Cicho westchnąłem, gdy zorientowałem się, co tak właściwie wypłynęło z moich ust, nie powinienem się tak do niego odzywać, przecież nie jest idiotą, a nawet jeśli nim jest, nie muszę mu tego mówić prosto w twarz. Moje zachowanie nie jest grzeczne ani nawet znośne dla ludzi będących dokoła mnie a tak właściwie tylko dla mojego męża, w końcu nikt poza nim większego kontaktu ze mną nie ma.
- Przepraszam, nie powinienem cię tak nazywać - Przeprosiłem czując, że muszę za to przeprosić, obrażanie kogoś lub celowe przezywanie nie jest na miejscu, dojrzewam czy nie powinienem się zachowywać lub mocno gryźć w język, aby nie mówić w tak okropny sposób do własnego męża, który nie jest niczemu winien.
- Nie gniewam się - Zapewnił, uśmiechając się do mnie, chcąc abym uwierzył w jego słowa, dlaczego więc uwierzyć nie potrafię? Ma żal i to czuje, chociaż tego nie mówi, cały Sorey czasem chyba zapomina, że wiąże nas pakt, który mimo wszystko zdradza mi to, co czuje lub myśli. - A ty mimo wszystko powinieneś skorzystać z mojej propozycji - Gdy to powiedział, od razu pokiwałem przecząco głową, lepiej nie już jestem dla niego ogromnym problemem, nie chcę stać się jeszcze większym problemem.
Nie mówiąc już nic, doskonale wiedząc, że Sorey i tak nie przyzna się, że ma do mnie żal pomogłem mu powoli zdjąć ubrania, nie naruszając jego ręki, pozostawiając go samego w łazience, gdy znalazł się już w gorącej wodzie, nie chcąc i nawet nie mogąc wejść z nim do gorącej wody, w końcu nie mogę być pewny samego siebie, moje zachowanie zmienia się, szybciej niż jestem w stanie o tym pomyśleć, a ja naprawdę nie chcę przypadkiem zrobić mu krzywdy tylko dlatego, że stracę nad sobą panowanie.
Cichutko wzdychając, usiadłem na łóżku, nakrywając się znów kocem, grzejąc swoje ciało, było mi zimno, tak strasznie zimno, a to dziwne w końcu na zimno nigdy nie narzekałem, wręcz przeciwnie lubiłem je, tylko dziś jest ze mną coś stanowczo nie tak, jak być powinno. Rany tak chciałbym już zakończyć ten okres w swoim życiu i być tym samym czasem nawet za bardzo znudzonym życiem aniołem niż ciągle głupio dogadywać mężowi lub gorzej jeszcze się na niego za nic obrażać.
Wpatrując się ślepo w zamknięte okno, zastanawiając się nad sobą i swoim postępowaniem bawiąc się przy tym swoimi palcami, starając się zająć czymś myśli. Tak właśnie mijał mi czas, minuta, dwie pięć i gdy całkiem straciłem już poczucie czasu, w końcu w głowie zaczęła świecić mi czerwona lampeczka informująca mnie o tym, że coś jest nie tak. W końcu było cicho nawet za cicho jak na to, że mój mąż ma przecież brać kąpiel, trochę tym zmartwiony wstałem z łóżka, kierując się do łazienki, gdzie jak się okazało po otwarciu drzwi, mój mąż wyszedł już z wody, starając się samodzielnie ubrać, no co za człowiek czy on robi mi na złość? Przecież mógł mnie zawołać, bym mu pomógł.
- Co robisz? - Spytałem spokojnie, nie chcąc znów przypadkiem czegoś głupiego mężowi powiedzieć.
- Ubieram się sam, abyś mógł odpocząć i się mną nie przejmować - Gdy to powiedział, miałem ochotę walnąć go w łeb, ale tego nie zrobię nie teraz nie w tej chwili.
Zagryzając dolną wargę, aby nie powiedzieć mu niczego głupiego, spokojnie podszedłem do niego, zabierając od niego koszulkę, z którą mu pomogłem, uważając na jego rękę, wciąż milcząc, starając się myśleć o wszystkim, co nie jest w stanie mnie zirytować.
- Dziękuję - Uśmiechnął się przepraszająco, gdy wypuściłem wodę z Bali, zamaczając na chwilę dłonie w jeszcze ciepłej wodzie, która mimo mojej niechęci do ciepła była bardzo przyciągająca.
- Nie musisz dziękować to mój obowiązek - Stwierdziłem, wychodząc z pokoju, wracając do łóżka, nakrywając się wszystkim, co było tylko możliwe, potrzebując ciepła, którego nigdzie nie mogłem znaleźć, nawet te koce nie dawały mi tego ciepła, na którym mi tak zależało.
- Pójdę do kuchni poprosić o dwie herbaty, rozgrzejesz się dobrze? - Sorey starał się z całych sił rozmawiać ze mną, chcąc pomóc mi w tej trudnej dla mnie stymulacji, byłem mu za to wdzięczny, a jednocześnie bardzo mu współczułem, gdybym nie był takim dupkiem, nie dogadywałbym mu głupio, ciągle tylko chcąc zrobić wszystkim dokoła mnie na złość, nie wiadomo tak naprawdę, za co i dlaczego.
Nie odpowiadając, pokiwałem głową, odczuwając kolejne emocje wywołujące we mnie najgorsze uczucia, obrzydzenie, nienawiści do siebie samego i poczucie beznadziejności, dlaczego ja to wszystko czuję? Tak strasznie mi z tym wszystkim źle, czy naprawdę dojrzewanie u aniołów musi być aż takie okrutnie?
Zamyślony usłyszałem jedynie ciche zamykanie się drzwi naszego pokoju, mój mąż poszedł po herbaty, a ja będąc znów sam, mogłem pomyśleć, o tym, jak strasznie okropny teraz jestem i jak bardzo go zawodzę z powodu tak durnej rzeczy, z którą sam powinienem sobie poradzić.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz