Byłem pod wrażeniem, jak szybko Miki ze smutnego i może obrażonego anioła, który nie zwracał na nic i na nikogo uwagi, stał się taki radosny i pragnący uwagi. Znaczy, nie, żebym narzekał, bo właśnie takiego chciałem go zobaczyć, tylko to wszystko już powoli zaczynało mnie męczyć i stresować. Doskonale zdaję sobie sprawę, jak wielka odpowiedzialność na mnie ciążyła, zrobię coś źle i Miki z tej pogodnej owieczki stanie się przygnębionym kociakiem. A to, że go znam tyle lat, też nie za bardzo mi pomaga, ponieważ aktualnie zachowuje się jak nie on. Gdyby było inaczej, wczoraj za to, że go nie posłuchałem i naraziłem się na niebezpieczeństwo Mikleo porządnie przywaliłby mi w łeb, okrzyczałby mnie i nie odzywał się do mnie przez... cóż, nie wiem, ale jestem pewien, że przez coś takiego przed nami byłoby kilka milczących dni. Kocham go, zrobiłbym dla niego wszystko, co tylko by sobie zażyczył, wiem też, że w tym momencie potrzebował mnie bardziej niż kiedykolwiek, ale czasem miałem wrażenie, że jego emocje, zwłaszcza to silne poczucie beznadziejności, przekłada się również na mnie. Ciągle mam wrażenie, że to przeze mnie tak się czuje i przechodzi przez to wszystko tak bardzo intensywnie, że nie jestem wystarczająco dobry dla niego, a swoim brakiem wiedzy nie pomagam mu, a mu szkodzę. Co prawda, Lailah mówiła mi wczoraj, że wcale tak nie jest, ale im silniejsze emocje targały Mikleo, tym bardziej ja miałem wrażenie, że to coś ze mną jest nie tak.
Wczoraj udało mi się porozmawiać z Lailah. Zrobiłem to, jak zmęczony i ewidentnie zły na mnie Mikleo zasnął. Miałem tylko nadzieję że Arthur się nie przysłuchiwał, ponieważ był bardzo zaciekawiony, dlaczegóż to pragnę pomówić z Lailah, ale chyba finalnie na jej prośbę dał nam chwilę prywatności. A przynajmniej miałem taką nadzieję. Kobieta dała mi kilka bardzo pożytecznych wiadomości odnośnie tego całego dojrzewania, jak chociażby to, że nie trwa to aż tak długo, co najwyżej miesiąc. A jeżeli chodzi o Mikleo, to minęło już... nie mam pojęcia, ile, ale miesiąc to wcale nie tak dużo. Pani Jeziora również poleciła mi, że jeżeli mąż się na mnie zamyka, a będą bić od niego emocje, które mnie niepokoją, mogę przejrzeć jego myśli. Takie rozwiązanie niezbyt mi się spodobało. Między mną a Mikim panowała niepisana umowa, że nie grzebiemy sobie w myślach, co oczywiście szanowałem. Inną sprawą było to, kiedy myśli są zbyt głośne, wtedy nie da się ich nie słyszeć, ale żadne z nas się o to nie gniewa.
Uśmiechnąłem się delikatnie do męża, który w tym momencie ewidentnie pragnął mojej uwagi, powoli do niego podchodząc. Zatem, bukiet białych róż okazał się być strzałem w dziesiątkę, chociaż przyznam, bardzo bałem się mu je dać, ponieważ nie wiedziałem, jak zareaguje. Na szczęście Mikleo ucieszył się, a jego humor znacznie się poprawił, co właśnie było moim zamiarem.
- Myślę, że powinieneś zapiąć wszystkie guziki – wymruczałem mu do ucha, prawą dłoń kładąc na jego biodrze, a lewą, czyli tą bardziej zdrową, wsunąłem pod jego koszulę. To był bardzo, ale to bardzo dobry pomysł, aby kupić mu te rzeczy, chociaż wybierałem je trochę w ciemno. Nie byłem pewien, czy one mu się spodobają, nigdy nie widziałem, aby chodził w podobnych rzeczach, ale najwidoczniej to był strzał w dziesiątkę. Wkrótce będę mu musiał również zakupić rzeczy na chłodniejszą porę roku, ale to zrobię razem z nim. Nie chcę kupić mu czegoś, co mu się nie spodoba. – Wyglądasz za bardzo kusząco – dodałem, podgryzając płatek jego ucha i nie przestając drażnić jego ciała, które już zaczynało delikatnie drżeć pod wpływem mojego dotyku, a przecież nic jeszcze nie zrobiłem. I nie zamierzałem zrobić, a przynajmniej nie teraz. Yuki może niedługo wpaść i lepiej, abyśmy nie robili niczego niestosownego, zwłaszcza, że chłopiec już nie jest taki mały i rozumie więcej rzeczy, niż mogłoby się wydawać.
- To chyba ważne, aby dobrze wyglądać dla swojego małżonka – wyszeptał, zarzucając mi ręce na kark. Miałem nadzieję, że jego nastrój nagle się nie zmieni, kiedy powiem mu, że na takie rzeczy nadejdzie czas później, bo wtedy... nie wiem, co wtedy, wolałem nawet nie myśleć, co to będzie.
- Nawet bardzo ważne. Mam nadzieję, że tylko ja będę cię takiego oglądał – odparłem cicho, nachylając się nad nim, by móc ucałować jego usta. Mikleo z chęcią pogłębił pocałunek, cicho mrucząc z zadowolenia. Po chwili jednak oderwał się ode mnie, zaczynając rozpinać guziki mojej koszuli, najwidoczniej bardzo spragniony mojego dotyku. Naprawdę żałowałem, że nie mogę dać mu tego, czego tak bardzo w tej chwili chce, ale musiałem go powstrzymać, nim zajdziemy za daleko. – Miki, nie możemy. Nie teraz – powiedziałem, chwytając lewą dłonią jego nadgarstki. Jak na zawołanie uderzył we mnie wielki smutek, zawiedzenie oraz poczucie beznadziejności.
- Dlaczego? – spytał ze smutkiem, posyłając mi spojrzenie skrzywdzonego szczeniaczka.
- Ponieważ Yuki zaraz ma przyjść, a oboje nie chcemy, aby zastał nas w takiej sytuacji – wyjaśniłem mu, gładząc jego chłodny policzek. Mój mąż pokiwał smutno głową, a ja poczułem się źle. Naprawdę coraz częściej zaczynam mieć wrażenie, że mu szkodzę zamiast pomagać, i nie jest to miłe wrażenie, bo wraz z tym w mojej głowie rodzą się kolejne pytania. Dla przykładu teraz zacząłem się zastanawiać, dlaczego to mnie wybrał na osobę, której odda się całkowicie? Znaczy, dla mnie to jest wspaniałe wyróżnienie i wielkie szczęście, ale dla Mikleo jestem przekleństwem. Nie dość, że krzywdzę go teraz, to jeszcze odebrałem mu szansę na normalną miłość, która dałaby mu szczęście. – Później ci to wynagrodzę, dobrze? – dopytałem uśmiechając się do niego szeroko. Wynagrodzę, o ile mi pozwolisz, pomyślałem.
- Mam nadzieję – odburknął, delikatnie pusząc policzki. To był dobry znak...? Czy może jednak wręcz przeciwnie? Sam nie wiem, jestem za głupi na subtelne znaki.
- Zakryj obrożę i zapnij wszystkie guziki, nie chciałbym, aby ktoś podziwiał twoje ciało, kiedy wyjdziemy z pokoju. To mogę robić tylko ja – poleciłem mu, słysząc już na korytarzu biegnącego do naszego pokoju.
Mikleo pokiwał głową, a ja odwróciłem się w stronę drzwi, chcąc aby uwaga naszego syna była w pierwszej kolejności skupiona na mnie. Przez ten czas Mikleo zdąży zakryć obrożę chustą, by tym samym uniknąć niewygodnych pytań dziecka. Chociaż, muszę przyznać, zaskoczył mnie bardzo z tą obrożą, wyglądało na to, że nosił ją cały czas, odkąd tylko opuściliśmy azyl. Nie zwracałem zwykle na to uwagi, ponieważ Mikleo pilnował się, by postronne osoby jej nie zauważyły, ale nie zmienia to faktu, że zawsze była tam, gdzie być powinna, czyli na jego szyi. Nosił ją pomimo tego, że traktowałem go okropnie i nie potrafiłem mu pomóc. Zdecydowanie nie zasługiwałem na kogoś takiego, jak on.
Zająłem na chwilę Yuki’ego, póki Mikleo nie był gotowy, co trudne nie było, chłopiec pragnął także mojej atencji, której ostatnio miał za mało, głównie dlatego że chciał, abym najpierw wydobrzał, no i też ja sam ostatnimi czasy skupiałem się głównie na Mikleo. Ale jeszcze trochę, a dojrzewanie u mojego męża się skończy, moja rana się zagoi i będę mógł zdecydowanie więcej czasu spędzać z synem. Nawet już dzisiaj obiecałem mu, że potowarzyszę im przy treningu, na co chłopiec bardzo się ucieszył.
- Możesz zmykać już na plac. Ja i tata zaraz do ciebie dołączymy – odezwał się nagle Miki, odwracając się w naszą stronę, może troszkę nerwowo poprawiając tę cudowną błękitną koszulkę. Yuki pokiwał ochoczo głową i zaraz zniknął nam z pola widzenia. – Mam nadzieję, że zamierzasz przy okazji sobie samemu potrenować – dodał, kiedy zostaliśmy sami.
- Nie, będę siedział w cieniu i obserwował jego postępy – obiecałem, naprawdę chcąc uszanować jego zdanie, chociaż nadal brak treningu nie uznawałem za dobry pomysł. Ja się jednak już z tym popisałem i teraz muszę się odbyć pokorę, by znów wkraść się w łaski mojego męża. – Idziemy? Nie możemy kazać naszemu chłopcu długo czekać – odparłem, uśmiechając się do niego najcieplej jak tylko potrafiłem, wyciągając w jego stronę dłoń licząc na to, że jej nie odtrąci. To był w moim mniemaniu bardzo prosty test, który miał mi pokazać, w jakim stanie jest aktualnie mój mąż. Jeżeli chwyci moją dłoń oznacza to, że wszystko jest w porządku, albo przynajmniej większość rzeczy, a jeżeli ją odtrąci... cóż, to wtedy będzie oznaczało, że znów coś schrzaniłem i najprawdopodobniej w jakiś sposób znowu go skrzywdziłem.
<Owieczko? c:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz