Poczułem się dziwnie, kiedy Shingo poprosił mnie o rozmowę sam na sam. Raczej rzadko ze sobą rozmawialiśmy, albo inaczej; rzadko ze sobą rozmawialiśmy, jeżeli w pomieszczeniu był ktoś jeszcze. Najczęściej wywiązywały się pomiędzy nami jakieś konwersacje, kiedy Taiki oraz jego ciocia byli w pracy i najprawdopodobniej było to tylko dlatego, że mu się nudziło. A może teraz chciał mi powiedzieć na osobności, że nie chce mnie w swojej rodzinie? Nie brzmiał na zbyt szczęśliwego kiedy nam gratulował i w sumie, wcale bym mu się nie dziwił, moi rodzice wyrządzili niewyobrażalną krzywdę nie tylko jemu, ale i całej jego rodzinie, to jasne, że nie chciałby kogoś takiego za... szwagra? Jeżeli wyjdę za jego brata, to wtedy chyba będę jego szwagrem. Albo i nie. Nie znam się na takich rzeczach, nigdy nie sądziłem, że taka wiedza może mi się do czegokolwiek przydać. Nigdy w życiu, aż do tego dnia, nie pomyślałem, że mogę mieć męża. Znaczy, jeszcze nie mam, będę miał, na razie mam narzeczonego, ale samo to już sprawia, że robi mi się ciepło na sercu. Czuć się chcianym i kochanym to naprawdę wspaniałe uczucie, którego przez ostatni rok doświadczyłem więcej niż przez całe swoje życie. Uwielbiałem to uczucie.
Zdecydowanie za dużo myślę. Powinienem chyba poprosić Taiki’ego, aby zaczął mnie wybudzać z transu, kładąc mi dłoń na ramieniu, albo machając mi dłonią przed twarzą, albo... cóż, cokolwiek byłoby dobre, aby wybudzić mnie z tego myślenia. To zrobię przy najbliższej okazji, i kiedy już będziemy sami.
- Pewnie, nie ma problemu – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego delikatnie. Nie widziałem, o co chodziło, mogłem tylko podejrzewać, że nie jest to nic miłego, ale to nie znaczyło, że powinienem być dla niego niemiły. Zresztą, nie wydawało mi się, abym potrafił być szorstki wobec kogokolwiek. Chociaż, raz taki byłem, względem wtedy jeszcze mojego chłopaka, i to nie skończyło się najlepiej i dla mnie, i dla niego.
- Więc chodźmy – mruknął Shingo, kierując się w stronę schodów. Czyli najpewniej będzie chciał porozmawiać ze mną w swoim pokoju... w sumie, to lepiej niż gdybyśmy mieli rozmawiać na dworze. Może na świeżym powietrzu było fajnie, miło i ciepło, ale tylko wtedy, kiedy słońce widniało na niebie, bo później robiło się strasznie zimno, a przynajmniej ja miałem takie odczucie.
Nim wyszedłem z kuchni, uśmiechnąłem się uspokajająco do mojego narzeczonego, nie chcąc, aby się denerwował. Chociaż, to ja pewnie wyglądałem na bardziej zdenerwowanego niż on, Taiki wyglądał bardziej na zaskoczonego propozycją swojego brata. Nie powiem, też czułem zaskoczenie, i to był jeden z głównych powodów, dla którego się zgodziłem. Kierowała mną ciekawość, o co mu może chodzić. Szybciutko dogoniłem Shingo, nie chcąc kazać mu czekać, to z mojej strony byłoby niegrzeczne.
Miałem dobre przeczucie, Shingo zaprosił mnie do swojego pokoju. Otworzył mi nawet drzwi i mnie przepuścił, co było jedną z najmilszych rzeczy, jaką dla mnie zrobił w ostatnim czasie. Z zaciekawieniem wszedłem do pokoju, który okazał się bardzo... pusty. Gdyby nie rozrzucona pościel na łóżku i niedbale zawieszona koszula na krześle raczej powiedziałbym, że nikt tutaj nie mieszkał. Pusty i chłodny, tak w skrócie mógłbym go opisać. W sumie, to mój pokój też był taki surowy, znajdowały się tak tylko najpotrzebniejsze rzeczy. Tutaj, z tego co widziałem, było podobnie.
- Zatem... o czym tak bardzo chciałeś ze mną porozmawiać? – spytałem, odwracając się w jego stronę, kiedy usłyszałem, jak zamyka drzwi. Faktycznie chciał mi przekazać, że nie jestem mile widziany w jego rodzinie? Czy chodziło o coś innego?
- Po prostu... chciałem spytać, czy mój brat dobrze cię traktuje – powiedział zakłopotany, wpatrując się w okno.
Zamrugałem zaskoczony, słysząc jego słowa. Po raz pierwszy słyszałem takie zakłopotanie w jego głosie, ale to nie było najgorsze. Skąd mu się w ogóle takie pytanie wzięło? Taiki przecież nie traktował mnie źle, zwłaszcza przy nim, stawał w mojej obronie, kiedy ten mi dogadywał. Fakt, raz zrobił mi małą przykrość śmiejąc się ze mnie, kiedy Shingo nazwał mnie tchórzem i kurczakiem, ale to była jednorazowa sytuacja. I czemu tak nagle miałoby go obchodzić moje dobro? Przecież... on raczej za mną nie przepada. A przynajmniej na to głownie wskazuje jego zachowanie.
- Gdyby nie traktował mnie dobrze, nie zgodziłbym się na oświadczyny, to logiczne – odpowiedziałem, nie spuszczając z niego wzroku. – Skąd to pytanie?
- Po prostu na mieście słyszę o nim różne rzeczy. Niekoniecznie te pochlebne. I nie za bardzo wiem, ile z tego to prawda – odparł, wzruszając ramionami.
- Cóż, Taiki faktycznie miał trochę burzliwą przeszłość, ale się zmienił. Nie musisz słuchać i wierzyć w te okropne plotki, to jest twój brat i powinieneś wierzyć właśnie w niego – powiedziałem, chcąc za wszelką cenę bronić mojego narzeczonego. Czasem i do mnie docierały te wszystkie plotki na jego temat, przez które sam nie czułem się najlepiej, ale ignorowałem je wiedząc, że mój ukochany się zmienił i już taki nie jest.
- Jest moim bratem, ale nie wyklucza to faktu, że mógłby być złą osobą. Ale skoro uważasz, że jest on dobrym wyborem dla ciebie... to dobrze – Shingo cicho westchnął, a jego słowa wprawiły mnie w jeszcze większą zadumę. Kompletnie nie wiedziałem, o co mu z tym wszystkim chodziło. Powinienem o tym powiedzieć Taiki’emu? Sam nie wiem, to było dosyć dziwne zachowanie, a nie chciałbym, by mój narzeczony się czymś takim przejmował. – Chciałbym omówić jeszcze jedną sprawę. Skoro mamy być rodziną, to lepiej, abyśmy zakopali topór wojenny.
- Topór wojenny? Ja nie wszczynam z tobą żadnych kłótni, wręcz przeciwnie, staram się, utrzymać z tobą dobre relacje, ale to ty masz ciągle do mnie jakieś problemy. Rozumiem, że przez moich rodziców przeżyłeś piekło i jest mi z tego powodu bardzo, bardzo źle, ale staram się zrobić wszystko, by ci to wynagrodzić. Czegokolwiek bym nie zrobił, tobie i tak się to nie podoba i ze mnie drwiłeś – wyjaśniłem, nie spuszczając z niego wzroku. Nie chciałem być dla niego złośliwy, ale nie uważałem, abym to ja robił coś złego, chociaż na początku faktycznie myślałem, że problem jest we mnie. Dopiero Taiki powoli mi uświadomił, że wcale tak nie jest, chociaż troszkę mi zajęło, zanim sam się do tego przekonałem.
- Tak, wiem, byłem idiotą że cię tak traktowałem, ale myślałem, że tak będzie lepiej – z każdym jego kolejnym słowem czułem się coraz to bardziej zmieszany. Od kiedy to lepiej jest, aby ze drwić niż traktować mnie normalnie? To była bardzo dziwna logika, której nie rozumiałem. – Chciałem cię za to wszystko bardzo przeprosić i obiecać ci, że już więcej takie zachowanie z mojej strony nie będzie miało miejsca.
- Przyjmuję przeprosiny – odpowiedziałem, uśmiechając się do niego ciepło. Fakt, wcześniej mówił dziwne rzeczy, owszem, ale postanowiłem to zignorować. Shingo miał swoje małe dziwactwa, które najwidoczniej po prostu należało uszanować, w końcu jego brat też często mówił od rzeczy i jakoś mi to nie przeszkadzało. A skoro przyzwyczaiłem się do mojego narzeczonego, to do jego brata też się przyzwyczaję.
Shingo przyglądał mi się uważnie przez kilka sekund, by w końcu posłać mi delikatny uśmiech i podziękować mi. Najwidoczniej moje słowa sprawiły mu wielką ulgę. Przynajmniej będę mógł powiedzieć Taiki’emu, o czym rozmawialiśmy bez większych wyrzutów sumienia, jeżeli będzie mnie o to pytał. Nie mając powodu aby zostawać w pokoju sam na sam, zeszliśmy na dół do reszty rodziny. Znaczy, do reszty jego rodziny, a nie mojej, jeszcze nie jesteśmy rodziną, a już ich ciocia poprosiła mnie, abym zwracał się do niej per „ciociu”. To było dla mnie dziwne i jeszcze pewnie dużo czasu minie, zanim się do tego przyzwyczaję. Ku mojemu zaskoczeniu, w ciągu naszej kilkuminutowej nieobecności kuchnia została posprzątana, a na stole stała nieotwarta butelka, zapewne wypełniona alkoholem, oraz trzy kieliszki. Mamy jakieś święto, czy coś...? Przyjęte oświadczyny to raczej nie jest powód do świętowania, a przynajmniej tak mi się wydawało. W końcu go kochałem, więc to raczej jasne, że bym się zgodził.
- Wreszcie jesteście, chodźcie, taką okazję trzeba uczcić – odezwała się pani Kato, kiedy zauważyła nas wchodzących do środka. – Shōyō, też się troszeczkę napijesz, prawda? – spytała się mnie, chwytając jeden z kieliszków, jakby zastanawiając się, czy go odłożyć, czy też nie.
- Troszkę alkoholu Karotce na pewno nie zaszkodzi – odezwał się za mnie Taiki, posyłając mi znaczący uśmieszek. W końcu on doskonale widział, jak niewiele wystarczy mi, aby się upić, co było dosyć żenujące. Na swoją obronę mogę tylko dodać, że moja styczność z alkoholem jest naprawdę znikoma, przynajmniej w ostatnim czasie. Wiedząc, co oznacza ten znaczący uśmieszek mojego narzeczonego, pokazałem mu język. W mojej słabej głowie nie było nic zabawnego.
- Ale tylko jeden kieliszek – sprostowałem, uśmiechając się do kobiety delikatnie. Pani Kato pokiwała głową po czym dodała, że zejdzie na chwilę do spiżarni po jakieś przekąski i już wyszła z pomieszczenia. – Jeżeli będę jadł tak dużo w tak krótkim tempie, to strasznie przytyję – bąknąłem do mojego narzeczonego, podchodząc do niego i wtulając się w jego ciało. Troszkę martwił mnie fakt, że mógłbym przybrać na wadze, ponieważ miałem wrażenie, że gdyby moje ciało się zmieniło, Taiki’emu mogłoby się to nie spodobać. A biorąc pod uwagę, jak wiele w ostatnim czasie jem, to taki scenariusz szybko może się ziścić. Zauważyłem, że odkąd tutaj mieszkam, jem bardzo dużo. Albo przynajmniej o wiele więcej, niż zwykłem jadać w domu i to mnie troszkę przerażało. Nie powinienem jeść tak wiele, powinienem być troszkę bardziej powściągliwy w tej kwestii.
<Taiki? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz