środa, 15 września 2021

Od Mikleo CD Soreya

Dotyk ciepłej dłoni Soreya wywołał przyjemny dreszcz przechodzący po całym moim ciele, nie wiele było mi trzeba, bym chciał, oddał się mężowi, jeden jego dotyk wystarczyło, bym usiadł na jego biodrach okrakiem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, po omacku odpinając guzik za guzikiem koszuli mężczyzny, nie mogłem jej zdjąć, o czym doskonale pamiętałem, jednak nie było mowy o odpięciu i podziwianiu jego cudownie wyrzeźbionego torsu.
- Bardzo chętnie tylko uważaj na wiewiórki - Złośliwe ze mnie stworzenie, z czego świetnie zdawałem sobie sprawę, co nie oznaczało, że chciałem to zmieniać, złośliwości przed zbliżeniem w naszym przypadku zawsze byłby mile widziane.
- Racja jeszcze mi cię wyniosą - Te słowa rozbawiły mnie na tyle, bym na chwilę zapomniał o tym, co właśnie miało miejsce, dając mężowi możliwość przewrócenia mnie na plecy, co prawda I tak by to zrobił, jednakże nie od razu a ja miałbym czas jeszcze chwilę go podziwiać.
- To nie fer - Bąknąłem, udając niezadowolonego, gdzie tak naprawdę wcale nim nie byłem, moje miejsce było na dole i to już dawno sobie wyjaśniliśmy.
- Oj daj spokój, lepiej skup się na tym, co dla ciebie mam i nie mów już nic - Jak powiedział, tak też zrobiłem, całkowicie oddając się jego gorącym dłonią, miękkim usta i przyjacielowi, który mocno uderzał w moje najdelikatniej punkty, doprowadzając mnie do szaleństwa. Nic w końcu dziwnego mąż znał doskonale moje ciało, dzięki czemu dobrze wiedział jak mnie wymęczyć, bym kończył z mroczkami przed oczami, szybkim oddechem i jeszcze szybszym biciem serca przez dłuższy moment nawet nie zdając sobie sprawy co tak właściwie dzieje się wokół mnie.
Potrzebując kilka chwil do powrotu na ziemię, ustabilizowałem oddech, odwracając głowę w stronę zadowolonego mężczyzny, wpatrując się w jego twarz. Od razu widać, że dostał to, czego chciał, jak to niewiele ludzie do szczęścia potrzebują.
Z delikatnym uśmiechem położyłem głowę na jego klatce piersiowej, opuszkami palców jeżdżąc po jego gorącym torsie w górę i w dół patrząc gdzieś daleko przed siebie, ciesząc się każdą chwilą spędzoną z mężem.
- O czym tak myślisz? - Przyjemną ciszę już po chwili przerwał mój mąż, nie mogąc najwidoczniej za długo milczeć, cały Sorey znów mówi jak najęty i chyba tego również mi w nim brakowało, może ta wyprawy pozwoli mi znów odkryć w nim mojego dawnego przyjaciela, który tak beztrosko podchodził do życia.
- Myślę o tym, że mam wspaniałego męża, który pokazał mi wspaniały świat - Wyznałem, zgodnie z prawdą.
- Wspaniały to ja nie jestem, z kimś mnie pomyliłeś - Powiedział to tak pewnie, że gdybym go nie znał, uwierzyłbym mu.
- Skarbie co ty pleciesz - Zaczynając, swoją wypowiedz, podniosłem się, by spojrzeć w jego oczy. - Jesteś wspaniałym człowiekiem, tylko masz za mało wiary w siebie, a to dziwne, bo kiedyś było inaczej, powinieneś bardziej w siebie uwierzyć i dostrzec to, co masz w sercu - Dokończyłem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - Kocham cię i nigdy nie opuszczę, nie zapominaj o tym - Wymruczałem, chcąc, by był pewien moich uczyć i tego, że nigdy nie zostanie sam.
- Też cię kocham i obiecuję, że nie pozwolę ci odejść - Odoje zaczęliśmy się śmiać z jego wypowiedzi, chociaż na chwilę zapominając o Bożym świecie, ciesząc się wspólnymi rozmowami.
- Dobrze, skoro już wszystko sobie wyjaśniliśmy porą wstawać, rozpalić ognisko i zjeść kolację, nie możesz cały dzień chodzić głodny, poza tym w brzuchu ci burczy - Wstając z koca, zacząłem zakładać ubrania na swoje ciało, zakrywając wszystko to, na co mój ukochany człowiek najbardziej lubił patrzeć.
- Kiedy ja naprawdę nie muszę dziś nic jeść, zjadłem duże śniadanie i spory deserek - Na to drugie prychnąłem cicho, ten to zawsze ma wymówkę na każdą okazję.
- Deserek spowodował u ciebie spalanie tłuszczy, a nie ich kumulowanie w mięśniach, z resztą I tak zjesz kolację, wiesz, że ci jej nie odpuszczę - Ostrzegłem, podnosząc z ziemi, swoją chustę mając zamiar przygotować ognisko z kilku patyków, których tutaj mieliśmy pod dostatkiem.
Sorey, chociaż niechętnie w końcu wstał, zakładając dolną partię ubrań, dołączając do mnie, by pomóc w rozpaleniu ogniska i przygotowaniu kolacji, którą w ciągu kilkunastu minut mógł zjeść.
- Staje jako pierwszy na warcie - Zaczął od razu po zjedzeniu kolacji.
- Nie musisz dziś stać na warcie ani żadnego dnia podczas naszej wędrówki, przez całą noc będzie nas chronić tarcza - Zapewniłem, używając odrobiny swojej mocy, by tarcza mogla w nocy chronić nas, nasz obóz i konia będącego z nami.
- Nie zgadzam się, nie powinieneś używać swoich mocy na tak trywialne sprawy - Upierał się przy swoim.
- Sorey proszę ci po powrocie na ziemię, gdy byłem całkiem sam, cały czas korzystałem z tarczy i nic mi nie było, teraz też nie będzie, a ty, zamiast się mną przejmować, lepiej chodź tu do mnie i połóż się spać, jutro wstajemy wcześnie i wyruszamy w dalszą drogę - Wyciągnąłem rękę w stronę męża. Czekając, aż do mnie podejdzie i w końcu położy się obok mnie. - Potrzebujesz snu, by trzeźwo myśleć a ja nie dam ci taryfy ulgowej - Dodałem, całując jego usta, popchnąłem go na koc, aby wygodnie się na nim położyć, robiąc sobie z niego mięciutkie łóżeczko, na którym miałem zamiar przespać całą noc aż do świtu.

<Pasterzyku? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz