Zastanowiłem się nad słowami Mikleo. Jutro faktycznie brzmiało nieco za szybko, ale tak naprawdę wszystko było gotowe. No, prawie godowe, wystarczyło tylko, bym się spakował. No i jeszcze nie wiem, czy jutro nie będzie padać. Jak na razie nie wygląda na to, by miało przestać padać, ale do jutra jeszcze kilka godzin, więc może przestanie. A, i jeszcze musielibyśmy poinformować Alishę i Yuki’ego. Będziemy musieli przerwać nasze planowania odnośnie szykowania niespodzianki dla Miki’ego... ale to nic, pogadamy o tym, kiedy wrócimy, nie wyjeżdżamy przecież na całą wieczność, a i tak czasu mamy bardzo dużo. Jestem pewien, że Mikleo kompletnie nie spodziewa się tego, że planujemy przyszykować mu urodziny. Szkoda tylko, że nie wpadłem na ten pomysł dawniej, kiedy byliśmy jeszcze małymi dzieciakami, ale najwidoczniej byłem na to za głupi. Chociaż... chyba nawet chciałem, ale dziadek mi na to nie pozwolił, ponieważ „anioły nie obchodzą urodzin”... tak, było coś takiego, więc chyba mam wybaczone.
- Jeżeli chcemy jechać jutro, musiałbym się zacząć pakować już teraz. I jeszcze powiedzieć innym o naszym wyjeździe – wyjaśniłem, odgarniając jego grzywkę na bok.
Zdecydowanie jest za długa, nie powinien jej już przypadkiem skrócić? Mówiłem mu już o tym, jak byliśmy w azylu, ale wtedy stanowczo mi odmówił. Od tamtej sytuacji minęło trochę czasu i włosy zdążyły mu trochę urosnąć oraz zacząć przeszkadzać nie tylko mnie, bo nie widziałem jego cudownych oczu, ale i jemu, ponieważ zasłaniały mu widok. Może teraz powinienem ponowić swoją sugestię...? Tylko bardzo delikatnie, nie chcę by pomyślał, że wygląda źle czy mi się nie podoba, takie rzeczy nigdy mi nie przyjdą do głowy. Pewnie w ten sposób pomyśli mój mąż za kilkanaście lat, kiedy czas odciśnie na moim ciele swoje piętno. I nawet wtedy nie będę go winił, mam przecież świadomość, że już niedługo moje ciało będzie obrzydliwe, zwłaszcza dla kogoś, kogo ciało będzie zawsze piękne i cudowne.
- Więc na co czekasz? Nie mamy czasu do stracenia – odezwał się Miki, zrywając na równe nogi. Jego energiczność oraz werwa tak bardzo mnie zaskoczyły, że zaśmiałem się cicho. Dzisiaj zdecydowanie moja mała Owieczka zachowywała się zupełnie inaczej, tylko nie wiem, co jest tego powodem. – Z czego się śmiejesz? – spytał, delikatnie pusząc swoje policzki i poprawiając grzywkę, co tylko dodawało mu uroku, a tego nigdy nie za wiele.
- A bo mogę, zabronisz mi? – wyszczerzyłem się do niego głupkowato.
- Tak, nie wolno się śmiać w wojowników Boga – odpowiedział przesadnie poważnie, podchodząc do mnie i siadając okrakiem na moich biodrach.
- Doprawdy? Bo inaczej co mi zrobisz? – zapytałem rozbawiony, przenosząc swoje dłonie na jego pośladki.
- Zemszczę się za tę zniewagę – kiedy tylko wypowiedział te słowa, przekręciłem nas obu tak, bym to ja górował. Dodatkowo, unieruchomiłem jego ręce, chwytając jego nadgarstki i przyciskając je do materacu nad jego głową. Co najzabawniejsze, wystarczyła mi na spokojnie do tego tylko jedna ręka. Lepiej dla mnie, bo dzięki temu moja druga dłoń mogła zająć się inną częścią jego ciała.
- Teraz chyba nie za wiele jesteś w stanie zrobić, co? – wymruczałem, przybliżając swoją twarz do tej należącej do niego, po czym połączyłem nasze usta w namiętnym pocałunku, wolną dłonią delikatnie podwijając jego koszulkę.
- O ile dobrze pamiętam, to miałeś się zacząć pakować – powiedział, kiedy tylko oderwałem się od jego ust, by móc zaczerpnąć powietrza, którego nawet anioł potrzebował. To dopiero ciekawe, jedzenia nie potrzebuje w ogóle, snu tylko troszkę, a bez powietrza przeżyć nie może.
- A ja miałem ci powiedzieć, że jeżeli jutro będzie padać, to pakowanie się dzisiaj jest bez sensu – odparłem, uśmiechając się szeroko.
- Nie będzie padać – powiedział to tak pewnie, że niemalże w to uwierzyłem.
- A ty skąd to niby wiesz? Jeżeli dobrze kojarzę, nie masz żadnego daru przewidywania.
- Czuję to w kościach. No nie śmiej się ze mnie, mówię poważnie – dodał szybko, kiedy znowu parsknąłem śmiechem. Co się dzisiaj dzieje z moim aniołem, to ja nie mam pojęcia. Może to przez tę pogodę? Dla mnie okropna, dla niego wspaniała.
- Niech ci będzie, ale jeszcze jedna sprawa. A mianowicie, twoja grzywka – mówiąc to, delikatnie poprawiłem wcześniej wymienione kosmyki.
- Nie obetnę jej – powiedział od razu szybko, jakby przeraziła go ta myśl.
- Nie, oczywiście, że nie. Twoja grzywka jest cudowna, tylko troszkę za długa. Zakrywa twoje cudowne oczy – wyjaśniłem nie chcąc, żeby się przestraszył. Nigdy nie chciałbym, aby ją ściął, nigdy w życiu, już wolałbym, aby była ona za długa.
- Nie rozumiem, co masz do moich oczu, przecież są one normalne – bąknął, jakby nie do końca zadowolony.
- Uwielbiam je. Są duże, mają piękny kolor i kiedy na mnie patrzysz, widać w nich ten cudowny blask, przez co kocham w nie patrzeć – wytłumaczyłem mu cicho, po czym delikatnie ucałowałem jego nos. – Ale jeżeli nie chcesz obcinać tej grzywki, to nie musisz, ważne, abyś ty czuł się najbardziej komfortowo – dodałem, ostrożnie podnosząc się z łóżka, by przypadkiem nie zrobić mu żadnej krzywdy. Teraz musiałem się spakować, byśmy jutro mogli spokojnie wyruszyć. Oby tylko jutro nie padało, ponieważ już powoli zacząłem się nastawiać na tę wyprawę.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz