Zajmując się Yukim, poczułem dziwny niepokój dający mi znać, że coś jest nie tak i to nie ze mną ani z Yukim a z moim mężem i ojcem chłopca. Zmartwiony tym dziwnym niepokojem poprosiłem syna, abyśmy zakończyli trening na tę chwilę, musząc odnaleźć Soreya, by upewnić się, że wszystko z nim w porządku. Wykorzystując do tego pakt, potrafiłem szybko i dokładnie stwierdzić gdzie jest i jak długo zajmie mi dostanie się do niego.
- W coś ty się wpakował? - Spytałem, sam siebie rozkładając skrzydła, by jak najszybciej wzbić się w powietrze, podążając za aurą męża, która doprowadziła mnie do pola, na którym się znajdował, nie będąc jednak samemu, powrócił znów potwór, który ostatnio go zaatakował, pragnąc najwidoczniej dokończyć dzieła, nie spodziewając się, że ktoś inny może się pojawić na jego drodze.
Nie czekając ani sekundy dłużej wylądowałem na ziemi, przywołując swój łuk, z którego już po chwili wydostała się pierwsza strzała pędząca w stronę demonicznego zła.
Bestia, czując przeszywający ją ból, wydawała z siebie głośny ryk, całą swoją uwagę zwracając tylko i wyłącznie na mnie szczerząc kły, myśląc, że to mogłoby mnie wystraszyć.
Zaciskając dłoń na łuku, zmrużyłem oczy, patrząc uważnie na bestię, która ruszyła na mnie.
- Mikleo uważaj - Słysząc głos męża, poczułem gniew, on kazał mi uważać? Gdyby nie jego lekceważąca postawa wszystko byłoby dobrze i żadne z nas uważać by nie musiało, co mu w ogóle przyszło do głowy, by tutaj przyjść i to sam.
Tylko spokojnie Mikleo musisz się skupić na tej bestii, w myślach uspokajając się, skupiłem całą swoją uwagę na potworze, który zaatakował szybciej, niż przypuszczałem, na szczęście będąc na to przygotowanym, zwinnie odskakując od potwora, który bardziej z tego powodu się zdenerwował, głośno dając o tym znać. Nie przejęty tym, co czuje lub myśli Helion zaatakował, wykorzystując całą swoją siłę i moc, by zadać dwa porządne ciosy, doprowadzając do wykrwawienia się potwora.
- Miki - Zaczął niepewnie Sorey, słysząc jego głos, odwróciłem głowę, w jego strony patrząc mu w oczy, z błogim spokojem zaczynając mówić.
- Co tu robiłeś? - Spytałem, spokojnie nie okazując ani jednej negatywnej emocje.
- Byłem, ym na spacerze - Gdy to powiedział, odszedłem od bestii, podchodząc do leżącego na ziemi miecza.
- Z mieczem? - Czekając na wyjaśnienia, wziąłem miecz do ręki.
- Dla bezpieczeństwa? - Bardziej zapytał, niż odpowiedział, widząc jednak mój spokojny, a jednocześnie trochę zimny wzrok postanowił mówić prawdę. - Chciałem potrenować, aby móc znów obronić cię i naszego syna - Zaczął się tłumaczyć, przyglądając mi się, gdy podszedłem do niego, oddając mu miecz.
- Oszukałeś mnie, mieliśmy być wobec siebie szczerzy, a Ty mnie oszukałeś, miałeś iść na zwykły spacer. Czy ty zdajesz sobie sprawę, co by się stało, gdyby nie nasz pakt? - Mówiłem to z błogim spokojem, całkowitą winę biorąc na siebie może gdybym był lepszym aniołem, nie oszukałbym mnie, to na pewno z mojej winy nie chciał powiedzieć mi prawdy, znów pewnie zrobiłem coś nie tak, nie byłoby to wcale takie dziwne, ostatnio wszystko robię nie tak, a mój mąż tylko z powodu mnie cierpi.
- To nie tak - Znów zaczął się tłumaczyć, chwytając moją dłoń, którą odsunąłem od niego, cicho wzdychając.
- Nie tłumacz mi się, wracajmy do zamku - Zabrzmiało to, jakbym zlekceważył całą tę sprawę, gdy tak naprawdę przeżywałem to w milczeniu, nie mając pojęcia, dlaczego nie powiedział mi prawdy, czy oszukiwaniem nie było czymś dobrym? Czymś, co ludzie nazywają jedynym wyjściem? To prawda nie chciałem, aby trenował, jednak jeśli już naprawdę nie mógł bez tego wytrzymać, mógł powiedzieć mi, że mimo mojej niechęci będzie trenował, nie byłbym z tego powodu zadowolony, ale chyba byłbym pewniejszy i spokojniejszy wiedząc, że jest ze mną szczery. A tak czuję, że zawiodłem i to w sprawie, w której zawinąć nie powinienem.
Mój mąż podczas powrotu do zamku próbował zamienić ze mną kilka zdań, ja jednak milczałem, popadając w dołek, czując do siebie jeszcze większy żal i niesmak czując, że tak trzeba, bo przecież gdybym nie był kiepskim mężem, nie byłbym oszukiwany przez osobę, którą tak kocham.
- Miki porozmawiasz ze mną? - Wchodząc do pokoju, chwycił moją dłoń, chcąc bym się zatrzymał i na niego spojrzał, rozmawiając, o tym, co się wydarzyło.
- Nie ma chyba o czym - Przyznałem, nie rozumiejąc, o czym chce ze mną rozmawiać, przecież ja już wiem wszystko, nie nadaje się do bycia jego anielskim opiekunem i może nawet mężem, tyle na temat. - Miałem pomóc ci się ogolić, ponadto powinieneś się umyć i pokazać mi swoją ranę, na pewno została naruszona - Zmieniłem temat. Wiedząc, że muszę zająć się teraz swoim mężem, który bez mojej pomocy sobie nie poradzi, a przynajmniej tak uważa.
- Nie zmieniaj, proszę tematu - Poprosił, chwytając mój podbródek. Chcąc, abym spojrzał w jego oczy.
- Jeśli tego potrzebujesz - Uległo i spokojnie poddałem się mu, jeśli naprawdę tego potrzebuje, niech mówi, nie będę mu przeszkadzać, jedyne co zrobię to, opatrzę jego ranę, która ewidentnie potrzebuje pomocy.
Słuchając, co do mnie mówi, podszedłem z nim do łóżka, sadzając go na nim, biorąc do rąk świeży opatrunek, musząc zdjąć stary. Sprawdzając, czy rana dobrze się goi, wiedząc i czując, że mogła ona zostać naruszona z powodu ataku heliona.
Podczas opatrywania rany słuchałem Soreya tłumaczącego się, dlaczego to zrobili i przepraszającego za to, co zrobił, gdy ja nawet nie krzyczałem ani nie miałem do niego pretensji, za to, co zrobił, w końcu przyjąłem to, że za dobrze chciałem, gdy tak naprawdę nie powinienem wcale z nim dyskutować, pozwalając mu trenować, może wtedy nic by się nie stało.
- Nie jestem zły - Stwierdziłem, dopiero teraz coś sobie uświadamiając miałem mu pomóc się ogolić i wykąpać. No nic, będziemy uważać na opatrunek.
- Nic więcej mi nie powiesz? - Na to pytanie pokiwałem przecząco głową, co miałem mu powiedzieć? Zawiodłeś moje zaufanie? Już ci nie zaufam? Nie, tak mu nie powiem a wszystko to dlatego, że wiem, dlaczego to zrobił. Zrobił to, bo ja uparcie nie chciałem, aby trenował, więc to moja wina, a nie jego. - Nic? - Powtórzył zaskoczony.
- Nie, Sorey nie powiem, a teraz chodź, pomogę ci się ogolić, umyjesz się wieczorem, chyba że chcesz teraz, to ci pomogę - Zmieniałem znów temat, nie chcąc o tym już rozmawiać, było mi przykro, bo myślałem, że jesteśmy ze sobą szczerzy, a z drugiej strony było mi źle z samym sobą. Wiedząc, że to moja wina, nie chciałem jednak mówić, o tym, jak się czuje ani co myślę, przełknąłem to i spokojnie pogodziłem się z tym, co się stało, wybaczając mężowi tę głupotę, sobie jednak nigdy nie wybaczę tego, że mogłem go narazić, spuszczając go z oka i do tego zabraniać mu trenować co jedynie bardziej zachęciło go do tego czynu, sam sobie jestem winien i muszę z tym dalej żyć.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz