Nie miałem za wielkiej ochoty wstawać z łóżka, które było takie mięciutkie, cieplutkie i wygodne. Jeszcze wczoraj miałem ochotę jechać, ale teraz już troszeczkę mi się odechciało. Uniosłem leciutko jedną powiekę i zaraz ją zamknąłem, było jeszcze ciemno, a on już chciał jechać...? Chociaż, może to wina ciężkich zasłon, które naciągnąłem wczoraj wieczorem... nie, nie mogę tak myśleć, bo będę chciał wstać, jest ciemno w pokoju, bo jest ciemno na zewnątrz i koniec tematu.
- No właśnie nie, musiałem dostatecznie dobrze zająć się moją wiecznie nienasyconą Owieczką – wymamrotałem i korzystając z tego, że Mikleo położył się obok nie, objąłem go ręką w pasie i przysunąłem bliżej siebie, by móc się do niego wtulić. Niewiele myśląc, wsunąłem nos w jego włosy, zaciągając się jego zapachem. Musiał być świeżo po kąpieli, ponieważ jego zapach był znacznie silniejszy, a kosmyki jeszcze wilgotne. To kiedy on wstał, że już miał za sobą kąpiel...? – Pada? – spytałem, mając wyjątkową ochotę na deszcz. Gdyby pogoda była okropna, moglibyśmy sobie jeszcze leżeć w łóżeczku i cieszyć się wygodą, których na wyprawie mieć nie będziemy. Znaczy, ja nie będę miał wygodnie, ponieważ założę się, że mój mąż wykorzysta moje ciało, by sobie na nim leżeć, a lepiej spać na kimś, niż na gołej ziemi.
- Nie, świeci piękne słońce, pogoda wręcz idealna do wyruszenia – powiedział wesoło, odgarniając moje kosmyki z czoła. Słysząc jego słowa westchnąłem ciężko, nie do końca zadowolony. Taki drobny deszczyk z rana nikomu by nie zaszkodził... – Cieszę się, że się cieszysz. Idę ci przygotować kąpiel, bo później może być o nią ciężko – dodał, po czym pocałował mnie w nos i wydostał się z mojego uścisku. – No już, wstawaj – mówiąc to, rozsunął kotary, wpuszczając światło do środka.
Kiedy tylko poczułem promienie słońca na swojej twarzy, wymamrotałem pod nosem kilka przekleństw i ukryłem się całkowicie pod kołdrą. Naprawdę nie spałem w nocy, starałem się jak najlepiej wykorzystać ten czas, jaki pozostał nam w zamku. Znaczy, oczywiście, na wyprawie też będziemy mieć czas dla siebie, i to nie tylko czas, ale i prywatność. Co innego jednak kochać się mając pod sobą miękki materac, a nie twardą, brudną ziemię z kamieniami i patykami, które wbijają się w plecy.
Chwila spokoju, którą podarował mi Mikleo wychodząc do łazienki, w zupełności wystarczyła, bym znowu zasnął. Na całe trzy minuty, ponieważ zaraz później mój mąż wrócił i ściągnął ze mnie kołdrę, ale to były cudownie zbawienne trzy minuty.
- Czemu musiałeś mnie obudzić tak wcześnie? – wymamrotałem, kiedy w końcu podniosłem się z łóżka. Leniwie przeciągnąłem zastygłe mięśnie, starając się wybudzić. Mam nauczkę na przyszłość, następnym razem przed jakąś wyprawą będę spać, a nie dogadzać mojemu mężowi na każdy możliwy sposób, nie ważne, jak bardzo by mnie on kusił. No dobrze, może nie pozostawię go tak całkowicie bez niczego, ale bardziej jednak postawię na sen.
- Jak wcześnie, jest ósma. Znaczy, prawie ósma. Za jakąś niecałą godzinę będzie ósma – wyjaśnił, a na jego słowa jęknąłem cicho. Rozumiem, że zwykle wyrusza się jak najwcześniej, ale miejmy litość. Jestem tylko człowiekiem, potrzebuję trochę więcej snu niż taka istota boska.
- Czyli o której ty wstałeś, skoro już jesteś po kąpieli? – spytałem, patrząc na niego uważnie.
- O świcie. Najpierw upewniłem się, czy aby na pewno wszystko wzięliśmy, a dopiero później wziąłem kąpiel. Pójdę przygotować ci śniadanie, będziemy przecież podróżować cały dzień – odpowiedział Mikleo, po czym wyszedł z pokoju.
Nie pozostało mi nic innego, jak tylko się wykąpać i ogarnąć. Starałem się nie spędzać za dużo czasu w balii, by znowu się nie rozleniwić, mój aniołek tak strasznie cieszył się na tę podróż, nie chciałem przeciągać tego wszystkiego jeszcze bardziej. Poza tym, nie chciałem za długo patrzeć na swoje ramię, w którym było to obrzydliwe wgłębienie. Miałem nadzieję, że na swojej drodze nie spotkamy żadnego, wymagającego przeciwnika, ponieważ z takim mógłbym mieć problem. Co ja gadam, z każdym przeciwnikiem miałbym problem, nie mam już tej samej sprawności, co dawniej. Muszę powoli zacząć przestawiać się na lewą rękę, bo prawą jestem już w stanie niewiele robić. Dobrze, że jeszcze potrafię cokolwiek nią zrobić. Po szybkiej kąpieli zdecydowałem się pozbyć zarostu, który tak strasznie mnie postarza. Przy Mikim nawet z gładko ogolonymi policzkami wyglądam staro, więc jak źle muszę wyglądać, kiedy nie jestem ogolony...?
Ogarnięty i ubrany wyszedłem z łazienki mając nadzieję, że Mikleo jeszcze nie wrócił ze śniadaniem, bo to oznaczałoby, że kąpiel nie zajęła mi wiele czasu. Niestety, mój aniołek już był w pokoju i siedział na łóżku, rozmawiając wraz z Yukim. Staram się, ale i tak mi nic nie wychodzi, muszę być naprawdę pechowym człowiekiem, dlaczego Mikleo jeszcze ze mną jest, nie mam pojęcia. Przez ten czas, który jest ze mną, znalazłby z dziesięć osób, które są lepsze i bardziej go warte, niż ja. Tu nie chodzi tylko o to, że długo zajęła mi kąpiel, albo że zbierałem się z łóżka przez dwadzieścia minut, tylko ogólnie o całość. Nie jestem człowiekiem dla niego... dziwne rozkminy mnie naszły, a to wszystko przez to, że długo się zbierałem, jestem naprawdę dziwnym człowiekiem.
- Przepraszam, że tak długo – powiedziałem do mojego męża, po czym podszedłem do niego i pocałowałem go w czoło, jednocześnie czochrając włosy naszego syna.
- Nie masz za co. A teraz idź zjeść i wypić kawę, nim ci ostygnie – odpowiedział niewzruszony, uśmiechając się do mnie słodziutko. W końcu mogłem bez problemu zobaczyć te wesołe iskierki w jego oczach, które dotychczas były dla mnie mało widoczne. Tak, podcięcie tej grzywki to był bardzo dobry pomysł.
- Za moment będzie wszystkie zjedzone i będziemy mogli wyruszać – obiecałem, nie chcąc kazać mu dłużej czekać. Mimo, że miękkie łóżko nadal wydawało się kuszącą opcja, byłem już wystarczająco rozbudzony i gotów do drogi. Znaczy, prawie, wystarczyło tylko, że zjem śniadanie, które wydawało się całkiem spore... cóż, najwyżej to będzie ten jeden posiłek na cały dzień, to nawet lepiej, bo nie będziemy musieli stawać na żadne dłuższe postoje aż do wieczora.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz