sobota, 21 września 2019

Od Louisa CD Keyi

Zamarłam, całkowicie sparaliżowana błyskawicznie rozchodzącym się po ciele uczuciem strachu. Czując przystawioną do mego gardła katanę, całkowicie zapomniałam o otaczającym mnie świecie, skupiając uwagę całego swojego ciała na zimnym ostrzu delikatnie muskającym moją skórę. Pomimo ponawiającego się pytania wypływającego z ust mojej oprawczyni, nie byłam w stanie wyrzucić z siebie ani jednego słowa.
                - Powtórzę jeszcze raz – dla kogo pracujesz? – syknęła kobieta, mocniej przyciskając mnie do ziemi. Skierowana we mnie broń niebezpiecznie zbliżała się do mojej szyi. Po ciągnącym się w nieskończoność momencie ciszy, kiedy to nie byłam w stanie wydukać żadnej odpowiedzi, niebywale ostre narzędzie nacięło delikatnie moją skórę. Subtelna strużka szkarłatno-czerwonej cieczy spłynęła po szyi, barwiąc kark, a następnie niknąc w gęstej trawie. Rozchodzący się wokół zapach smoczej krwi, nieprzyjemnie drażniący moje wyjątkowo wrażliwe nozdrza, skutecznie wybudził mnie z wcześniejszego letargu.
                - Nie pracuję dla nikogo – odparłam cicho, zaciskając dłonie w geście niemej bezradności. – Nie wiem o czym mówisz! Pierwszy raz widzę cię na oczy. - nie kłamałam. Naprawdę nie byłam w stanie przypomnieć sobie twarzy tejże kobiety. Dopiero po chwili, gdy w oczy rzuciła mi się piękna broszka, która wczoraj podczas zakupów na targu tak bardzo przykuła moją uwagę, połączyłam wszystkie wątki.
Wisząca nade mną postać prychnęła z pogardą, nie cofając broni. Ta wrzynała się w moją skórę coraz mocniej. Subtelna strużka powoli zamieniała się w coraz to silniejszy krwotok, nacięcie pogłębiało się. Unoszący się nad nami, metaliczny zapach stał się na tyle gęsty, aby zwykłe oddychanie przychodziło mi z niemałym trudem.
                - Targowisko, wczoraj, kilka minut przed trzecią. Możesz sądzić o mnie wiele, jednak znakomitej pamięci mi nie odmówisz – jej głos przesiąkał skierowanym we mnie jadem. Jej słowa, choć wypowiadane z pozornym spokojem, paliły żywym ogniem. – Pytam po raz ostatni – dla kogo pracujesz i czego ode mnie chcesz?
Ostry ból przeszył moje ciało, gdy ostrze katany gwałtowniej wbiło się jeszcze głębiej, pozostawiając po sobie długą, czerwoną smugę. Tym samym poczułam, że sytuacja zdecydowanie wywinęła się spod jakiejkolwiek kontroli. Nie chcąc czekać na to, aż oprawczyni odrąbie mi głowę, szarpnęłam się gwałtownie. Używając części smoczej siły przekręciłam się w bok. Jednocześnie stanowczo zacisnęłam dłoń na ostrzu broni, odsuwając ją od siebie. Następnie zwinnie wyswobodziłam się z uścisku kobiety, ledwo co unikając stanowczego ciosu śmigającej w powietrzu katany.
Nawet nie obejrzałam się za siebie. Jedynie popędziłam ile sil w nogach w kierunku lasu, kurczowo przyciskając poharataną dłoń do podłużnej rany, chcąc jak najszybciej zniknąć z pola widzenia agresywnego człowieka. Następnie - gdy byłam już pewna, że oprawczyni nie była w stanie mnie dostrzec - wysunęłam skrzydła, prując przy tym gładki materiał lnianej koszuli, a następnie odleciałam w kierunku swojej pieczary. Ostatecznie nie byłam w stanie powstrzymać łez, które były niemym wyrazem mojej bezsilności.
                Po wczorajszym wydarzeniu absolutnie nie miałam ochoty na wyjście ze swojej kryjówki. W dalszym ciągu czułam się roztrzęsiona zaistniałą sytuacji. Bądź co bądź, w obliczu ataku na własną osobę trudno zachować spokój. Ponadto pamiątki po wczorajszym wieczorze – długa, dość głęboka szrama przeprowadzona wzdłuż szyi oraz ślady po chwyceniu ostrza broni gołą dłonią – nie dawały mi spokoju. Piekły jak cholera, krwawiły przez następne dwie godziny od zadania oraz ni jak nie chciały poddać się mojej mocy przyśpieszonej regeneracji. Może to ze względu na nerwy, może z powodu materiału, z którego wykuta została katana. Nie pozostało mi nic innego jak dokładnie oczyścić rany, zakryć je kupionymi przed kilkoma tygodniami bandażami a następnie czekać, aż same znikną.
Nie zapominajmy również o tym, że celem mojej dzisiejszej wędrówki miało być jedno z pobliskich miast zamieszkanych przez setki, jak nie tysiące ludzi. Ludzi! Ostatnie spotkanie dobitnie pokazało mi jak bardzo niebezpieczne mogą być te zaślepione nienawiścią istoty. A teraz miałam, jakby nigdy nic, udać się w sam środek ich osady, narażając się przy tym na długą i niezwykle bolesną śmierć z rąk jednego z nich. Nie miałam jednak większego wyboru, bowiem zobowiązana byłam przekazać jednej ze stałych, chorowitych klientek maści na bóle reumatyczne, którą ta zamówiła kilka dni wcześniej. Będąc szczerym, czułam się odpowiedzialna za biedną wdowę, która od przeszło dwunastu lat mieszkała sama, dopuszczając do siebie jedynie mnie, lekarza oraz chłopaczka z sąsiedztwa, który wykonywał w jej mieniu różnorakie sprawunki.
                - Za jakie grzechy przyszło mi dzisiaj tam iść… - mruknęłam pod nosem, po raz kolejny tego dnia poprawiając ściśle owinięte bandaże. Następnie naprędce związałam włosy, schowałam wszystkie smocze atrybuty, po czym zarzuciłam na siebie długi, szmaragdowy płaszcz.
Wyszłam z jaskini szybkim krokiem, w myślach odliczając sobie siedem godzin do koniecznej przemiany. W duchu modliłam się, abym po raz kolejny nie natrafiła na czerwonowłosą bestię. 

Keya?

Liczba słów: 739

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz