Spojrzałem na martwe ciało. Na pewno był to mężczyzna, jego całe ciało pokrywał czarny materiał, który w miejscu jego serca przesiąkł czerwienią. Miał jeszcze otwarte oczy, były brązowe, reszta ciała była przykryta. Wiedziałem, że nawet gdyby był nagi, nie rozpoznałbym go. Nie miałem pojęcia, kto chciał mojej śmierci, ale też nie chciałem sobie wmawiać, że to zwykły przypadek. To musiało być związane z aniołami i tym zleceniodawcą. Czy ta dziewczynka naprawdę była taka ważna? A raczej przedmiot, jaki nosiła. Spojrzałem na Keyę i pokręciłem głową.
- Niestety, nie znam go – powiedziałem spokojnie i spojrzałem na jej dłoń. Normalny człowiek skręcałby się z bólu, a ona tylko wydała z siebie odgłos niezadowolenia, kiedy wyciągnęła broń, dlatego chwilowo zignorowałem ranę. - Porozmawiajmy gdzieś w bezpieczniejszym miejscu – zaproponowałem.
- Czyli gdzie? - zapytała, lekko przechylając głowę w bok i owijając rękę kawałkiem materiału, który wyciągnęła z kieszeni.
- U mnie – spojrzała na mnie lekko zaskoczona.
- Nie boisz się przyprowadzać obcych? - wzruszyłem ramionami i skierowałem się do wyjścia z uliczki.
- Bardziej niebezpieczna od nich chyba nie jesteś – stwierdziłem, nie mając tak naprawdę zamiaru jej obrazić, oni po prostu mnie zaatakowali znienacka, a z dziewczyną mogłem jeszcze porozmawiać. - Po za tym wiesz gdzie mieszkam – dodałem, zgadując. Byłem tego faktu pewny tak w osiemdziesięciu procentach, w końcu jako obrońca Maddie, na pewno myślała, że znajdzie ją u mnie.
Ruszyliśmy do mojego domu, który nie znajdował się daleko. Nie wymieniliśmy się żadnym słowem, Keya zajmowała się, by nie gubić krwi po drodze, a ja tylko uważnie nastawiałem uszy, gdyby ktoś znowu miał zaatakować. Na szczęście doszliśmy do celu bez żadnych przeszkód. Wpuściłem kobietę w swe progi, wpierw proponując coś do picia, wybrała zwykłą wodę. Potem dałem jej bandaż i coś na oczyszczenie rany, postawiłem wszystko na stole, przed jej osobą, a sam usiadłem po drugiej stronie mebla.
- Więc… co masz mi do powiedzenia? - ściągnęła przesiąknięty krwią materiał i zajęła się dziurą w dłoni, zaciskając zęby i nie starając się nie poznać po sobie, że sprawia jej to ból.
- Tęsknisz za matką? - zapytałem, by zacząć rozmowę.
- Oczywiście. Była osobą nadzwyczajnie dobrą, pamiętam, że nigdy nie odmówiła pomocy. Miała wielkie serce – pokiwałem głową i nagle poczułem, jak coś ściska mi serce.
- A co byś dała, za odnalezienie jej mordercy? - obserwowałem przez chwilę jak czyści ranę.
- Nie posiadam wielkiego majątku, ale został mi spadek w postaci dość dużej sumy pieniężnej – delikatnie się uśmiechnąłem, pieniądze zawsze są pierwszą walutą do wymiany.
- Pieniądze mnie nie interesują – powiedziałem spokojnie i szczerze, co bym niby zrobił, gdybym był bogaty? - Chce, byś się wyrzekła... swej pracy – starałem się znaleźć dobre słowo. - A konkretnie, to zostawiła w spokoju wszystkie dzieci, nie ważne, czy są ludźmi, czy wygnańcami – powiedziałem w końcu, czego od niej oczekiwałem. Chciałem wytargować życie, być może wielu osób. Nie proponowałem jej, by całkowicie przestałą zabijać, tylko dlatego, że nie chce poświęcać ludzkiej pracy, na rzecz lepszego świata (chociaż by się przydało), oraz temu, że starsze osoby potrafią się jeszcze jako tako bronić.
- Interesuje Cię tylko życie dzieci? - powiedziała spokojnie, chociaż zerknęła na mnie na chwilę.
- Uczę młode pokolenie, by nie stali się tacy, jak wy, więc się dziwisz? - zapytałem szczerze. W końcu w dzieciach jest nadzieja na lepszy świat, niestety wszystko zatacza błędne koło.
- Nie pozwalaj sobie na takie beztroskie obrażanie ludzi. Wszyscy jesteśmy głupcami, Wygnańcy również. Skoro jednak zależy Ci tylko na dzieciakach, jestem w stanie to zrobić – pokiwałem głową i znikomo się uśmiechnąłem, czyli nie była tak głupia, jaka mi się wydawała na początku. Może to tylko wina jej statusu z dzieciństwa doprowadziła ją do tak nędznej teraźniejszości?
- A więc umowa stoi – wyciągnąłem do niej dłoń. Ta na nią popatrzyła, a potem odłożyła bandaż i uścisnęła ją zdrową ręką.
- Słucham, kto ją zabił? - zapytała tym samym spokojnym głosem i wróciła do rany, którą właśnie bandażowała.
- Twój zleceniodawca – na te słowa dziewczyna przerwała czynność i spojrzała na mnie badawczym wzrokiem.
- Skąd to wiesz? - zapytała podejrzliwie.
- To nie istotne. Twój szef, który wynajął cię do zabicia dziewczynki, zlecił śmierć twojej matki – wyjaśniłem dokładniej. Dałem dziewczynie chwilę, na oswojenie się z myślą, że ktoś, kto pozbawił ją kochanej osoby, była na wyciągnięcie ręki.
<Keya? Wybacz że krótkie i długo czekałaś>
Liczba słów: 674
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz