Nie chcąc, rozmawiać z mężem o tym, co czuje, po prostu zwiałem jak tchórzliwe zwierzę, pragnąc tylko uciec od wszystkich strasznych myśli, które kotłowały się w mojej głowie, czując się z chwili na chwilę coraz gorzej, jedno zdarzenie a pozostanie w mojej pamięci na długo a wszystko to dlatego, że nie potrafiłem ochrzanić męża za jego głupotę, biorąc wszystko na siebie, co to dojrzewanie ze mną robi? Jak długo ono trwa, w księdze czytanej przeze mnie za dziecka napisane było, że dojrzewanie anioła trwa krótko, lecz bardzo emocjonalnie wtedy nie rozumiałem, o co chodzi, dziś już wiem, moje dojrzewanie przejdę szybko, lecz bardzo boleśnie, boleśnie nie w sposób fizyczny a psychiczny, przemilczeć wszystko, wybaczę a później, gdy wszystko się skończy, a ja zostanę popchnięty na kraniec i wybuchnę, nie mogąc już znieść tych wszystko złych myśli.
Pogrążony w życiowych rozterkach wszedłem do kuchni, w której było pusto, najwidoczniej służba musiała na chwilę opuścić swoje miejsce pracy, pozwalając mi tym samym podebrać gotowy w garnkach obiad, mogąc zamieść go mężowi, który ewidentnie musi coś zjeść, by nabrać siły i zregenerować się po tym dzisiejszym wydarzeniu.
Po cichu nałożyłem jedzenie, nie chcąc, aby ktoś mnie usłyszał, wychodząc z kuchni niezauważony, cóż tak jakby ktoś miałby mnie kiedykolwiek w moim życiu zobaczyć.
Cicho wzdychając w milczeniu, wróciłem do pokoju, w którym mój mąż na szczęście był, nie planował więc już żadnych dodatkowych atrakcji przerażających mnie niemiłosiernie, miło z jego strony, bo więcej mógłbym naprawdę nie przeżyć.
- Proszę - Stawiając jedzenie na stole, mogłem wrócić na łóżko, by wreszcie odpocząć, cały ten dzisiejszy dzień zapowiadał się tak przyjemnie, a przynajmniej taki był z rana, po wczorajszym stosunku czułem się dobrze, stres odszedł a ja, chociaż na chwilę przestałem się obwiniać, aż do teraz gdy znów wszystko wróciło i to z podwójną siłą dołująca mnie jeszcze bardziej niż wczoraj.
- Dziękuję - Sorey podziękował za przyniesienie mi jedzenia, ale mimo to nie zaczął go jeść, podchodząc do mnie, by spokojnie usiąść na łóżku, przyglądając mi się uważnie.
- Dlaczego nie jesz? - Spytałem, chcąc wiedzieć, czy aby wszystko było z nim w porządku, martwiąc się o jego zdrowie i samopoczucie, nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś mu się stało lub gdyby zmarł, bez niego moja wieczność będzie przekleństwem.
- Chciałbym z tobą jeszcze raz porozmawiać. Proszę, powiedz mi, że się nie obwiniasz za to, co zrobiłem? To naprawdę nie twoja wina, to moja wina sam tego chciałem - Skwitował, chwytając moją dłoń, którą ucałował, mocno trzymając ją w uścisku.
- Dlaczego tak bardzo ci zależy, na tym, abym ci to powiedział? - Spokojnie zadałem to pytanie.
- Bo nie chce, abyś się obwiniał, za moje błędy - Niepewnie zaczął, patrząc w moje oczy, przesadnie się o mnie martwiąc.
- Twoje błędy to moje błędy - Przyznałem, nie mając problemu z przyznaniem się do błędu.
- Twoje błędy? To ja jestem odpowiedzialny za siebie, jestem dorosły, nie musisz czuć się winien za moje błędy - Uparcie starał się, jak tylko mógł, aby przekonać mnie do swojego myślenia.
Westchnąłem cicho, wiedząc, że i tak tego nie zrozumie, a przecież to takie proste jestem jego aniołem, opiekunem aż do śmierci jego błędy są moimi błędami.
- Sorey idź jeść, wystygnie ci - Zmieniłem temat, odsuwając swoje dłonie od jego dłoni, kładąc się spokojnie na łóżku, plecami do męża nie chcąc już rozmawiać o tym, co się stało i o tym które z nas ma rację.
- Miki proszę - Smutnym głosem starał się wywołać u mnie poczucie winy, które i tak było już tak wielkie, że już większe być nie może.
- Chce odpocząć. Proszę, potrzebuje czasu - Poprosiłem, naprawdę potrzebując tej chwil spokoju, czułem się winny, niepotrzebny i niezrozumiały ten świat jest okrutny, a ja nie mogę tego zmienić.
Mój mąż odpuścił sobie rozmowę ze mną, dając mi spokój, którego tak potrzebowałem, pozwalając mi się wyciszyć i odpocząć.
***
Następny dzień był dla mnie jeszcze gorszy, mój mąż najwidoczniej chciał robić wszystko samodzielnie bez ingerowania mnie w to, najwyraźniej nie byłem mu już potrzebny i pewnie bym się tym nie przejął, gdyby nie to dojrzewanie, z jego powodu czułem, że mnie nie potrzebuje, co dołowało mnie jeszcze bardziej.
- Na chwilę wychodzę dobrze? - Gdy mój mąż to powiedział, zmartwiłem się. Czując, że znów może zrobić coś głupiego. - Spokojnie, idę tylko na miasto. Obiecuje, że nie zrobię niczego głupiego - Całując mnie w czoło, uśmiechnął się delikatnie, gdy ja kiwnąłem jedynie głową, pozwalając mu iść, gdzie tylko chce, w końcu nie mogę mu niczego zabronić.
Mężczyzna nie słysząc sprzeciwu z mojej strony, pozostawił mnie samego, wychodząc z pokoju, dając mi czas na odpoczynek, który nie chciał nadejść, tak strasznie się o niego martwiłem, obawiając się o jego zdrowie, a nawet życie...
- Sorey? - Odezwałem się pierwszy raz od rana, widząc wchodzącego do pokoju męża z jakimiś ubraniami i kwiatami? - Dla kogoś te kwiaty? - Lekko zaskoczony wstałem z łóżka, podchodząc do męża.
- Dla ciebie w ramach przeprosin za moją głupotę, mam nadzieję, że ci się podobają - Gdy to powiedział, poczułem dziwną radość, jeszcze chyba nigdy nie dostałem od niego kwiatów, to bardzo miłe.
- Dziękuję - Cały w skowronkach wziąłem bukiet białych róż do ręki, wciągając do płuc ich zapach. - Są piękne - Dodałem, łącząc nasze usta w namiętnym pocałunku.
- Podobają ci się? - Widząc zaskoczenie na twarzy mojego męża, z szerokim uśmiechem na ustach kiwnąłem energicznie głową.
- Bardzo - Przyznałem, trzymając je w rękach. - A to co? - Dopytałem, chcąc wiedzieć co to za ubrania.
- A tak, to również dla ciebie, kupiłem ci krótkie spodnie i koszule, abyś miał coś swojego i nie musiał męczyć się w moich koszulach lub strojach od Alishy.
Byłem mu bardzo wdzięczny naprawdę bardzo wdzięczny, niby takie drobne rzeczy a cieszą bardziej niż nie jeden najdroższy na świecie prezent.
Zadowolony wziąłem ubrania od męża, chcąc się w nie przebrać jak najszybciej, musząc najpierw jednak zadbać o kwiaty, by w końcu muc się przebrać.
- I jak? - Od razu z lepszym humorem wyszedłem z łazienki, stając przed mężem, dając mu się przyjrzeć tym krótkim niebieskim spodenki i koszuli z krótkim rękawem tego samego koloru zapiętą na drugi i trzeci guzik pozostawiając całą resztę w spokoju, nie zdejmując również z szyi obroży, którą tak lubił mój mąż. Mając w tej chwili wielką ochotę na atencję męża. Rany ostatnio jestem jego największym utrapieniem albo milczę i unikam kontaktów, albo pragnę, by mnie doceniał i prawił komplementy, nie mówiąc już o dotykaniu, rany jak ja lubię, gdy mnie dotyka, nie wspominając już o kochaniu się z nim, moje ciało wtedy przechodzą przyjemne dreszcze, a wszystkie najgorsze myśli odchodzą gdzieś w dal, pozwalając mi oddać się tej cudownej przyjemności, której ostatnio za wiele nie mamy, choć nie narzekałbym, gdyby było inaczej.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz