Sen szybko mnie zmorzył. Nie ukrywając całodzienna tułaczka po lesie całkiem samemu była wyczerpującą zarówno fizycznie jak i psychicznie. Jak dobrze że los postawił na mojej drodze białowłosego który zgodził się wyprowadzić mnie z tego okropnego miejsca. Naprawdę byłem mu dozgonnie wdzięczny. Niezbyt świadomy jakichkolwiek zagtorzen nie otworzyłem nawet oczu gdy ktoś wszedł do szałasu.
- Już Ci lepiej? - zapytałem jedynie mając nadzieję że potwierdzi. Jednak nic takiego nie nastało. Zamiast usłyszeć jego głos coś mocno złapało mnie i wyniosło z szałasu. Momentalnie z mojego gardła wydobył się dość głośny krzyk. Osobnik nie wyglądał jak człowiek, był odemnie wyższy co najmniej o dwie głowy a twarz pokryta zwierzęca sierścią w blasku księżyca nie wyglądała przyjaźnie pod żadnym względem. Sam jegomość zapewne również nie miał pokojowych zamiarów. Zacząłem się wyrywać mimo że dobrze wiedziałem że nic mi to nie da. Jestem od niego znacznie mniejszy i słabszy. Po za tym tak zwani wygnańcy z reguły są lepsi pod względem fizycznym od zwykłych ludzi.
-Puść go. - Usłyszałem stanowczy głos za moimi plecami. - Puść go albo obetnę ci łapy! - dało się usłyszeć po chwili. Mój wzrok spoczął na postaci wyłaniającej się z mroku lasu. Doskonale wiedziałem kim jest.
-Zdrajca. Trzymasz z ludźmi- te słowa skutecznie starły delikatny uśmiech na mojej twarzy. Jego głos był naprawdę bardzo nieprzyjemny. -Nie wstyd ci? Oni nas mordują, a ty im pomagasz? - mówiąc to mocniej ścisnął moje nadgarstki przez co cicho syknąłem.
- Nie wtrącaj się. To sprawa między mną, a tym chłopakiem.- Zmarszczył brwi - Odejdź w pokoju albo wypruję ci flaki. Jeszcze jestem głodny. Chyba raczej nie chcesz mnie drażnić.
Poczułem zawachanie w posunięciach nieznajomego. Jednak mimo to groźby nie powstrzymały go przed wydaniem się w przepychanke słowną oraz swoistą " zabawą" moją osobą. Skupiając się tylko na uścisku na moich nadgarstkach nie słuchałem o czym mówili. Co chwilę jego uścisk albo przybierał na sile albo łagodniał. Nie zawachał się również przed uniesieniem mnie w górę czy potrząśnięciem z ogromną siła. Po czasie który dla mnie trwał wieczność napastnik postanowił odpuścić i z niechęcią odepchnął mnie i zniknął. Siła z jaką to zrobił sprawiła że wylądowałem na Kadohim
- Przepraszam. - powiedziałem odrazu spoglądając w górę na niego. Zrobiłem dwa kroki do przodu następnie się odwracając.
-Nic ci nie jest? - zapytałem zmierzają jego osobę wzrokiem z góry do dołu
- Powinieneś bardziej martwić się o siebie niż o mnie. - zaśmiał się cicho kręcąc głową. - Jestem cały. - dodał po chwili. Dla pewności jeszcze raz zmierzyłem go wzrokiem masując obolałe nadgarstki.
- Cudownie. - powiedziałem - Ten gość był straszny. - przyznałem patrząc w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stał.
- Nie ukrywając. - przyznał stając obok mnie. Chodź miałem wrażenie że na nim nie wywarł jakiegoś dużego wrażenia. Na pewno nie tak ogromnego jak na mnie. Kątem oka spojrzałem w górę na jego twarz. Zdawała się być spokojna.
- Do jakiej rasy należysz? - zapytałem spokojnie nie owijając w bawełnę. Nie był już w stanie tego przedemną ukrywać. Parę słów wystarczyło abym się domyślił że nie jest przedstawicielem ludzkiej rasy tak jak ja.
- Dobrze się ukrywałeś ale on cię zdradził. - dodałem aby nie próbował się wykręcać. Posłałem mu delikatny uśmiech cicho wzdychając.
- Robi się chłodno. - dodałem czując zimny wiatr na mojej skórze - Wejdźmy do środka. - dodałem i nie czekając na niego ruszyłem do szałasu.
Kadohi?
Liczba słów: 532
Liczba słów: 532
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz