchałem, ale im dłuższa była droga, tym bardziej zamykałem się w sobie i dałem się ponosić złym myślom. Mój narzeczony chyba nawet tego nie zauważał, dając się całkowicie ponieść swoim opowieściom; słyszałem, że coś mówił, ale co dokładnie, to nie wiedziałem. Analizowałem w głowie scenariusze, które mogą się zdarzyć dopóki się nie zatrzymaliśmy w całkiem sporej odległości przed jakimś dużym budynkiem.
- Karocia, wszystko w porządku? – słysząc głos mojego ukochanego przeniosłem swój wzrok na niego, po czym uśmiechnąłem się blado i kiwnąłem głową.
- Tak, tylko tak sobie teraz myślałem o kilku rzeczach i... nie wiem, czy to dobry pomysł, abym został twoim dalekim kuzynem – wyjaśniłem, przyglądając się mu uważnie. Właściwie, jest to rzecz, która zaczęła mnie niepokoić dopiero dzisiaj rano.
- Już ci mówiłem, że nie przyniesiesz żadnego wstydu mojej rodzinie i nie powinieneś się tym przejmować – słysząc jego słowa, pokręciłem głową.
- Nie o to mi chodzi. Znaczy, trochę tak, ale to nie jest tym głównym problemem. Wydaje mi się, że społeczeństwo może troszkę źle zareagować na twój związek i ślub z własnym kuzynem – odparłem, nerwowo zagryzając wargę. Nie ma mowy, byśmy coś takiego utrzymali w tajemnicy, a też nie chciałbym udawać, że jesteśmy tylko kuzynostwem. Albo być szykanowanym z powodu kazirodztwa, którego przecież nie ma.
- Możesz mieć trochę racji... – przyznał mi Taiki, zamyślając się na chwilę. Zgodził się ze mną, czyli pewnie zaraz wrócimy do domu i obmyślimy nowy plan, a wycieczkę po szkole odłożymy sobie na inny dzień... – O tym jeszcze pomyślimy, na razie zostaniesz moim znajomym, a teraz chodź, muszę cię jeszcze oprowadzić – dodał szybko i chwycił mocniej mój nadgarstek, ciągnąc w stronę szkoły. Naprawdę mnie to nie ominie, prawda?
Korytarze szkoły były całkiem ciasne, ale przynajmniej było tam pusto i cicho; słyszałem tylko pojedyncze rozmowy. Taiki wyjaśnił mi, że rok szkolny zacznie się dopiero w przyszłym tygodniu i teraz w budynku są tylko niektórzy pracownicy. Następnie zabrał mnie do pokoju dyrektorki, ponieważ potrzebował jej zgody na oprowadzenie mnie po tym miejscu. Jak się okazało, kobieta doskonale pamiętała swojego dawnego wychowanka i zwracała się do niego przyjaźnie, co lekko mnie zaciekawiło. Ciekawe, co takiego tutaj zrobił, że został tak pozytywnie zapamiętany...? Cóż, to nie było ważne, Taiki zaskoczył mnie jeszcze jednym,, a mianowicie swoim gadaniem. Tak urobił swoją dawną dyrektorkę, która swoją drogą pomimo swojego wieku wyglądała na surową i wymagającą kobietę, że ani razu nie padło moje imię i nazwisko. Nawet nie dopytywała o to, a przecież to była jedna z ważniejszych informacji. Właściwie, to ja się nawet nie odzywałem poza „dzień dobry” i „dziękuję”.
Po tym Taiki zaczął mnie oprowadzać i mówić co, gdzie i jak. Słuchałem go z uwagą powoli zaczynając uważać, że to nie jest takie złe miejsce. Chociaż, może dlatego tak uważałem, ponieważ tu było tak spokojnie...? Kiedy zjawią się tu uczniowie, na pewno nie będzie tutaj tak miło i cicho. Kiedy chłopak pokazywał mi bibliotekę, do moich uszu dotarły czyjeś okrzyki. Przez okno zauważyłem, że na boisku znajduje się grupka chłopaków, na oko starszych ode mnie. Albo właśnie w moim wieku, bo ja wyglądam na czternastolatka. Jeżeli dobrze rozpoznawałem, grali w siatkówkę i wyglądało to naprawdę... fajnie.
- Mówiłeś, że szkoła się jeszcze nie zaczęła, a już ktoś tam jest – odezwałem się, nie odwracając od graczy wzroku.
- Kto...? Och, po prostu my zajęliśmy boisko na obrzeżach miasta, a ci młodsi grają sobie tutaj. Chcesz zagrać? Widzę, że chcesz. Możemy do nich zejść i się spytać, jestem pewien, że się zgodzą.
- To nie jest dobry pomysł, nie dość, że nie umiem grać, to jeszcze ich nie znam – wyjaśniłem, z trudem odrywając wzrok od nieznanych mi chłopaków. – Jeszcze chcesz mi coś pokazać? – spytałem, chcąc jakoś zmienić temat i odwrócić uwagę Taiki’ego, by przypadkiem nie zaczął realizować pomysłu, na który przed chwilą wpadł.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz