środa, 16 czerwca 2021

Od Soreya CD Mikleo

 To było tak strasznie urocze, kiedy mój mały aniołek się o mnie martwił, zwłaszcza, że przecież nie musiał. Fakt, wczoraj wbił swoje pazurki w moje ramię, ale rana pozostawała przez niego nieruszona. Zresztą, na pewno dałbym mu znać, że coś jest nie tak, to na pewno dałbym mu znać, nie jestem całkowicie odporny ból, pomimo, że bardzo bym chciał. Uśmiechnąłem się do niego delikatnie, ciesząc się, że w końcu trochę zaczął ze mną rozmawiać, naprawdę zacząłem się martwić, że to może jednak to ze mną jest coś nie tak i w jakiś sposób go krzywdzę... stop, chyba wczoraj obiecaliśmy sobie, że nie będziemy myśleć w ten sposób. To było cięższe niż myślałem, zwłaszcza, że miałem dobre powody, aby w ten sposób siebie postrzegać. W przeciwieństwie do mojego męża, kompletnie nie rozumiałem, dlaczego on miałby się o cokolwiek obwiniać, on nie robi niczego złego. 
- Uwierz mi, gdyby coś mnie zbolało, natychmiast dałbym ci o tym znać – odpowiedziałem, nie przestając się do niego uśmiechać. Przyznam, nie sądziłem, że wczorajszy wieczór zakończy się w tak przyjemny sposób. I to jeszcze niczego nie inicjowałem, mój kochany Miki sam mi powiedział dokładnie, czego tak bardzo pragnie, chociaż i tak nie mogłem mu dać dokładnie tego, czego tak bardzo chciał, a to wszystko przez głupią ranę, na którą nadal musiałem tak bardzo uważać. Kiedy ona się wreszcie zrośnie? Chciałbym w końcu go normalnie przytulić i nie hamować się podczas stosunków. Chociaż, i tak nie jest już z nią tak źle, aczkolwiek mogło być lepiej. Możliwe, że byłem sam sobie temu winien, ale nie musiałem mówić o tym głośno. – Cieszę się, że czujesz się lepiej – dodałem szczerze, chwytając jego dłoń i unosząc ją do swoich ust, by złożyć na jej wierzchu delikaty pocałunek. 
- Ciężko by było nie czuć dobrze po tak cudownej nocy ze wspaniałym mężczyzną – odpowiedział, posyłając mi zadziorny uśmieszek. Naprawdę, ja sam nie potrzebowałem wiele, aby poczuć się lepiej, chociaż tym razem wiedziałem, że Mikleo tym razem słono przesadza. W takim stanie niewiele mogę zrobić, ale kiedy już nie będę musiał tak uważać na to nieszczęsne ramię już moja w tym głowa, aby porządnie zająć się jego ciałem. Nie myśląc za wiele, nachyliłem się nad nim i delikatnie ucałowałem go w szyję. 
- Ale gdyby nie pewien piękny i niesamowity anioł, ta noc nie byłaby cudowna – wymruczałem mu do ucha, którego płatek zaraz delikatnie ugryzłem. Takie niewinne, poranne droczenie się jeszcze nikomu nie zaszkodziło, a jeszcze kilka minut przed przyjściem Yuki’ego mamy, więc należało to jak najlepiej wykorzystać. Ostatnio nie mieliśmy za dużo przyjemnych chwil dla siebie. Znaczy, mieliśmy sposobności, ale Miki wyraźnie nie miał nastroju na takie rzeczy, więc i ja na niego nie naciskałem, dając mu przestrzeń, której potrzebował. Albo raczej wydawało mi się, że jej potrzebował, a chyba jednak wyszło na to, że potrzebował trochę miłych słów, a tych mogę mu dać aż dużo. I to tyle, ile tylko będzie chciał. 
- Nie mam pojęcia, o kim mówisz – odparł skromnie, cicho się śmiejąc. – Długo spałem? Byłeś już na śniadaniu? – spytał, łapiąc stanowczo mój nadgarstek, uniemożliwiając mi tym samym delikatne drażnienie jego brzucha. 
- Jak dla mnie spałeś za krótko. I nie, nie byłem na śniadaniu. Nawet się nie przebierałem, tylko zdecydowałem się poczekać, aż się obudzisz – powiedziałem, uśmiechając się szeroko. Oczywiście zdecydowałem się na taki ruch nie przypadkowo. Wczoraj, kiedy Mikleo opatrywał moją ranę wyczułem, jak wspaniale się poczuł, a przecież nie zrobił nic takiego, tylko troszkę mi pomógł. A skoro taka prosta pomoc sprawia mu tyle radości, to schowam dumę do kieszeni i pozwolę mu mnie ubrać, nawet jeżeli będę odczuwał przy tym zażenowanie. 
- Czy ty właśnie prosisz mnie o pomoc w ubraniu się? Tak sam z siebie? – spytał pozytywnie zaskoczony, unosząc jedną brew. Miał prawo być zaskoczony, ponieważ zwykle tak długo na niego nie czekałem. 
- Oczywiście, dzięki tobie nie naruszę rany i nie będziesz na mnie krzyczeć. I jeszcze poproszę cię o jedną rzecz, tylko nie wiem, czy zdążymy przed przybyciem Yuki’ego – powiedziałem, podnosząc się z łóżka, by rozprostować kości. Jak Mikleo spał, leżałem przez cały ten czas obok niego, wpatrując się w jego przepiękną twarz. W sumie to nie miałem za bardzo wyboru, jak leżeć, ponieważ Mikleo spał na mnie, wtulony mocno w moje ciało, i to uniemożliwiało mi jakikolwiek ruch. Nie było to jednak nic strasznego, ja absolutnie nie narzekałem, aby spędzać wolny czas w ten sposób. 
- Co masz na myśli? – dopytał zainteresowany, również podnosząc się z łóżka. 
- O pomoc w goleniu. Ostatnim razem mocno się pozacinałem i teraz wolałbym tego uniknąć – odpowiedziałem, zaczynając ubierać spodnie, bo akurat je potrafiłem założyć bez większych trudności. Znaczy, pewne trudności były, ale nie zakładając spodnie nie jestem w stanie sobie zrobić żadnej krzywdy. – Chyba, że nie chcesz, to wtedy ja sam też się jakoś ogarnę – dodałem szybko, nie chcąc go do niczego przymuszać. W końcu, do tej pory nigdy nie prosiłem go o pomoc w takich sprawach, więc nie chciałbym dawać mu dodatkowych obowiązków. Już i tak ma wiele na głowie, nie chciałbym sprawiać mu jeszcze większych kłopotów. 
- Chcę, oczywiście, że chcę, tobie zawsze z chęcią pomogę – odpowiedział, stając przede mną i całując mnie w policzek. – Podnieś ręce, pomogę ci się ubrać i przyniosę ci śniadanie. 
Reszta poranka minęła nam bardzo spokojnie, przynajmniej do chwili, kiedy to nasz chłopiec nie wbiegł do pokoju. Jak podejrzewałem, nie zdążyliśmy zrobić wszystkiego, Mikleo nie zdążył mi pomóc z goleniem się dlatego ustaliliśmy, że pomoże mi z tym, jak skończy trenować z Yukim. W sumie, to nawet na lepiej wyjdzie. Ja po moim małym sekretnym treningu będę usiał się odświeżyć tak czy siak, więc to będzie idealny moment. Na wszelki wypadek, nim moje dwa ukochane aniołki opuściły pokój, poinformowałem ich, że może później wyjdę na spacer, to miało być takie moje małe zabezpieczenie na wypadek, gdyby Miki wrócił wcześniej do pokoju. 
Odczekałem kilkanaście minut, by mieć pewność, że przypadkowo się na nich nie natknę. Bez większego pośpiechu ruszyłem w kierunku swojego małego placu treningowego, gdzie mogłem być ukryty przed wszelkim spojrzeniem, zarówno tym ludzkim i anielskim. Nadal nie potrafiłem zrozumieć, dlaczego Mikleo miał jakieś ale przeciw takim prostym treningom dla mnie, przecież trochę ruchu dobrze mi zrobi, a im szybciej nauczę się posługiwać mieczem lewą ręką, tym lepiej i dla mnie, i dla niego. Tym razem mój trening trwał nieco krócej niż ostatnio, ponieważ tym razem wiedziałem, ile trwał ich trening latania... naprawdę Serafinom pojawiają się skrzydła w wieku dziewięciu lat? Nie przypominałem sobie, abym w tym okresie w dzieciństwie pomagał albo obserwował mojego słodkiego Mikleo, jak uczy się latać. Nie byłem pewien, czy to dlatego, że takiej sytuacji nie było, czy może nie pamiętałem z powodu mojego małego wypadku z przeszłości, w wyniku którego nabawiłem się chwilowej amnezji. Muszę się spytać o to męża, i to zdecydowanie, inaczej ta sprawa nie da mi spokoju. Chciałbym wiedzieć, dlaczego nie byłem przy nim, kiedy uczył się tak niebezpiecznej rzeczy, no bo powiedzmy sobie szczerze, latanie za bezpieczne nie jest. 
Nie chcąc kazać czekać mojemu mężowi, postanowiłem zakończyć to żenujące przedstawienie zwane przeze mnie ćwiczeniem. A przynajmniej chciałem, ponieważ w pewnym momencie poczułem się dziwnie, jakby... obserwowany. Tylko przez kogo? Albo przez co? Niepewnie rozejrzałem się po otoczeniu, zaciskając mocniej palce na rękojeści miecza. Co prawda, i tak nie uda mi się jakkolwiek obronić, jeżeli coś mnie zaatakuje, chyba, że będę miał wielkie szczęście. 
Najpierw usłyszałem głośny warkot i nim zdążyłem na cokolwiek zareagować, coś uderzyło mną o drzewo z taką silą, że upuściłem miecz i straciłem dech w piersi, nie wspominając o bólu rozchodzącym się po całym moim ciele. Kiedy troszkę oprzytomniałem, a na to miałem raptem ułamek sekundy, moim oczom ukazał się ten sam wilczy potwór, który zaatakował Yuki’ego i wyrwał mi kawałek ramienia. Znaczy, czy ten sam to nie wiem, ale wyglądał bardzo podobnie. Chociaż, to może być ten sam... jak byłem młodszy straszono mnie, że większość bestii goni swoje ofiary, jeżeli te jakimś cudem im się wymknęły. Czy ten tutaj czaił się na mnie, by mnie zabić i mieć czyste sumienie? Nie miałem pojęcia, czy faktycznie tak było i nie miałem czasu się nad tym zastanawiać, ponieważ potwór zaszarżował na mnie. Przeturlałem się, unikając tym samym jego zębów ale mocno naruszając swoją ranę. Wcale bym się nie zdziwił, gdybym ujrzał na bandażu krew, ale nie to było w tej chwili najważniejsze. Musiałem jakoś przeżyć, chociaż to nie wydawało się możliwe. Byłem ranny, w słabej kondycji, nie potrafiłem walczyć i nawet nie miałem w dłoni broni. Byłem w naprawdę beznadziejnej sytuacji, dodatkowo ból przyćmiewał logiczne myślenie. Mikleo... miałem nadzieję, że jeżeli potwór już mnie dopadnie, to zje mnie w całości, nie chciałbym, aby Miki musiał oglądać moje rozszarpane i zakrwawione ciało. 

<Aniołku? Przybędziesz na ratunek durnemu pasterzowi? C:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz