Ostatnie pomieszczenie do jakiego weszliśmy było o dziwo duże i przestronne. W odróżnieniu od reszty zamku tu nie można było wyczuć obrzydliwego zgniłego zapachu demonów. Co prawda pokój został utrzymany w tym samym stylu co reszta tego domu, ale od razu poczułem się tu bezpieczniej. Nie musząc non-stop wstrzymywać powietrza miałem możliwość rozejrzenia się po wnętrzu.
Wysokie, kamienne ściany zostały ozdobione wielkimi gobelinami, tkanymi przeważnie nicią z dodatkiem bardzo cennych drobinek złota. Szew był poprowadzony równo, bez najmniejszych odchyleń czy błędów, a wzory i kształty, które tworzył zapierały dech w piersiach. Choke miał na ścianach wyhaftowaną całą historię Wygnańców! To było coraz bardziej niepokojące. Już miałem się odwrócić i uciekać poprzez uchylone okno, gdy mój wzrok padł na resztę pomieszczenia. Stało tu olbrzymie łoże z okazałym baldachimem, zaścielone krwistoczerwoną pościelą. Nieco po prawej stała niska szafka nocna, wyposażona w lampę z kryształowym kloszem. Tuż pod wielkim oknem stało biurko. Wykonane prawdopodobnie z mahoniu oraz innych równie kosztownych gatunków drewna. Na blacie wyraźnie można było dostrzec misternie układaną intarsją. Tak. Niewątpliwie facet miał bardzo dużo pieniędzy. Jednak najbardziej zainteresowała mnie mała niepozorna szkatułka z gładkiego drewna. Zbliżyłem się powoli machając ogonem i kładąc uszy po sobie. Coś ciągnęło mnie by zobaczyć co jest w środku. Nie myśląc wiele uruchomiłem Toíchos. Jednak i to na nic się stało. Jedyne co poczułem to gwałtowne osłabienie ciała. Jak najprędzej zerwałem więź i biorąc coraz to głębsze oddechy cofnąłem się pod ścianę. Czułem na sobie wzrok nieznajomego, ale aktualnie miałem to gdzieś. Mógłby mnie ostrzec przed używaniem mocy! A nie…
Gdy wreszcie unormowałem oddech i chciałem spojrzeć n Reo, przed otwartymi oczyma ujrzałem ciemność. Zamrugałem parę razy jednak to nic nie dało. Cholerne zużycie mocy! Nie wiem jakimi zaklęciami jest chroniony ten przedmiot, ale najwyraźniej bardzo mocnymi. Musiałem sobie przez chwilę poradzić be wzroku. Oby tylko mój “gospodarz” się nie dowiedział. Nastawiłem uszy i usłyszawszy jego wyraźny oddech, ruszyłem pewnym krokiem w tamtym kierunku. Udało mi się zbliżyć bez większych problemów. Stanąłem więc nie pewnie na przeciw niego zamiatając ogonem podłogę i zakrywając twarz kosmykami włosów. Z takiej odległości raczej zobaczyłby mój martwy wzrok.
- Już obejrzałeś? - głos Reo ponownie wbił mnie w ziemię, a brak tak ważnego bodźca tylko potęgował wrażenie.
- Tak - mruknąłem tylko niewyraźnie i owinąwszy się szczelnie ogonem zacisnąłem niepewnie dłonie na ubrania podarowanych przez Choke’a.
Czemu za każdym razem kiedy traciłem wzrok stawałem się taki nieśmiały?! To irytujące! Owszem. Nie zdarzyło się to wiele razy, jednak wystarczająco bym zdawał sobie sprawę z trudności poruszania się w takim stanie, a przede wszystkim ukrywania krótkotrwałej niedyspozycji.
W chwili, w której dało się słyszeć ciche skrzypnięcie i szelest materiału, wiedziałem, że mężczyzna wstał. Po jego krokach wywnioskowałem, że kieruje się do wyjścia, tak więc potulnie ruszyłem za nim. Niestety nie mogłem zobaczyć przypadkowego sfałdowania na dywanie i prawdopodobnie wyrżnął bym jak długi, gdyby nie silne ręce, przytrzymujące mnie w tali. Zarumieniłem się wściekle, próbując odwrócić twarz w innym kierunku. To takie krępujące. Jednak jeżeli tak dalej pójdzie to prędzej sam zabije się o te cholerne dywany. Nie pozostawało mi nic innego jak przyznać się do ułomności która właśnie teraz mnie dosięgła.
- Wszystko w porządku? - w głosie gospodarza wyczułem zaciekawienie oraz delikatną, starannie ukrywaną nutkę troski
- Ja-aa… ja nie widzę
<Reo? >
Liczba słów: 537
Liczba słów: 537
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz