Po wypowiedzianych przez mojego męża słowach odwróciłem się w jego stronę, kładąc ciepłe dłonie na jego policzkach, łagodnie uśmiechając się przy tym.
- Mężu mój najukochańszy nie chcę iść już na dwór, zdecydowanie wolę spędzić resztę dnia z tobą w ciepłym łóżku gdzie przez resztę dnia będziemy się wylegiwać, nie robiąc kompletnie nic - Wyznałem, bardzo chcąc spędzić z nim czas, naturalnie marze o tym, by pobyć jeszcze chwilę na dworze, jednakże to marzenie nie jest tak silne, jak chęć spędzenia czasu z ukochaną osobą.
- Jesteś pewien? Nie wolisz jednak spędzić czasu na dworze? W końcu doskonale widzę, jak bardzo chcesz tam iść, a przecież wiadomo, że twoje dobro jest najważniejsze - Gdy to powiedział, poprawił moją grzywkę, aby nie zasłaniała mi oczu, w które jak twierdził, uwielbia tak patrzeć tylko dlaczego nie wiem, nie ma w nich nic niezwykłego, to tylko zwyczajne oczy o rzadko spotykanym kolorze tęczówki nie ma za bardzo co w nich takiego lubić.
- Sorey czy ty mnie wyganiasz? - Uniosłem podejrzliwie brew, widząc od razu jego zakłopotanie. - Już rozumiem, chcesz, żebym poszedł na dwór, a ty w tym czasie wrócisz do łóżka bez obiadu, nie ma tak dobrze, idziemy na obiad i to zaraz - Nie dając mu prawa głosu, chwyciłem jego dłoń, ciągnąc w stronę jadalni, nie zwracając uwagi na malinki, które były widoczne mimo chusty zawiązanej na szyi tyle dobrego, że sama obroża była zakryta, nie chciałbym bowiem, by ktoś prócz mojego męża mnie w niej widział.
Mój mąż przez całą drogę do jadalni tłumaczył, że to nie tak i, że tak naprawdę nie chodziło mu o to, by mnie spławić, a raczej o moje dobre samopoczucie, tak oczywiście wszystko kręci się wokół mnie, a on nie ma w tym swojego celu, nie nabiorę się, ponieważ wiem co w głowie mu siedzi, to w końcu ja w tym związku jestem tym sprytniejszym, nie ubliżając mojemu mężowi, ale tak jest, ma za to coś innego. Coś, czego mi brakuje, a mianowicie siłę i dominację, z czego powinien być bardzo dumny, mało osób jest w stanie siłą mierzyć się z aniołem, a jeszcze mniej jest w stanie zdominować anioła, co mu udało się wręcz doskonale i jestem tego żywym przykładem.
- Daj spokój, siadaj i już nie gadaj, służba zaraz ci coś przyniesie - Uciszyłem go, siadając obok na krześle, doskonale zdając sobie sprawę, że już za chwilę ktoś przyniesie mężczyźnie coś do jedzenia, nie spodziewałem się jednak, że wraz z jedzeniem do jadalni przyjdą serafiny i Alisha ich nam jeszcze tylko było trzeba. To znaczy pani jeziora i królowa jeszcze były do przeżycia jednakże Zaveid i Edna cóż oni jak żmije potrafili człowieka, a nawet anioła doprowadzić do gniewu co już było wyczynem.
Tak jak mogłem się spodziewać Edna i Zaveid słownie trochę pokiereszowali mojego męża, który musiał znosić wiele złośliwości na temat pozostawionych przeze mnie malinek, mi tym razem dając spokój, miło z ich strony nie spodziewałem się tego po nich.
- Niby już tacy dorośli a wciąż jak dzieci - Odezwałem się, musząc wreszcie odciągnąć ich uwagę od biednego Soreya, który nawet spokojnie zjeść nie mógł z powodu tej dwójki.
- To tak jak ty niby dorosły a wciąż dzieciak - Odezwała się jako pierwsza Edna, poprawiając swoje piękne długie włosy, w których naprawdę było jej do twarzy.
- Nigdy nie mówiłem, że jestem dorosły może jedynie mądrzejszy od waszej dwójki - Ta złośliwość z mojej strony rozgniewała oba serafiny, które obiecały, że się na mnie jeszcze zemszczą, z obrazą wychodząc z jadalni. Jak miło od razu zrobiło się jakoś ciszej.
Zadowolony z siebie uśmiechnąłem się do zaskoczonego męża, całując go w policzek.
- Jedz, bo ci wystygnie - Zwróciłem mu uwagę, nie przejmując się obecnością pozostałej jeszcze dwójki, która rozmawiała to z nami to ze sobą, w sposób bardzo grzeczny spędzając z nami czas podczas posiłku.
- To, co będziemy teraz robić? - Zapytałem, siadając na łóżku, gdy Sorey najedzony wrócił ze mną do sypialni.
- A teraz mój najcudowniejszy na świecie aniele będziemy odpoczywać - Stwierdził, kładąc się do łóżka, ciągnąc mnie za sobą. No dobrze w końcu to mu obiecałem, resztę dnia spędzę z nim na lenistwie.
- W porządku tylko nie nazywaj mnie cudownym - Poprosiłem, kładąc głowę na jego klatce piersiowej.
- Dlaczego? Przecież jesteś najcudowniejszym, najsłodszym i najseksowniejszym aniołem, na jakiego świecie tylko znam i do tego należysz tylko do mnie już na zawsze - Po tych słowach połączy nasze usta w namiętnym pocałunku, który trwał kilka może kilkanaście długich chwil.
- Chciałbym ci powiedzieć dlaczego, znam jednakże twoje zdanie na ten temat i wole już o tym nie mówić. Powiedz ty mi raczej, kiedy wyruszamy w podróż? - Zapytałem, gdy tylko oderwał się od moich ust.
- Sam nie wiem a ty, kiedy byś tego chciał? - Na to pytanie odpowiedziałem wręcz błyskawicznie, chcąc jak najszybciej wyruszyć w drogę, by nie przebywać ciągle w czterech ścianach.
- Jak najszybciej nawet jutro... To znaczy, jutro to przesada wiem, jednakże fajnie by było wreszcie spędzić czas sam na sam bez osób trzecich i stresu, który odczuwamy. Bojąc się, że ktoś nas przyłapie - Przyznałem, patrząc prosto w oczy męża, odgarniając na bok grzywkę, która usilnie zakrywała mi oczy, utrudniając odrobinę widzenie.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz