wtorek, 29 czerwca 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Jako empatyczny człowiek i były pasterz powinienem powiedzieć mojemu mężowi, że zachował się niewłaściwie, ale jakoś nie mogło mi to przejść przez gardło. Faktycznie, byłem bardzo zaskoczony, kiedy go na zewnątrz wściekłego, a przed nim stał Arthur z dziwnie wygiętą ręką i grymasem bólu na twarzy, ale czy byłem zły na Mikleo i czy personalnie uważałem, że postąpił źle? Absolutnie nie. Nie przepadałem za Arthurem po tym, jak zaczął przystawiać się do mojej Owieczki, a po tym, jak się pobiliśmy, zaczął mnie darzyć podobną niechęcią. A później było już tylko gorzej. Wierzyłem jednak, że mój mąż niesprowokowany nie zrobiłby mu krzywdy – nawet będąc w okresie dojrzewania – więc najwidoczniej musiał bardzo przegiąć. Zresztą, o jakiej krzywdzie tutaj mówimy, widziałem, jak Lailah już zabierała się za nastawianie złamanej kości, co musiało go bardzo mocno zaboleć, i leczenia złamania, czyli tak w sumie, nic złego się nie stało. Tylko troszkę bólu, ale jestem pewien, że już w tym momencie jest tak samo sprawny, jak godzinę temu. A to, że go trochę zabolało, może go czegoś nauczy. Nie chciałem mówić, że Arthur jest złym pasterzem, bo po tym, jak ja się zachowywałem w tym okresie, nie miałem prawa tak mówić, ale trochę brakowało mu do bycia faktycznie tym dobrym. Miałem nadzieję, że Lailah jakoś go ogarnie i naprowadzi na prostą. 
- Nie musisz się nim przejmować, nie zrobiłeś niczego złego – odezwałem się łagodnie, uśmiechając się ciepło do męża. – Jestem pewien, że sam się o to prosił. 
- Złamanie ręki za obrażanie to raczej nie jest odpowiednia kara – powiedział niepewnie, nagle martwiąc się swoimi czynami. Obrażanie... co on mu takiego powiedział? 
- Jego ręka w tej chwili pewnie już nie jest złamana. Widziałem, jak Lailah mu pomagała, czyli jedyne, co mu zapewniłeś, to troszkę bólu – wyjaśniłem, nie przestając się do niego uśmiechać. – Po tym, jak cię traktował i co ci robił wydaje mi się, że na to zasłużył. 
Mikleo, wyglądający na odrobinkę załamanego, usiadł z nieszczęśliwą miną na łóżku. Jeszcze tego brakowało, aby obwiniał się przez tego dupka... jest zdecydowanie za dobry i za wyrozumiały. Usiadłem obok niego i delikatnie objąłem go w pasie prawą ręką, całując go delikatnie w ramię. Znowu musiałem go pocieszyć i podnieść na duchu, a wszystko przed tego idiotę. Ale to nic, pomogę mojemu aniołkowi najlepiej, jak tylko mogę, nie mogę pozwolić na to, aby przez Arthura stracić cały progres, jaki do tej pory zrobiliśmy. 
- Jeśli ty byś mu niczego nie zrobił, to ja przywaliłbym mu w żeby. Lewą czy prawą ręką, dla mnie było to bez różnicy – dodałem, opierając brodę o jego ramię, starając się go pocieszyć. 
- To chyba lepiej, że ja to zrobiłem – odpowiedział, wymuszając się na delikatny uśmiech. 
- Co on ci w ogóle powiedział? – spytałem, przyglądając mu się uważnie. 
- Zaczął nabijać się z tego, że dojrzewam i że jestem dziecinką – bąknął, znowu się chmurząc. Zaniepokoiłem się tą informacją, ponieważ doskonale wiedziałem, że cała ta sytuacja ma miejsce przeze mnie. Gdybym tylko się bardziej pilnował, Arthur by się do niego nie przyczepił, a Miki by się nie wkurzył. 
- W takim razie nie powinieneś obwiniać siebie, a mnie. Zacząłem się strasznie o ciebie martwić, zamknąłeś się na mnie i nie chciałeś rozmawiać, dlatego poszedłem do Lailah dowiedzieć się paru rzeczy i poprosić o poradę. Nie sądziłem, że ten idiota będzie podsłuchiwał i... – Mikleo nie pozwolił mi dokończyć, wpijając się w moje usta. Zaskoczony tym niespodziewanym pocałunkiem zamrugałem kilkakrotnie starając się zrozumieć, co się właśnie stało, ale nim zdążyłem zareagować, Miki odsunął się ode mnie, pozostawiając mnie w lekkim szoku. 
- Nie jestem na ciebie zły, bo to wszystko to nie jest twoja wina. Wiem, że działałeś w dobrej wierze – odezwał się spokojnie z wymalowanym na twarzy spokojem. 
- Ale gdybym tego nie zrobił, on by się nie dowiedział – dalej uparcie trzymałem się swojego i tego, że to moja wina, bo tak jakby, była. Wystarczyło więcej ostrożności, a Miki w tym momencie nie czułby wyrzutów sumienia z powodu Arthura i jego złamanej na kilka minut ręki. 
- Czy to mi przypadkiem ostatnio nie mówiłeś, bym nie obwiniał się za coś, za co winny nie byłem? – spytał, a ja się lekko zastanowiłem. Fakt, mówiłem mu to dokładnie wczoraj, jeśli dobrze pamiętam. 
- Mówiłem, ale czy ty mnie przypadkiem nie posłuchałeś i dalej uparcie twierdziłeś, że jesteś winny? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, pozwalając sobie na delikatny uśmiech, biorąc to wszystko jako delikatne przekomarzanie się. 
- To było dawno i nieprawda. Poza tym, to była zupełnie inna sytuacja – odparł, delikatnie pusząc policzki, co dodawało mu tak cudownego uroku, plus jeszcze te słodkie, letnie ubranka... tak, to był zdecydowanie dobry pomysł, aby mu je kupić. 
- Tak sobie tłumacz – odpowiedziałem lekko rozbawiony, podnosząc głowę i całując go w czoło. – Pójdę zobaczyć się z Lailah i sprawdzić, co ten pacan na ciebie naopowiadał. Idziesz ze mną? – spytałem, zabierając dłoń z jego biodra. 
- Nie chcę go widzieć na oczy – bąknął, na co pokiwałem głową. Wcale mu się nie dziwiłem, też nie miałem na to najmniejszej ochoty, ale musiałem wytłumaczyć sytuację Lailah oraz Alishi. Wątpiłem, aby kobiety uwierzyły pasterzowi na słowo, bo przecież one znały Mikleo doskonale, ale wolałem nie ryzykować i przedstawić im także drugą wersję całej tej sytuacji. 
- Więc ja idę oczyścić twoje dobre imię, a ty... nie wiem, może zrelaksuj się w balii, albo coś poczytaj. Ja zaraz wrócę – powiedziałem, podnosząc się z łóżka i zaraz po tym wyszedłem z pokoju. 
Jak się okazało, w pokoju pasterza była nie tylko sam pasterz i Lailah, ale i także Alisha. Ucieszyłem się z tego powodu, ponieważ dzięki temu nie będę musiał chodzić po całym zamku i szukać królowej. Arthur nie był zadowolony z mojej obecności i chciał mnie natychmiast wyprosić z pokoju, ale Alisha powiedziała, że mam zostać. Jak myślałem, pasterz przedstawił sytuację zupełnie inaczej i niezgodnie z prawdą, przez co to Mikleo wyszedł na potwora. Oczywiście, przedstawiłem wersję mojego męża, która była prawdy zdecydowanie bliżej i w którą kobiety uwierzyły. Lailah wyglądała na zmartwioną i może nawet odrobinkę wkurzona. Poprosiła mnie i królową o opuszczenie pokoju, ponieważ musi poważnie porozmawiać z pasterzem, na co oczywiście się zgodziliśmy. W końcu, najwyższa pora, aby go trochę ogarnęła. 
Myślałem, że teraz będę mógł spokojnie wrócić do pokoju, ale Alisha poprosiła mnie, abym na chwilę poszedł z nią do jej gabinetu. Kiedy znaleźliśmy się w środku, od razu w oczy rzucił mi się rozwalony na fotelu Lucjusz. A więc ten mały zdrajca zaszył się tutaj... pomyśleć, że Mikleo tak się o niego martwi, o co w życiu bym go nie podejrzewał. Nie sądziłem, że tak bardzo zżyje się z kotem, zwłaszcza, że z początku oboje się nie lubili i co dodatkowo, Mikleo był o niego zazdrosny. Chociaż twierdził, że nie, co było strasznie urocze i zabawne jednocześnie... no nic, będę teraz mógł mu przekazać, że jego ulubieniec ma się świetnie i nie musi się o niego martwić. 
- Proszę bardzo. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Mam nadzieję, że ci się spodoba – Alisha, która szukała przed chwilą czegoś w biurku, nagle się wyprostowała, a w rękach trzymała ładnie zapakowaną paczuszkę, w której prawdopodobnie znajdowała się książka, a przynajmniej tak to wyglądało. Przyznam, to wszystko mnie lekko zaskoczyło. Jakie urodziny? O czym ona mówi?
- Mam dzisiaj urodziny? – spytałem jakże inteligentnie, patrząc na nią zaskoczony. To ten dzień? 
- Tak właściwie, to jutro, ale nie będę jutro obecna, więc chciałam ci go dać ten dzień wcześniej – wyjaśniła z uśmiechem, podchodząc do mnie, by wręczyć mi prezent. 
- Mam jutro urodziny? – spytałem, jeszcze bardziej zaskoczony. 
Przyznam, odrobinkę mi się zapomniało, no i też nie miałem głowy do tego, by myśleć o tak trywialnych i samolubnych rzeczach jak moje własne urodziny. W sumie, to nie obchodziłem ich od... od śmierci mojego męża. Ale skoro teraz już do mnie wrócił, chyba już mogę... chociaż, nie wiem, czy jestem jeszcze w nastroju do takich rzeczy. No i także są w tym momencie ważniejsze rzeczy, jak świętowanie tak trywialnych rzeczy, jak moje urodziny. Muszę w tym momencie pomóc Mikleo w tym trudnym dla niego okresie, muszę pilnować, aby czuł się dobrze, bezpiecznie i by nie obwiniał się o każdą głupotę, a to jest trudne, biorąc pod uwagę to, że jego nastrój potrafi się zmienić w każdej chwili i to przez jakąś drobnostkę, którą przecież by się normalnie nie przejął. 
- Musisz być bardzo zabiegany, skoro zapomniałeś o tak ważnym święcie – zauważyła rozbawiona, a ja jedynie uśmiechnąłem się do niej przepraszająco. Nie uważałem, aby moje urodziny były jakimś szczególnie ważnym świętem, ale nie chciałem jej tego mówić na głos, ponieważ zaraz by mnie zbeształa. 
- Mam ostatnio troszkę na głowie – przyznałem, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. – Dziękuję ci bardzo za prezent, ale... wiesz, że to nie było konieczne, prawda? – spytałem, odbierając paczuszkę. Szczerze, to wystarczyłoby mi samo „wszystkiego najlepszego”, a i tak zrobiłoby mi się miło. 
- Wiem, ale chciałam ci zrobić małą przyjemność. Mam nadzieję, że tego jeszcze nie czytałeś, trochę się naszukałam – wyjaśniła, a z jej ust nie schodził uśmiech. 
Jeszcze rozmawialiśmy przez kilkanaście minut, pozwalając sobie tym samym na krótką przerwę. Później ona musiała wrócić do obowiązków królowej, a ja do anioła, który w każdej chwili mógł zacząć przechodzić kryzys i załamanie nerwowe, a gdyby tak się stało, musiałem być przy nim. 
Przyznam, przeżyłem lekkie zaskoczenie, kiedy wszedłem do pokoju. Wszelkie poduszki oraz koce z naszego łóżka znalazły się na środku pokoju, chyba tworząc tym samym bazę. Sadząc po głosach, które stamtąd dobiegały, musieli znajdować się tam zarówno Mikleo jak i Yuki. I wydawali się bardzo dobrze bawić, ponieważ co chwila było słychać chichoty. To było urocze, nawet i bardzo urocze. Mój Miki trochę odżył, co mnie bardzo cieszyło. Czy to znaczyło, że w jego przypadku dojrzewanie powoli dobiegało końca...? Miałem taką nadzieję, chociaż stwierdzić tego nie mogłem. To sam anioł mógł stwierdzić, czy się to kończy, czy nie. 
- A co się tu dzieje? – spytałem rozbawiony, odkładając prezent na stół. Podszedłem do bazy i uklęknąłem przed nią, delikatnie odgarniając koc. Moim oczom rzuciła się jedna, szczególna rzecz, a mianowicie ciasteczka, na które zaraz nabrałem ochoty. Właściwie, to nawet byłem troszkę głodny, ale myślę, że obiad może chwilę poczekać, teraz najwyższa pora, aby spędzić troszkę czasu z rodziną. 

<Aniołku? c:>

Od Shōyō CD Taiki

 Pokiwałem głową, zgadzając się na słowa mojego narzeczonego, chociaż nie za bardzo rozumiałem, dlaczego mielibyśmy się śpieszyć. Byłem pewien, że znajdziemy się na miejscu na czas, a jeżeli odrobinkę spóźnimy, to przecież nic się złego nie stanie, a i tak wątpiłem, że wszyscy spotkamy idealnie o wyznaczonej porze. Chociaż, może chciał przyjść wcześniej, bo nie mógł się doczekać? To też był całkiem sensowny powód. 
Taiki uśmiechnął się do mnie delikatnie, a następnie splótł nasze palce i pociągnąłem mnie w stronę wyjścia. Zauważyłem, że nie był tak bardzo radosny, jaki powinien być, w końcu chodziło o piłkę, którą uwielbiał, powinien być cały w skowronkach, więc czemu nie jest? Wydawał mi się troszkę zamyślony i nawet odrobinkę zmartwiony, a ja nie miałem pojęcia czym. Powinienem się go spytać, co go trapi? Czy może dać mu spokój? Jeszcze nie potrafiłem określić kiedy dać mu spokój, a kiedy delikatnie go podpytać i okazać mu wsparcie. Przede mną nadal było wiele nauki, jeżeli chciałem być dla mojego narzeczonego jak najlepszym partnerem, a przecież to oczywiste że chciałem. On jest dla mnie najlepszy, więc i ja powinienem być dokładnie taki sam dla niego, a to raczej średnio mi wychodzi, przynajmniej takie miałem wrażenie. 
- Wszystko w porządku? – spytałem cichutko, patrząc na niego niepewnie, jednocześnie starając się dotrzymać mu kroku. Co jak co, ale miałem z tym lekkie problemy, Taiki był ode mnie wyższy i tym samym miał znacznie dłuższe nogi, a ja byłem małym przykurczem i musiałem bardzo szybko przebierać swoimi króciutkimi nóżkami, by za nim nadążyć. Naprawdę bardzo nie chciał się spóźnić, albo bardzo szybko chciał się znaleźć na boisku. 
- Słucham? Tak, tak, wszystko w porządku – odpowiedział, nagle się ożywiając. Skoro uważa, że wszystko w porządku, to chyba nie powinienem na niego naciskać, nie chciałbym, aby poczuł się osaczony, czy coś. – Nadążasz jeszcze za mną? Nie za szybko idę? – dopytał, mimo wszystko zauważalnie zwalniając, co przyjąłem z ulgą. 
- Nie, wcale nie – odpowiedziałem, nie chcąc sprawiać, aby Taiki poczuł się źle. – Ale nie musieliśmy się tak bardzo spieszyć, nikogo jeszcze nie ma – zauważyłem po chwili, kiedy naszym oczom ukazało się puste boisko. 
- To my sobie poczekamy na nich, a później będę mógł ich ochrzanić – zażartował lekko, uśmiechając się do mnie szeroko. Jego humor zaczął powoli się zmieniać na lepsze, co i mnie ucieszyło. 
Usiedliśmy na trawie w oczekiwaniu na resztę drużyny, zabijając czas rozmową na temat raczej trywialnych rzeczy lub po prostu się przekomarzając z równie głupich powodów. Przez ten czas powoli zaczęła zbierać się reszta chłopaków, którzy się witali i do nas dołączali. Po jakichś piętnastu, może dwudziestu minutach wszyscy potrzebni byli już obecni, więc mecz mógł się już odbyć. Ja, jak wcześniej mówiłem Taiki’emu, postanowiłem posiedzieć na uboczu i jedynie poobserwować ich grę. Trochę jak za dawnych czasów, tylko już się nie musiałem się przed niczym ani nikim ukrywać. 
Oczywiście na meczu się nie skończyło. Chłopaki dawno się nie widzieli i chcieli spędzić ze sobą jeszcze trochę czasu, więc w tym celu zamierzali na szybko zorganizować ognisko. Taiki wcześniej spytał się mnie o to czy mam ochotę iść, czy chcę już wracać do domu, a ja, rzecz jasna, się zgodziłem. Widziałem, że mój narzeczony był bardzo podekscytowany i ucieszony z tego pomysłu, więc jak mógłbym powiedzieć mu nie? No dobrze, niby bym mógł i poszedłbym do domu, a Taiki poszedłby na to ognisko, ale musiałem go przecież pilnować. Nigdy nie wiadomo, na co mógłby wpaść, a przecież jutro ma pracę. No i chciałem z nim spędzić tyle czasu, ile mogłem, bo wkrótce to tak możliwe nie będzie. 
Po przyjemnie spędzonym czasie wróciliśmy do domu bardzo późnym wieczorem, oboje w bardzo dobrych humorach i może odrobinkę podpici, ale tylko odrobinkę. Oboje musieliśmy się pilnować, by przypadkiem nie przesadzić z alkoholem. Najciszej, jak tylko potrafiliśmy, udaliśmy się do sypialni mojego narzeczonego, by szybko się przebrać się w bardziej luźne rzeczy i zaraz położyć się do łóżka. Myślałem, że teraz będę mógł się wtulić w ciało ukochanego i pójść spać, ponieważ wczoraj musieliśmy wstać wyjątkowo wcześniej, gdyż Taiki zaczynał pracę wcześniej niż zwykle... znaczy, ja nie musiałem, ale chciałem, czego nie chciał Taiki uważając, że moje wstawanie o tej porze byłoby bezsensu. Cóż, nie dla mnie, ja z wielką chęcią wstanę skoro świt i przygotuję mu śniadanie, by nie musiał iść do pracy głodny. Wracając, myślałem, że pójdziemy spać, ale Taiki nachylił się nade mną i złączył nasze usta w delikatnym pocałunku, wsuwając jedną ze swoich dłoni pod koszulę, którą mu ukradłem do spania. Najwidoczniej upominał się o obietnicę, którą złożyłem mu będąc nad jeziorem. To nie tak, że o niej zapomniałem, po prostu nie sądziłem, że jeszcze ma siły na takie rzeczy, w końcu dużo się dzisiaj działo, najpierw mecz, później jeszcze to ognisko... ale skoro zaczął się upominać to oczywiście postanowiłem swoją obietnicę wypełnić, zachowując się przy tym odpowiednio cicho. Nie chciałem w końcu, aby usłyszała nas pani Kato czy Shingo, chociaż nie miałem pewności, czy ten drugi był w domu. 
- Właściwie, zapomniałem ci dzisiaj podziękować – powiedziałem cichutko, kiedy po przyjemnych chwilach położyłem się na nim i pozwoliłem, aby okrył nas obu cienkim kocem, który w tych gorących dłoniach zastępował nam kołdrę. 
- Za co? – spytał zaskoczony nie wiedząc, co miałem na myśli, i absolutnie się mu nie dziwiłem. A za moment będzie pewnie jeszcze bardziej zdziwiony. 
- Za prezent, był wspaniały – wyjaśniłem, całując go w linię żuchwy. Oczywiście miałem na myśli prezent urodzinowy, który był dokładnie taki, o jaki go poprosiłem, czyli spędziliśmy razem cały dzień. Tylko nie jestem pewien, czy załapie, ale lepiej dla mnie, aby nie załapał. 
- Jaki prezent? O czym ty wygadujesz? – dopytywał, mocno zdezorientowany. 
- Nieważne, wkrótce ci wytłumaczę, po prostu chciałem, abyś wiedział, że bardzo ci jestem wdzięczny za ten dzień. Dobranoc – powiedziałem, zamykając oczy i wtulając się w jego ciało, z każdą chwilą czując się coraz to bardziej zmęczony. Teraz musiałem tylko nie zaspać i pilnować się, aby wstać wraz z moim ukochanym. Nie daruję sobie, jeżeli wstanę późnym rankiem, a Taiki’ego obok mnie nie będzie. 

<Taiki? c:> 

poniedziałek, 28 czerwca 2021

Od Mikleo CD Soreya

 Wiedząc, co jest grane, westchnąłem cicho, nie mogąc się poruszyć, jeśli to zrobię, mogę sprawić mu ból, czego bardzo bym nie chciałem, dlatego też poddałem się, grzecznie przy nim leżąc, myśląc w tej chwili jedynie o jego ręce, która nie miała zamiaru zostać zdjęta z mojego biodra.
- Więc mam leżeć nago? - Gdy zadałem to pytanie, usta mojego męża szeroko się uśmiechnęły. O co ja w ogóle pytam? Przecież wiadomo, że mu się to podoba.
- Jak dla mnie nie musisz się w ogóle ubierać, lubię twoje nagie ciało - Przyznał, kładąc swoją dłoń na moich pośladkach.
- Więc mam na co dzień chodzić nago? - Zapytałem, oczywiście tylko sobie żartując, nie będę przecież chodził cały czas nago, są wśród nas osoby, które mogą mnie zobaczyć.
- Hym, przy mnie mógłbyś chodzić nago, ale tylko przy mnie, nikt inny nie może oglądać twojego nagiego ciała - Stwierdził, z nutką zazdrości w głosie składając szybki pocałunek na moim czole.
- Oczywiście, tylko przy tobie - Ziewnąłem cicho, przecierając swoje oczy, odczuwając zmęczenie, które powoli zaczęło nadchodzić z podwojoną siłą.
- Tylko przy mnie - Powtórzył, zaspanym głosem. - Chodźmy już spać - Dodał, chwytając mnie trochę mocniej, abym podczas snu mu nie uciekł, tak jakbym w ogóle miał na to ochotę.
Nie mówiąc już nic, ze względu na zmęczenie męża zamknąłem buzię i oczy wsłuchując się w dźwięk bicia jego serca, który przyjemnie usypiał mnie do snu.

Przebudziłem się dwie może trzy godziny później, sam zresztą nie do końca byłem tego pewien. Powoli podnosząc się do siadu, rozciągnąłem swoje zastygłe mięśnie, zerkając na męża, który wciąż spał, niech śpi, sen to zdrowie a on musi mieć go dużo by wytrzymać ze mną.
Składając delikatny pocałunek na jego ustach, wstałem po cichu z łóżka, zbierając swoje ubrania, które szybciutko założyłem na ciało, zakrywając to, co powinno zostać zakryte przed wyjściem z pokoju.
Co prawda wychodzić nie musiałem, tak samo, jak ubierać się nie musiałem, chciałem jednak wyjść na chwilę na świeże powietrze, mając nadzieję, że w tym czasie mój mąż się nie obudzi, nie chciałbym, aby się martwił. Myśląc, że gdzieś mu zniknąłem lub nie daj Boże. Odszedłem, nigdy nie wiadomo co mi jego głowie się za pomysł zrodzi.
Zerkając na męża ostatni raz czy aby na pewno śpi, wyszedłem z pokoju, kierując się na dwór, gdzie wśród drzew chciałem odpocząć od towarzystwa, nie żebym nie lubił towarzystwa męża, bo wręcz je uwielbiam, jestem jednak typem anioła, który lubi częściową samotność i spokój, mogąc sobie w tym czasie trochę rzeczy przemyśleć.
- O proszę, proszę, kogo my tu mamy - Gdy tylko usiadłem pod jednym z drzew, jak na zawołanie obok pojawił się Arthur i tyle byłoby ze spokoju i samotności.
- Czego chcesz? - Spytałem, niezadowolony nawet nie ukrywając swojej niechęci do chłopaka.
- Dlaczego jesteś taki niemiły? Przecież chciałem tylko porozmawiać - Mimo mojej niechęci chłopak starał się być bardzo miły, co nie wróżyło mi niczego dobrego.
- Do rzeczy czego chcesz? - Burknąłem, już poirytowany a dopiero było mi tak dobrze, mogłem nie wychodzić z sypialni.
- Nie tak ostro dziecinko - Zadrwił, czym niepotrzebnie zdenerwował mnie jeszcze bardziej.
- Nie jestem dziecinką - Syknąłem, zachowując się jak nie ja, odczuwając niesamowitą złość, nad którą nie panowałem a wszystko to z powodu dojrzewania.
- Jak to nie? A czy to nie dzieci dojrzewają? - Skąd on wiedział? Przecież nikomu nie powiedziałem, ukrywając to przed całym światem, tylko Sorey wiedział, czy on mu? Nie to niemożliwe on by mu nie powiedział, na pewno nie jestem.
- Kto ci to powiedział? - Zdenerwowany wstałem z ziemi gotów by mu dać w zęby, musiałem jednak poczekać, biorąc dwa głębokie wdechy, by przypadkiem go nie zabić.
- Słyszałem, jak Lailah rozmawiała o tym z twoim mężem maleńki - Chłopak perfidnie nabijał się ze mnie w sposób bardzo okrutny, doprowadzając mnie do białej gorączki, dlaczego on taki jest? Co ja mu zrobiłem?
Trzęsąc się cały, złapałem jego rękę, którą położył mi na głowie, wykorzystując całą swoją siłę, by złamać mu tę cholerną kość, nikt nie będzie mnie dotykał ani obrażał, a już nie ktoś taki jak on.
Z ust chłopaka wydobył się głośny krzyk bólu, który zebrał ludzi słyszących ten krzyk w tym Alishe i Soreya najwidoczniej i on już zdążył się obudzić, szukając mnie po zamku, stąd też był w stanie usłyszeć głos Arthura.
- Co się stało? - Zaskoczona Alisha podbiegła do nas z przerażeniem patrząc na złamaną rękę pasterza.
- Złamał mi rękę to potwór nie anioł - Mimo wszystko te słowa mnie nie zabolały, było mi wszystko jedno, co ten gość o mnie myśli jest gnojem i zasłużył sobie na to. Nie mówiąc ani słowa ominąłem ich, wracając do zamku, ignorując wszystko i wszystkich w tym mojego męża a wszystko to dlatego, że nie chciałem nic robić przy ludziach.
- Miki wszystko w porządku? - Zmartwiony Sorey wszedł za mną do sypialni, kładąc mi dłoń na ramieniu, zwracając tym samym moją uwagę.
- Tak, nie, nie wiem - Odwróciłem się do męża, dopiero teraz czując się winien tego, co zrobiłem, nie powinienem tak zareagować to nie odpowiednie zachowanie prawdziwego anioła. - Myśli, że przesadziłem? Chyba nie powinienem łamać mu ręki, tylko dlatego, że mnie obrażał - Wyszeptałem, skruszony patrząc na męża, nie wiedząc już samemu czy powinienem się czuć z tym wszystkim źle, czy raczej nie w końcu obraził mnie, ale, czy to pozwala mi na tak radykalne środki? Sam już nie wiem, trochę się w tym wszystkim zagubiłem.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

 Nie miałem nic przeciwko pomysłowi mojego narzeczonego, jeśli chciał coś przygotować po powrocie do domu, niech przygotuje, każdy się przecież ucieszy, gotowe jedzenie bez przymusu przygotowania go kto by nie skorzystał. Myślę, że nawet głupi by skorzystał.
- Jeśli masz taką ochotę, nie będę stawać ci na drodze, poza tym myślę, że ciocia się ucieszy, jak ktoś inny oprócz niej samej zrobi od czasu do czasu obiad - Przyznałem, doskonale wiedząc, jak ostatnio kobieta się czuje, z powodu ciąży i tego, że jest, a raczej będzie samotną matką, do tego dziecko jest potomstwem potwora, który wszystkich do koła krzywdzi, nie wiem jak moja ciotka, mogła się zakochać w kimś takim.
- Też tak myślę, warto jej chyba teraz pomóc, tym bardziej że nosi w sobie moje rodzeństwo - Karotka za bardzo przejmuje się tym dzieciakiem, nie jest, przecież mu nic winien to nie jego obowiązek a mimo to czuje, że sobie nie odpuści, zajmując się tym dzieciakiem, najlepiej jak tylko będzie mógł.
- Dziwnie to brzmi, gdy mówisz to na głos - Przyznałem, uświadamiając sobie, że siostra mojej mamy nosi w łonie rodzeństwo mojego narzeczonego rany, ale się porobiło.
- Dziwnie? Nie rozumiem - Przyznał, podnosząc się z koca, aby zebrać wszystko, co na nim leżało, spokojnie wkładając do koszyka.
- No wiesz, moja ciocia jest siostrą mojej zmarłej mamy, ty jesteś moim narzeczonym, a jej dziecko będzie twoim rodzeństwem, nie brzmi to najlepiej - Wyjaśniłem, uświadamiając go, jak to brzmi i wygląda z boku.
- Masz rację, to dziwnie brzmi - Przyznał mi rację, która była słuszna i ja doskonale o tym wiedziałem, dlatego nawet tego nie ukrywałem. To wszystko brzmiało naprawdę komicznie, ojciec mojego narzeczonego zrobił dziecko siostrze mojej mamy, czyli mojej cioci, czy może się nam trafić coś jeszcze bardziej szalonego? Oby nie, takich niemiłych niespodzianek już mi wystarczy.
- Lepiej już o tym nie rozmawiajmy - Poprosiłem, nie będąc chyba gotów na to, by o tym porozmawiać, nawet jeżeli to ja rozpocząłem ten temat, wolę już go nie ciągnąć wiedząc, że i tak nic dobrego z tego nie wyniknie, nie żeby od razu miało wyniknąć coś złego, po prostu lepiej pominąć ten temat i tyle.
- Masz racje - Mój narzeczony zgodził się ze mną, wkładając do koszyka ostatnie rzeczy znajdujące się na kocu. - Możemy już wracać - Dodał zwarty i gotowy do drogi, najwidoczniej bardzo mu się śpieszyło, aby przygotować nam coś do jedzenia, przed meczem co nawet mi się podobało, Miło, że chce pomóc mojej ciotce, dbając jednocześnie o całą moją, a i wkrótce jego rodzinne.
Kiwając głową, wziąłem pod pachę koc, wracając wraz z moją Karotką do domu, gdzie jak się okazało, ciocia już zabrała się za obieranie ziemniaków. Lisek, widząc to, od razu zaproponował pomoc, gdy ja w tym czasie mogłem iść porozmawiać z moim bratem, którego jak się okazało później, nigdzie nie było.
- Ciociu gdzie Shingo? - Spytałem, trochę zaciekawiony i może nawet zmartwiony nagłym zniknięciem mojego brata.
- Nie wiem, wyszedł tak bez słowa, pewnie poszedł się z kimś spotkać, dorosły jest, nie musi mi się tłumaczyć - Wyjaśniła, w ogóle nie przejmując się, tym gdzie poszedł i co robi, no dobrze jest dorosły, ale to nic nie zmienia, wciąż nie przyzwyczaił się do normalnego życia. Podejrzewam, że nie ma przyjaciół lub nawet znajomych.
Wzdychając ciężko, postanowiłem olać tę sprawę, mając zamiar pomóc Karotce i cioci w przygotowywaniu obiadu, aby szybciej nam to poszło, w końcu gra zbliżała się niebłagalnie, a my musieliśmy coś zjeść, nim wyjdziemy na dwór, by nie chodzić do późna z pustymi żołądkami, to nie jest zdrowe i dobrze o tym wiem.
- Obiad był przepyszny - Przyznałem, zbierając naczynia, aby umyć je w ciepłej wodzie.
- Ja mogłem to zrobić - Karotka jak zawsze chętnie chciał umyć naczynia gotów zrobić to zaraz.
- Nie, nie ja to zrobię ty, jeśli chcesz, odpocznij sobie lub przygotuj się do wyjścia, od razu po umyciu naczyń wychodzimy - Przyznałem, skupiając się całkowicie na naczyniach, chcąc jak najszybciej je umyć, aby wyjść z domu, nie lubiłem się w końcu spóźniać, a co za tym idzie, nie chciałem tego robić, dlatego musiałem zabrać się do roboty jak najszybciej..
- Gotowy? - Spytałem, gdy umyłem ostatni talerz, rzucając ścierkę gdzieś w bok, skupiając całkowicie uwagę na moim chłopaku.
- Chyba tak - Kiwnął głową, potwierdzając tym samym swoje słowa.
- W takim razie zostawiamy zwierzaki, bierzemy piłkę i idziemy, nie mogąc się spóźnić, wolę byśmy czekali na nich niż oni na nas - Stwierdziłem, naprawdę nie lubiąc spóźnień, to oznaka braku szacunku a ja szanuje każdego, nawet jeśli nie lubię.

<Karotka? C:>

niedziela, 27 czerwca 2021

Od Soreya CD Mikleo

Uniosłem wargi w półuśmiechu, wsuwając jedną z dłoni pod jego uroczą koszulkę. Przyznam szczerze sam przed sobą, ból w rannej ręce stał się na tyle znośny, że nie zwracałem już na niego uwagi i znacznie częściej starałem się nią ruszać, oczywiście uważając przy tym na swoją ranę. Niby powinienem ją oszczędzać, fakt, ale nie mogłem jej nie ruszać. Powinienem ją powolutku przyzwyczajać do wysiłku, może dzięki temu szybciej wrócę do jakiejkolwiek sprawności, bo na pewno nie będę tak samo sprawny, jak dawniej. 
Powinienem przestać o tym myśleć, tylko skupić się na tym, aby jak najlepiej zająć się moim mężem, co może być trochę trudne i właśnie z tego powodu powinienem mieć na uwadze tylko i wyłącznie mojego uroczego aniołka. Uroczego i niezwykle w tym momencie szczęśliwego, co bardzo mi się podobało. Dobrze, że w końcu udało mi się go namówić do szczerej rozmowy, pomogło to zarówno jemu jak i mnie samemu. Już teraz wiedziałem, co tak właściwie czuje i że to wcale nie jest moją winą, chociaż z tym ostatnim nie do końca się zgadzałem, bo ta ostatnia moja akcja z treningiem była ewidentnie powodem tego, że czuł się tak a nie inaczej. No i też nadal nie do końca wiedziałem, co zrobić, aby uczynić go szczęśliwym i jakoś mu pomóc, ale za to dowiedziałem się, że każde moje najdrobniejsze wsparcie jest mile widziane, nawet jeżeli zachowanie Mikleo na to nie wskazywało. 
- A mnie się wydaje, że doskonale wiesz, co należy zrobić – wymruczałem, trochę niezdarnie zabierając się za odwiązywanie chusty, która zakrywała tę cudowną obrożę. Kiedy już się jej pozbyłem, odrzuciłem ją gdzieś na bok, ona nie była nam w tej chwili potrzebna. Możliwe, że kiedyś zrobię z niej użytek, chociażby związując jego nadgarstki, by nie pchał nigdzie swoich rączek. Albo, by zakryć mu oczy, aby mógł się skupić tylko i wyłącznie na zmysłu dotyku... to nie były takie złe pomysły, tylko aby je zrealizować, muszę poczekać, by moja rana zabliźniła się na tyle, by mi nie przeszkadzała w absolutnie niczym. Może to jednak nie był najlepszy pomysł, aby odrzucać chustkę gdzieś na bok, teraz naprawdę nie chciałbym, aby się gdzieś zawieruszyła. 
- Ale ja naprawdę nie wiem – wypowiadając te słowa użył tak niewinnego i uroczego tonu, że gdybym go nie znał, uwierzyłbym mu bez zastanowienia. Jednak jesteśmy już ze sobą troszkę czasu i doskonale wiem, że nie jest on tak niewinny, jakiego teraz udaje, w rzeczywistości to bardzo cwana bestia. Zdecydowanie to przeze mnie się taki się stał, z czego nie jestem do końca dumny, ale też nie narzekam, dzięki temu dogadujemy się w łóżku bardzo dobrze, a to jest także filarem szczęśliwego małżeństwa. Może nasze małżeństwo nie zawsze było szczęśliwe, zdarzały się nam wzloty i upadki, ale teraz wszystko nam się powoli układało i to się najbardziej liczyło w tej chwili. – Będziesz musiał mnie bardzo dokładnie poinstruować. 
Na te słowa uśmiechnąłem się do niego szerzej, jego wypowiedź brzmiała bardzo kusząco. I bardzo mi się to podobało, chociaż znacznie lepiej byłoby, gdybym... może powinienem przestać myśleć o tym co by było gdyby, a skupić się na tym, co jest tu i teraz. Musiałem w końcu poinstruować mojego ukochanego aniołka, co ma uczynić, aby nam obu było dobrze. Przyznam, taka gra była bardzo przyjemna i jak dla mnie mogłaby mieć miejsce nieco częściej. 

Po przyjemnie spędzonym czasie oboje postanowiliśmy chwilkę odpocząć, by unormować oddech. Mikleo mocno wtulił się w moje ciało, uważając oczywiście przy tym na moją ranę, nie chcąc zrobić mi żadnej krzywdy. Ja z kolei swoją mniej sprawną rękę położyłem na jego talii, a drugą zacząłem bawić się jego białymi kosmykami. Czy ja wspominałem o tym, że uwielbiam jego włosy? Są takie cudowne, delikatnie się kręcące, mięciutkie i wspaniale pachnące. 
- Kocham cię – wymruczałem cicho, by zaraz ucałować go w czoło, tuż obok jego opaski, która tylko dodawała mu uroku. Powiedziałem mu to już któryś raz tego dnia, ale nie przejmowałem się tym. Jestem naprawdę wielkim szczęściarzem, że mam obok siebie kogoś tak cudownego. 
- I ja ciebie kocham. Swoją drogą, słyszę to już chyba trzeci raz tego dnia – zauważył rozbawiony, opierając podbródek o moją klatkę piersiową, by mieć dzięki temu lepszy widok na mnie. 
- I będę ci to powtarzał jeszcze wiele razy nie tylko tego dnia, ale i każdego innego – odparłem, przytulając go do siebie tak mocno, jak tylko pozwalała mi na to rana. 
- Mam nadzieję, że doskonale wiesz, jakiej odpowiedzi będziesz się spodziewał z mojej strony – odpowiedział, całując delikatnie moją szyję. – Ale teraz chyba możemy się skupić na twoim faktycznym apetycie – dodał po dłuższej chwili, próbując wstać, ale ja nie pozwoliłem mu na to. Mikleo w końcu był spokojny, nie ignorował mnie i nie obarczał winą za wszystkie nieszczęścia, jakie mnie spotykają więc chciałem to jeszcze wykorzystać. Dzisiejsza noc nie należała do moich najlepszych, nie za bardzo mogłem spać, ciągle martwiłem się o męża, który wtedy milczał i odizolował się ode mnie. 
- Mam lepszy pomysł – wymruczałem, wtulając nos w jego włosy i przymykając oczy. – Chodźmy spać. Jestem zmęczony. 
- Mój biedny, wykończony chłopiec – Mikleo zaśmiał się cicho, a ja, słysząc magiczne słowo „chłopiec”, od razu napuszyłem policzki. Dawno już nie słyszałem, aby się tak do mnie zwracał i mnie się to absolutnie nie spodobało. 
- Nie jestem chłopcem – bąknąłem niezadowolony, przytulając się do niego mocniej, trochę tak jak do misia. Muszę przyznać, że Mikleo idealnie sprawdzał się w roli przytulanki. 
- Ależ oczywiście, jesteś w końcu poważnym mężczyzną – bardzo nie podobał mi się ten rozbawiony ton, i pewnie gdybym nie był zmęczony, kłóciłbym się z nim. – Daj mi chociaż sprzątnąć moje ubrania z podłogi, na wypadek gdyby ktoś tu wszedł i...
- Nie puszczę cię – powiedziałem dumnie. Do tego, aby leżał spokojnie, wykorzystałem swoją ranną rękę, którą trzymałem na jego ciele i którą Mikleo musiałby siłą zdjąć, jeżeli chciałby wstać, a tego oczywiście nie zrobi, bo boi się, że zada mi tym samym ból. To było genialne, może nie do końca czyste i miłe, ale genialne. Ja to jednak czasem wpadnę na coś mądrego. 

<Aniołku? c:>  

Od Shōyō CD Taiki

 Pokręciłem przecząco głową, siadając na miękkim kocu. Czułem się wystarczająco dobrze, poza tym, pływać to ja za dobrze nie umiałem, a nie chciałbym sprawiać mu kłopotu i prosić go, by uczył mnie pływać. Widziałem, że nie miał absolutnie żadnej ochoty na robienie czegokolwiek, podobnie jak zwierzaki, które leżały na zaciemnionym brzegu, częściowo zanurzone w wodzie. Ja ani trochę się tak nie czułem, wręcz przeciwnie, rozpierała mnie energia, którą musiałem ukrywać. 
- Popodziwiam sobie widoki stąd – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego ciepło. Widząc jego zmarnowaną minę, zrobiło mi się go naprawdę szkoda, podobnie jak całej reszty... czy jego ciocia dzisiaj pracuje? Raczej tak, w końcu nie widziałem jej rano w domu. Miałem nadzieję, że zadba zarówno o siebie jak i o dziecko, które w sobie nosi. 
- Może powinieneś położyć się w cieniu? Nie chcę żebyś się przegrzał i dostał udaru – odpowiedział, a w jego glosie mogłem wychwycić nutkę zmartwienia. 
- Nic mi nie będzie, lepiej uważaj na siebie – odpowiedziałem, kładąc się wygodnie na kocu, by po chwili wyciągnąć się jak kot. 
- Żebyś później nie narzekał, jak sobie skórę sparzysz – bąknął, zdejmując resztę swojej garderoby i wchodząc do wody. To było naprawdę miłe uczucie, kiedy się o mnie martwił, chociaż teraz było to niepotrzebne. Słońce nic złego nie może mi zrobić, to akurat jest jeden z profitów bycia Kitsune, który mi się podobał. Jeszcze lepiej by było gdybym nie miał tyle energii, gdyby nie to, mógłbym się teraz spokojnie zrelaksować. 
Mój narzeczony wszedł do jeziora, by zaraz zacząć leniwie unosić się na wodzie. Nie spuszczając z niego wzroku ułożyłem się wygodnie i zacząłem rozmyślać nad jego odpowiedzią na moje wcześniejsze pytanie. Fakt, ich relacje na pewno nie są takie same, jak były wcześniej, ponieważ było to zwyczajnie niemożliwe, ale nie powiedziałbym że były one specjalnie złe. Brałem oczywiście pod uwagę fakt, że nie widzieli się przez... dziesięć lat? Albo nawet i ponad. Nie za bardzo wiem, kiedy mój tata porwał i sprzedał Shingo. Tak czy siak, nie tylko ta długa przerwa wpływa niekorzystnie na ich relacje, ale i sytuacje, przez które oboje musieli przejść. Mimo tego miałem wrażenie, że Shingo stara się utrzymać relacje na przyzwoitym poziomie, nawet jeżeli średnio mu o wychodzi, dla niego to też musi być ciężkie. Miałem nadzieję, że ich relacja stanie się tak dobra, jakiej oboje pragną, a moja obecność tego nie zepsuje. 
Przekręciłem się na plecy i przymknąłem oczy, napawając się ciepłymi promieniami słońca padającymi na moją twarz. Chciałem się jak najdłużej nacieszyć ciepłem i cudowną pogodą, ponieważ po dużych upałach nadchodzą zazwyczaj burze, a za nimi ani trochę nie przepadałem. Mogłem nawet pokusić się o stwierdzenie, że się trochę ich obawiałem, a precyzyjnie rzecz ujmując, głośnych grzmotów. Z powodu mojego czułego słuchu głośne dźwięki czasem bywały dla mnie bolesne. 
W pewnym momencie usłyszałem plusk wody. Podniosłem głowę, by móc mieć lepszy widok na jezioro i ujrzałem, jak mój narzeczony wychodzi z wody. Nie miałem pojęcia, ile czasu minęło. Sądząc po położeniu słońca, leżymy tak dwie godziny, to dosyć sporo czasu. Podniosłem się z koca, by móc sięgnąć po torbę, z której wyciągnąłem ręcznik. Zaraz podałem go mojemu narzeczonemu, starając się jakoś utrzymać się z nim kontakt wzrokowy, ale jednak zaraz speszony uciekłem spojrzeniem w bok. Kiedy tak przyglądałem mu z daleka, nie czułem wstydu, ale sytuacja diametralnie się zmieniła, kiedy Taiki znalazł się obok mnie... rany, takie rzeczy nie powinny mnie zawstydzać, czemu to nadal ma miejsce? 
- W porządku? Troszkę czerwony jesteś. I strasznie rozgrzany – spytał zmartwiony, kładąc mi dłoń na policzku, która była w moim odczuciu tak lodowata, że po moim ciele przebiegły ciarki. – Mówiłem ci, że lepiej by było, jakbyś poszedł do cienia. 
- To nie od słońca – bąknąłem mając wrażenie, że rumienię się jeszcze bardziej. Jestem naprawdę beznadziejny, kto to widział, aby peszyć się na widok ciała własnego narzeczonego?
- Jesteś strasznie uroczy – powiedział rozbawiony, całując mnie w policzek. – Ale nie uważasz, że to jest lekka przesada? Przecież już tyle razy widziałeś mnie...
- Proszę, nie kończ, wiem, że to nie jest normalne – bąknąłem, chowając twarz w dłoniach, zawstydzony tym wszystkim jeszcze bardziej niż kilka sekund temu. 
- Wcale tak tego nie widzę. Po prostu uważam to za urocze i niezrozumiałe dla mnie – odpowiedział, chwytając moje nadgarstki i odsuwając je od mojej twarzy. 
- Nie tylko dla ciebie jest to niezrozumiałe – wymamrotałem, patrząc wszędzie, tylko nie na osobę. Był zdecydowanie za blisko, dodatkowo nie skorzystał z ręcznika, który mu podałem, więc krople wody spływały po jego ciele, przez co wyglądał znacznie bardziej atrakcyjnie niż zwykle... mój boże, o czym ja w ogóle myślę, powinienem przestać i skupić się na... nie wiem, czymkolwiek innym. 
- Więc chyba trzeba nad tym popracować i przełamać tą twoją nieśmiałość, co ty na to? – wymruczał i złączył nasze usta w namiętnym pocałunku, nie pozwalając mi tym samym na udzielenie odpowiedzi. 
Chłopak popchnął mnie na koc, napierając na moje ciało. Oczywiście pozwoliłem mu na to, nie widząc niczego złego w delikatnych pieszczotach, zwłaszcza, że wtedy nie za bardzo myślałem o wstydzie, jaki odczuwałem. Wsunąłem jedną z dłoni w jego mokre, potargane włosy, a drugą położyłem na karku, pogłębiając pocałunek. Nagle poczułem, jak Taiki zaczyna rozpinać moją koszulę, co lekko mnie zaskoczyło i zdezorientowało. Dopiero kiedy zaczął dobierać się do moich spodni, w głowie pojawiła się czerwona lampka, on naprawdę chce to zrobić teraz i tutaj...? Może to jednak on dostał udaru, a nie ja.
- Czekaj – odezwałem się, odsuwając się od jego ust i chwytając tę dłoń, która znajdowała się w pobliżu mojego podbrzusza. – Chyba nie powinniśmy robić tego tutaj. 
- Dlaczego? Nikogo przecież tutaj nie ma – odpowiedział, zaczynając pieścić moją szyję, przez co z mojej piersi wydobyło się ciche westchnięcie. Doskonale znał moje ciało i wiedział, jak mnie podejść, co zdecydowanie nie ułatwiało mi podjęcia prawidłowej decyzji. 
- A zwierzaki? – zauważyłem trafnie, kątem oka zerkając w ich stronę. Nie wydawały się być absolutnie zainteresowane tym, co robimy, ale nie oznaczało to, że nie zareagują, kiedy zaczniemy zachowywać się inaczej . 
- Nie są nami za bardzo zainteresowane, z tego co widzę – Taiki dalej uparcie trzymał swego nie za bardzo chcąc odpuścić. 
- A co, jeżeli ktoś będzie przechodził obok, i nas usłyszy, i sprawdzi, co to takiego, i... – nie zdążyłem dokończyć swojej wypowiedzi, ponieważ mój narzeczony mnie wpił się w moje usta, nie pozwalając mi na powiedzenie czegokolwiek. 
- Mogłeś od razu powiedzieć, że nie masz ochoty, uszanowałbym to – powiedział, gładząc delikatnie mój policzek. 
- Właśnie, że mam! – niemal wykrzyczałem, pusząc policzki. Jak mógł w ogóle tak pomyśleć? Wystarczył jeden jego dotyk, aby pobudzić moje ciało i wydawało mi się, że doskonale o tym wiedział i wykorzystywał, kiedy tylko chciał. – Tylko... nie tutaj – dodałem już znacznie ciszej, zawstydzony tym, że tak nagle wybuchnąłem. Poza tym, nie tylko tym byłem zawstydzony. Byliśmy na widoku, w bardzo dwuznacznej pozycji jeżeli ktoś by nas zobaczył, a to było bardzo prawdopodobne, umarłbym ze wstydu. Czułem się również źle, byłem wyprany z intymności, a jej mimo wszystko potrzebowałem. 
- Więc dokończymy to potem – zadecydował, a ja pokiwałem głową. Oczywiście, ze dokończymy później, a ja postaram się, by jak najlepiej wynagrodzić mu tę zwłokę, zwłaszcza, że już d jutra nie będziemy już mogli kochać się tak często. Chłopak odsunął się ode mnie, dając mi trochę przestrzeni, dzięki czemu mogłem w końcu zapiąć guziki swojej koszuli. 
- Mógłbyś się teraz ubrać, proszę? – poprosiłem, poprawiając swój kołnierzyk oraz włosy, które jak zawsze żyły własnym życiem. 
- Tylko, że mnie jest tak wygodnie. No i przecież mieliśmy pracować nad twoją nieśmiałością – odpowiedział szczerząc się do mnie szeroko i tym samym sprawiając, że zaczerwieniłem się bardziej. A już moja skóra zaczęła powracać do normalnego koloru... 
- Już mi na dzisiaj wystarczy tej pracy – bąknąłem, rzucając w niego jego własną koszulką. 
- Dobrze, dobrze już – odpowiedział smutno, jakby chciał wzbudzić we mnie poczucie winy, powoli zabierając się do ubierania. W sumie, to już się chyba raz zdarzyło... i jeżeli dobrze pamiętam, za tym pierwszym razem nie dałem się mu przekonać, podobnie jak teraz. Moja nieśmiałość jednak silniejsza, i nie uraczyłem go nawet jednym spojrzeniem. – Myślisz, że powinniśmy wracać? 
- Jeśli tylko chcesz – odpowiedziałem, wpatrując się w niezmąconą taflę jeziora czekając spokojnie na to, aż mój narzeczony się ubierze. W sumie, to suchy ręcznik leżał sobie obok mnie, czy to oznaczało, że zakładał ubrania na mokre ciało...? Albo był na tyle roztargniony, że o tym zapomniał? Powinienem mu o tym powiedzieć? Albo tak mu było najzwyczajniej w świecie wygodnie? – Mógłbym zacząć przygotowywać obiad, byś zdążył zjeść przed meczem i by nie kłopotać twojej cioci, w swoim stanie powinna wypoczywać – dodałem, cicho wzdychając. Jeszcze nie do końca się przyzwyczaiłem się do myśli, że za kilka miesięcy na świecie pojawi się mój brat, albo siostra. Nie miałem nawet pewności czy będę dla tego dzieciaczka dobrym bratem, a bardzo bym chciał, nawet jeśli ten miałby się nigdy o tym nie dowiedzieć. Podejrzewałem, że pani Kato nie będzie chciała powiedzieć prawdy, by nie skrzywdzić zarówno Shingo, jak i własnego dziecka. Miałem także nadzieję, że podobieństwo nie będzie za duże, bo to mogłoby rodzić pytania... czemu ja w ogóle o tym teraz myślę? Przecież to się zdarzy dopiero za kilka miesięcy, jeszcze nie muszę się tym przejmować. Teraz mogę się skupić na zacieśnianiu mojej więzi z Taikim oraz poprawieniu relacji z Shingo, to powinno być dla mnie w tym momencie najważniejsze.

<Taiki? c:>

piątek, 25 czerwca 2021

Od Mikleo CD Soreya

Odwzajemniając uśmiech, chociaż nie tak szeroko, jak mój mąż, uchwyciłem jego dłoń, pozwalając się prowadzić wprost na polanę, na której znajdował się już nasz syn tylko czekał na obiecane lekcje. Ten szkrab nie potrafił sobie odpuścić ani latania, ani treningu wodnego, który nie zawsze dobrze się dla niego kończył.
- Mamo, chce być tak silny, jak ty, gdy dorosnę, by móc z tatą cię ochronić przed wszelakim złem - Gdy to powiedział, zrobiło mi się ciepło na sercu, niby tak zwyczajne słowa a poruszyły moje serce.
- Żeby to osiągnąć, musisz zacząć ciężko ćwiczyć - Przypominałem mu, chcąc mu uświadomić, jak wiele musi trenować, by stać się silnym aniołem, jakim pragnie być.
- Będę ćwiczył dużo i ciężko - Obiecał, patrząc z wypiętą piersią raz na mnie raz na swojego tatę.
Dumny Sorey ze słów swojego syna poczochrał go po włosach, szepcząc mu na ucho coś, czego nie mogłem usłyszeć, śmiejąc się z chłopcem cicho, dopiero po kilku minutach zwracając uwagę na mnie. Yuki wreszcie skupił się na treningu, a Sorey grzecznie usiadł pod drzewem, nie chcąc trenować, co było nieco dziwne, dopiero co okłamywał mnie, że nie trenuje a teraz gdy ma ku temu okazję nie chce tego robić.
Nie skupiając się już za bardzo na mężu, który jest dorosły i da sobie sam radę, skupiłem się na dziecku, które potrzebowało zdecydowanie teraz bardzo mojej uwagi, rozpoczynając trening.
Yuki dziś trenował wyjątkowo porządnie, nie robiąc sobie bez potrzeby przerwy, najwidoczniej naprawdę chcąc, by jego słowa przerodziły się w czyny, z powodu czego byłem bardzo dumny, nareszcie zaczął traktować trening poważnie, a to mimo wszystko nie często mu się zdarzało.
- Już nie mogę - Wydukał chłopiec, siadając na ziemi, ciężko przy tym oddychając.
- Spokojnie Yuki nie musisz jednego dnia nauczyć się wszystkiego - Kładąc dłoń na włosach chłopca, uśmiechnąłem się łagodnie, chcąc dodawać mu otuchy. - Jeszcze zdążysz się wszystkiego nauczyć - Dodałem, będąc tego pewnym, ten chłopiec jest bardzo silny i inteligentny w przyszłości stanie się nawet silniejszy ode mnie.
Yuki kiwnął głową, wstając z ziemi, by mocno przytulić się do mnie, najwidoczniej nasz chłopiec potrzebował czułości, której i mi ostatnio tak brakowało.
Tuląc chłopca do siebie, poczułem obecność męża, który również mocno nas przytulił, a przynajmniej na tyle na ile pozwalała mu jego ręka.
- Mamo, tato a tak się zastanawiam, kiedy ja będę miał rodzeństwo - Gdy Yuki wypowiedział te słowa, odsunęliśmy się od niego, patrząc zaskoczeni raz na niego raz na siebie.
- S - Słucham? Przecież już raz o tym rozmawialiśmy - Zacząłem niepewnie, nie rozumiejąc pytania chłopca.
- No bo, ciocia powiedziała, że mocno kochający się rodzice zawsze mają dzieci, bo dzieci powstają z ich miłości, czy to oznacza, że wy się mocno nie kochacie? - Na to pytanie nie potrafiłem mu odpowiedzieć, zresztą nie lubiłem takich pytań, a Yuki im starszy się stawał, tym intymniejsze pytania zadawał, a to naprawdę mnie krępowało.
- Masz rację Yuki, gdy rodzice się kochają, decydują się na potomstwo, są jednak rodziny, które nie mogą mieć dzieci i to nie jest nic złego, mamy ciebie i ty w zupełności nam wystarczasz - Sorey wyjaśnił chłopcu, że choć nasza miłość jest silna, nie możemy mieć dziecka, nie jestem przecież kobietą, by móc dziecko urodzić.
Chłopiec niepocieszony ze słów męża kiwnął głową, cicho wzdychając.
- Trudno - Powiedział smutnym głosem. - Pójdę pobawić się z Emmą, chodź Codii - Zawołał psa, odchodząc od nas, idąc pobawić się z dziewczynką, którą tak bardzo polubił.
- Myślisz, że mu przejdzie? - Zmartwiony podążałem wzrokiem za chłopcem, nie chcąc, aby był smutny, co jednak mogłem zrobić? Nie dam, a raczej nie damy mu rodzeństwa i już nie raz mu to było powtarzane, a mimo to chłopiec wciąż pyta, mając na to nadzieję.
- Oczywiście, że tak, dajmy mu tylko na to trochę czasu - Kiwnąłem głową, słysząc słowa męża, miał rację Yuki prędzej czy później zostawi ten temat, całkowicie o nim zapominając. - Wracajmy do zamku - Dodał, wyciągając w moją stronę dłoń, którą chwyciłem, wracając z nim do zamku, gdzie było przyjemnie chłodno.
- To, co chcemy robić teraz? - Spytał, gdy zamknął za nami drzwi, opierając mnie o ścianę z zadziornym uśmiechem.
- Sam nie wiem, możemy poleżeć w łóżku lub możemy poczytać jakieś książki - Zaczął, trochę drażniąc się z mężem.
- A może porozmawiamy, o tym, jak się czujesz? - To mi się nie spodobało, dlaczego nagle chce rozmawiać? Przecież jest tyle ciekawszych rzeczy do robienie razem.
- A możemy nie? - Zapytałem, nie do końca mając na to ochotę, dlaczego mamy rozmawiać o mnie? Przecież jest ze mną dobrze, co prawda mogłoby być lepiej, ale najgorzej też nie jest.
- Miki nie chce cię do niczego zmuszać, ale jeśli zemną, nie porozmawiasz, nie będę wiedział jak ci pomóc i jak cię wspierać w tym ciężkim dla ciebie okresie, czując się z tym bardzo źle - Może i wziął mnie na litość, ale to wystarczyło, abym zapragnął z nim porozmawiać, nie chce, aby z mojego powodu czuł się źle, bo nie ma przecież powodu, aby tak się czuć.
- No dobrze porozmawiajmy - Poddałem się, pozwalając zaciągnąć się na łóżko, by porozmawiać szczerze z mężem, o tym, jak się czuję i co mi ostatnio najbardziej doskwiera.
Rozmowa nie była ani prosta, ani przyjemna, ale przeszliśmy przez to razem, dzięki czemu poczułem się znacznie lepiej, nie musząc się bać, o to, co pomyśli mój mąż, to znaczy w ogóle nie powinienem się martwić, co pomyśli, w końcu mnie kocha takiego, jakim jestem, a mimo to cóż za każdym razem boję się tego jeszcze bardziej. Czując, że zawodzę go myślą, mową i zachowaniem.
- Jak się czujesz, teraz gdy wyrzuciłeś to z siebie? - Spytał, głaszcząc w sposób bardzo kojący moją głowę, co przynosiło mi spokój, sprawiając dużą przyjemność.
- Dobrze - Przyznałem, uśmiechając się do męża, wtulając się w jego ciało, czując ulgę. Rozmawiając z nim szczerze, mówiąc co czuje, niby takie proste, a jednocześnie trudniejsze niż można sobie wyobrazić. - Kocham cię - Wyszeptałem, wyciszając się w jego ramionach.
- Ja ciebie też kocham mój aniele - Wymruczał, składając delikatne pocałunki na mojej twarzy, schodząc powoli na kark i ramiona.
- Co robisz? - Wymruczałem cicho pod nosem z aprobatą, pozwalając pieścić swoją szyję, nie mogąc oprzeć się przyjemności, którą mnie obdarowywano.
- A jak myślisz? - Na to pytanie cicho zaśmiałem się, czując nawracającą radość, chyba jednak takie wygadanie się było mi potrzebne, muszę wreszcie nauczyć się, że z mężem mogę rozmawiać o wszystkim, a wtedy życie nas obojga stanie się prostsze.
- Myślę, że jesteś głodny, tylko nie wiem jak zaspokoić twój głód - Wymruczałem, siadając okrakiem na kolanach męża, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku, mając niesamowitą ochotę na drobne pieszczoty i atencję męża, którą dziś odłożyć musiałem na później z powodu syna.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

To, co usłyszałem z ust mojego narzeczonego, wcale mi się nie spodobało, mój brat nie powinien tak do niego mówić, nawet jeśli tak uważał, to nie stosowne poza tym wiem, że mojemu bratu się on podoba, dlatego muszę zwrócić większą uwagę na ich relacje, by przysłowiowo nie obudzić się z ręką w nocniku.
- Nie powinien tak do ciebie mówić - Przyznałem mu rację, cicho wzdychając. - Później z nim porozmawiam na ten temat. - Dodałem, nie chcąc się teraz denerwować, to mi nie służy, a przecież chciałem przyjemnie spędzić mój ostatni dzień wolnego, od jutra już wracam do pracy i nasz wspólny czas cóż zakończy się na krótkich rozmowach i ewentualnie kolacjach, po których padnę na twarz, mając już wszystkiego dość.
- Nie gniewasz się na niego prawda? I nie będziesz się gniewał? - Spytał zmartwiony, obawiając się najwidoczniej mojej rozmowy z bratem, która i tak będzie pewnie krótka i na temat jak to z nim bywa.
- Słucham? Nie, nie przecież, że nie jesteśmy dorosłymi ludźmi, można to załatwić bez kłótni zwykłą rozmową - Przyznałem, nie mając powodu, by kłócić się z bratem, nie mówiąc już o tym, że kłócić z nim się po prostu nie chce, to jest mój brat, więc muszę żyć z nim w zgodzie, bo mam tylko jego i nie chcę stracić go z powodu kłótni, które nie wnoszą do sprawy nic prócz niepotrzebnej złości.
- Dzięki Bogu, nie chciałbym, abyście z mojego powodu się pokłócili - Przyznał, co nie do końca zostało przeze mnie zrozumiane, dlaczego byśmy mieli lub nie mieli się kłócić z jego powodu? Jeśli mój brat zrobiłby coś nie odpowiedniego, dostałby w zęby, brat nie brat, ale bronić swojego będę, nawet jeśli stracę przy tym dobry kontakt z bratem.
- Jeśli zrobiłby coś nie tak, na pewno by tego pożałował - Przyznałem, uświadamiając go w tym, co myślę i co bym zrobił, gdybym był zmuszony chronić swoją rodzinę.
- Nie byłoby ci szkoda tej dobrej relacji, którą z nim masz? - Zanim odpowiedziałem na to pytanie, musiałem chwile pomyśleć, czy byłoby mi szkoda? Trochę tak, ale też trochę nie, w końcu odkąd tylko wrócił, nie mamy jakiś super ekstra relacji, najczęściej rozmawiając tylko o tym, o czym rozmawiać powinniśmy, nie ma między nami tej relacji, jaką powinni mieć bracia.
- Tak i nie - Przyznałem, wyciągając rękę do mojego narzeczonej, aby pomóc wstać mu z ziemi mogąc wreszcie wybrać się nad jezioro, zabierając ze sobą zwierzaki, które dzielnie mimo tego okrutnego gorąca podążały za nami.
- Tak i nie? Nie rozumiem, możesz jaśniej? - Na to pytanie szybko pośpieszyłem z odpowiedzią, aby wyjaśnić mu czemu tak i czemu też nie.
- Tak, ponieważ kocham swojego brata i chce spędzać z nim czas, a nie ponieważ nasze relacje już nie są takie, jak byłby kiedyś, jego zachowanie zmieniło się i nie jest on tą samą osobą, którą kiedyś znałem - Wyjaśniłem, nie owijając w bawełnę, bo niby po co bym miał to robić? Karotka zadał proste pytanie, na które mogłem szczerze odpowiedzieć, więc odpowiedziałem.
- Rozumiem - Karotka pokiwał głową, cicho wzdychając, brzmiąc trochę tak, jakby się czymś przejmował, a przecież nie miał powodu, by się przejmować czymkolwiek, to nie ma w końcu najmniejszego sensu.
- Hej, coś cię trapi? - Spytałem, lekko ściskając jego dłoń, aby zwrócić jego uwagę.
- Słucham? Nie, nic mnie nie trapi - Zapewnił, a mimo to nie uwierzyłem mu, coś było nie tak, ale nie chciałem pytać, to znaczy chciałem, ale wiedząc, że nie odpowie, lepiej jest pominąć temat, zostawiając go na później. Prędzej czy później i tak się dowiem.
Nie poruszając już tego tematu, spokojnie doprowadziłem mojego cudnego skarbka nad jezioro, gdzie wspólnie rozłożyliśmy koc, stawiając na nim koszyk z jedzeniem.
- Wchodzisz do wody czy raczej wolisz posiedzieć na kocu? - Spytałem, zdejmując bluzkę, musząc zamoczyć swoje ciało w wodzie, tak jak zrobiły to zwierzaki, aby nie umrzeć z gorąca, rany jest, tak gorąco, że można umrzeć aż szok, że mój Lisek tego, tak nie odczuwa takiemu to dobrze..

<Karotka? C:>
 

wtorek, 22 czerwca 2021

Od Soreya CD Mikleo

Byłem pod wrażeniem, jak szybko Miki ze smutnego i może obrażonego anioła, który nie zwracał na nic i na nikogo uwagi, stał się taki radosny i pragnący uwagi. Znaczy, nie, żebym narzekał, bo właśnie takiego chciałem go zobaczyć, tylko to wszystko już powoli zaczynało mnie męczyć i stresować. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak wielka odpowiedzialność na mnie ciążyła, zrobię coś źle i Miki z tej pogodnej owieczki stanie się przygnębionym kociakiem. A to, że go znam tyle lat, też nie za bardzo mi pomaga, ponieważ aktualnie zachowuje się jak nie on. Gdyby było inaczej, wczoraj za to, że go nie posłuchałem i naraziłem się na niebezpieczeństwo Mikleo porządnie przywaliłby mi w łeb, okrzyczałby mnie i nie odzywał się do mnie przez... cóż, nie wiem, ale jestem pewien, że przez coś takiego przed nami byłoby kilka milczących dni. Kocham go, zrobiłbym dla niego wszystko, co tylko by sobie zażyczył, wiem też, że w tym momencie potrzebował mnie bardziej niż kiedykolwiek, ale czasem miałem wrażenie, że jego emocje, zwłaszcza to silne poczucie beznadziejności, przekłada się również na mnie. Ciągle mam wrażenie, że to przeze mnie tak się czuje i przechodzi przez to wszystko tak bardzo intensywnie, że nie jestem wystarczająco dobry dla niego, a swoim brakiem wiedzy nie pomagam mu, a mu szkodzę. Co prawda, Lailah mówiła mi wczoraj, że wcale tak nie jest, ale im silniejsze emocje targały Mikleo, tym bardziej ja miałem wrażenie, że to coś ze mną jest nie tak. 
Wczoraj udało mi się porozmawiać z Lailah. Zrobiłem to, jak zmęczony i ewidentnie zły na mnie Mikleo zasnął. Miałem tylko nadzieję że Arthur się nie przysłuchiwał, ponieważ był bardzo zaciekawiony, dlaczegóż to pragnę pomówić z Lailah, ale chyba finalnie na jej prośbę dał nam chwilę prywatności. A przynajmniej miałem taką nadzieję. Kobieta dała mi kilka bardzo pożytecznych wiadomości odnośnie tego całego dojrzewania, jak chociażby to, że nie trwa to aż tak długo, co najwyżej miesiąc. A jeżeli chodzi o Mikleo, to minęło już... nie mam pojęcia, ile, ale miesiąc to wcale nie tak dużo. Pani Jeziora również poleciła mi, że jeżeli mąż się na mnie zamyka, a będą bić od niego emocje, które mnie niepokoją, mogę przejrzeć jego myśli. Takie rozwiązanie niezbyt mi się spodobało. Między mną a Mikim panowała niepisana umowa, że nie grzebiemy sobie w myślach, co oczywiście szanowałem. Inną sprawą było to, kiedy myśli są zbyt głośne, wtedy nie da się ich nie słyszeć, ale żadne z nas się o to nie gniewa. 
Uśmiechnąłem się delikatnie do męża, który w tym momencie ewidentnie pragnął mojej uwagi, powoli do niego podchodząc. Zatem, bukiet białych róż okazał się być strzałem w dziesiątkę, chociaż przyznam, bardzo bałem się mu je dać, ponieważ nie wiedziałem, jak zareaguje. Na szczęście Mikleo ucieszył się, a jego humor znacznie się poprawił, co właśnie było moim zamiarem. 
- Myślę, że powinieneś zapiąć wszystkie guziki – wymruczałem mu do ucha, prawą dłoń kładąc na jego biodrze, a lewą, czyli tą bardziej zdrową, wsunąłem pod jego koszulę. To był bardzo, ale to bardzo dobry pomysł, aby kupić mu te rzeczy, chociaż wybierałem je trochę w ciemno. Nie byłem pewien, czy one mu się spodobają, nigdy nie widziałem, aby chodził w podobnych rzeczach, ale najwidoczniej to był strzał w dziesiątkę. Wkrótce będę mu musiał również zakupić rzeczy na chłodniejszą porę roku, ale to zrobię razem z nim. Nie chcę kupić mu czegoś, co mu się nie spodoba. – Wyglądasz za bardzo kusząco – dodałem, podgryzając płatek jego ucha i nie przestając drażnić jego ciała, które już zaczynało delikatnie drżeć pod wpływem mojego dotyku, a przecież nic jeszcze nie zrobiłem. I nie zamierzałem zrobić, a przynajmniej nie teraz. Yuki może niedługo wpaść i lepiej, abyśmy nie robili niczego niestosownego, zwłaszcza, że chłopiec już nie jest taki mały i rozumie więcej rzeczy, niż mogłoby się wydawać. 
- To chyba ważne, aby dobrze wyglądać dla swojego małżonka – wyszeptał, zarzucając mi ręce na kark. Miałem nadzieję, że jego nastrój nagle się nie zmieni, kiedy powiem mu, że na takie rzeczy nadejdzie czas później, bo wtedy... nie wiem, co wtedy, wolałem nawet nie myśleć, co to będzie. 
- Nawet bardzo ważne. Mam nadzieję, że tylko ja będę cię takiego oglądał – odparłem cicho, nachylając się nad nim, by móc ucałować jego usta. Mikleo z chęcią pogłębił pocałunek, cicho mrucząc z zadowolenia. Po chwili jednak oderwał się ode mnie, zaczynając rozpinać guziki mojej koszuli, najwidoczniej bardzo spragniony mojego dotyku. Naprawdę żałowałem, że nie mogę dać mu tego, czego tak bardzo w tej chwili chce, ale musiałem go powstrzymać, nim zajdziemy za daleko. – Miki, nie możemy. Nie teraz – powiedziałem, chwytając lewą dłonią jego nadgarstki. Jak na zawołanie uderzył we mnie wielki smutek, zawiedzenie oraz poczucie beznadziejności. 
- Dlaczego? – spytał ze smutkiem, posyłając mi spojrzenie skrzywdzonego szczeniaczka. 
- Ponieważ Yuki zaraz ma przyjść, a oboje nie chcemy, aby zastał nas w takiej sytuacji – wyjaśniłem mu, gładząc jego chłodny policzek. Mój mąż pokiwał smutno głową, a ja poczułem się źle. Naprawdę coraz częściej zaczynam mieć wrażenie, że mu szkodzę zamiast pomagać, i nie jest to miłe wrażenie, bo wraz z tym w mojej głowie rodzą się kolejne pytania. Dla przykładu teraz zacząłem się zastanawiać, dlaczego to mnie wybrał na osobę, której odda się całkowicie? Znaczy, dla mnie to jest wspaniałe wyróżnienie i wielkie szczęście, ale dla Mikleo jestem przekleństwem. Nie dość, że krzywdzę go teraz, to jeszcze odebrałem mu szansę na normalną miłość, która dałaby mu szczęście. – Później ci to wynagrodzę, dobrze? – dopytałem uśmiechając się do niego szeroko. Wynagrodzę, o ile mi pozwolisz, pomyślałem. 
- Mam nadzieję – odburknął, delikatnie pusząc policzki. To był dobry znak...? Czy może jednak wręcz przeciwnie? Sam nie wiem, jestem za głupi na subtelne znaki. 
- Zakryj obrożę i zapnij wszystkie guziki, nie chciałbym, aby ktoś podziwiał twoje ciało, kiedy wyjdziemy z pokoju. To mogę robić tylko ja – poleciłem mu, słysząc już na korytarzu biegnącego do naszego pokoju. 
Mikleo pokiwał głową, a ja odwróciłem się w stronę drzwi, chcąc aby uwaga naszego syna była w pierwszej kolejności skupiona na mnie. Przez ten czas Mikleo zdąży zakryć obrożę chustą, by tym samym uniknąć niewygodnych pytań dziecka. Chociaż, muszę przyznać, zaskoczył mnie bardzo z tą obrożą, wyglądało na to, że nosił ją cały czas, odkąd tylko opuściliśmy azyl. Nie zwracałem zwykle na to uwagi, ponieważ Mikleo pilnował się, by postronne osoby jej nie zauważyły, ale nie zmienia to faktu, że zawsze była tam, gdzie być powinna, czyli na jego szyi. Nosił ją pomimo tego, że traktowałem go okropnie i nie potrafiłem mu pomóc. Zdecydowanie nie zasługiwałem na kogoś takiego, jak on. 
 Zająłem na chwilę Yuki’ego, póki Mikleo nie był gotowy, co trudne nie było, chłopiec pragnął także mojej atencji, której ostatnio miał za mało, głównie dlatego że chciał, abym najpierw wydobrzał, no i też ja sam ostatnimi czasy skupiałem się głównie na Mikleo. Ale jeszcze trochę, a dojrzewanie u mojego męża się skończy, moja rana się zagoi i będę mógł zdecydowanie więcej czasu spędzać z synem. Nawet już dzisiaj obiecałem mu, że potowarzyszę im przy treningu, na co chłopiec bardzo się ucieszył. 
- Możesz zmykać już na plac. Ja i tata zaraz do ciebie dołączymy – odezwał się nagle Miki, odwracając się w naszą stronę, może troszkę nerwowo poprawiając tę cudowną błękitną koszulkę. Yuki pokiwał ochoczo głową i zaraz zniknął nam z pola widzenia. – Mam nadzieję, że zamierzasz przy okazji sobie samemu potrenować – dodał, kiedy zostaliśmy sami. 
- Nie, będę siedział w cieniu i obserwował jego postępy – obiecałem, naprawdę chcąc uszanować jego zdanie, chociaż nadal brak treningu nie uznawałem za dobry pomysł. Ja się jednak już z tym popisałem i teraz muszę się odbyć pokorę, by znów wkraść się w łaski mojego męża. – Idziemy? Nie możemy kazać naszemu chłopcu długo czekać – odparłem, uśmiechając się do niego najcieplej jak tylko potrafiłem, wyciągając w jego stronę dłoń licząc na to, że jej nie odtrąci. To był w moim mniemaniu bardzo prosty test, który miał mi pokazać, w jakim stanie jest aktualnie mój mąż. Jeżeli chwyci moją dłoń oznacza to, że wszystko jest w porządku, albo przynajmniej większość rzeczy, a jeżeli ją odtrąci... cóż, to wtedy będzie oznaczało, że znów coś schrzaniłem i najprawdopodobniej w jakiś sposób znowu go skrzywdziłem. 

<Owieczko? c:> 

Od Shōyō CD Taiki

 Pokiwałem głową na jego słowa, zgadzając się tym samym na jego propozycję. Widziałem, jak bardzo mój ukochany męczy się przez panującą na zewnątrz temperaturę, chociaż mnie ona absolutnie nie przeszkadzała, a wręcz przeciwnie, dla mnie było bardzo przyjemnie. Zdawałem sobie też sprawę, że w tej kwestii ja i mój partner bardzo się różniliśmy, podobnie jak w wielu innych kwestiach, ale nie przeszkadzało mi to za bardzo, to w końcu nie było nic strasznego. Też ten pomysł nie wydawał się taki zły, ja posiedziałbym sobie na brzegu, a on by sobie pływał. Nie będę mógł za bardzo do niego dołączyć, ponieważ nie potrafiłem pływać. Fakt, rok temu uczył mnie pływać, ale byłem wtedy jeszcze wtedy przy nim strasznie spięty i chyba nie najlepiej mi wtedy to szło, dlatego lepiej dla wszystkich będzie, jak będę sobie grzecznie siedział na brzegu, w taki sposób też będę się świetnie bawił. 
- Ale to raczej za jakiś czas, ktoś mądry kiedyś mi powiedział, że po jedzeniu nie można pływać – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego niewinnie. Powiedział mi to właśnie on, kiedy powolutku zaczynaliśmy się ze sobą poznawać, tylko wtedy się do tego nie dostosowywałem. Cóż, teraz jestem troszkę mądrzejszy i spokojniejszy, dlatego teraz nie będę naciskał. 
- Serio? Kto? – spytał, szczerze zaskoczony, a przynajmniej tak mi się wydawało. Zmarszczyłem brwi, zastanawiając się, czy naprawdę nie pamięta, czy może sobie ze mnie żartuje, bo z nim to nigdy nic nie wiadomo. 
- No ty. Powiedziałeś mi to jakiś rok temu, kiedy mnie uczyłeś – odpowiedziałem, delikatnie pusząc poliki. 
- Wiem, wiem, żartuję sobie tylko. Takie mądre słowa mogłem powiedzieć tylko ja – odpowiedział dumnie, szczerząc się do mnie szeroko i czochrając moje włosy, tym samym zaburzając ich porządek. 
Uśmiechnąłem się delikatnie na jego słowa naprawdę się ciesząc, że mam kogoś takiego jak on obok siebie. Jak na razie, ten dzień zapowiadał się cudownie i nic nie zapowiadało tego, aby coś go zepsuło. Zresztą, nawet gdyby, to ja już dostałem swój prezent urodzinowy, chociaż Taiki nie ma o tym jeszcze pojęcia i przez długi czas jeszcze mieć nie będzie. Nie chciałbym być jakoś szczególnie traktowany w dniu swoich urodzin, w zupełności wystarczała mi możliwość spędzenia z nim całego dnia. Już na samym wstępie te urodziny wydają się lepsze od jakichkolwiek innych. Tak jak obiecałem Taiki’emu kilka dni temu, powiem mu, że dzisiaj były moje urodziny dopiero za kilka dni. W końcu chciałbym, aby się dowiedział, że ma już siedemnastoletniego, a nie szesnastoletniego narzeczonego. Różnica niewielka, ale jednak jest. 
- Kiedy porozmawiasz z bratem? – spytałem, przypominając sobie, że obiecał z nim porozmawiać, chociaż miałem wrażenie, że Shingo naburmuszył się z mojej winy. Stał się znacznie mniej gadatliwy odkąd powiedziałem mu, by nie nazywał mnie słodkim, ale z drugiej strony, nie zrobiłem tym samym niczego złego. Nie powiedziałem mu w końcu niczego chamskiego, a jedynie grzecznie poprosiłem, by mnie w ten sposób nie określał, bo czułem się niekomfortowo. A jednak, jakimś sposobem, moje słowa go uraziły, chociaż nie wiedziałem, co. A miałem nadzieję, że naprawdę uda nam się dogadać... no i się dogadywaliśmy, do czasu, póki ja tego nie zepsułem. 
- W swoim czasie, zajmę się nim, nie musisz się o nic martwić – odpowiedział, uśmiechając się do mnie. Może jednak powinienem podzielić się z nim swoimi podejrzeniami? W końcu, jeżeli będzie znał całą sprawę, może będzie wiedział, co zrobić. On znał się na ludziach o wiele lepiej ode mnie bo ja na ludziach nie znałem się kompletnie. Dopiero teraz powoli uczę się żyć w społeczeństwie, jakby się nad tym zastanowić. 
- Chyba... to przeze mnie jest taki troszkę naburmuszony – odpowiedziałem niepewnie, nagle spuszczając wzrok. 
- Jestem pewien, że nie, mój brat jeszcze nie przyzwyczaił się do nowej sytuacji. Tak czy siak, nie przejmuj się nim, tylko jedz, musisz mieć siły na cały dzisiejszy dzień – odpowiedział, podsuwając mi pod nos talerz z trzema kanapkami. 
Jeżeli Taiki twierdził, że da sobie z nim radę bez wnikania w szczegóły, to niech mu będzie. Teraz nie podobała mi się tylko jedna rzecz, a mianowicie liczba kanapek. Według moich obliczeń miała mi zostać jedna, a Taiki miał zjeść całą resztę. Musiałem pilnować się z jedzeniem nieco bardziej, zauważyłem ostatnio, że moje ciało nieco się zmieniło, może nie jakoś bardzo zauważalnie, ale jednak troszeczkę te zmiany widoczne były. Najbardziej widać to było na moich żebrach, które już nie przebijały tak bardzo przez skórę, i musze przyznać sam przed sobą, że nie wyglądałem jakoś źle, a przynajmniej tak mnie się wydawało. Mimo wszystko wolałem nie kusić losu i zachować umiar w jedzeniu by pozostać przy takiej sylwetce, która podobała się mojemu narzeczonemu. 
- Nie zjem aż trzech kanapek – bąknąłem cichutko, biorą jedną z kanapek do rąk. Nauczyłem się teraz jeść śniadanie i byłem już odrobinkę głodny. 
- Dobrze, ale dwie już musisz – odparł, zabierając jedną z kanapek, idąc ze mną na kompromis. Dwie kanapki to nadal dużo, ale i tak lepiej zjeść dwie niż trzy. 
Po zjedzeniu śniadania chciałem oczywiście posprzątać po jedzeniu, które przygotowałem, ale Taiki uparł się, że teraz jego kolej, aby coś zrobić i nie dopuścił mnie do zlewu. Powiedział mi, że mogę pójść się przebrać i spakować rzeczy potrzebne nam na wyjście nad jezioro. Na tę propozycję przystałem, nadal mogłem zrobić coś pożytecznego i troszkę odciążyć tym samym mojego narzeczonego. Niewiele, ale zawsze coś. 
Przebranie się oraz spakowanie torby nie zajęło mi wiele czasu, już po niecałych trzydziestu minutach zszedłem na dół, ubrany oczywiście jak zwykle w rzeczy z długimi rękawami, w przeciwieństwie do Taiki’ego, który nie wydawał się bardzo zadowolony z mojego wyboru stroju. Domyślałem się, że dla niego ubranie czegoś takiego byłoby męczarnią, ale ja nie czułem się wcale tak źle. 
- Wydaje mi się, że powinieneś ubrać coś z krótkim rękawkiem. Ugotujesz się tam na zewnątrz – zauważył ze zmartwieniem, kiedy odłożyłem torbę przy wyjściu. 
- Nie mam takich rzeczy – odparłem zgodnie z prawdą, wzruszając ramionami. Chyba nigdy w życiu nie założyłem krótkich spodenek, chyba, że byłem małym berbeciem, ale tego nie liczę, bo nie pamiętam. – Poza tym, twoje pojęcie optymalnej temperatury znacznie różni się od mojego i dla mnie teraz jest naprawdę przyjemnie – dodałem, uśmiechając się do niego ciepło. 
- Skoro nie masz takich rzeczy, to trzeba udać się na małe zakupy, nie sądzisz? – powiedział zaczepnie, podchodząc do mnie i kładąc swoje dłonie na moich biodrach. 
- Nie będziesz mi już kupował żadnych rzeczy, wystarczająco wydałeś na mnie pieniędzy. Poza tym, nie potrzebuję takich rzeczy, w tych czuję się równie dobrze, a jeżeli faktycznie będę chciał ubrać coś bardziej przewiewnego, to wezmę jedną z twoich koszul, a tych masz dużo – zauważyłem, delikatnie pusząc policzki. Nie byłem zadowolony już z samego pomysłu, przecież to było zwyczajne marnowanie pieniędzy, które można wydać na ważniejsze rzeczy, chociażby na jedzenie, a z tego co widziałem, niedługo trzeba będzie dokupić kilka produktów. 
- Zastanowię się nad tym – odpowiedział z szerokim uśmiechem, całując mnie w czoło. Nie spodobała mi się ta odpowiedź, bałem się, że któregoś dnia wróci do domu z prezentem dla mnie pod postacią letnich ubrań, czego chciałem uniknąć. Już nawet chciałem odezwać się i drążyć ten temat dalej, ale Taiki nie pozwolił mi na to. – Pójdę porozmawiać z bratem i powiedzieć mu, że wychodzimy. 
Chcąc nie chcąc, musiałem się z nim zgodzić wiedząc już, że Taiki i tak będzie miał swoje zdanie na ten temat, którego nie zmieni. Powiedziałem mu, że poczekam na niego na zewnątrz, po czym chwyciłem za torbę i wyszedłem. Początkowo myślałem, że będę musiał nawoływać zwierzaki, ale te leżały rozciągnięte do granic swoich możliwości w cieniu drzewa, nie mając chyba siły na cokolwiek. Biedny Koda przez swoją sierść miał chyba najgorzej z nas wszystkich, tyle dobrego, że był chociaż biały, a nie czarny, bo miałby jeszcze gorzej. Usiadłem obok zwierzaków, czekając na wyjście mojego narzeczonego. Nie zajęło mu to dużo czasu, bo raptem dwie minuty, co znaczyło, że za długo sobie nie pogadali.
- I jak? – spytałem Taiki’ego, podnosząc się z ziemi, kiedy ten do nas podszedł. 
- Wzruszył jedynie ramionami i stwierdził, że coś sobie wymyślam, bo nic się nie stało – mój narzeczony cicho westchnął. Wyczułem, że ta sprawa go odrobinkę trapi. – Wcześniej mówiłeś, że to przez ciebie jest taki naburmuszony. Dlaczego tak uważasz?
Zagryzłem nerwowo wargę, bojąc się, że przez to pokłóci się z Shingo, ale w końcu opowiedziałem mu cały dzisiejszy poranek. Mówiłem mu, jak miło się nam na początku rozmawiało i jak nagle się to zmieniło, kiedy jego brat powiedział mi, że słodko wyglądam, a ja zwróciłem mu uwagę, że nie powinien do mnie tak mówić. Przyznam, kiedy to z siebie wyrzuciłem poczułem się znacznie lepiej, ta cała sytuacja bardzo mi ciążyła, a teraz, kiedy powiedziałem mojemu ukochanemu o wszystkim, łącznie z tym, jak niekomfortowo się wtedy czułem, miałem wrażenie, że wielki ciężar spadł z mojej piersi. 
- Ale jestem pewien, że Shingo nie chciał wprawić mnie w zakłopotanie, może po prostu chciał być dla mnie miły, to ja pewnie zachowałem się źle – dodałem na sam koniec, chcąc w jakiś sposób go wytłumaczyć. Może też w tym wszystkim była moja wina? Niepotrzebnie schodziłem na dół ubrany jedynie w koszulę, czyli wychodziło na to, że złe samopoczucie Shingo z mojej winy. A przynajmniej na to wszystko wskazywało. 

<Taiki? c:>

poniedziałek, 21 czerwca 2021

Od Mikleo CD Soreya

Nie chcąc, rozmawiać z mężem o tym, co czuje, po prostu zwiałem jak tchórzliwe zwierzę, pragnąc tylko uciec od wszystkich strasznych myśli, które kotłowały się w mojej głowie, czując się z chwili na chwilę coraz gorzej, jedno zdarzenie a pozostanie w mojej pamięci na długo a wszystko to dlatego, że nie potrafiłem ochrzanić męża za jego głupotę, biorąc wszystko na siebie, co to dojrzewanie ze mną robi? Jak długo ono trwa, w księdze czytanej przeze mnie za dziecka napisane było, że dojrzewanie anioła trwa krótko, lecz bardzo emocjonalnie wtedy nie rozumiałem, o co chodzi, dziś już wiem, moje dojrzewanie przejdę szybko, lecz bardzo boleśnie, boleśnie nie w sposób fizyczny a psychiczny, przemilczeć wszystko, wybaczę a później, gdy wszystko się skończy, a ja zostanę popchnięty na kraniec i wybuchnę, nie mogąc już znieść tych wszystko złych myśli.
Pogrążony w życiowych rozterkach wszedłem do kuchni, w której było pusto, najwidoczniej służba musiała na chwilę opuścić swoje miejsce pracy, pozwalając mi tym samym podebrać gotowy w garnkach obiad, mogąc zamieść go mężowi, który ewidentnie musi coś zjeść, by nabrać siły i zregenerować się po tym dzisiejszym wydarzeniu.
Po cichu nałożyłem jedzenie, nie chcąc, aby ktoś mnie usłyszał, wychodząc z kuchni niezauważony, cóż tak jakby ktoś miałby mnie kiedykolwiek w moim życiu zobaczyć.
Cicho wzdychając w milczeniu, wróciłem do pokoju, w którym mój mąż na szczęście był, nie planował więc już żadnych dodatkowych atrakcji przerażających mnie niemiłosiernie, miło z jego strony, bo więcej mógłbym naprawdę nie przeżyć.
- Proszę - Stawiając jedzenie na stole, mogłem wrócić na łóżko, by wreszcie odpocząć, cały ten dzisiejszy dzień zapowiadał się tak przyjemnie, a przynajmniej taki był z rana, po wczorajszym stosunku czułem się dobrze, stres odszedł a ja, chociaż na chwilę przestałem się obwiniać, aż do teraz gdy znów wszystko wróciło i to z podwójną siłą dołująca mnie jeszcze bardziej niż wczoraj.
- Dziękuję - Sorey podziękował za przyniesienie mi jedzenia, ale mimo to nie zaczął go jeść, podchodząc do mnie, by spokojnie usiąść na łóżku, przyglądając mi się uważnie.
- Dlaczego nie jesz? - Spytałem, chcąc wiedzieć, czy aby wszystko było z nim w porządku, martwiąc się o jego zdrowie i samopoczucie, nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś mu się stało lub gdyby zmarł, bez niego moja wieczność będzie przekleństwem.
- Chciałbym z tobą jeszcze raz porozmawiać. Proszę, powiedz mi, że się nie obwiniasz za to, co zrobiłem? To naprawdę nie twoja wina, to moja wina sam tego chciałem - Skwitował, chwytając moją dłoń, którą ucałował, mocno trzymając ją w uścisku.
 - Dlaczego tak bardzo ci zależy, na tym, abym ci to powiedział? - Spokojnie zadałem to pytanie.
- Bo nie chce, abyś się obwiniał, za moje błędy - Niepewnie zaczął, patrząc w moje oczy, przesadnie się o mnie martwiąc.
- Twoje błędy to moje błędy - Przyznałem, nie mając problemu z przyznaniem się do błędu.
- Twoje błędy? To ja jestem odpowiedzialny za siebie, jestem dorosły, nie musisz czuć się winien za moje błędy - Uparcie starał się, jak tylko mógł, aby przekonać mnie do swojego myślenia.
Westchnąłem cicho, wiedząc, że i tak tego nie zrozumie, a przecież to takie proste jestem jego aniołem, opiekunem aż do śmierci jego błędy są moimi błędami.
- Sorey idź jeść, wystygnie ci - Zmieniłem temat, odsuwając swoje dłonie od jego dłoni, kładąc się spokojnie na łóżku, plecami do męża nie chcąc już rozmawiać o tym, co się stało i o tym które z nas ma rację.
- Miki proszę - Smutnym głosem starał się wywołać u mnie poczucie winy, które i tak było już tak wielkie, że już większe być nie może.
- Chce odpocząć. Proszę, potrzebuje czasu - Poprosiłem, naprawdę potrzebując tej chwil spokoju, czułem się winny, niepotrzebny i niezrozumiały ten świat jest okrutny, a ja nie mogę tego zmienić.
Mój mąż odpuścił sobie rozmowę ze mną, dając mi spokój, którego tak potrzebowałem, pozwalając mi się wyciszyć i odpocząć.

***

Następny dzień był dla mnie jeszcze gorszy, mój mąż najwidoczniej chciał robić wszystko samodzielnie bez ingerowania mnie w to, najwyraźniej nie byłem mu już potrzebny i pewnie bym się tym nie przejął, gdyby nie to dojrzewanie, z jego powodu czułem, że mnie nie potrzebuje, co dołowało mnie jeszcze bardziej.
- Na chwilę wychodzę dobrze? - Gdy mój mąż to powiedział, zmartwiłem się. Czując, że znów może zrobić coś głupiego. - Spokojnie, idę tylko na miasto. Obiecuje, że nie zrobię niczego głupiego - Całując mnie w czoło, uśmiechnął się delikatnie, gdy ja kiwnąłem jedynie głową, pozwalając mu iść, gdzie tylko chce, w końcu nie mogę mu niczego zabronić.
Mężczyzna nie słysząc sprzeciwu z mojej strony, pozostawił mnie samego, wychodząc z pokoju, dając mi czas na odpoczynek, który nie chciał nadejść, tak strasznie się o niego martwiłem, obawiając się o jego zdrowie, a nawet życie...
- Sorey? - Odezwałem się pierwszy raz od rana, widząc wchodzącego do pokoju męża z jakimiś ubraniami i kwiatami? - Dla kogoś te kwiaty? - Lekko zaskoczony wstałem z łóżka, podchodząc do męża.
- Dla ciebie w ramach przeprosin za moją głupotę, mam nadzieję, że ci się podobają - Gdy to powiedział, poczułem dziwną radość, jeszcze chyba nigdy nie dostałem od niego kwiatów, to bardzo miłe.
- Dziękuję - Cały w skowronkach wziąłem bukiet białych róż do ręki, wciągając do płuc ich zapach. - Są piękne - Dodałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Podobają ci się? - Widząc zaskoczenie na twarzy mojego męża, z szerokim uśmiechem na ustach kiwnąłem energicznie głową.
- Bardzo - Przyznałem, trzymając je w rękach. - A to co? - Dopytałem, chcąc wiedzieć co to za ubrania.
- A tak, to również dla ciebie, kupiłem ci krótkie spodnie i koszule, abyś miał coś swojego i nie musiał męczyć się w moich koszulach lub strojach od Alishy.
Byłem mu bardzo wdzięczny naprawdę bardzo wdzięczny, niby takie drobne rzeczy a cieszą bardziej niż nie jeden najdroższy na świecie prezent.
Zadowolony wziąłem ubrania od męża, chcąc się w nie przebrać jak najszybciej, musząc najpierw jednak zadbać o kwiaty, by w końcu muc się przebrać.
- I jak? - Od razu z lepszym humorem wyszedłem z łazienki, stając przed mężem, dając mu się przyjrzeć tym krótkim niebieskim spodenki i koszuli z krótkim rękawem tego samego koloru zapiętą na drugi i trzeci guzik pozostawiając całą resztę w spokoju, nie zdejmując również z szyi obroży, którą tak lubił mój mąż. Mając w tej chwili wielką ochotę na atencję męża. Rany ostatnio jestem jego największym utrapieniem albo milczę i unikam kontaktów, albo pragnę, by mnie doceniał i prawił komplementy, nie mówiąc już o dotykaniu, rany jak ja lubię, gdy mnie dotyka, nie wspominając już o kochaniu się z nim, moje ciało wtedy przechodzą przyjemne dreszcze, a wszystkie najgorsze myśli odchodzą gdzieś w dal, pozwalając mi oddać się tej cudownej przyjemności, której ostatnio za wiele nie mamy, choć nie narzekałbym, gdyby było inaczej.

<Pasterzyku? C:>

Od Taiki CD Shōyō

Zaspany otworzyłem swoje oczy, czując się dziwnie zmęczonym może to przez tę zmiany klimatyczne, raz ciepło, innym razem zimno a jeszcze tam innym w sam raz, ciśnienie skacze, a ja mimo swojej wiecznie zimnej skóry nie jestem szczęśliwy, gdy temperatura przekracza trzydzieści stopni, tak jak jest dzisiaj, rany jak można znieść trzydzieści stopni. Dobrze, że grać będziemy później, gdy słońce trochę zajdzie, a na boisku zrobi się chłodniej, bo raczej wątpię, by któremuś z nas zachciało się grać w słońcu, by później narzekać na ból głowy lub innych mięśni przez zbytnie przegrzanie.
Wzdychając ciężko z powodu ciepła, panującego w pokoju podniosłem się do siadu. Zauważając, że mojego narzeczonego już przy mnie nie było, najwidoczniej zapragnął wybyć z pokoju, w którym to robiło się jak w saunie a wszystko to dzięki słońcu, które opierało się właśnie na oknie naszego pokoju.
Nie mając już co robić ani o czym myśleć wstałem z łóżka, od razu kierując się do łazienki, by zażyć zimnej kąpieli, która ochłodzi moje ciało, mogąc się troszeczkę odprężyć przed zejściem na dół, gdzie jak podejrzewać mogłem, znajdował się mój narzeczony z moim bratem, a go akurat się nie spodziewałem, tak mieszka w tym domu, ale wstać o tak wczesnej godzinie? To do niego niepodobne.
- Cześć wam - Przecierając ręką oczy, wszedłem do kuchni, wyczuwając dziwną atmosferę w kuchni, coś się wydarzył? Coś mnie ominęło? O czymś nie wiem, a wiedzieć powinienem? Nie wiem. - Co tu tak drętwo? Ktoś umarł? - Dopytałem, całując mojego narzeczonego w czoło, chcąc zrozumieć tę dziwną atmosferę, która panowała między nimi.
- Nic się nie stało - Mój brat wzruszył ramionami, olewając całą tę sprawę w tym i naszą dwójkę wychodząc z kuchni, czy on przede mną ucieka? Nie, to raczej niemożliwe, nie miałby ku temu powodu, aby przede mną uciekać, ja mu nic nie zrobię przynajmniej nie bez powodu.
- A jego co ugryzło? - Zaskoczony spytałem mojego słodkiego liska, nic w tej chwili nie rozumiejąc.
- Nie wiem, chyba ma zły dzień - Karotka nie wiedział tak jak i ja co gryzie, mojego brata, a to oznacza, że muszę z nim pogadać, w końcu musi mi powiedzieć co go gryzie, jestem jego bratem, z kim pogada jak nie ze mną.
 - Pogadam z nim później a teraz - Zadowolony przytuliłem się do ciała mojego słoneczka, mrucząc cicho pod nosem. - Czemu nie zastałem cię w łóżku o poranku? Zdecydowanie wolę budzić się w łóżku z tobą niż bez ciebie - Przyznałem, naprawdę nie będąc zadowolonym z faktu, iż mój świeżo upieczony narzeczony wstał wcześniej ode mnie, nie dając mi szans na przygotowanie dla niego śniadania.
- Ostatnio ciągle to ty robisz mi śniadania, dziś chcę się odwdzięczyć i przygotować coś tobie - Przyznał, odwracając się w moją stronę, by złączyć nasze usta w delikatnym, lecz namiętnym pocałunku, który odwzajemniłem, cicho mrucząc z zadowoleniem.
- Ponieważ nie podoba mi się to, że to ty ciągle tylko coś robisz dla mnie, śniadania, obiady i kolacje. Ja też muszę zrobić coś dla ciebie, w końcu w związku trzeba sobie pomagać na wszystkie możliwe sposoby. - Przyznałem, uśmiechając się do niego, mówiąc tylko prawdę, nie może być tak, że zawsze tylko on wszystko robi, ja też muszę mu pomóc, jak tylko najlepiej potrafię.
- Kiedy ja to naprawdę lubię, przynajmniej w taki sposób mogę ci się odwdzięczyć - Wyjaśnił, odwracając się z powrotem w stronę blatu, by przygotować nam śniadanie.
- Odwdzięczyć się za co? - Dopytałem, odsuwając się od niego, by wygodnie rozsiąść się na krześle przy stole nie mając i tak nic lepszego do roboty, to znaczy mógłbym zrobić herbatę, ale jest chyba trochę za ciepło na nią, dlatego też chyba lepiej nalać po prostu wodę nie przegrzewając jeszcze bardziej naszych biednych ciał.
- Za to, że mogę tu mieszkać, ile chcę i za to, że jestem tu bezpieczny - Wyjaśnił, stawiając już po chwili na stół gotowe kanapki znajdujące się na talerzu, które wyglądały naprawdę pysznie, aż szkoda by było nie spożyć tak pysznego posiłku.
- Nie masz za co - Machnąłem ręką, czekając aż usiądzie, abyśmy oboje mogli wspólnie zjeść to, co zostało przez niego zrobione.
- Mam za co, zdecydowanie mam - Zapewnił, a ja nie chcąc się z nim kłócić, odpuściłem temat, zajadając się śniadankiem, dopiero teraz odczuwając głód.
- O której tak właściwie idziemy na boisko? - Na to pytanie uniosłem głowę znad talerza, odwracając ją w stronę okna.
- Najlepiej iść tak pod wieczór teraz jest gorąco, a żadne z nas nie chce mieć udaru, dlatego myślę, że pod wieczór będzie naj rozsądniej - Stwierdziłem, z czym mój kochany liski narzeczony się zgodził. Uważając, że to najrozsądniejszy pomysł, na jaki wpadłem, nie żebym na inne nie wpadał, bo i to mi się zdarza.
- Co więc chcesz robić do tego czasu? - Kolejne pytanie padło z ust Karotki, najwidoczniej chciał wiedzieć, co planuje na cały dzień, gdy tak naprawdę ja żadnego pomysłu nie miałem, jedynie ewentualnie możemy iść nad wodę, jest ciepło, więc przyjemnie będzie zanurzyć się w chłodnej wodzie.
- Szczerze powiedziawszy, jedyne co do głowy mi przychodzi, to pójście nad wodę jest ciepło, więc kąpiel w jeziorze jest chyba najlepszym pomysłem, jak uważasz? - Dałem swój pomysł, jednocześnie chcąc by i on zadecydował czy ma na to ochotę, sam tu nie jestem, a jak wiadomo, w związkach trzeba iść na kompromis, więc jeśli ma ochotę na coś innego, również możemy przemyśleć jego pomysł, dla mnie to nie problem.

<Karotka? C:>

sobota, 19 czerwca 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Czemu on na mnie nie krzyczy? Czemu on nie jest na mnie zły, nie ma do mnie żadnych pretensji i nie nazywa mnie głupim i lekkomyślnym dzieciakiem? Przyjął to wszystko tak spokojnie i, co najgorsze, winę za to wszystko wziął na siebie. Zawsze, kiedy robiłem jakąś głupotę, a to, co zrobiłem teraz zdecydowanie zasługiwało na miano głupoty, zawsze krzyczał i był na mnie strasznie zły. Zdecydowanie wolałbym, by zareagował właśnie w ten sposób, niż brał całą winę na siebie. Położyłem mu dłoń na policzku, wpatrując się w jego oczy. Cały ich cudowny blask zniknął, pozostawiając jedynie niepokojącą pustkę. Wczoraj zrobiliśmy jeden krok do przodu, a dzisiaj, przez mój debilizm, zrobiliśmy dwa kroki do tyłu. Skąd ten potwór się w ogóle wziął? Specjalnie wybrałem miejsce jak najbliżej murów miasta, by nic nie miało odwagi mnie zaatakować. Naraziłem Mikleo na niebezpieczeństwo, naraziłem siebie na niebezpieczeństwo, jeżeli mój mąż powinien kogoś winić, to na pewno nie siebie. 
- Nie rozumiesz, to nie twoja wina – powiedziałem, wpatrując się w niego ze zmartwieniem. Liczyłem, że jakoś do niego dotrę, nie mogłem mu pozwolić, aby czuł się jeszcze bardziej przygnębiony. – To ja zdecydowałem się tam pójść ćwiczyć, nie ty. 
- A mi się wydaje, że to ty nie rozumiesz. Skończmy już o tym rozmawiać, bo naprawdę nie ma o czym – odpowiedział, chwytając mój nadgarstek i odsuwając się ode mnie. Znowu się na mnie zdystansuje? Bardzo się tego obawiałem. Byłem jego mężem, więc jednym z moich licznych obowiązków było wspieranie go w każdym problemie, a ja co robię? To ja sprawiam, że popada w coraz to większy dołek. 
- Miki... – zacząłem, ale mój mąż od razu mi przerwał. 
- Chodź już, miałem ci w czymś pomóc – odparł jedynie, kierując się w stronę łazienki. 
Nie mając innego wyboru podążyłem za nim, starając się ignorować palący ból w ranie oraz plecach. Naprawdę mocno przywaliłem w to drzewo, cud, że nie stało mi się nic z kręgosłupem. Wcale nie zdziwiłbym się, gdyby na moich plecach pojawił się wielki siniak, ale już nie chciałem mówić nic o tym Mikleo. Wystarczająco już mu krwi napsułem, nie chce, by brał na siebie jeszcze większą winę, a jestem pewien, że właśnie to by zrobił, gdyby się dowiedział. A końcu, to jest tylko siniak, trochę poboli i przestanie, a ja sobie w zupełni na niego zasługiwałem. Nawet nie próbowałem się z nim kontaktować, kiedy potwór mnie zaatakował, bo bałem się, że i jemu coś zrobi, a przecież polował tylko i wyłącznie na mnie... dobrze, że nie próbował zaatakować znacznie wcześniej, kiedy Mikleo targał mnie nieprzytomnego do głównej drogi. Wtedy naprawdę mogłoby się stać coś złego. 
Podczas kiedy Miki pomagał mi w goleniu się, nie wyczuwałem od niego tej prostej radości, jaką wyczuwałem wczoraj, albo jeszcze dzisiaj rano, kiedy pomagał mi się ubierać. Czy to znaczyło, że teraz proszeniem o pomoc tylko będę go irytował i mu przeszkadzał? Najwidoczniej wszystko na to wskazywało. Od tej pory będę starał się być jak najbardziej samodzielny, by jak najmniej prosić go o pomoc i mu przeszkadzać. Wcześniej ta taktyka nie działała, ale teraz sytuacja się zmieniła i prawdopodobnie to może zadziałać teraz. Zresztą, już tyle razy starałem się działać sam, że to nie będzie dla mnie większym wyzwaniem, rana jest naruszona tak czy siak, a Miki dzięki temu będzie miał spokój i nie będzie musiał marnować swojego cennego czasu na mnie. Jest to sytuacja dobra dla każdego, znaczy, ja jestem w mniej wygodnej pozycji, bo mogę czasem odczuwać ból, ale dla niego jestem w stanie się poświęcić. I zrobię wszystko, aby zaczął uważać siebie za wartościowego anioła, bo przecież nim właśnie jest; niesamowitym i pięknym aniołem, którego ciągle krzywdzę i na którego zupełnie nie zasługuję.
- Miki... możesz mi powiedzieć, co czujesz w związku z moim zachowaniem? – poprosiłem go, kiedy skończył mi pomagać, a moja twarz była już gładka i może nie do końca piękna, moja twarz nigdy piękna nie była i nie będzie. 
- Już ci mówiłem. Nie jestem zły i nie mam do ciebie żadnych pretensji – odpowiedział bezbarwnym głosem, wychodząc z łazienki i nawet nie racząc na mnie spojrzeć. Bolało mnie to, że znowu się oddalamy, a to wszystko przeze mnie, zasługiwałem na to w stu procentach i normalnie poddałbym się tej karze, ale teraz wiem, że to jest niezdrowe dla niego. Bałem się, że jeżeli się go zostawię samemu sobie, dojdzie do strasznych i jakże błędnych wniosków, przez które zrobi sobie krzywdę albo mnie opuści. Oba te scenariusze przepełniają mnie strachem i zamierzałem zrobić wszystko, by mu pomóc i temu wszystkiemu zapobiec. 
- Mikleo, to nie jest odpowiedź... – zacząłem, chcąc poznać jego zdanie, a nie grzebać mu w myślach. 
- Przyniosę ci obiad. Powinieneś odzyskać siły – odparł wymijająco, wychodząc z pokoju i tyle go widziałem. 
Usłyszawszy jego słowa, westchnąłem cicho i usiadłem w fotelu. Siniak na plecach odezwał się niemalże od razu, przez co cicho syknąłem z bólu. Trochę dobrze, że Mikleo wyszedł, dzięki temu nie będzie się dołował jeszcze bardziej. Jego zachowanie już teraz było niepokojące, a ja nie wiedziałem, jak mu pomóc. Może jednak był na mnie zły, tylko nie powiedział mi, by nie sprawić mi przykrości? Albo był na mnie zły, tylko źle rozpoznawał emocje? Musiałem mu jakoś pomóc, rozweselić go i sprawić, by mi wybaczył. Albo żeby mi nawet nie wybaczał, tylko aby po prostu przestał się tak zadręczać i winić za coś, za co nie był winny. Nie wiedziałem tylko, jak. Porozmawiać z nim? Przecież unika rozmów ze mną, albo przynajmniej nie chce rozmawiać o swoich uczuciach, a to one były w tym momencie najważniejsze. Miałem nawet wrażenie, że mówienie mu miłych słów niewiele mu pomoże, ale oczywiście nie zamierzałem z tego zrezygnować. Komplementować go będę zawsze i wszędzie. Może sprawię mu prezent... tylko jaki? Do głowy nie przychodziły mi żadne pomysły, poza bukietem kwiatów, tylko nie byłem pewien, czy coś takiego mu się spodoba. Może troszkę wstyd przyznać, ale nigdy nie przynosiłem mu kwiatów, tak postępowało się zwykle wobec kobiet, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jednak, co mi zaszkodzi spróbować? Może Mikleo naprawdę coś takiego się spodoba? Wystarczyłby mi jedynie jego delikatny uśmiech, niczego więcej nie potrzebowałem. 
Tylko, jakie kwiaty powinienem mu dać? Kwiaty mają swój własny język, którego nie rozumiałem. Wiedziałem jedynie, że czerwone róże oznaczają miłość, ale to trochę oklepane... nad tym pomysłem jeszcze muszę się zastanowić i dopytać odpowiednie osoby. Jak na przykład Alishę albo Lailah. Do Lailah musze się udać na pewno i dowiedzieć się trochę więcej na temat dojrzewania u aniołów. Muszę dowiedzieć się, jak traktować Mikleo i jak do niego dotrzeć, bo jak próbuję robić coś sam na własną rękę, to oczywiście coś psuję. Jak Mikleo wróci, spróbuję z nim porozmawiać raz jeszcze i wytłumaczyć, że to nie jego wina. Kto wie, może mi się uda, chociaż szanse są na to marne, ale nie zaszkodzi spróbować. Nie mogłem pozwolić, by się ode mnie oddalił, nie mogę go stracić. Zdarzyło mi się to za wiele razy, boję się, że to może być ten ostatni, a tego mogę nie przeżyć.

<Owieczko? c:>