wtorek, 29 czerwca 2021

Od Soreya CD Mikleo

 Jako empatyczny człowiek i były pasterz powinienem powiedzieć mojemu mężowi, że zachował się niewłaściwie, ale jakoś nie mogło mi to przejść przez gardło. Faktycznie, byłem bardzo zaskoczony, kiedy go na zewnątrz wściekłego, a przed nim stał Arthur z dziwnie wygiętą ręką i grymasem bólu na twarzy, ale czy byłem zły na Mikleo i czy personalnie uważałem, że postąpił źle? Absolutnie nie. Nie przepadałem za Arthurem po tym, jak zaczął przystawiać się do mojej Owieczki, a po tym, jak się pobiliśmy, zaczął mnie darzyć podobną niechęcią. A później było już tylko gorzej. Wierzyłem jednak, że mój mąż niesprowokowany nie zrobiłby mu krzywdy – nawet będąc w okresie dojrzewania – więc najwidoczniej musiał bardzo przegiąć. Zresztą, o jakiej krzywdzie tutaj mówimy, widziałem, jak Lailah już zabierała się za nastawianie złamanej kości, co musiało go bardzo mocno zaboleć, i leczenia złamania, czyli tak w sumie, nic złego się nie stało. Tylko troszkę bólu, ale jestem pewien, że już w tym momencie jest tak samo sprawny, jak godzinę temu. A to, że go trochę zabolało, może go czegoś nauczy. Nie chciałem mówić, że Arthur jest złym pasterzem, bo po tym, jak ja się zachowywałem w tym okresie, nie miałem prawa tak mówić, ale trochę brakowało mu do bycia faktycznie tym dobrym. Miałem nadzieję, że Lailah jakoś go ogarnie i naprowadzi na prostą. 
- Nie musisz się nim przejmować, nie zrobiłeś niczego złego – odezwałem się łagodnie, uśmiechając się ciepło do męża. – Jestem pewien, że sam się o to prosił. 
- Złamanie ręki za obrażanie to raczej nie jest odpowiednia kara – powiedział niepewnie, nagle martwiąc się swoimi czynami. Obrażanie... co on mu takiego powiedział? 
- Jego ręka w tej chwili pewnie już nie jest złamana. Widziałem, jak Lailah mu pomagała, czyli jedyne, co mu zapewniłeś, to troszkę bólu – wyjaśniłem, nie przestając się do niego uśmiechać. – Po tym, jak cię traktował i co ci robił wydaje mi się, że na to zasłużył. 
Mikleo, wyglądający na odrobinkę załamanego, usiadł z nieszczęśliwą miną na łóżku. Jeszcze tego brakowało, aby obwiniał się przez tego dupka... jest zdecydowanie za dobry i za wyrozumiały. Usiadłem obok niego i delikatnie objąłem go w pasie prawą ręką, całując go delikatnie w ramię. Znowu musiałem go pocieszyć i podnieść na duchu, a wszystko przed tego idiotę. Ale to nic, pomogę mojemu aniołkowi najlepiej, jak tylko mogę, nie mogę pozwolić na to, aby przez Arthura stracić cały progres, jaki do tej pory zrobiliśmy. 
- Jeśli ty byś mu niczego nie zrobił, to ja przywaliłbym mu w żeby. Lewą czy prawą ręką, dla mnie było to bez różnicy – dodałem, opierając brodę o jego ramię, starając się go pocieszyć. 
- To chyba lepiej, że ja to zrobiłem – odpowiedział, wymuszając się na delikatny uśmiech. 
- Co on ci w ogóle powiedział? – spytałem, przyglądając mu się uważnie. 
- Zaczął nabijać się z tego, że dojrzewam i że jestem dziecinką – bąknął, znowu się chmurząc. Zaniepokoiłem się tą informacją, ponieważ doskonale wiedziałem, że cała ta sytuacja ma miejsce przeze mnie. Gdybym tylko się bardziej pilnował, Arthur by się do niego nie przyczepił, a Miki by się nie wkurzył. 
- W takim razie nie powinieneś obwiniać siebie, a mnie. Zacząłem się strasznie o ciebie martwić, zamknąłeś się na mnie i nie chciałeś rozmawiać, dlatego poszedłem do Lailah dowiedzieć się paru rzeczy i poprosić o poradę. Nie sądziłem, że ten idiota będzie podsłuchiwał i... – Mikleo nie pozwolił mi dokończyć, wpijając się w moje usta. Zaskoczony tym niespodziewanym pocałunkiem zamrugałem kilkakrotnie starając się zrozumieć, co się właśnie stało, ale nim zdążyłem zareagować, Miki odsunął się ode mnie, pozostawiając mnie w lekkim szoku. 
- Nie jestem na ciebie zły, bo to wszystko to nie jest twoja wina. Wiem, że działałeś w dobrej wierze – odezwał się spokojnie z wymalowanym na twarzy spokojem. 
- Ale gdybym tego nie zrobił, on by się nie dowiedział – dalej uparcie trzymałem się swojego i tego, że to moja wina, bo tak jakby, była. Wystarczyło więcej ostrożności, a Miki w tym momencie nie czułby wyrzutów sumienia z powodu Arthura i jego złamanej na kilka minut ręki. 
- Czy to mi przypadkiem ostatnio nie mówiłeś, bym nie obwiniał się za coś, za co winny nie byłem? – spytał, a ja się lekko zastanowiłem. Fakt, mówiłem mu to dokładnie wczoraj, jeśli dobrze pamiętam. 
- Mówiłem, ale czy ty mnie przypadkiem nie posłuchałeś i dalej uparcie twierdziłeś, że jesteś winny? – odpowiedziałem pytaniem na pytanie, pozwalając sobie na delikatny uśmiech, biorąc to wszystko jako delikatne przekomarzanie się. 
- To było dawno i nieprawda. Poza tym, to była zupełnie inna sytuacja – odparł, delikatnie pusząc policzki, co dodawało mu tak cudownego uroku, plus jeszcze te słodkie, letnie ubranka... tak, to był zdecydowanie dobry pomysł, aby mu je kupić. 
- Tak sobie tłumacz – odpowiedziałem lekko rozbawiony, podnosząc głowę i całując go w czoło. – Pójdę zobaczyć się z Lailah i sprawdzić, co ten pacan na ciebie naopowiadał. Idziesz ze mną? – spytałem, zabierając dłoń z jego biodra. 
- Nie chcę go widzieć na oczy – bąknął, na co pokiwałem głową. Wcale mu się nie dziwiłem, też nie miałem na to najmniejszej ochoty, ale musiałem wytłumaczyć sytuację Lailah oraz Alishi. Wątpiłem, aby kobiety uwierzyły pasterzowi na słowo, bo przecież one znały Mikleo doskonale, ale wolałem nie ryzykować i przedstawić im także drugą wersję całej tej sytuacji. 
- Więc ja idę oczyścić twoje dobre imię, a ty... nie wiem, może zrelaksuj się w balii, albo coś poczytaj. Ja zaraz wrócę – powiedziałem, podnosząc się z łóżka i zaraz po tym wyszedłem z pokoju. 
Jak się okazało, w pokoju pasterza była nie tylko sam pasterz i Lailah, ale i także Alisha. Ucieszyłem się z tego powodu, ponieważ dzięki temu nie będę musiał chodzić po całym zamku i szukać królowej. Arthur nie był zadowolony z mojej obecności i chciał mnie natychmiast wyprosić z pokoju, ale Alisha powiedziała, że mam zostać. Jak myślałem, pasterz przedstawił sytuację zupełnie inaczej i niezgodnie z prawdą, przez co to Mikleo wyszedł na potwora. Oczywiście, przedstawiłem wersję mojego męża, która była prawdy zdecydowanie bliżej i w którą kobiety uwierzyły. Lailah wyglądała na zmartwioną i może nawet odrobinkę wkurzona. Poprosiła mnie i królową o opuszczenie pokoju, ponieważ musi poważnie porozmawiać z pasterzem, na co oczywiście się zgodziliśmy. W końcu, najwyższa pora, aby go trochę ogarnęła. 
Myślałem, że teraz będę mógł spokojnie wrócić do pokoju, ale Alisha poprosiła mnie, abym na chwilę poszedł z nią do jej gabinetu. Kiedy znaleźliśmy się w środku, od razu w oczy rzucił mi się rozwalony na fotelu Lucjusz. A więc ten mały zdrajca zaszył się tutaj... pomyśleć, że Mikleo tak się o niego martwi, o co w życiu bym go nie podejrzewał. Nie sądziłem, że tak bardzo zżyje się z kotem, zwłaszcza, że z początku oboje się nie lubili i co dodatkowo, Mikleo był o niego zazdrosny. Chociaż twierdził, że nie, co było strasznie urocze i zabawne jednocześnie... no nic, będę teraz mógł mu przekazać, że jego ulubieniec ma się świetnie i nie musi się o niego martwić. 
- Proszę bardzo. Wszystkiego najlepszego z okazji urodzin. Mam nadzieję, że ci się spodoba – Alisha, która szukała przed chwilą czegoś w biurku, nagle się wyprostowała, a w rękach trzymała ładnie zapakowaną paczuszkę, w której prawdopodobnie znajdowała się książka, a przynajmniej tak to wyglądało. Przyznam, to wszystko mnie lekko zaskoczyło. Jakie urodziny? O czym ona mówi?
- Mam dzisiaj urodziny? – spytałem jakże inteligentnie, patrząc na nią zaskoczony. To ten dzień? 
- Tak właściwie, to jutro, ale nie będę jutro obecna, więc chciałam ci go dać ten dzień wcześniej – wyjaśniła z uśmiechem, podchodząc do mnie, by wręczyć mi prezent. 
- Mam jutro urodziny? – spytałem, jeszcze bardziej zaskoczony. 
Przyznam, odrobinkę mi się zapomniało, no i też nie miałem głowy do tego, by myśleć o tak trywialnych i samolubnych rzeczach jak moje własne urodziny. W sumie, to nie obchodziłem ich od... od śmierci mojego męża. Ale skoro teraz już do mnie wrócił, chyba już mogę... chociaż, nie wiem, czy jestem jeszcze w nastroju do takich rzeczy. No i także są w tym momencie ważniejsze rzeczy, jak świętowanie tak trywialnych rzeczy, jak moje urodziny. Muszę w tym momencie pomóc Mikleo w tym trudnym dla niego okresie, muszę pilnować, aby czuł się dobrze, bezpiecznie i by nie obwiniał się o każdą głupotę, a to jest trudne, biorąc pod uwagę to, że jego nastrój potrafi się zmienić w każdej chwili i to przez jakąś drobnostkę, którą przecież by się normalnie nie przejął. 
- Musisz być bardzo zabiegany, skoro zapomniałeś o tak ważnym święcie – zauważyła rozbawiona, a ja jedynie uśmiechnąłem się do niej przepraszająco. Nie uważałem, aby moje urodziny były jakimś szczególnie ważnym świętem, ale nie chciałem jej tego mówić na głos, ponieważ zaraz by mnie zbeształa. 
- Mam ostatnio troszkę na głowie – przyznałem, drapiąc się z zakłopotaniem po karku. – Dziękuję ci bardzo za prezent, ale... wiesz, że to nie było konieczne, prawda? – spytałem, odbierając paczuszkę. Szczerze, to wystarczyłoby mi samo „wszystkiego najlepszego”, a i tak zrobiłoby mi się miło. 
- Wiem, ale chciałam ci zrobić małą przyjemność. Mam nadzieję, że tego jeszcze nie czytałeś, trochę się naszukałam – wyjaśniła, a z jej ust nie schodził uśmiech. 
Jeszcze rozmawialiśmy przez kilkanaście minut, pozwalając sobie tym samym na krótką przerwę. Później ona musiała wrócić do obowiązków królowej, a ja do anioła, który w każdej chwili mógł zacząć przechodzić kryzys i załamanie nerwowe, a gdyby tak się stało, musiałem być przy nim. 
Przyznam, przeżyłem lekkie zaskoczenie, kiedy wszedłem do pokoju. Wszelkie poduszki oraz koce z naszego łóżka znalazły się na środku pokoju, chyba tworząc tym samym bazę. Sadząc po głosach, które stamtąd dobiegały, musieli znajdować się tam zarówno Mikleo jak i Yuki. I wydawali się bardzo dobrze bawić, ponieważ co chwila było słychać chichoty. To było urocze, nawet i bardzo urocze. Mój Miki trochę odżył, co mnie bardzo cieszyło. Czy to znaczyło, że w jego przypadku dojrzewanie powoli dobiegało końca...? Miałem taką nadzieję, chociaż stwierdzić tego nie mogłem. To sam anioł mógł stwierdzić, czy się to kończy, czy nie. 
- A co się tu dzieje? – spytałem rozbawiony, odkładając prezent na stół. Podszedłem do bazy i uklęknąłem przed nią, delikatnie odgarniając koc. Moim oczom rzuciła się jedna, szczególna rzecz, a mianowicie ciasteczka, na które zaraz nabrałem ochoty. Właściwie, to nawet byłem troszkę głodny, ale myślę, że obiad może chwilę poczekać, teraz najwyższa pora, aby spędzić troszkę czasu z rodziną. 

<Aniołku? c:>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz