Zastanowiłem się przez chwilę nad wypowiedzianymi przez mojego męża słowami, siedzenie tutaj jest nudne i nie wnosi niczego ciekawego do naszej wędrówki, dlatego właśnie powinienem przestać na propozycje męża, aby zwiedzić jaskinię. Może i nic ciekawego nie zobaczymy, oprócz wcześniej wypomnianych nietoperzy jednakże będzie to i tak lepsze od długiego i żmudnego siedzenia tutaj.
- Racja, uchronię konia przed wszelakimi drapieżnikami, a w tym czasie my zwiedzimy jaskinię - Wstałem szybko z ziemi pełen wracającej do mnie energii, a jednak będziemy robić coś lepszego niż tylko siedzenie na ziemi i wpatrywanie się w deszcz.
Sorey uśmiechnął się do mnie, widząc moją ekscytację, również wstając z ziemi, otrzepując swoje spodnie z pyłku, wszędzie się tu unoszącego podchodząc do konia, by go uwiązać, byleby tylko nam nie uciekł, szkoda by było stracić tak drogocenny dar.
- Możemy iść, koń uwiązany - Mężczyzna szybko zwrócił moją uwagę, dając mi sygnał, bym użył swoich mocy chroniących konia przed drapieżnikami, co zrobiłem wręcz błyskawicznie, po prostu chcąc już iść, wiem, wiem, jestem niecierpliwy a wszystko dlatego, że kazano mi tyle długich miesięcy siedzieć w zamku, żaden dorosły anioł wody tego nie znosi.
Nie myśląc za długo, po wykonaniu swojego zadania ruszyłem jako pierwszy w głąb jaskini, rozglądając się na boki i przed siebie nie zauważając niczego interesującego dla okna, ściany jaskini nie byłby ekscytujące, a kamienie znajdujące się pod nogami tylko utrudniały nam chodzenie, do tego z każdym następnym metrem robiło się coraz to ciaśniej więc aby przejść, byliśmy zmuszeni przeciskać się między wąskimi ścianami, o dziwo schodząc niżej. Tak w ogóle powinno być? Zerkając tylko na siebie z niedowierzaniem, schodziliśmy coraz niżej, dostrzegając z oddali niebieskie światło odbijające się od ścian.
- Coś tam chyba jest - Odezwał się Sorey, idący już jakiś czas przede mną przyśpieszając trochę kroku.
- Wolniej, jeszcze sobie coś zrobisz - Zawołałem za nim martwiąc się o niego, nie chcąc, aby coś złego mu się stało, ile to trzeba by przez kamienie znajdujące się na ziemi złamać, chociażby nogę lub przewrócić się i połamać kości.
Sorey zwolnił na moją prośbę tym razem wolniej i ostrożniej kierując się do.. Do jeziora znajdującego się w głębi jaskini?
- Jezioro w głębi jaskini? - Powiedzieliśmy to samo w tej samej chwili, nie dowierzając w to, co właśnie widzieliśmy, podchodząc do jeziora, które miało piękną błękitną i do tego ciepłą wodę więc nawet w jaskiniach jak w ruinach chowają się różne skarby, o których nie mieliśmy zielonego pojęcia.
Zachęcony ciepłą i tak cudownie czystą wodą już chciałem wejść do jeziora, by zobaczyć, co jest na jego dni i pewnie bym to uczynił, gdyby nie dłoń mojego męża powstrzymująca mnie przed wejściem do środka.
- No co? - Spytałem niezadowolony, nie wiedząc, czemu powstrzymuje mnie, przed sprawdzeniem co znajduje się pod wodą a co jeśli to dalszy ciąg jaskini? Warto by sprawdzić, czy jeszcze czegoś nie ukrywa to miejsce.
- Nie wiesz, co tam może się znajdować, lepiej nie wchodź, nie ufam temu - Wyznał, tym samym wyjaśniając mi swój punkt widzenia, który rozumiałem, co nie oznaczało, że akceptowałem, jestem serafinem wody, muszę to sprawdzić, po prostu muszę.
- Nie martw się kochany nie tak łatwo dopaść mnie w wodzie - Zapewniłem, całując go w policzek. - Nic się nie martw, wszystko będzie dobrze, tylko sprawdzę, czy nie ma tam innego przejścia i wrócę - Dodałem, wchodząc do wody, co jak co ale przed tym nikt mnie nie powstrzyma nawet mój mąż.
Pod wodą mimo najszczerszych chęci nie znalazłem nic zupełnie nic, brak ryb, brak jakichkolwiek istot żywych, brak przejścia nie było tam nic, jezioro było puste, co się dziwić w końcu nie ma tu nawet nietoperzy, które ponoć często znajdują się w jaskini, żadne zwierze by tu nie przetrwało, nie mając dostępu do pożywienia, tego mogłem się od razu spodziewać. Sam nie wiem, na co do końca liczyłem chyba na łut szczęścia, że zobaczę tu coś niesamowite, no i mocno się przeliczyłem.
Wynurzając się z wody, wyszedłem na brzeg, pozbywając się wody z ubrań i włosów, rozglądając się po całej jaskini.
- To koniec wędrówki nie ma już żadnego przejścia dalej - Zwróciłem się do męża, nie dostrzegając już niczego ciekawego w tym miejscu, chyba najwyższa pora wracać, spędziliśmy sporo czasu na wędrówce w dół. Co oznacza, że wędrówka do góry zajmie nam jeszcze więcej czasu jak dobrze, że nigdzie nam się nie śpieszy.
- W takim razie wracajmy mamy spory kawałek drogi do pokonania - Chwytając mnie za rękę, pociągnął w stronę drogi powrotnej, mając świętą rację i tak nic lepszego tu już nie ujrzymy, najlepiej jest wrócić i odpocząć po wędrówce, która nawet i mnie troszeczkę zmęczyła.
Do miejsca, gdzie stał nasz obóz, wróciliśmy po kilku godzinach, sam nie wiem, ile dokładnie czasu straciliśmy na zwiedzaniu jaskini, najważniejsze jednak było to, że przez cały ten czas byliśmy razem, rozmawiając i spędzając wspólnie czas. Muszę przerznąć, że miło było przejść się po jaskini, nawet jeśli nie było w niej nic interesującego prócz jeziora, robiąc przynajmniej coś razem. Coś, czego jeszcze nigdy razem nie robiliśmy...
Zmęczeni postanowiliśmy rozpalić ognisko i odpocząć po kilku godzinnym zwiedzaniu o ile ciemne ściany można było nazwać zwiedzaniem, bardziej może nazwać to wędrówką w dół jaskini i z powrotem tak zdecydowanie lepiej to brzmi.
Myśląc o totalnych głupotach, nie dostrzegłem, kiedy to mój ukochany człowiek rozłożył koc i na nim zasnął, najwidoczniej był bardzo zmęczony tym wczesnym wstawaniem, no nic niech śpi i tak nic lepszego do robienia tu nie ma.
Cichutko wzdychając, położyłem się obok, wtulając w jego ciało, postanawiając również odpocząć, co prawda spać mi się absolutnie nie chciało, z powodu wczesnej pory mogłem za to poleżeć w ramionach męża, pilnując by nic ani nikt nie przeszkodził mu w odpoczynku. Jednocześnie regenerując własne siły w mięśniach, do późniejszej wędrówki i innych przyjemnych rzeczy.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz