Odwzajemniając delikatny pocałunek, uśmiechnąłem się delikatnie do męża, zgadzając się z jego wypowiedzią, dlaczego więc wciąż czułem niedosyt, pragnąc zwiedzić ciąg dalszy tajemniczego korytarza, który wręcz mnie wzywał do siebie. Tak na pewno musi być coś ciekawego. Coś, czego mógłbym żałować, gdybym tam nie wszedł i chyba właśnie żałować będę, a to tylko dlatego, że nigdy tam nie wejdę. Oczywiście wiem, że mamy jeszcze całe ruiny do zwiedzenia i pewnie zrobimy to jutro, ja jedna wciąż odczuwam niedosyt i smutek z powodu niezaspokojenia swojej ciekawości.
- Wracajmy - Pociągnął mnie za rękę w stronę powrotną do naszego obozowiska, które miało powstać w miejscu, w którym zostawiliśmy konia, starając się w drodze powrotnej unikać jakichkolwiek niebezpiecznych pułapek, które mogłyby naruszyć nasze zdrowie to fizyczne lub i to psychiczne.
Powrót do konia zajął nam zdecydowanie mniej czasu niż wędrówka, którą odbyliśmy, by zwiedzić ruiny w gruncie rzeczy dlatego, że idąc zwiedzaliśmy, wracając, już po prostu szliśmy, by jak najszybciej znaleźć się przy naszym towarzyszu, któremu nic się nie stało podczas naszej nie obecności, tarcza wystarczyła, by był bezpieczny.
- Pomóc ci przygotować kolację? - Spytałem, nie wiedząc jak inaczej mam nazwać posiłek odbywający się, prawie że nocą, obiadokolacja? Też pasuje, nie jadł w końcu obiadu, jadł jedynie śniadanie a wszystko o przez moje niedopilnowanie.
- Nie trzeba dam sobie radę, jeśli chcesz napój i nakarm, proszę konia, na pewno jest już głodny i spragniony - Na odpowiedz męża, kiwnąłem posłusznie głową, wstając z rozłożonego wcześniej koca, podchodząc do wierzchowca, którego porządnie nakarmiłem i napoiłem, by nie doskwierał mu głód czy też pragnienie.
W czasie gdy karmiłem konia. Sorey zdążył zrobić sobie posiłek, co dla mnie oznaczało brak jakichkolwiek zadań, mogłem jedynie siedzieć, wpatrując się a głąb znajdujących się przed nami ruin, myśląc nad tym, co mogliśmy ujrzeć, gdybyśmy weszli w głąb tamtego korytarza, ile sekretów on krył, aż żałowałem, że dałem się jednak namówić na powrót, mogłem sam zwiedzić głąb korytarza i przekonać się co ciekawego się tam kryje.
- Miki wszystko dobrze? Wciąż myślisz o tym tajemniczym korytarzu? - Słysząc pytanie męża, westchnąłem cicho, jak on mnie dobrze znał, nie musiałem nic mówić, by odkrył, co siedzi w mojej głowie.
- Trochę tak, jestem po prostu ciekaw, dokąd prowadziła tamta droga - Przyznałem, odwracając się w stronę mężczyzny, starając się wymazać z pamięci, ten korytarz co niestety nie było wcale takie łatwe, tak dawno nie byliśmy już w żadnych tajemniczych miejscach i chyba z tego powodu tak bardzo kusił mnie nawet zwykły korytarz, w którym tak naprawdę nic nie musiało być, jednakże wiedziałbym to, gdybym go zwiedził.
- Skarbie wiesz, że ten korytarz był za długi, mógł być niebezpieczny, do tego strasznie ciemny a przypominam ci, że przybiliśmy zwiedzić ruiny, a nie podziemne jaskinie - Mój mąż miał racje, po raz dziś kolejny, to tylko stary korytarz nie ma co się nim przejmować, jutro zwiedzimy ciekawsze rzeczy od niego.
- Masz rację, jest wiele ciekawszych rzeczy od starych korytarzy - Przyznałem mu na głos rację, kiwając przy tym głową, ładnie się do niego uśmiechając, przestając myśleć o starym korytarzu.
- Mądra owieczka, a teraz zamknij ładnie oczy - Zmrużyłem oczy, słysząc jego słowa, wykonując posłusznie jego polecenie. - A teraz otwórz ładnie usta - Dodał, co również zrobiłem, zamykając je, dopiero gdy poczułem coś na języku.
- Czekolada - Zadowolony odkryłem ten cudowny smak czekolady w ustach, nie musiałem jeść, nie musiałem pić, a mimo to smak czekolady uwielbiałem, była słodziutka i zawsze poprawiała mi nastrój to chyba jedyna ludzka rzecz, która tak bardzo mnie cieszyła. - Czy może być coś lepszego od czekolady? - Wymruczałem, całkowicie zmieniając swoje nastawienie, czym chyba już nawet nie zaskakiwałem swojego męża, był ze mną tyle lat, że i to stało się dla niego normalne.
- Ależ oczywiście, że może być - Sorey z zadziornym uśmiechem podszedł do mnie, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, przewracając mnie na plecy. - Na przykład kochanie się z taką słodziutką owieczką jak ty - Nie wiele musiał mówić lub robić, abym z wielką przyjemnością mu się oddał, kochając się z mężem do późnej nocy nim oboje zamknęliśmy oczy wtuleni w swoje rozgrzane ciała.
Obudzony przez wschodzące na niebo słońce rozciągnąłem leniwie swoje mięśnie, ręką poprawiając włosy będące w całkowitym nieładzie, wczoraj trochę zaszaleliśmy i teraz wyglądamy, jak wyglądamy, ponadto mój mąż musi zdecydowanie odpocząć, gdy ja grzecznie na niego poczekam, nie mam serca wybudzać go ze snu, gdy wczorajszej nocy sprawił mi tyle przyjemności.
Cichutko więc by nie wybudzić go ze snu, nakarmiłem i napoiłem konia, rozczesałem włosy, pozostawiając je rozpuszczone, wziąłem do ręki książkę, którą zacząłem czytać, zajmując czymś swój czas, nim mój mąż otworzy swoje oczy, nim to jednak nastąpiło moje oczy, znów się zamknęły, najwidoczniej cisza i spokój wywołały zmęczenie, które na chwilę pozwoliło mi odlecieć. Dosłownie na chwilę nim znów obudziłem się, przecierając zmęczone oczy, nic podczas mojej krótkiej drzemki się nie wydarzyło, z czego byłem zadowolony, nie chciałem, by komuś stała się krzywda, tylko dlatego, że zamknąłem na kilka minut oczy.
Wzdychając cicho, postanowiłem wstać, by przygotować mężowi śniadanie, nie chcąc znów zasnąć, doskonale zdając sobie sprawę z niebezpieczeństwa, które nas mogło czekać z mojej winy.
Przygotowując śniadanie, już nie mogłem się doczekać naszej wędrówki, tak bardzo chciałem już zwiedzić ciąg dalszy ruin, które kryły w sobie tak wiele niesamowitych tajemnic, czego byłem wręcz pewien, po wczorajszym zwiedzaniu pragnąc tylko zwiedzić jeszcze więcej i jeszcze więcej.
W głowie zwiedzając już zakamarki ruin, nie zorientowałem się, nawet kiedy mój mąż wybudził się ze snu, zaskakując mnie swoimi ciepłymi rękami oplatającymi mnie w pasie, zaskoczony tym faktem odwróciłem głowę, by na niego spojrzeć, bardzo uważnie przyglądając się mu.
- Coś się stało? Mam coś na twarzy, że tak się na mnie patrzysz? - Spytał, dotykając odruchowo swojego zarostu, który najwidoczniej jego zdaniem nie był okej, gdy mi wręcz bardzo się podobał.
- Nie, nic. Po prostu patrzę na twarz przystojnego faceta siedzącego tak blisko mnie - Wyznałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku. - Wyspałeś się? - Dopytałem, całując go w zarost, uśmiechając się jeszcze szerzej, nie wiem co mam zrobić lub powiedzieć by zrozumiał, że mi jego zarost się podoba i w żadnym wypadku go nie postarza, tak jak on sobie to ciągle wmawia.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz