Nie chciałem, naprawdę nie chciałem zareagować aż tak impulsywnie, a mimo to znów to zrobiłem, znów zachowałem się tak, jak zachowywać nie powinien się prawdziwy anioł i mąż. Ostatnio jest ze mną naprawdę źle, przenoszę tylko wstyd i hańbę innym istotą niebieskim stając się gorszą wersją siebie.
Odstawiając naczynia do zlewu, cicho westchnąłem, powoli wychodząc z kuchni, coraz to bardziej zamykając się na wszystko, co istniało dokoła, myśli stawały się szare, smutne i zawodzące tak samo, jak zawodziłem ja, kiedy to oczy ukrywając żal w sercu, straciły blask, nie chcąc zdradzić tego, co trapi mnie od momentu dojrzewania, które mimo wszystko coś mi uświadomiło, a może gdybym nigdy nie narodził się jako anioł, życie nie tylko samego Soreya byłoby lepsze, ale i wielu innych istot... Myśląc tak nad tym, nie wróciłem do pokoju, w którym był mój mąż, wychodząc z zamku, kierując się nad jezioro, gdzie chciałem, a wręcz musiałem zastanowić się nad sobą i tym, co dzieje się wokół mnie przez tak naprawdę mnie samego i moje okropne zachowanie.
Ja naprawdę jestem ostatnio kompletnie do niczego, wściekam się o nic, a później chce by mój mąż prosił mnie o pomoc, rany jedno z drugim się wyklucza, to wszystko tak fatalnie się ze sobą złożyło.
Znajdując się wreszcie nad wodą, usiadłem na ziemi, przyciągając nogi do brody, kładąc na nich swoje dłonie, przyglądając się w milczeniu swojemu odbiciu w wodzie, zastanawiając się nad wszystkim, co dzieje się ostatnio wokół mnie, wokół nas i to przez kogo, przez który anioła powinien być silny, nie okazując tego, co go boli.
Wzdychając cichutko, poczułem łzy spływające po moich policzkach, czując jak nadmiar złych emocji, przygniata mnie, niszcząc każda piękną myśl, pozostawiając w sercu ból, którego nie uśmierzy nawet cud.
~ Miki gdzie się podziewasz? - Usłyszałem myśl wysłaną przez mojego męża, który chyba zaczął się troszeczkę o mnie martwić, gdy tak naprawdę nie ma, poco nie jestem obiektem zainteresowania żadnego potwora, jeden, który chciał mnie zabić, już nie żyje.
~ Nad jeziorem - To była krótka odpowiedź, która miała jedynie uspokoić Soreya, by wiedział, że nic mi nie jest.
~ Co tam robisz? Wracaj do mnie - Nie odpowiedziałem już na tę kolejną myśl, unosząc głowę nad niebo, dostrzegając chmury zwiastujące deszcz, a nawet samą burzę. Nie przejąłem się tym ani trochę, ponownie kładąc głowę na kolanach, spędzając tak minutę, dwie, pół, godzinę sam nie do końca wiedziałem, jak długo tam jestem i pewnie, gdyby nie burza siedziałbym tam jeszcze dłużej.
Przemoczony do suchej nitki wszedłem do pokoju, w którym Sorey na mnie czekał, nie ukrywając niezadowolenia ani pretensji, których było sporo a wszystko to z powodu mojego milczenia i braku obecności przez tak długi dla niego okres.
W milczeniu wysłuchałem jego pretensji, bo w końcu na to zasłużyłem, pozwalając mu dać upust emocją, które kłębiły się w jego głowie, czułem je i właśnie chyba to dobijało mnie jeszcze bardziej. Milcząc, kiwnąłem tylko głową, dając znać mężowi, że rozumiem to, co do mnie mówi, kierując się do łazienki, gdzie wziąć musiałem ciepłą kąpiel, która rozgrzała moje lodowate ciało, rozpuszczając włosy, które również zamoczyłem w ciepłej wodzie.
- Hej mogę wejść? - Sorey niepewnie otworzył drzwi do łazienki, czekając na moje słowa, które nie nadeszły, a jedynym pozytywnym znakiem pozwalającym mu na wejście było delikatne kiwnięcie głową. - Przepraszam, nie powinienem tak zareagować - Zaczął ostrożnie, podchodząc do balii.
- Miałeś prawo tak zareagować - Wyksztusiłem z siebie spuszczając jeszcze bardziej głowę, by grzywka całkowicie przykryła moje oczy, w których znów zbierały się łzy.
Mój mąż wyczuł negatywny napływ moich emocji, gdyż bez słowa przyciągnął mnie do siebie, mocno przytulając, nie przejmując się tym, że jestem cały mokry.
- Co się z tobą dzieje? - Podpytał, nie przejmując się nawet swoim ramieniem, które może naruszyć, przytulając mnie mocno do siebie.
- Nie wiem, naprawdę nie wiem - Wydusiłem, nie mogąc już powstrzymać napływających do oczu łez, które spływały mi po policzkach. - Przepraszam - Wyszeptałem, przepraszając za wszystko i za nic jednocześnie.
- Za co ty mnie głuptasie przepraszasz? - Spytał, odsuwając się ode mnie, aby otrzeć moje łzy, delikatnie się do mnie uśmiechając.
- Za wszystko, za to, że nie umiem, okazać ci tego, co czuje, za to, że nie potrafię sobie poradzić z własnymi emocjami i za co tylko chcesz - Przyznałem, chcąc naprawdę chcąc, mu powiedzieć co czuje, ale nie umiałem, rozmowa o mnie samym jest trudna, nawet trudniejsza niż mi się wydawało, ale tak miałem od zawsze, więc to chyba nic dziwnego a jedynie może być coś trudnego i irytującego dla mojego męża.
<Pasterzyku? C:>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz