Mój mały aniołek znowu przesadzał, on miałby mnie skrzywdzić? Jak? Faktycznie, widziałem, że nie potrafi się za bardzo opanować, jeżeli chodzi zarówno o słowa i czyny, ale wiedziałem, że nie zrobiłby mi krzywdy. Co jak co, ale mój Miki w życiu by tego nie zrobił, znałem go praktycznie całe życie i to byłoby zwyczajnie wbrew jego naturze. I wierzę, że nawet ten okropny okres dojrzewania tego nie zmieni.
- Wiesz, że jak będziesz taki spięty, to nie uśniesz – wyjaśniłem mu, delikatnie gładząc go po plecach. Jego mięśnie były strasznie napięte, co mi się nie podobało. Podczas leżenia, Mikleo powinien być całkowicie rozluźniony i spokojny, miał odpocząć, a nie jeszcze bardziej się męczyć. Zresztą, ja sam nie byłem w stanie zasnąć, kiedy czułem obok siebie tak zimne i zastygłe ciałko.
- Ale przynajmniej nie zrobię ci krzywdy, to jest ważniejsze – odezwał się, pewien swego. Rany, i co ja z nim miałem...? Znowu zbyt bardzo przejmuje się mną, a za mało sobą, a to nie tak miało wyglądać. Ze mną było przecież wszystko w porządku, już nawet rana przestała mnie piec, więc teraz Miki bez problemu mógł się skupić na sobie i swojej wygodzie.
- Nie tak się umawialiśmy – powiedziałem, całując go w lodowate czoło. – Chociaż spróbuj się troszkę wyluzować, dobrze? – dodałem, lewą ręką zaczynając ostrożnie bawić się jego rozpuszczonymi włosami mając nadzieję, że to troszkę mu pomoże się wyluzować i w końcu chwileczkę odpocznie. Już wystarczająco namęczył się przeze mnie, więc to czas, aby troszkę się wyluzował dzięki mnie, jestem mu to w końcu winien.
- Twoja ręka... – zaczął, ale szybko mu przerwałem.
- Moja ręka jest moją ręką i pozwól, że to ja się nią zaopiekuję i dopilnuję, by nic złego się nie stało. Dam ci znać, jeżeli faktycznie przypadkiem coś mi zrobisz – powiedziałem, nie przestając gładzić go po plecach. To ostatnie to nie była do końca prawda, to będzie zależało od stopnia bólu, jaki poczuję. W końcu, nie będzie sensu go budzić i by później obwiniał się tylko dlatego, że przez niego odrobinkę zapiekła mnie rana. A z tego co zauważyłem, on miał tendencje do obwiniania się za coś, za co nie jest winny. Może i o tym powinienem z nim porozmawiać...? Później. Jak odpoczniemy. Nieprzespana noc i trening, mimo że kiepski i żenujący, naprawdę mnie wymęczyły. Nie byłem pewien, kiedy odbędę następny trening, ale miałem nadzieję, że jak najszybciej, przede mną jeszcze dużo czasu, zanim w końcu czegokolwiek się nauzę. Zresztą, w tym momencie miałem ważniejsze zadanie, musiałem dogrzać mojego biednego, zmarzniętego aniołka.
- Obiecujesz? – spytał, jakby wyczuwając mój mały podstęp.
- Oczywiście, że obiecuję – powiedziałem, uśmiechając się do niego szeroko. Zauważyłem jeszcze jedną, małą rzecz. Mikleo rzadko się kiedy uśmiechał, od kiedy zaczął dojrzewać. Praktycznie w ogóle. To również była jedna z rzeczy, która bardzo mnie martwiła, uwielbiałem jego uśmiech, a i wcześniej, przed tym okresem nie za często miałem okazję go oglądać. Byłem ciekaw, jak długo dojrzewanie u aniołów trwało. Kilka tygodni, miesięcy? A może lat? I biorąc pod uwagę, że Serafiny pełnoletność osiągają dopiero, kiedy kończą tysiąc lat, to dojrzewanie też może trwać długo... Albo wręcz przeciwnie, będzie trwało śmiesznie krótko. Ta niewiedza była bardzo irytująca. – Uspokój się, rozluźnij i spróbuj odpocząć.
Mikleo westchnął cicho, po czym położył głowę na mojej klatce piersiowej i przymknął oczy. Ja z kolei zacząłem gładzić go po włosach i plecach zauważając, że mój mąż powolutku się rozluźniał. Czyli takie gładzenie go po plecach i włosach mu pomagało, nie było to dużo, no ale coś to jednak robiło. Tylko, skoro mu to tak pomagało, dlaczego tak wzbraniał się przed moim dotykiem? Przecież to była przyjemność nie tylko dla niego, ale i dla mnie. Co mu tkwi w głowie, nie miałem pojęcia, ale pozostawała mi nadzieja, że w końcu zacznie ze mną rozmawiać i mówi mi, co go dręczy. Może to by mu choć troszkę pomogło? Czasem zwykła rozmowa może wiele pomóc, co nie jeden raz mu udowadniałem. A ja naprawdę z wielką chęcią bym go wysłuchał i starał się mu pomóc najlepiej, jak tylko mogę. Dzięki zawartemu paktowi czułem emocje, jakie nimi targają, tylko nie rozumiałem, skąd one się u niego wzięło. I jeszcze tak silne... chyba miałem pełne prawo się martwić i być zdenerwowany.
Po jakimś czasie wyczułem, że mięśnie Mikleo się rozluźniły, a on sam zapadł w spokojny sen. Znaczy, miałem takie wrażenie, jego oddech był spokojny i głęboki, również jego serce biło spokojnie. Czyli swoją powinność spełniłem, Miki w końcu spał i mógł ode mnie troszeczkę odpocząć. Takie niańczenie mnie pewnie musiało go bardzo męczyć i drażnić, a ja wcale mu się nie dziwię. Co fajnego może być w ubieraniu, rozbieraniu, przygotowywaniu kąpieli czy chociażby pomocy w myciu dorosłego faceta? Nic. Może to też troszkę przeze mnie chodził ostatnio taki zdenerwowany? Oczywiście mówił mi, że on wcale nie czuł się z tym źle i że to jest jego obowiązkiem, ale... cóż, może go denerwowałem, a on nawet nie był tego świadomy...? Tak też mogło być i nawet byłem pewien, że tak było.
Przytuliłem się ostrożnie lewą ręką do mojego męża, troszkę poprawiłem tą prawą i wtuliłem nos w te roztrzepane włosy, a następnie zamknąłem oczy. Nie było mi do końca wygodnie, pewnie kiedy się obudzę, będą mnie boleć niektóre mięśnie, ale jakoś to przeżyję. W końcu, najważniejsze było to, że mój Miki sobie spokojnie spał. Zdecydowanie wolałem, aby on się wyspał i odpoczął niźli ja. Nie jestem tak ważny, jak on, ludzi jest wielu, a aniołów znacznie mniej.
Obudziłem się kilka godzin później, sądząc po widoku za oknem. Słońce już zaszło, więc jedynym źródłem światła w pokoju były świece, najwidoczniej zapalone przez mojego męża, ponieważ jego nie było w łóżku. Leniwie podniosłem się z łóżka, czując, jak bolą mnie mięśnie pleców. W pierwszym odruchu chciałem się przeciągnąć, ale wystarczyło, że uniosłem prawą rękę nieco wyżej niż zazwyczaj i od razu poczułem nieprzyjemny ból. To był zdecydowanie błąd, aby unosić tę rękę, nigdy więcej tego nie zrobię.
Wszystko fajnie, wszystko pięknie, tylko gdzie jest Mikleo? Bo na pewno nie w pokoju. Zajrzałem nawet do łazienki z myślą, że może udał się tam, by dogrzać się w ciepłej wodzie, ale nie, nie było go tam. Gdzie w takim razie się wybrał? I po co? To mnie leciutko niepokoiło, przecież czuł się okropnie, leżał pod wszystkimi kocami i nie chciał wyściubić nosa poza kołdrę, więc gdzie mógł pójść? Nim jednak zdążyłem wysłać mu jakąś wiadomość, drzwi do pokoju otworzyły się i zaginiony wszedł do środka, niosąc tacę z jedzeniem. Ku mojemu lekkiemu zaskoczeniu, był ubrany ale nie w strój, który podarowała mu Alisha, a w moje stare i nieco za duże na niego rzeczy. Jego szyja również była zakryta, co utwierdziło mnie w przekonaniu że obroża znajduje się na swoim miejscu.
- Co ty robisz? – spytałem zaskoczony, przyglądając mu się uważnie. Czuł się dobrze? Wszystko było w porządku? Nie byłem pewien, wyglądał strasznie blado, nawet jak na niego.
- Poszedłem po kolację dla ciebie – odpowiedział, stawiając tacę na stole.
- To widzę. Ale zrobiłeś to niepotrzebnie, przecież potrafiłbym pójść do kuchni i poprosić o kolację – zauważyłem, podchodząc do niego, by móc położyć dłoń na jego czole. Nadal było ono chłodne, ale już nie lodowate, czyli jest już lepiej. Przynajmniej w teorii. – Nadal jesteś chłodny. I strasznie blady, jak się czujesz? Już lepiej? – dopytywałem, bardzo o niego zmartwiony.
- Gdybym czuł się źle, nie wstawałbym z łóżka – bąknął, nie dając mi konkretnej odpowiedzi na moje pytanie.
- Oboje dobrze wiemy, że byś wstał i nie udawaj, że nie – odparłem, cicho wzdychając. – Nie chcesz może ze mną porozmawiać o tym, co się dzieje? I jak się czujesz? – spróbowałem, chwytając jego dłoń i uśmiechając się do niego delikatnie. Chciałem jakoś do niego dotrzeć i zrozumieć lepiej, przez co przechodzi, ponieważ to była jedna z rzeczy, dzięki którym mógłbym go lepiej wspierać.
<Aniołku? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz