Wiedząc, co jest grane, westchnąłem cicho, nie mogąc się poruszyć, jeśli to zrobię, mogę sprawić mu ból, czego bardzo bym nie chciałem, dlatego też poddałem się, grzecznie przy nim leżąc, myśląc w tej chwili jedynie o jego ręce, która nie miała zamiaru zostać zdjęta z mojego biodra.
- Więc mam leżeć nago? - Gdy zadałem to pytanie, usta mojego męża szeroko się uśmiechnęły. O co ja w ogóle pytam? Przecież wiadomo, że mu się to podoba.
- Jak dla mnie nie musisz się w ogóle ubierać, lubię twoje nagie ciało - Przyznał, kładąc swoją dłoń na moich pośladkach.
- Więc mam na co dzień chodzić nago? - Zapytałem, oczywiście tylko sobie żartując, nie będę przecież chodził cały czas nago, są wśród nas osoby, które mogą mnie zobaczyć.
- Hym, przy mnie mógłbyś chodzić nago, ale tylko przy mnie, nikt inny nie może oglądać twojego nagiego ciała - Stwierdził, z nutką zazdrości w głosie składając szybki pocałunek na moim czole.
- Oczywiście, tylko przy tobie - Ziewnąłem cicho, przecierając swoje oczy, odczuwając zmęczenie, które powoli zaczęło nadchodzić z podwojoną siłą.
- Tylko przy mnie - Powtórzył, zaspanym głosem. - Chodźmy już spać - Dodał, chwytając mnie trochę mocniej, abym podczas snu mu nie uciekł, tak jakbym w ogóle miał na to ochotę.
Nie mówiąc już nic, ze względu na zmęczenie męża zamknąłem buzię i oczy wsłuchując się w dźwięk bicia jego serca, który przyjemnie usypiał mnie do snu.
Przebudziłem się dwie może trzy godziny później, sam zresztą nie do końca byłem tego pewien. Powoli podnosząc się do siadu, rozciągnąłem swoje zastygłe mięśnie, zerkając na męża, który wciąż spał, niech śpi, sen to zdrowie a on musi mieć go dużo by wytrzymać ze mną.
Składając delikatny pocałunek na jego ustach, wstałem po cichu z łóżka, zbierając swoje ubrania, które szybciutko założyłem na ciało, zakrywając to, co powinno zostać zakryte przed wyjściem z pokoju.
Co prawda wychodzić nie musiałem, tak samo, jak ubierać się nie musiałem, chciałem jednak wyjść na chwilę na świeże powietrze, mając nadzieję, że w tym czasie mój mąż się nie obudzi, nie chciałbym, aby się martwił. Myśląc, że gdzieś mu zniknąłem lub nie daj Boże. Odszedłem, nigdy nie wiadomo co mi jego głowie się za pomysł zrodzi.
Zerkając na męża ostatni raz czy aby na pewno śpi, wyszedłem z pokoju, kierując się na dwór, gdzie wśród drzew chciałem odpocząć od towarzystwa, nie żebym nie lubił towarzystwa męża, bo wręcz je uwielbiam, jestem jednak typem anioła, który lubi częściową samotność i spokój, mogąc sobie w tym czasie trochę rzeczy przemyśleć.
- O proszę, proszę, kogo my tu mamy - Gdy tylko usiadłem pod jednym z drzew, jak na zawołanie obok pojawił się Arthur i tyle byłoby ze spokoju i samotności.
- Czego chcesz? - Spytałem, niezadowolony nawet nie ukrywając swojej niechęci do chłopaka.
- Dlaczego jesteś taki niemiły? Przecież chciałem tylko porozmawiać - Mimo mojej niechęci chłopak starał się być bardzo miły, co nie wróżyło mi niczego dobrego.
- Do rzeczy czego chcesz? - Burknąłem, już poirytowany a dopiero było mi tak dobrze, mogłem nie wychodzić z sypialni.
- Nie tak ostro dziecinko - Zadrwił, czym niepotrzebnie zdenerwował mnie jeszcze bardziej.
- Nie jestem dziecinką - Syknąłem, zachowując się jak nie ja, odczuwając niesamowitą złość, nad którą nie panowałem a wszystko to z powodu dojrzewania.
- Jak to nie? A czy to nie dzieci dojrzewają? - Skąd on wiedział? Przecież nikomu nie powiedziałem, ukrywając to przed całym światem, tylko Sorey wiedział, czy on mu? Nie to niemożliwe on by mu nie powiedział, na pewno nie jestem.
- Kto ci to powiedział? - Zdenerwowany wstałem z ziemi gotów by mu dać w zęby, musiałem jednak poczekać, biorąc dwa głębokie wdechy, by przypadkiem go nie zabić.
- Słyszałem, jak Lailah rozmawiała o tym z twoim mężem maleńki - Chłopak perfidnie nabijał się ze mnie w sposób bardzo okrutny, doprowadzając mnie do białej gorączki, dlaczego on taki jest? Co ja mu zrobiłem?
Trzęsąc się cały, złapałem jego rękę, którą położył mi na głowie, wykorzystując całą swoją siłę, by złamać mu tę cholerną kość, nikt nie będzie mnie dotykał ani obrażał, a już nie ktoś taki jak on.
Z ust chłopaka wydobył się głośny krzyk bólu, który zebrał ludzi słyszących ten krzyk w tym Alishe i Soreya najwidoczniej i on już zdążył się obudzić, szukając mnie po zamku, stąd też był w stanie usłyszeć głos Arthura.
- Co się stało? - Zaskoczona Alisha podbiegła do nas z przerażeniem patrząc na złamaną rękę pasterza.
- Złamał mi rękę to potwór nie anioł - Mimo wszystko te słowa mnie nie zabolały, było mi wszystko jedno, co ten gość o mnie myśli jest gnojem i zasłużył sobie na to. Nie mówiąc ani słowa ominąłem ich, wracając do zamku, ignorując wszystko i wszystkich w tym mojego męża a wszystko to dlatego, że nie chciałem nic robić przy ludziach.
- Miki wszystko w porządku? - Zmartwiony Sorey wszedł za mną do sypialni, kładąc mi dłoń na ramieniu, zwracając tym samym moją uwagę.
- Tak, nie, nie wiem - Odwróciłem się do męża, dopiero teraz czując się winien tego, co zrobiłem, nie powinienem tak zareagować to nie odpowiednie zachowanie prawdziwego anioła. - Myśli, że przesadziłem? Chyba nie powinienem łamać mu ręki, tylko dlatego, że mnie obrażał - Wyszeptałem, skruszony patrząc na męża, nie wiedząc już samemu czy powinienem się czuć z tym wszystkim źle, czy raczej nie w końcu obraził mnie, ale, czy to pozwala mi na tak radykalne środki? Sam już nie wiem, trochę się w tym wszystkim zagubiłem.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz